logodebata

Wspomóż jedyny portal na Warmii i Mazurach, który nie boi się publikować prawdy o politykach i jest za to ciągany po sądach. Nigdy, przez prawie 18 lat istnienia, nie dostaliśmy 1 grosza dotacji publicznej. Redaktorzy i autorzy są wolontariuszami. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 11-030 Purda, Patryki 46B

wtorek, lipiec 15, 2025
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Mariusz Korejwo
    • Zbigniew Lis
    • Marian Zdankowski
    • Marek Lewandowski
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Wiadomości
  • Świat

Świat

Szokujące wytyczne

Szczegóły
Opublikowano: poniedziałek, 11 luty 2019 20:49
Zbigniew Lipiński

Myliłby się ten kto by sądził, że prezydent Donald Trump odmówi czegokolwiek żydowskiemu lobby w USA lub państwu Izrael czy światowej diasporze żydowskiej. Przeciwnie zarówno jego powiązania rodzinne (córka jego Ivanka wyszła za ortodoksyjnego Żyda i przeszła na judaizm) jak i strach przed siłą amerykańskiego żydostwa skłania przywódcę jedynego supermocarstwa na świecie do pospiesznego i wręcz gorliwego wypełniania żydowskich żądań.

My Polacy doświadczyliśmy tego, gdy Trump bez najmniejszych wahań podpisał słynną ustawę S.447. Nie inaczej postępuje Kongres, który przegłosowuje żydowskie żądania w formie ustaw lub rezolucji jednogłośnie, lub prawie jednogłośnie, a niekiedy przez aklamację.

Zanim jednak przejdę do omówienia szczegółów amerykańskiej służebności wobec żydostwa przyjrzyjmy się niesłychanie ciekawemu a z drugiej strony przerażającemu dokumentowi uchwalonemu w lutym 2018 r. na konferencji zorganizowanej przez Europejski Kongres Żydów, oraz uniwersytety w Nowym Jorku, Tel Avivie i Wiedniu. Dokument nosi tytuł „Koniec z antysemityzmem. Katalog wytycznych do walki z antysemityzmem”. Autorzy opracowania to: Armin Lande z Instytutu Studiów Żydowskich na Uniwersytecie Wiedeńskim zajmujący się tekstami z Qumran; Ariel Muzicant, przewodniczący wiedeńskiej loży B’nai B’rith, członek zarządu Muzeum Żydowskiego w Wiedniu i Wiedeńskiego Instytutu Badań nad Holocaustem Szymona Wiesenthala; Dina Porat, profesor Uniwersytetu w Tel Awiwie i główny historyk w Instytucie Yad Vashem; Lawrence H. Schiffman, hebraista na Uniwersytecie w Nowym Jorku, dyrektor Globalnego Instytutu Zaawansowanych Badań nad Żydami; Mark Weitzman, członek amerykańskiej delegacji do Międzynarodowego Urzędu ds. Pamięci Holokaustu, gdzie przewodniczy Komitetowi ds. Antysemityzmu i Negacji Holokaustu. Jest członkiem panelu doradczego Ekspertów ds. Wolności Wyznania i Przekonań Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) oraz współprzewodniczy Grupie Roboczej do Spraw Międzynarodowych Światowego Forum Antysemityzmu. Fragmenty tego „dzieła” przedstawiam poniżej.

Wszystkie państwa i organizacje powinny...

„(...) Wszystkie państwa, społeczeństwa, grupy religijne, organizacje zajmujące się kulturą, internet, ośrodki akademickie i edukacyjne, media, business, grupy polityczne i rządowe organizacje i instytucje powinny przyjąć i wdrożyć definicję antysemityzmu przyjętą przez Międzynarodowy Sojusz na Rzecz Pamięci o Holocauście. Walka z antysemityzmem powinna znaleźć się w legislacji każdego państwa najlepiej jako wpis w konstytucji. Prawodawcy powinni stworzyć ramy prawne do skutecznego zwalczania antysemityzmu. W związku z tym istniejące prawo powinno zostać zaostrzone, a jeśli to konieczne należy stworzyć nowe rozwiązania umożliwiające walkę z antysemityzmem.

Ze względu na umiędzynarodowienie mediów tradycyjnych i internetowych walka z antysemityzmem może być skuteczna jedynie, gdy stanie się kluczowym elementem polityki zagranicznej oraz polityki organizacji międzynarodowych takich jak UE i ONZ. Rządy i organizacje międzynarodowe powinny potępić jawny i usankcjonowany prawnie antysemityzm, który istnieje w wielu krajach np. w Iranie.

Każde państwo i organizacja międzynarodowa powinny mianować swojego przedstawiciela do walki z antysemityzmem W zależności od wielkości każde państwo powinno mieć przynajmniej jeden, jeśli nie więcej, instytut do studiów nad antysemityzmem. Każde państwo powinno wesprzeć finansowo walkę z antysemityzmem roczną kwotą o wysokości 0,02% swojego PKB. Każda grupa, organizacja i instytucja powinna przeznaczyć rocznie kwotę wysokości 1% swojego budżetu na walkę z antysemityzmem w kontekście własnej działalności.
Osoby, które głoszą lub mają poglądy antysemickie nie powinny mieć prawa do zajmowania znaczących stanowisk ani do sprawowania funkcji umożliwiających wywieranie wpływu na polu kultury, religii i edukacji. Elity, decydenci i osoby wpływowe powinny dawać dobry przykład w walce z antysemityzmem, powinny głośno wypowiadać się przeciwko wszelkim przejawom antysemityzmu, powinny natychmiast podejmować działania przeciwko wszelkim przejawom antysemityzmu.

