logodebata

Wspomóż jedyny portal na Warmii i Mazurach, który nie boi się publikować prawdy o politykach i jest za to ciągany po sądach. Nigdy, przez prawie 18 lat istnienia, nie dostaliśmy 1 grosza dotacji publicznej. Redaktorzy i autorzy są wolontariuszami. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 11-030 Purda, Patryki 46B

sobota, lipiec 19, 2025
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Mariusz Korejwo
    • Zbigniew Lis
    • Marian Zdankowski
    • Marek Lewandowski
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Wiadomości
  • Świat

Świat

Ave car!

Szczegóły
Opublikowano: środa, 30 maj 2018 21:57
Magdalena Piórek

Zegar na Baszcie Spasskiej na Placu Czerwonym w Moskwie 9 maja br. kolejny raz ogłosił początek obchodów z okazji Dnia Zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Osiemnasty raz przed Władimirem Putinem. W odpowiedzi na wezwanie prezydenta setki gardeł zakrzyknęło gromkie „uraaa!”. Stukot żołnierskich butów, pomruk przetaczających się czołgów i ryk silników myśliwców na niebie niosły ze sobą jasny przekaz. Rosja była, jest i będzie silna. Nie zmiotła jej niemiecka nawałnica, nie pokonała zimna wojna, przetrwała upadek Związku Radzieckiego, zatem ostatnie sankcje Zachodu i groźby Ameryki też niewiele dadzą. Rosja będzie wykrwawiać się powoli słabością rubla i objętej wszelkimi ograniczeniami gospodarki, ale to nic, car Putin jakoś temu zaradzi. Zegar na baszcie tradycyjnie ogłosił, że Rosjanie przetrwali najgorsze i wciąż są gotowi walczyć o swoje. Ostatnia godzina dla Rosji jeszcze nie wybiła.

Jelcyn pijany

Putin rządzi długo. Zastąpił starego, schorowanego i zapijaczonego Borysa Jelcyna, który tak szargał urząd prezydenta, że Rosja stała się pośmiewiskiem świata. Putin tchnął nadzieję w zwykłych Rosjan i cały czas stara się udowodnić, że upadek ZSRR tak naprawdę niewiele zmienił. Założył sobie, że odda Rosji należne jej miejsce w świecie. Osiemnaście lat rządów to dość, żeby okrzepnąć i śmiało móc powiedzieć, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. W tym czasie Stany Zjednoczone zdążyły czwarty raz wybrać prezydenta, kolejni szefowie rządów w Europie i na świecie zmieniają się jak w kalejdoskopie. W miejsce starych, dawno oswojonych zagrożeń powstają nowe. Po kolei obalani bliskowschodni dyktatorzy i różnego rodzaju „kolorowe rewolucje” dobitnie uzmysławiają Putinowi, że może być następny. Kiedy budzi się z letargu Azja, stary geopolityczny porządek świata zaczyna odchodzić do lamusa. Rosja ma ten komfort, że długoletnie, stabilne rządy jednego człowieka łatwiej pozwalają zachować jeden kurs i utrzymać konkretną wizję. To pomaga zachować właściwą perspektywę i prościej jest znaleźć remedium na zmiany, z którymi musi poradzić sobie Rosja. Dłużej od Putina trzyma się już tylko białoruski dyktator Aleksander Łukaszenka.

Putin car

W ostatnich wyborach prezydenckich Putin uzyskał prawie 77% głosów poparcia przy 67% frekwencji. Wynik okazał się wyższy niż w jakichkolwiek poprzednich wyborach, w jakich wcześniej brał udział. Putinowi udało się osiągnąć efekt „bycia niezastąpionym”. Zarówno na użytek wewnętrznej opinii publicznej, ale chodziło również o chęć demonstracji Zachodowi, że działania prezydenta na arenie międzynarodowej budzą entuzjazm społeczeństwa. Mając za sobą media i służby specjalne można było dowolnie manipulować wyborami. Stając naprzeciw takich kontrkandydatów jak Ksenia Sobczak czy Władimir Żyrinowski nawet nie musiano specjalnie fałszować głosów. Twarzą prawdziwej opozycji w Rosji jest Aleksiej Nawalny, ale władza nie chciała dopuścić go do startu w wyborach. Rosjanie zagłosowali tłumnie na Putina, bo w niego wierzyli, ale też nie pozwolono im uwierzyć w kogoś innego.

Putin konsekwentnie próbuje budować wizerunek silnej Rosji. Nawet jeśli kraj boryka się z hamującą gospodarką i zachodnimi sankcjami, władza na Kremlu udaje, że problemu nie ma. Rosyjska gospodarka uzależniła się od dochodów z eksportu nośników energii, a pod rządami Putina trend ten zdecydowanie jeszcze się nasilił. Model oparty na surowcach stał się mało wydolny, nie zapewnia już stabilnego wzrostu i powoduje wciąż powtarzające się kryzysy ekonomiczne. Pogarszają to nienajlepsze dla Rosji trendy na światowych rynkach energetycznych, a zachodnie sankcje gospodarcze powiększają skalę problemu. Na putinowskiej Rosji zaczęło w końcu mścić się uzależnianie geopolityki z kwestią surowcową. Ale to wcale nie znaczy, że Rosja miałaby z tego zrezygnować. Projekty takie jak Nord Stream czy Turecki Potok realizowane są w kontekście czysto politycznym, a Moskwa nie przejmuje się krytyką, że inicjatywy głównie wykluczają słabsze podmioty międzynarodowe. Druga nitka gazociągu północnego uzależnia całkowicie gazowo Ukrainę od Rosji, a w przyszłości ten sam scenariusz może powtórzyć się w stosunku do Polski.

Uzależnianie gospodarcze – mimo że nie tak dochodowe jak niegdyś – wpisuje się w polityczną wizję rosyjskiego miejsca w świecie. Putin zdaje sobie sprawę, że sytuacja, w której Rosja wraz ze Stanami Zjednoczonymi odgrywała główną rolę na arenie międzynarodowej, nie ma szansy więcej się powtórzyć. Agresywna ekspansja USA i słabnąca gospodarka Rosji sprawiają, że Moskwa zmuszona jest stawiać na system wielobiegunowy. Wraz z ożywieniem gospodarczym i wojskowym Azji świat ruszył mocno do przodu i powojenny ład może niedługo zostać odłożony na półkę. Świat nie jest już podzielony na dwa wrogie obozy – podzielił się refleksją Putin – stał się dużo bardziej skomplikowany. Federacji Rosyjskiej zaczęło robić się ciasno: USA nie zaprzestają prób ograniczania rosyjskich wpływów, w Azji zaczynają dominować Chiny, chińskie firmy rozsiadły się w Afryce, a Bliski Wschód stał się areną zmagań Turcji, Iranu, Arabii Saudyjskiej i wspieranego przez USA Izraela. Moskwa niedługo będzie musiała zdecydować, czy chce otwartej konfrontacji czy woli ograniczyć się do zakulisowych gier. Włączenie się w działania wojenne w Syrii pokazało, że z Rosją wciąż trzeba się liczyć i nie da się jej pominąć w grze mocarstw.

Moskwa odzyskuje wpływy na Bliskim Wschodzie, ale musi się nimi dzielić z obecnymi mocarstwami regionalnymi. Właśnie ta ciasnota interesów sprawia, że Putin coraz energiczniej mości się w Europie. Głównie tutaj została mu pewna swoboda ruchów, ale też ma najwięcej do stracenia. Dalekosiężne plany USA scalające Europę Środkowo – Wschodnią zagrażają żywotnym interesom Rosji, a ponadto powstające jak grzyby po deszczu bazy NATO wokół jej granic nie pozwalają spać spokojnie. Rosja wie, że jeśli chce utrzymać pozycję mocarstwa, musi powstrzymać zakusy Stanów Zjednoczonych i osłabić ich pozycję. Idealną sytuacją byłoby wypchnięcie hegemona z kontynentu w ogóle, ale to może być niezwykle trudne. Rosja mocno straciła na atrakcyjności w oczach swoich sąsiadów i nawet ostrożna przychylność Niemiec i Francji może nie być wystarczająca do osiągnięcia celu. Putin gra na niezwyciężonego, choć zdaje sobie sprawę, że ma ograniczone możliwości. Dobrym przykładem może być tu ukraiński majdan, w wyniku którego Rosja co prawda przejęła Krym, ale straciła Ukrainę jako taką. Ukraina jest Putinowi niezbędna do odbudowy rosyjskiego imperium, ale musi to być jednolite, stabilne państwo, a nie strzępek dawnych marzeń w postaci paru zaledwie obwodów. Putin nie potrzebuje samego Ługańska i Donbasu, bo byłoby to jednoznaczne z przyznaniem się do porażki, dlatego czeka na lepsze czasy. Pewną gwarancję daje jeszcze lojalna Białoruś, ale ją też Zachód próbuje przeciągnąć na swoją stronę. Białoruś rządzona przez Łukaszenkę od Rosji się nie od-wróci, ale nikt nie ma pewności, w jakim kierunku potoczy się bieg wypadków, gdy „ostatniego dyktatora Europy” zabraknie. Pytany, czego nie znosi najbardziej, Putin odpowiada krótko: zdrady. A właśnie tak mógłby postrzegać ewentualne odwrócenie się Białorusi od niego plecami. Prezydent nie może pozwolić sobie na białoruski majdan, dlatego coraz mocniej naciska na Mińsk i silniej zacieśnia łączące oba państwa gospodarcze i polityczne więzy. Wie również, że ewentualna inkorporacja Białorusi w skład Federacji Rosyjskiej w przyszłości wcale nie musiałaby spotkać się z odmową. Putin nie przestaje odwoływać się przy tym do spuścizny ZSRR i doskonale wie, co robi, bo jego rodakom ciągle marzy się dawna pozycja mocarstwa. W jego mniemaniu rozpad Związku Radzieckiego był największą katastrofą geopolityczną w dziejach świata i prawdziwym dramatem dla Rosjan. Moskwa wykorzystuje obecność licznej mniejszości narodowej na terenach dawnych republik radzieckich, co doprowadza wspomniane republiki do białej gorączki. W myśleniu rosyjskim nie istnieje coś takiego jak Litwa, Łotwa i Estonia, ponieważ funkcjonuje jedno wspólne określenie: pribałtika. Putin nie zaprzestanie umacniania tam rosyjskich wpływów w myśl swojej pokrętnej zasady, że każdy, kto nie tęskni za Związkiem Radzieckim, nie ma serca. Każdy, kto chce jego powrotu, nie ma mózgu. Oczywiście wie, że powrót do tego, co było nie ma racji bytu, ale nie przestaje szukać rozwiązań, by zbudować nowy porządek i strefę wpływów na podstawie umowy z państwami zachodnimi.