Podmioty gospodarcze powinny być zniechęcane do współpracy z państwami i organizacjami, które w jakikolwiek sposób wspierają antysemityzm. Podmioty gospodarcze powinny zaprzestać również sprzedaży lub reklam internetowych, lub tradycyjnych produktów z treściami antysemickimi (…).

Istniejące antysemickie stereotypy oraz symbole muszą zostać wykorzenione z kulturowej i religijnej pamięci świata. Powinny zostać zidentyfikowane jako antysemickie i nie wolno pozwolić na to, żeby generowały antysemityzm. Z tego względu gdziekolwiek to możliwe, antysemickie treści powinny być usuwane z obiegu internetowego i poza-internetowego. Antysemickie treści w mediach społecznościowych i innych mediach powinny zostać zakazane i usunięte. Treści antysemickie, których nie można usunąć z kulturowej i religijnej pamięci świata, powinny zostać opatrzone komentarzami ostrzegającymi przed ich antysemicką naturą.

Należy podkreślać i zamieszczać offline i online pozytywne treści na temat judaizmu. W tym celu należy podkreślać zasługi Żydów dla danej społeczności lub państwa poprzez upamiętnianie żydowskiego wkładu w dziedzictwo światowe. Istniejące i powstające książki i dokumenty na temat judaizmu powinny zostać przetłumaczone na jak najwięcej języków i dystrybuowane po przystępnych cenach lub za darmo zarówno offline jak i online.

Historia antysemityzmu powinna zostać właściwie przedstawiona w kulturowej i religijnej pamięci świata, a niewłaściwe opisy należy poprawić wszędzie tam gdzie możliwe.

Istniejące i powstające książki i dokumenty na temat antysemityzmu od jego starożytnych początków aż po dzień dzisiejszy powinny zostać przetłumaczone na jak najwięcej języków i dystrybuowane po przystępnych cenach lub za darmo zarówno offline jak i online.

Głos ofiar antysemityzmu od starożytności po dzień dzisiejszy powinien być nagłośniony i zobrazowany zarówno offline jak i online. Aby to zrealizować należy stworzyć internetową bazę danych.

Dodatkowo, oprócz dni upamiętnienia Holocaustu, ofiary prześladowań antysemickich powinny zostać specjalnie upamiętnione w krajach w których te prześladowania miały miejsce: muzea, filmy dokumentalne itp. powinny koncentrować się nie tylko na shoah, ale powinny też uwzględniać inne przejawy antysemickiej przemocy.(...)

Nauczanie na temat holocaustu musi zostać uzupełnione innymi strategiami edukacyjnymi, które przekazują szerszy rys historyczny horroru antysemityzmu, jak również zrozumienie wkładu Żydów w wiele dziedzin współczesnej kultury i cywilizacji. Należy nauczać o historii, kulturze i religii judaizmu na wszystkich poziomach systemu edukacyjnego od przedszkola po uniwersytety. W szkołach należy nauczać historii antysemityzmu od jego starożytnych początków aż do dnia dzisiejszego. Nauka powinna trwać od najniższego poziomu edukacji po uniwersytety i dalszą edukację.

Na gruncie edukacji nie jest możliwe zwalczanie irracjonalnej religijnej natury antysemickiej nienawiści wyłącznie przy pomocy racjonalnych argumentów. Muszą być one uzupełnione emocjonalnymi doświadczalniami zarówno religijnymi, jak i świeckimi. Edukacja na wszystkich poziomach powinna zawierać emocjonalne spotkania z judaizmem i Żydami. Poza edukacją czynnikiem o charakterze kluczowym jest kontakt z żywym judaizmem. Szczególnie ważne jest, aby osoby decyzyjne i wpływowe miały kontakt z żydowską kulturą i religią w wymiarze praktycznych kontaktów z judaizmem zarówno w Izraelu, jak i zagranicą. Z tego względu zaleca się, żeby religijne organizacje i instytucje uczestniczyły w imprezach międzyreligijnych od grup dyskusyjnych po wspólne modlitwy. Powinno się zachęcać organizacje polityczne, instytucje i podmioty gospodarcze do współpracy z Izraelem i Żydami na gruncie religijnym, kulturowym, akademickim, edukacyjnym i biznesowym”.