Wizją Rosji jest rozpad Unii Europejskiej i załamanie systemu bezpieczeństwa NATO. I nie jest to nierealny projekt, bo ze słabości UE nikt nie robi tajemnicy. W projekcie politycznym Putina nie ma miejsca na silną, niezależną Unię Europejską, bo ta stanowi zbyt dużą konkurencję. Jako silna potęga gospodarcza może między innymi dyktować zasady na rynku energetycznym. Komisja Europejska mocno przyczynia się do problemów Gazpromu, karząc go za praktyki monopolistyczne i staje na drodze projektom budowy nowych rurociągów. W rosyjskim interesie jest rozbicie UE i rozgrywanie państw przeciwko sobie, ponieważ pojedyncze kraje nie mają takich możliwości nacisku i chęci, by pójść samotnie na konfrontację z Rosją. Putin kalkuluje, żeby odizolować Stany Zjednoczone od Europy i stopniowo wypchnąć je z kontynentu. To pozwoliłoby zbudować oś Moskwa – Berlin – Paryż na wzór europejskiego koncertu mocarstw w XIX wieku, gdzie główne mocarstwa Europy będą decydować o jej przyszłości z prawem do rysowania mapy swoich wpływów.

Wobec ostrożnego podejścia Francji i Niemiec i umacniającego się w Europie Środkowo-wschodniej Donalda Trumpa plan Putina mógłby wydawać się zbyt śmiałym. Czasochłonny, nie dający szans powodzenia i wymagający zdolności dyplomatycznych Charlesa Maurice de Talleyranda oraz niezmierzonych pokładów cierpliwości. Każdy inny polityk powiedziałby, że to nierealne, ale Rosja...

Rosja potrafi czekać.

Magdalena Piórek
Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego

Czytaj więcej: Ave car!

Komentarz (23)

Hej, sokoły!

Szczegóły
Opublikowano: sobota, 28 kwiecień 2018 18:11
Magdalena Piórek

Na długo przedtem zanim w 2014 r. zapłonęły kijowskie barykady, Ukraina światu nie kojarzyła się z niczym. Europa zauważała ją tylko wówczas gdy kolejny raz zakręcał się tranzytowy kurek z gazem. Polska i Rosja przeciągały między sobą linę wpływów i interesów. Zanim Majdan wepchnął Ukrainę na arenę zdarzeń, przeciętny Polak wiedział o wschodnim sąsiedzie tyle, co przeczytał w powieściach Henryka Sienkiewicza i wyśpiewał na biesiadach wraz refrenem „Hej, sokoły!”. W świadomości ludzi majaczyły się jeszcze jako tako wspomnienia rzezi wołyńskiej, ale na pierwszy plan wysuwały się zawsze Dzikie Pola i ten kozak, co na miłość chorą zapadł. Wraz z dzikim i nieobliczalnym Jurko Bohunem utrwalił się obraz wiecznego buntownika, któremu kolebką były stepy, Dniepr i porohy i który właził w paszczę lwa. I ten typ łotra i zabijaki przetrwał niejako do dzisiaj. I tak jak dotychczas, często się powtarzały zapewnienia, że „w XXI wieku coś takiego, jak Wołyń nie ma szans się powtórzyć”, to właśnie coś podobnego miało przecież miejsce w Odessie w 2014 r., kiedy to bojówki Prawego Sektora dokonały samosądu. Ukraina aspiruje do UE i NATO, ale wcale nie jest przesądzone, że te instytucje aspirują do niej.