USA w awangardzie walki z antysemityzmem

Wprawdzie omawiana powyżej uchwała została podjęta w lutym 2018 r., to już od 2016 r. trwały w Stanach Zjednoczonych prace nad rezolucją Combating European Anty-Semitism Act of 2017, którą Trump podpisał 14 stycznia. Jak się wydaje, władze amerykańskie wiedziały o przygotowywanej uchwale i nastąpiła koordynacja prac obu stron. Rezolucję Izba Reprezentantów uchwaliła jednogłośnie w maju 2017 r. a w grudniu 2018 r. zatwierdził ją Senat. Według twórców rezolucji w interesie USA leży walka z antysemityzmem zarówno w kraju jak i zagranicą. Ich zdaniem istnieje potrzeba zapewnienia bezpieczeństwa środowiskom żydowskim w Europie, ponieważ – jak twierdzą – nastąpił wzrost liczby antysemickich incydentów w Europie.

Rezolucja nr 672 zobowiązuje Departament Stanu do dokumentowania aktów antysemityzmu i podejmowania działań zachęcających inne rządy do przyjęcia definicji antysemityzmu zredagowanej przez International Holocaust Remembrance Alliance. Departament musi ponadto uwzględniać w corocznym raporcie na temat wolności religijnej incydenty antyżydowskie. Także Departament ma informować o współpracy USA z europejskimi służbami bezpieczeństwa w celu zwalczania antysemityzmu. Raport taki będzie informował, co robią europejskie rządy dla przyjęcia i stosowania wspomnianej definicji antysemityzmu.

Izba Reprezentantów wyznaczyła prezydentowi 90-dniowy termin na powołanie Specjalnego Wysłannika ds. Monitorowania i Zwalczanie Antysemityzmu w randze ambasadora. Jak było do przewidzenia, rezolucja została uchwalona tylko przy jednym głosie wstrzymującym się.

Tajne rokowania polskich rządów

Rozmowy między władzami polskimi a rządem izraelskim oraz organizacjami żydowskimi są skrzętnie ukrywane przed polską opinią publiczną. Co ciekawe, to właśnie strona żydowska niejednokrotnie uchyla rąbka tajemnicy na temat tych rokowań. Tak więc właśnie ze źródeł izraelskich dowiadujemy się, że ambasador RP w Kanadzie Andrzej Kurnicki spotkał się w grudniu 2018 r. z reprezentantami The World Jewish Restitution Organization zajmującej się kwestią uzyskiwania żydowskich nieruchomości w Europie (poza Niemcami i Austrią).

Nadmienić należy, że Kurnicki oprócz funkcji ambasadora jest również Pełnomocnikiem MSZ ds. Stosunków z Diasporą Żydowską. Jest on fachowcem w dziedzinie finansów i pracował w dwóch dużych amerykańskich firmach ubezpieczeniowych The New York Life i The Prudential oraz w banku Legg Mason. W Polsce był sekretarzem rady nadzorczej Banku Ochrony Środowiska. Należy więc przypuszczać, iż rząd polski zamierza w sposób dyskretny zaspokoić roszczenia żydowskie. Również uporczywe milczenie najwyższych dostojników Rzeczpospolitej skłania do takiego przypuszczenia.

Prawdopodobnie Kurnicki ma za zadanie wytargować od strony żydowskiej mniejszą kwotę niż zgłoszone do polskiego Ministerstwa Sprawiedliwości 300 mld dolarów. Czy byłoby to 300 mld czy zgłoszone początkowo 60 mld dolarów i tak państwo polskie nie byłoby w stanie udźwignąć tego haraczu. Pozostaje więc „obdarowanie” przedstawicieli Holocaust Industry polskimi nieruchomościami. Być może ten proceder już się w tajemnicy rozpoczął. Ale jednak nie sposób będzie utrzymać tę tajemnicę w nieskończoność.

Atak na cywilizację łacińsko-chrześcijańską

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że przedstawione w części pierwszej artykułu wytyczne, a właściwie dyrektywy stanowią atak na cywilizację łacińską, której najwięcej elementów pozostało właśnie w Europie Środkowo-Wschodniej, a szczególnie w Polsce. Tekst jest napisany z pozycji narodu sprawującego (w niektórych przypadkach dopiero mającego sprawować) władzę na całym świecie, z pozycji zwierzchników funkcjonujących rządów i państw narodowych, już nie narodu wybranego, ale narodu panującego na świecie. W sposób bezczelny autorzy rozkazują, kto nie może wykonywać funkcji publicznych, co ocenzurować, w jakiej wysokości państwa i organizacje mają łożyć na propagowanie walki z domniemanym antysemityzmem, propagandę judaizmu, promowanie prawdziwych i rzekomych zasług żydostwa. Itp., itd. Generalnie wytyczne można sprowadzić do totalnego prania mózgów.

Należy zakładać, że nacisk na realizację owych wytycznych będzie skierowany w głównej mierze na nasz kraj, ponieważ wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tu właśnie zostanie ustanowiony Polin. Prawdopodobnie naciski te zostaną z powodzeniem zrealizowane, gdyż wpływy żydowskie w naszym kraju są znaczne, a lobby filosemickie wyjątkowo gorliwe i usłużne. Ciekawa też będzie reakcja krajów zachodnich na realizowanie przez Stany Zjednoczone omówionych dyrektyw. Przy tej okazji USA mają szansę jeszcze bardziej zwiększyć swoje wpływy w Europie Zachodniej. W Polsce nie muszą, ponieważ zostaliśmy już sprowadzeni do pozycji amerykańskiej kolonii, zarządzanej przez gubernator Mosbacher.

Zbigniew Lipiński   http://www.mysl-polska.pl/1811
Myśl Polska, nr 7-8 (10-17.02.2019)

Czytaj więcej: Szokujące wytyczne

Komentarz (24)

Białoruś – klucz do Europy

Szczegóły
Opublikowano: poniedziałek, 21 styczeń 2019 13:33
Magdalena Piórek

Po 1989 r. o Białorusi w Polsce mówiło się najpierw pogardliwie, a potem wcale. W świadomości przeciętnego Polaka nasz sąsiad istniał tylko w kontekście zacofania, rządów Aleksandra Łukaszenki i „trzymania” z Moskwą. O bliskim sąsiedztwie można się dowiedzieć tylko w szkole na lekcjach geografii, bo polskie elity polityczne i media spuściły na Białoruś zasłonę milczenia. Ignorujemy jedyny kraj, z którym nigdy nie mieliśmy historycznych zatargów i udajemy, że nie słyszymy wołania o pomoc.
Zręcznie lawirującemu dotąd Łukaszence – jak rzadko kiedy – ta pomoc właśnie stała się potrzebna. Mało kto jeszcze pamięta, że tuż po rozpadzie ZSRR białoruskie elity polityczne zwróciły się do nas z ofertą sojuszu i związku obu państw. Zapatrzona w integrację europejską Polska z miejsca odrzuciła tę propozycję. Co więcej, przez lata torpedowaliśmy wszystkie pomysły wspólnych projektów. Białoruś nie miała takiego geopolitycznego komfortu jak Polska i nie mogła pozwolić sobie na jednoznaczne decyzje. Lawirowanie między Rosją a Zachodem stało się jej sposobem na przetrwanie. Przetrwanie stało się tym trudniejsze, że państwa zachodnie przez lata ignorowały Białoruś jako taką, ograniczając w zasadzie jej wybór do zbliżenia z Moskwą. Rządzący od dwudziestu czterech lat Łukaszenka doprowadził do perfekcji polityczną grę z Putinem. Z jednej strony przyjaźń z Rosją dawała mu wymierne korzyści w postaci niższych cen i dostępu do ogromnego rynku na Wschodzie, ale z drugiej – wiedział, że pogłębia to jego uzależnienie się od silniejszego partnera. Mińsk zdawał sobie sprawę, że czas względnie spokojnego sąsiedztwa gra na jego korzyść. Nie przespał swoich szans tak, jak zrobiła to Ukraina. Ogromną wartością dodaną było zachowanie ciągłości władzy. Długie rządy Łukaszenki zapewniły stabilność w polityce wewnętrznej i zewnętrznej. Białoruś postawiła na rozwój własnej gospodarki i – mimo że nie osiągnęła stopy życiowej porównywalnej do Polski – nie wyprzedała swoich firm w obce ręce. Białoruskie produkty całkiem dobrze radzą sobie na świecie, zwłaszcza odkąd pozbyły się polskiej konkurencji. Zanim Polska wstąpiła do UE, rywalizowaliśmy razem m.in. na traktory. Białoruś poszła dalej, a my swój przemysł skasowaliśmy.

Bliskie sąsiedztwo z Rosją czyni Białoruś niezwykle wrażliwą na sytuację geopolityczną w regionie. Poszczególne działania sąsiadów odbijają się od niej mocnym ryko-szetem. Łukaszenka wie też, że będzie rządził tak długo, jak długo będzie to pasowało Moskwie. Do tej pory Rosja tolerowała Łukaszenkę, bo nie przeszkadzał w realizacji jej interesów w regionie, ale to się powoli zmienia. Łukaszenka broni się rękami i nogami przed pogłębioną integracją z Moskwą, ale niedługo może nie mieć wyboru. Tym bardziej, że sama Rosja również tego wyboru nie będzie miała. Plany utworzenia w Polsce amerykańskiego Fort Trump stawiają pod znakiem zapytania bezpieczeństwo Moskwy i skłaniają ją do działań zapobiegawczych, które w pierwszej kolejności odczuje Białoruś.

Białoruś to rosyjskie być albo nie być. Razem z Ukrainą stanowi klucz do mocarstwowości Rosji. Położenie Białorusi ma dla Moskwy o tyle istotne znaczenie, że – oprócz Kaliningradu – jest to najdalej wysunięty na zachód obszar interesów Rosji. To tędy przebiega główna droga eksportu rosyjskich towarów na zachód. Dzięki silnym wpływom na obszarze Moskwa ma możliwość silniejszego zaznaczenia swojej obecności w Europie środkowej i wschodniej. Dzięki temu Rosja wbija się klinem między państwa bałtyckie a Ukrainę, Daje to jej wgląd w działania NATO i pozwala utrzymać kontrolę nad państwami byłego bloku ZSRR. Wypchnięcie Rosji z Białorusi kładłoby kres jej mocarstwowej pozycji i oznaczałoby wojnę. Moskwa ma tu za dużo do stracenia, żeby pozwolić na powtórkę ukraińskiego scenariusza w Mińsku. Jeśli kiedykolwiek miałby się tu rozegrać jakiś Majdan, to tylko rosyjskimi rękami i z jej kandydatem na prezydenta. Łukaszenka zdaje sobie z tego sprawę i gra tak długo, jak tylko będzie mógł. Jednoznaczne opowiedzenie się po stronie europejskiej integracji, pociągnie za sobą koniec białoruskiej państwowości. Szczególnie mocno podziałał na niego przykład Ukrainy, gdzie rewolucja z 2014 r. przyniosła przyniosła pogorszenie się jakości życia i ucieczkę milionów Ukraińców z kraju.