Ukraina 2018 roku coraz bardziej stanowi wielką niewiadomą. Majdan wybuchł spontanicznie w odpowiedzi na European Union dream, a potem ten bunt wsparły pieniądze Zachodu. Rosja nie pozwoliła rozsiąść się amerykańskim bazom na Krymie, USA zabrakło konkurenta w światowym handlu bronią, a Polska straciła poczucie bezpieczeństwa. Polscy politycy wsparli protesty na Majdanie, ale wtedy jeszcze każdy myślał, że Ukraina pójdzie drogą demokratycznych przemian. Nasi wschodni sąsiedzi definiowali, kim w przyszłości będą, a okazało się, że w ogóle nie wiedzą, kim są. Jakby idące w zagon kozackie pułki i Dzikie Pola wciąż były na porządku dziennym, wciąż nie jednocząc wszystkich jako całości. Ukraina zmaga się nie tylko z Rosją jako agresorem, ale głównie sama ze sobą. Wschodnie tereny Ukrainy z nadzieją spoglądają w kierunku Federacji Rosyjskiej, centrum próbuje zachować równowagę, a część zachodnia woła o wejście do Unii Europejskiej, ale jednocześnie stanowi kolebkę nacjonalistycznych banderowskich organizacji.

Ukrainę po Majdanie Europa przyjmowała z otwartymi ramionami. Otworzyła się na nią do tego stopnia, że niemal natychmiast zainstalowały się tam zachodnie firmy, wypierając rodzimy biznes. Polska brak swojego przemysłu sprzedała za członkostwo w UE, Ukrainie nie będzie to dane. Po co ją przyjmować w struktury i otwierać się na konkurencyjny rynek, skoro to samo można mieć stosunkowo małym kosztem. Tym bardziej, że społeczeństwa zachodnie o tym, że toczy się jakaś wojna na wschodzie Europy dawno zapomniały. Nawet na dyplomatycznej arenie międzynarodowej roszczeniowa Ukraina powoli traci sojuszników, stając się powoli politycznym problemem. Może stać się femme fatale Europy tak, jak niegdyś dała się we znaki Polsce, a potem Rosji.

Putin wiązał z Ukrainą wielkie nadzieje, bo bez niej jego ambicje powrotu do mocarstwowej potęgi Rosji odchodzą na dalszy plan. Nie zależy mu na oderwaniu terenów Ługańska i Donbasu, bo przejęcie tych ziem nie przybliża go do celu. Polsce również zależy na utrzymaniu Ukrainy w europejskiej strefie wpływu, a polskie interesy wciąż ścierały się z rosyjskim punktem widzenia. Mimo wszystko obu stronom łatwiej było działać w warunkach jednego, stabilnego państwa, nawet skorumpowanego i rządzonego przez oligarchów niż z krajem, który nie decyduje sam za siebie i wrze w ciągłym tyglu poszukiwania własnej tożsamości.

Panuje przekonanie, że Polska nie najlepiej wyszła na projekcie Rzeczpospolitej Obojga Narodów pod kątem właśnie Ukrainy. Ciągłe powstania kozackie, sprawiające, że w granicach państwa ciągle wrzało, osłabiły nas na tyle, że wojska królewskie nie zdołały zapobiec potopowi szwedzkiemu i wyniszczenia kraju na tyle, że na długie lata nie zdołał się z nich podźwignąć. Później podziękowano nam Wołyniem, a następnie gloryfikacją banderowskich oprawców. Czerwono-czarne flagi już zaczynają być wieszane na równi z państwowymi. Problem w tym, że polska dyplomacja dalej widzi w ukraińskim sąsiedzie równego partnera, z którym można racjonalnie porozmawiać, podczas gdy gołym okiem widać, że Ukrainie wcale na tym nie zależy. Zmiany zachodzą powoli, tyle że Polska nie ma pomysłu, co zrobić w chwili, gdy dotychczasowe plany pojednania z Ukrainą zawiodły. Niewiele też jest innych możliwości, bo jedyną alternatywą jest połączenie sił z Rosją i zmuszenie Ukrainy do wypełnienia swoich zobowiązań. Ukraina doskonale wie, że na tak egzotyczny sojusz nie ma co liczyć i pod tym względem może czuć się bezpiecznie.