Od kilku ostatnich miesięcy Białoruś nie przestaje również wysyłać do Polski sygnałów z prośbą o rezygnację z zamierzeń, które mogłyby zaszkodzić interesom Mińska. Łukaszenka nie mówi tego wprost, ale ciągłe opowiadanie się przeciw budowaniu Fort Trump w Polsce jest swoistego rodzaju wołaniem o pomoc. Jeśli ściągniemy do siebie na stałe wojska amerykańskie, przybliżymy w ten sposób linię frontu NATO – Rosja. Moskwa, w obawie przez wkroczeniem obcych wojsk na Białoruś lub tylko rozlokowanie ich na Ukrainie, może odpowiedzieć dyslokacją swoich jednostek na tym terenie. Mińsk miga się od jednoznacznej deklaracji, ale widać, że nie w smak mu rosyjskie bazy. Stała obecność rosyjskich wojsk pozbawia Białoruś podtrzymywanego usilnie statusu państwa neutralnego i wypycha na czoło przyszłych wojennych zmagań.

Jesteśmy na froncie. Jeżeli nie przetrzymamy najbliższych lat – padniemy – mówił wprost Łukaszenka – A to oznacza, że trzeba będzie wchodzić w skład innego państwa albo będą o nas nogi wycierać. Póki co scenariusz politycznych działań ma duże szanse rozwinąć się dla Białorusi niekorzystnie. Coraz bardziej widać, że jej kosztem Rosjanie chcą rozgrywać swoje żywotne interesy. Zajęcie tego terytorium otwiera im drogę do kontroli państw bałtyckich i samej Ukrainy. Swobodne działania rosyjskich wojsk, nawet jeśli nie będą od razu oznaczały europejskiej wojny, będą symbolizowały wyraźnie rosyjską przewagę militarną. Z Białorusi łatwo byłoby odciąć państwa bałtyckie od pomocy NATO. Z kolei Kijów stanąłby przed groźbą inwazji z trzech stron: Rosja, Donbas i Białoruś. Z miejsca musiałby wywiesić białą flagę, a niewykluczone, że musiałaby to zrobić także Polska. Operowanie rosyjskich wojsk na całej naszej wschodniej granicy odbierałoby nam możliwość swobodnej obrony.

Niestety Polska nie realizuje na Wschodzie własnych interesów tylko interesy obcych. Na dodatek przez lata nie potrafiliśmy wypracować konkretnych propozycji dla Białorusi, które mogłyby jej realnie pomóc. Nawet uwzględniając interesy Moskwy, nie powinniśmy byli zostawiać Mińska samemu sobie. Białoruś nie raz wyciągała do nas rękę na zgodę, a my nie raz odrzucaliśmy ofertę. Obyśmy za kilka lat głęboko nie żałowali, że już za późno.
Magdalena Piórek
Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego

Czytaj więcej: Białoruś – klucz do Europy

Komentarz (3)

Wojna-nie-wojna

Szczegóły
Opublikowano: środa, 19 grudzień 2018 23:52
Magdalena Piórek

Mówi się, że najszybciej rewolucja pożera własne dzieci. Widać to zwłaszcza na przykładzie ukraińskiego Majdanu, który nie potrafił, lub nie chciał, wykorzystać możliwości, jakie się przed nim otworzyły po obaleniu prezydenta Wiktora Janukowycza. Po pięciu latach od ulicznych starć w centrum Kijowa Ukraina jest już zmęczona. Stagnacją, pogorszeniem gospodarki, korupcją, której nie dało się wyplenić, a przede wszystkim konfliktem z Rosją. Ukraińcy chcieli, żeby wraz ze strukturami UE i NATO „przyszedł do nich Zachód”. Nie mogąc się go doczekać, sami na ten Zachód uciekli w liczbie paru milionów ludzi. Wybory parlamentarne i prezydenckie w 2019 r. mają być najważniejszym testem dla porewolucyjnej władzy. Staną się rozliczeniem rządzących i być może odpowiedzią na pytanie, jaka przyszłość czeka Ukrainę.

Przez lata Ukraina stała na rozdrożu. Będąc w objęciach Rosji, stale oglądała się na zachodnich partnerów. Polityczne wiosny z 1990 i 2004 roku były krótkotrwałe i ostatecznie znów kończyło się na uzależnieniu od Moskwy. Mimo rewolucyjnych zrywów Kijów stał w miejscu i jego działania niewiele tu zmieniały. Moskwa nieodmiennie traktowała Ukrainę jako sferę swoich wpływów i mimo wojny dalej próbuje rozdawać karty. Prawda jest taka, że wszelkie scenariusze przyszłorocznych wyborów są możliwe, bo poparcie dla wszystkich kandydatów utrzymuje się na podobnym poziomie. Nawet obecny prezydent Petro Poroszenko nie może liczyć na bezproblemową wygraną, bo to jego coraz częściej obwinia się za złą sytuację w kraju, a za plecami wyrasta mu coraz mocniejsza Julia Tymoszenko.

Ukraina postawiła na konfrontację z Moskwą, ale i samej Moskwie nie zależy na stabilizacji sytuacji. Pozwolić Ukrainie samej uporać się z kryzysem, to umożliwienie jej urwania się z rosyjskiego łańcucha. Jednocześnie byłaby to zgoda na objęcie jej wpływami UE i NATO, na co Rosja nigdy się nie zgodzi. Trwanie w kryzysie daje z kolei nadzieję, że rosyjskim decydentom jeszcze raz uda się odwrócić Ukrainę. Może to być trudne, skoro na razie administracja Poroszenki nadaje ton dyskusji politycznej w kraju. Dominującym tematem w mediach jest konfrontacja z Rosją i stan zawieszenia pomiędzy wojną a pokojem. Teoretycznie oba państwa nie są ze sobą w stanie wojny, a w praktyce Ukraina straciła przecież Krym i nie cichną strzały w Ługańsku i Donbasie. Patowa sytuacja na froncie budzi niezadowolenie społeczeństwa, które oskarża swoje elity o czerpanie korzyści politycznych z obecnej sytuacji. Pojawiają się głosy, że wojna jest tylko pretekstem dla polityków do zaniechania lub spowolnienia działań reformacji kraju, zwłaszcza walki z korupcją i pozbawienia wpływów oligarchów. Od tych postulatów zaczął się właśnie Majdan i wobec braku ich realizacji Ukraińcy głosują głównie nogami. Masowo wyjeżdżają na Zachód, a władza, której to pasuje, nie podejmuje się określić, jak mocno destrukcyjnie wpłynie to na gospodarkę kraju. Oficjalnie tylko w Polsce znajduje się dwa miliony obywateli Ukrainy, nie wiadomo ile z nich pojechało dalej na Zachód, a ilu poszukało lepszego życia w Rosji. Brak rąk do pracy zachwieje systemem emerytalnym, ale tego nikt głośno nie chce mówić. Nawet opozycja, która nie bardzo umie się znaleźć w stanie quasi wojennego zawieszenia i nie może przebić się ze swoim przekazem. Julia Tymoszenko po cichu liczy na to, że znów stanie na czele masowego sprzeciwu wobec polityki władz, ale na razie nie podejmuje takich kroków. Chłodne przyjęcie jej wystąpienia na Majdanie w lutym 2014 r. mogło być rzeczywiście zimnym prysznicem na jej polityczne plany, ale od tego wydarzenia minęło już sporo czasu i powoli, ale systematycznie wzrastają jej słupki poparcia. Już raz Julii Tymoszenko udało się wypłynąć po Pomarańczowej Rewolucji, niewykluczone, że znów może z sukcesem sięgnąć po władzę.

Dla ukraińskich elit groźne byłoby powstanie silnego ugrupowania popierającego reformowanie kraju według europejskich wzorców. Do tej pory jednak taka partia nie była w stanie się wyłonić, tym bardziej, że rząd robi wszystko, żeby pod bokiem nie wyrósł mu silny rywal. Z drugiej strony sceny politycznej są próby powstawania partii, które miałyby zagospodarować elektorat prorosyjski i radykalnie lewicowy, ale też nie odnoszą zbyt wielkiego sukcesu. Póki co wojna przyniosła wzrost poparcia dla nacjonalistów z hasłem Bandery na ustach. Jeszcze przed Majdanem środowiska orientujące się na tradycję OUN nie miały zbyt wielkiego poparcia w społeczeństwie, ale teraz zyskały ciche poparcie prezydenta i rządu i aspirowały do jedynej właściwej tradycji ukraińskiego państwa.

Stawianie pomników Banderze nie przyniosło Kijowowi sympatii na arenie międzynarodowej. Zaiskrzyło zwłaszcza w relacjach z Polską. Polska od lat lobbowała na arenie UE za Ukrainą, próbując wciągnąć ją w struktury UE i NATO i chcąc odciągnąć ją od Moskwy. Wraz z Węgrami, Słowacją i Czechami objęła Ukrainę opieką Grupy Wyszehradzkiej, przeznaczając 6% PKB całej V4 na pomoc finansową Ukrainie. Ukraina wykorzystywała geopolityczne interesy państw regionu dla swojej korzyści, ale prawdziwych partnerów szukała dla siebie w Berlinie i Paryżu. Zarzuty Warszawy wobec gloryfikowania zbrodni UPA, w tym rzezi wołyńskiej nie skłoniły Ukrainy do porozumienia. Warszawa znalazła się w sytuacji, w której musi popierać Ukrainę w jej sporze z Rosją, a jednocześnie nie w smak jej jest ta pozorowana przyjaźń. Kijów wie, że Polska nie ma innego wyboru i nie zależy mu na jej dobrym samopoczuciu. Polska, naciskana przez Stany Zjednoczone, żeby utrzymywać poprawne relacje z Ukrainą, nie ma własnego pomysłu wybrnięcie z sytuacji. Jeszcze trudniejsze stały się relacje z Węgrami, głównie przez temat mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu. Mniejszość węgierska nie jest zbyt liczna, ale jej obecność stanowi dla Budapesztu wygodny pretekst dla nacisków politycznych. Premier Orban potrafił posunąć się nawet do żądania przyznania autonomii mniejszości węgierskiej na Ukrainie, co spotkało się z niezadowoleniem Kijowa i zarzutami o destabilizację państwa. Węgry grają na dwa fronty: z jednej strony podkreślają, że w ich interesie leży istnienie niepodległej, demokratycznej i prosperującej Ukrainy, z drugiej Orban lekceważąco wypowiada się o władzach w Kijowie i wyraża sceptycyzm wobec przyszłości sąsiada i stanu praworządności. Budapeszt zaznacza, że Węgry nie powinny z powodu Ukrainy dawać się wciągać w nieprzyjazne gry przeciwko Rosji i iść na nieswoją wojnę.