Pytanie, czy cały region może powiedzieć o sobie to samo. Na fali nacjonalistycznego entuzjazmu i odrzucania wszystkiego, co obce, Ukraina uchwaliła ustawę, zmuszającą mniejszości narodowe do posługiwania się językiem urzędowym. W zamyśle miało uderzać to w Rosję, a w praktyce skutki odczuli obywatele wszystkich państw sąsiadujących. Białoruś, Rosja, Rumunia i Węgry ostro zaprotestowały przeciwko tej decyzji i tylko Polska zachowała się niezwykle wstrzemięźliwie. Na Zakarpaciu mieszka 150-tysięczna mniejszość węgierska, o którą upomniał się premier Viktor Orban. Ograniczanie praw mniejszości węgierskiej spowodowało znaczne ochłodzenie w relacjach między oboma państwami i usilne starania Węgier o blokowanie wszelkich ukraińskich inicjatyw na arenie międzynarodowej. Wysłanie ukraińskiego wojska na Zakarpacie tylko zaostrzyło sytuację i okazuje się, że wcale nie trzeba bezpośrednich działań Rosji, żeby „postarać się” o wzrost napięcia w regionie. Ukrainie przestaje ufać nawet Polska, ale tym razem nie idą za tym żadne konkretne działania. Żeby utrzeć sąsiadowi nosa, wystarczyłoby odcięcie dofinansowania w postaci pożyczek, które i tak nigdy nie będą zwrócone, ograniczenie współpracy wojskowej, czy ocieplenie relacji z Rosją. Ukraina takich gestów na pewno by nie przegapiła, pytanie tylko, w jakim kierunku dalej by się to wszystko potoczyło. Wzrost antypolskiej niechęci byłby na pewno na rękę Rosji, od której natychmiast by się odwróciły oczy opinii publicznej. I czy potrafilibyśmy skutecznie zawalczyć o swoje interesy?

Minął czas, kiedy twarzą Ukrainy był Jurko Bohun. Waleczny, zawadiacki, który kochał na zabój, ale był wierny jak pies. Romantycznego Bohuna zastąpiły sentyment po Stepanie Banderze, chwiejny prezydent oraz Dmytrij Jarosz na czele swojego Prawego Sektora i zarzutami o terroryzm. I niewykluczone, że to z nimi przyjdzie nam kiedyś rozmawiać.
Magdalena Piórek
Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego

Czytaj więcej: Hej, sokoły!

Komentarz (3)

Trump: więzień partii wojny?

Szczegóły
Opublikowano: wtorek, 24 kwiecień 2018 09:46
Patrick J. Buchanan

„Dziesięć dni temu Trump mówił, że „Stany Zjednoczone powinny wycofać się z Syrii.” Przekonaliśmy go, że należy zostać.”
Tak przechwalając się w sobotę francuski prezydent Emmanuel Macron dodał, „My przekonaliśmy go, że jest konieczne pozostanie na długo.”
Czy naprawdę Stany Zjednoczone potrzebują na długo utknąć w tej wojnie?
Jeśli tak, to kto podjął decyzję tak brzemienną w skutki dla tej republiki?
Ambasador przy Narodach Zjednoczonych Nikki Haley potwierdził w sobotę, że nie będzie redukcji 2000 żołnierzy w Syrii tak długo aż trzy cele nie zostaną osiągnięte. Musimy całkowicie pokonać ISIS, upewnić się, że broń chemiczna nie będzie ponownie użyta przez Bashera Assada i ugruntować zdolność kontroli Iranu.
Tłumaczenie: Cokolwiek Trump powiedział, Ameryka nie wycofa się z Syrii. Wchodzimy coraz głębiej. Zobowiązanie Trumpa do wyplątania nas z krwawych wojen bankrutującego Bliskiego Wschodu i poszukiwania nowego zbliżenia z Rosją jest „niezobowiązujące.”
Partia wojny, którą Trump na początku rozgromił, przechwyciła i zmieniła jego politykę zagraniczną. W poniedziałkowym wydaniu Wall Street Journal strona wydawcy zakwitła planami wojennymi. „Lepszą strategia dla USA jest… obrócenie Syrii w Wietnam dla ajatollahów. Tylko wtedy gdy Rosja i Iran zaczną płacić wyższą cenę w Syrii, będzie to zachęta do rozmów i zakończenia wojny lub nawet rozważenia pokoju opartego na podziale kraju na enklawy etniczne.”
Najwyraźniej wykrwawiamy Syrię, Rosję, Hezbollah i Iran aż nie będą w stanie znieść cierpień i zgodzą się na podział Syrii jak my chcemy.
Ale przypuśćmy, że, tak jak w czasie naszej wojny domowej 1861-1865, hiszpańskiej wojnie domowej 1936-1939 a chińskiej wojnie domowej 1945-1949, Assad i jego rosyjscy, irańscy oraz szyiccy przyjaciele dojdą do zwycięstwa i zjednoczenia narodu.
Przypuśćmy, że wybiorą walkę by skonsolidować zwycięstwo po siedmiu latach wojny domowej. Gdzie znajdziemy żołnierzy do odbicia terytorium straconego przez naszych rebeliantów? Czy będziemy bombardować bezlitośnie?
Brytyjczycy i Francuzi zapowiedzieli, że poprą nas w przyszłych atakach jeżeli broń chemiczna była użyta, ale nie ugrzęzną w Syrii.
Sekretarz obrony James Mattis nazwał amerykańsko-brytyjsko-francuski atak jednorazowym interesem. Brytyjski Minister Sprawa Zagranicznych Boris Johnson zdaje się zgadzać: „Reszta wojny syryjskiej musi przebiegać tak jak będzie.”
The Journal, na poniedziałkowej stronie opiniotwórczej powrócił do słów byłego ambasadora USA w Syrii Ryan’a Crocker’a oraz starszego wykładowcy Crocker and Brookings Institute Michaela O’Hanlona: „Następnym razem Stany Zjednoczone mogą powrócić do przeszłości, próbując osiągnąć kontrolę militarną, przywództwo polityczne i, być może dopaść nawet samego Assada. Stany mogą też zobowiązać się do użycia większości swojego lotnictwa. Cele w obrębie Iranu nie powinny być wykluczone.”
A kiedy Kongres autoryzował akt wojny Stanów Zjednoczonych przeciwko Syrii, użycie ich sił powietrznych czy polityczne przywództwo? Kiedy Kongres zatwierdził zabójstwo Prezydenta Syrii, którego kraj nas nie zaatakował?
Czy Stany Zjednoczone mogą także zaatakować Iran i zabić ajatollaha bez uzgodnienia z Kongresem?
Oczywiście, z Ameryką walczącą w sześciu krajach, zwierzchnik sił zbrojnych Trump nie chce żadnej nowej wojny, czy rozszerzenia trwającej wojny na Bliskim Wschodzie. Ale on jest popychany do bycia wojennym prezydentem posuwającym naprzód sprawy w sposób ustalony przez elity polityki zagranicznej, które, niemalże w całości, były przeciwne jego elekcji.
Mamy ociągającego się prezydenta popychanego do wojny, w której on sam nie chce walczyć. To jest formułą na strategiczną katastrofę podobną do Wietnamu czy akcji George’a W. Busha w celu pozbawienia Iraku nieistniejącej broni masowego rażenia.
Partia wojny wydaje się sądzić, że jeśli wykonamy więcej bardziej śmiertelnych uderzeń w Syrii, powodując ofiary u Rosjan, Irańczyków, Hezbollahu i w armii syryjskiej, oni ustąpią przed naszymi żądaniami.
Lecz gdzie jest na to dowód?
Z jakiego powodu mamy wierzyć, że te siły poddadzą się gdy zapłaciły krwią za swoje zwycięstwo?
Odnosząc się do piątkowego oświadczenia Trumpa, „Żadna ilość amerykańskiej krwi i bogactwa nie może sprawić trwałego pokoju na Bliskim Wschodzie,” the Washington Post Sunday uznał je za „fatalistyczne” i „błędne.”
Mamy żywotny interes, pisze the Post, w uniemożliwieniu Iranowi ustanowienia „korytarza lądowego” przez Syrię.
I jeszcze rozważa jak Iran ustanowi ten „lądowy korytarz”.
W 1979 roku szyici obalili szacha zainstalowanego przez nasze CIA w 1953 roku.
Szyici kontrolują Irak ponieważ Prezydent Bush najechał i obalił Saddama i jego Partię Baas, rozwiązał dowodzoną przez sunnitów armię i pozwolił szyickiej większości przejąć kontrolę na krajem.
Szyici dominują w Libanie ponieważ powstali i wygonili Izraelczyków, którzy najechali Liban w 1982 r. po to by wyrzucić Organizację Wyzwolenia Palestyny.
Jak wielu Amerykanów ma umrzeć żeby odwrócić historię?
Jak długo mamy pozostać na bliskim Wschodzie by zapewnić ciągłą hegemonię sunnitów nad szyitami?

Patrick J. Buchanan, April 16, 2018   http://buchanan.org/blog/trump-prisoner-of-the-war-party-129140

tłum. Adam Kowalczyk

Patrick Joseph Buchanan (ur. 2 listopada 1938) – amerykański konserwatywny polityk i publicysta. W 2000 roku ubiegał się o urząd prezydenta USA z ramienia Partii Reform. W 1992 i 1996 starał się bez powodzenia o nominację w wyborach prezydenckich przez Partię Republikańską.

Czytaj więcej: Trump: więzień partii wojny?