Argument o nieswojej wojnie trafia na podatny unijny grunt. W całej UE próżno szukać państwa, które chciałoby „umierać za Kijów”. Petro Poroszenko zdaje się dobrze wyczuwać niechętne nastroje i stara się robić wszystko, żeby na tyle uwikłać UE w konflikt z Rosją, żeby obie strony nie mogły się już wycofać. Miała temu służyć listopadowa próba zaognienia sytuacji w Cieśninie Kerczeńskiej. Przejęcie Krymu i wybudowanie mostu łączącego półwysep z Federacją Rosyjską zmieniło sytuację geostrategiczną w tym rejonie. Rosja de facto uczyniła Morze Azowskie swoim akwenem, kontrolując ruch i ukraiński handel. W obawie przed zablokowaniem Mariupola, niezwykle ważnego dla ukraińskiego handlu portu, Ukraińcy wysłali jednostki marynarki wojennej, które rzekomo naruszyły wody terytorialne Federacji Rosyjskiej. W odpowiedzi strona rosyjska doprowadziła do zderzenia się jednostek obu krajów, a następnie zablokowała cały ruch w Cieśninie. Kijów potraktował to jako agresję i wezwał państwa UE do natychmiastowej reakcji. Wezwanie nie spotkało się z przychylnym przyjęciem, a Sigmar Gabriel, były szef niemieckiej dyplomacji wprost oskarżył Ukrainę o prowokację: Myślę, że w żadnym wypadku nie powinniśmy pozwolić Ukrainie na wciągnięcie nas w wojnę, a Ukraina próbowała to zrobić.

Powściągliwa reakcja na wydarzenia na Morzu Azowskim pokazuje, że UE nie zależy na generowaniu konfliktu. Tym bardziej, że Petro Poroszenko nie jest pierwszym politykiem, który na nieoczekiwanym zwrocie wydarzeń próbuje ugrać w wewnętrznej walce o władzę. Przed nim swoje szlaki przetarli już David Cameron inicjując Brexit i były premier Katalonii. Po pięciu latach od Majdanu Ukraina nie wydaje się być bliższa wstąpienia do UE i NATO. Stawiając wyłącznie na integrację z zachodem, straciła na relacjach gospodarczych i ekonomicznych z Rosją. Moskwa nie zamierza oddać strefy swoich wpływów bez walki i zamierza zrobić wszystko, żeby głęboko uzależniona od niej Ukraina zastanowiła się dwa razy nad celowością swoich działań.

Parafrazując rosyjskie powiedzenie, Ukraina cnotę straciła, ale rubla nie zarobiła.

Magdalena Piórek
Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego

Czytaj więcej: Wojna-nie-wojna

Komentarz (4)

(Nie) dzielmy się jak bracia…

Szczegóły
Opublikowano: czwartek, 18 październik 2018 21:22
Magdalena Piórek

W kontekście działań wojennych na Ukrainie co jakiś czas wraca pytanie, co będzie z przyszłością tego kraju. Czy Ukraina wygrzebie się z kryzysu i będzie potrafiła zbudować silne, nowoczesne państwo, zdolne do samodzielnego funkcjonowania i integracji ze strukturami UE i NATO, czy już na zawsze pozostanie w strefie wpływów Moskwy. Nie będzie łatwo zbudować kraj na nowo, tym bardziej, że wraz z Majdanem doszły do głosu uśpione problemy wewnętrzne.