Komentarz (24)

Syryjscy chrześcijanie potępiają brutalną agresję USA

Szczegóły
Opublikowano: poniedziałek, 16 kwiecień 2018 18:49
Adam Kowalczyk

„My, Patriarchowie: Jan X, prawosławny patriarcha Antiochii i Całego Wschodu, Ignacy Efrem II, syryjski orientalny patriarcha Antiochii i Całego Wschodu i Youssef Absi, grecko-melchicki katolicki patriarcha Antiochii, Aleksandrii i Jerozolimy, potępiamy i osądzamy brutalną agresję USA, Francji i Wielkiej Brytanii, jaka dziś rano miała miejsce przeciwko naszemu drogiemu krajowi, w oparciu o zarzuty, iż rząd syryjski użył broni chemicznej. Zabieramy głos, aby oznajmić, co następuje:
1. Ta brutalna agresja stanowi jawne pogwałcenie prawa międzynarodowego i Karty Narodów Zjednoczonych, stanowiąc nieuzasadniony atak na suwerenny kraj, będący członkiem ONZ.
2.Sprawiło nam ogromny ból, że atak ten został przeprowadzony przez potężne kraje, którym Syria w żaden sposób nie wyrządziła żadnej szkody.
3. Zarzuty USA i innych krajów, że armia syryjska używa broni chemicznej i że Syria jest krajem, który przechowuje i używa tego rodzaju broni, jest zarzutem nieuzasadnionym, który nie został poparty wystarczającymi i wyraźnymi dowodami.
4. Moment tej nieuzasadnionej agresji wobec Syrii, zbiegający się z chwilą rozpoczęcia prac Międzynarodowej Komisji Śledczej w naszym kraju, podkopuje sens wszelkich prac tejże komisji.
5. Ta brutalna agresja niszczy szanse na pokojowe rozwiązanie konfliktu metodami politycznymi i prowadzi do jego dalszej eskalacji oraz kolejnych komplikacji.
6. Ta niesprawiedliwa agresja zachęca organizacje terrorystyczne, dodając im impetu do kontynuowania działań.
7. Wzywamy Radę Bezpieczeństwa ONZ, aby odegrała swoją naturalną rolę w niesieniu pokoju, zamiast przyczyniać się do eskalacji i wojen.
8. Apelujemy do wszystkich Kościołów w krajach, które uczestniczyły w agresji, aby wypełniały swoje chrześcijańskie obowiązki zgodnie z naukami Ewangelii i potępiły tę agresję, wzywając swoje rządy do zaangażowania się w ochronę międzynarodowego pokoju.
9. Oddajemy hołd odwadze, bohaterstwu i poświęceniu Syryjskiej Armii Arabskiej, która odważnie chroni nasz kraj i zapewnia bezpieczeństwo jego mieszkańcom. Modlimy się za dusze męczenników i o powrót do zdrowia wszystkich rannych. Jesteśmy pewni, że armia nie ugnie się przed nadchodzącą z zewnątrz lub wewnątrz agresją terrorystyczną; będzie walczyć odważnie przeciwko terroryzmowi, dopóki każdy centymetr syryjskiej ziemi nie zostanie z niego oczyszczony. Doceniamy odważne stanowisko w kwestii sobotnich ataków ze strony krajów przyjaznych Syrii i jej mieszkańcom.
Modlimy się o bezpieczeństwo, zwycięstwo i uwolnienie Syrii od wszelkich wojen i terroryzmu. Modlimy się także o pokój w Syrii i na całym świecie, wzywając do wzmocnienia wysiłków na rzecz pojednania narodowego służącemu ochronie naszego kraju i zachowania godności przez wszystkich Syryjczyków."
W mieście Bożym Damaszku,
dnia 14 kwietnia Roku Pańskiego 2018
- - -
Wspólne stanowisko syryjskich chrześcijańskich patriarchatów wschodnich w sprawie sobotnich ataków rakietowych USA, Francji i Wlk. Brytanii na ich kraj. Zostało ono podpisane przez prawosławnego patriarchę Wielkiej Antiochii i Całego Wschodu Jana X (znanego m. in. z wizyty w Polsce w 2016 roku), Ignacego Efrema II z Syryjskiego Kościoła Orientalnego (przedchalcedońskiego) oraz Youssefa Absiego z unickiego Greckiego Melchickiego Kościoła katolickiego.
źródło:
syriacpatriarchate.org
Tekst ten znalazłem na portalu prawica.net gdzie 16 kwietnia 2018 r. nadesłał go Łukasz Kobeszko. Uznałem, że warto go przedstawić naszym czytelnikom. Mało, a właściwie nic nie słyszymy o chrześcijanach na Bliskim Wschodzie a tymczasem Syria jest ostatnim krajem arabskim, w którym świeckie państwo chroni swoich chrześcijańskich obywateli. Jest ich tam 1,15 mln. W innych krajach, w których USA wsparły wszelkiej maści „demokratyczne” rewolty, chrześcijanie podlegają eksterminacji. Nawet w Iraku Saddama Husseina w 2003 roku, przed agresją USA było 1,5 mln chrześcijan. W latach 2003-2014 liczba chrześcijan żyjących w Iraku zmniejszyła się o milion trzysta pięćdziesiąt tysięcy w wyniku prześladowań.
Adam Kowalczyk

Czytaj więcej: Syryjscy chrześcijanie potępiają brutalną agresję USA

Komentarz (22)

Więcej artykułów…

  1. Gazowy poker
  2. Fałszywi nauczyciele

Strona 15 z 32

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 10
  • 11
  • 12
  • 13
  • 14
  • 15
  • 16
  • 17
  • 18
  • 19
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

Ale aktywnością na sesjach rady miasta nie grzeszy. Prawie się nie odzywa.
Możdżonek zostanie jednym z do...
8 godzin(y) temu
Ukry przejmują nasz Kraj
https://www.magnapolonia.org/dotacje-dla-ukraincow-zakladajacych-firmy-w-polsce/?fbclid=IwZXh0bgNhZW0CMTEAAR7TxZoOz0RhDRSfDJ...
Co radny Bobek dostał od Kosin...
10 godzin(y) temu
Wypij 2.0
Taki sam typ człowieka co wypij. Zresztą co się dziwić jak zadaje się z Radosławem W. Z inwarmii i Kacperkiem który robi fotki Królowi
Możdżonek zostanie jednym z do...
10 godzin(y) temu
Jest parcie na szkło. Były fotki z Mateckim i pikniki za kasę służb PiSu, potem wybory samorządowe i słaby wynik jego listy, radny typu "selfie" bez o...
Możdżonek zostanie jednym z do...
19 godzin(y) temu
Ten to akurat już tylko w długi obrasta. Sam wolnego stołka szuka. Sprawozdanie majątkowe wykazało niecały tysiąc na koncie i sporo zobowiązań. A spół...
Co radny Bobek dostał od Kosin...
21 godzin(y) temu
Bożenna Ulewicz – redaktor naczelna tzw. „Echa Pojezierza”. http://naszepojezierze.olsztyn.pl/
Co radny Bobek dostał od Kosin...
23 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Barbarzyński atak "silnych ludzi" Tuska na praworządność Zbigniew Lis Motto Tuska: Będziemy stosować prawo, tak jak my je rozumiemy, czyli uchwałami Sejmu i rozporządzeniami zmieniać ustawy, wg zasady –… Zobacz
  • Co trzeba zrobić, żeby PiS wygrało kolejne wybory? Zbigniew Lis Wielu Polaków głosujących nie za opozycją, tylko przeciw PiS, nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji ich decyzji oraz z powagi… Zobacz
  • Michał Wypij, Paweł Warot – komentarz osobisty Bogdana Bachmury Bogdan Bachmura Dużo łatwiej o krytykę osób, których nie darzymy sympatią, z którymi jesteśmy w sporze lub konflikcie. Ale tym razem jest… Zobacz
  • Polska racja stanu - refleksje po obejrzeniu "Resetu" Zbigniew Lis Do napisania tego artykułu skłoniły mnie bulwersujące fakty i ujawnione dokumenty, przedstawione podczas emisji serialu dokumentalnego "Reset" w TVP1, który… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Skandal w Sejmie. Poseł Cichoń nie ogłosił wyniku głosowania i uciekł
  • Wyborcza sporządziła listę osób do zwolnienia z pracy, związanych z PiS
  • Kicermanowie i Koch wpłacili na Trzaskowskiego, Orzechowska i Szmit na Nawrockiego
  • Czy przejdzie wniosek radnych PiS o odwołanie przewodniczących Sejmiku?
  • Co radny Bobek dostał od Kosiniaka-Kamysza za uratowanie koalicji PO/PSL w Sejmiku?
  • Dyrektor WOMP w Olsztynie zatrzymany pod zarzutem korupcji (ustawiania przetargów)
  • Gołdap ma zwrócić 18 mln zł za niezrealiowaną budowę zakładu przyrodoleczniczego
  • Po 8 latach dojrzeli. Chcą zbudować w Olsztynie szpital kliniczny za 1 miliard zł
  • Dyrektorzy WORD w Elblągu (PSL) i Olsztynie (PO) zarabiają po 30 tys. zł
  • W gronie zatrzymanych syn znanego biznesmena z Olsztyna
  • Prezydent Szewczyk: „Nie ma miejsca na gloryfikację zbrodni Armii Czerwonej w centrum Olsztyna”
  • Campus Polska Przyszłości w tym roku się nie odbędzie. Czy Niemcy uznali, że nie warto dalej inwestować?

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

Wiadomości region

  • Region

Wiadomości Polska

  • Polska

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Klub Jagielloński
  • Teologia Polityczna

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.