Strona rosyjska wciąż próbuje narzucić narrację, że Ukraina to twór sztuczny, nigdy nie istniała jako państwo i jako taka nie ma prawa przetrwać. Władze w Kijowie nie potrafią się temu zdecydowanie przeciwstawić, tym bardziej, że same nie cieszą się wielkim poparciem we własnym społeczeństwie. Na wiosnę 2019 r. rozpisano na Ukrainie nowe wybory prezydenckie, a tymczasem obecnie urzędujący prezydent nie przekracza w sondażach 6% poparcia. Niewiele lepiej jest z pozostałymi kandydatami, z których żaden nie zyskuje głosów większości. Na ich tle trochę się wyróżnia Julia Tymoszenko ze swoimi 12%, ale „gazowa księżniczka” również nie gwarantuje reprezentowania interesów większości. Polityka Kijowa, dyskryminująca języki mniejszości i odwołująca się do tradycji Ukraińskiej Powstańczej Armii nie budzi entuzjazmu tej części społeczeństwa, która nigdy dotąd nie utożsamiała się z ukraińskim nacjonalizmem. Wykorzystując ten brak jedności, rosyjskie media co jakiś robią tzw. „wrzutki” związane z tematem podziału Ukrainy. Całkiem niedawno w programie „60 minut” telewizji Rosijja 1 zaproszeni do studia goście mieli zdecydować, jak podzielić Ukrainę między Polskę a Rosję. Pokazano zdjęcie przedstawiające mapę podziału, na mocy którego zachodnie terytoria Ukrainy przypisano Polsce, wschodnie - obwody z Odessą, Chersoniem, Donieckiem i Charkowem oznaczono jako terytoria, które powinny przypaść Rosji. Nie zapomniano też o Rumunii i Węgrzech, którym także można by było „pozwolić” uszczknąć swój kawałek tortu. Podobne dyskusje wracają co jakiś czas jak bumerang i nigdy nie są oficjalnym stanowiskiem władz w Moskwie. Poruszane są przez dziennikarzy i ekspertów oraz kontrowersyjnych polityków, takich jak Władimir Żyrinowski i mają na celu wzbudzić niepokój w polskiej i ukraińskiej opinii publicznej. Media rosyjskie starają się utrwalić obraz Polski czyhającej na swe dawne ziemie i wbić klin w polsko-ukraińskie porozumienie. Temat podziału Ukrainy krąży w przestrzeni publicznej od lat 90. W zamian za rezygnację ze wstąpienia do NATO, Polska mogłaby pójść na porozumienie z Rosją w kwestii odzyskania Galicji Wschodniej. Wówczas polskie władze nie potraktowały propozycji poważnie. Nie wiadomo, czy późniejsze doniesienia Radka Sikorskiego, byłego ministra spraw zagranicznych, dotyczące powtórnego złożenie takiej propozycji Tuskowi przez Putina na sopockim molo, miały solidne podstawy. Natomiast widać, że nawet jeśli Moskwa nie mówi o tym wprost, to nie zrezygnowała z powiększania strefy swoich wpływów. Aspirująca do NATO Ukraina była solą w oku rosyjskich dążeń i cofała Rosję w procesie mozolnego odbudowywania swojej mocarstwowości. Wykorzystując liczne skupiska rosyjskiej ludności, które po rozpadzie ZSRR znalazły się poza granicami państwa, Moskwa nie przestaje wpływać na politykę swych sąsiadów. Ewentualnym względnym poparciem ze strony miejscowej ludności jest w stanie uzasadnić każdą swoją ingerencję. Trudno byłoby sobie wyobrazić, żeby polski rząd sam zechciał - za pomocą decyzji o aneksji jakiejkolwiek części ukraińskiego terytorium – założyć pętlę na szyję. Na ukraińskich ziemiach od wieków ścierały się geostrategiczne interesy Rzeczypospolitej i Rosji. Do XX w. Ukraina nigdy wcześniej nie stanowiła jednolitego, samodzielnego organizmu państwowego. Na Dzikich Polach nie istniała silna administracja państwowa, stanowiąc raj dla wszelkiego rodzaju wyrzutków, uciekających przed odpowiedzialnością karną. Organizowali się w oddziały kozackie, które – z czasem na królewskim żołdzie – paliły i plądrowały, jak chciały. Polska niejako sama stworzyła sobie problem. Po zneutralizowaniu problemów najazdów tatarskich Rzeczpospolita powinna była przekształcić kozackie zagony w zwarte oddziały wojskowe i wcielić w swoje struktury obronne. Zamiast tego, próbowała rozpuścić kozaków do domów i zmusić do odrabiania pańszczyzny. Liczne bunty kozackie przerodziły się w krwawą wojnę domową, a powstanie Chmielnickiego ostatecznie przesądziło o losie tych terenów. Kozackie zainteresowania same grawitowały w kierunku carskiej Rosji. 18 stycznia 1654 roku zawarto w Perejasławiu ugodę, postanowieniami której włączano lewobrzeżną Ukrainę w strefę wpływów rosyjskich. Polsko- rosyjskie zmagania o supremację nad tymi terenami sprawiły tylko, że na zawsze już utrwalił się podział na Ukrainę zachodnią, której bliżej do Europy i wschodnią, przywiązaną do Rosji. O ile Rosji trafił się los na loterii, to Polska cały czas musiała zmagać się ukraińskim nacjonalizmem i jego konsekwencjami. Po wydarzeniach kijowskiego Majdanu w 2014 r. podział kraju stał się jeszcze silniejszy i coraz głośniej mówi się o możliwym rozpadzie Ukrainy. Dla Polski jakiekolwiek ograniczenie ukraińskiego terytorium skończyłoby się geopolityczną katastrofą. W polskim interesie jest trwanie Ukrainy jako całości, jako buforu przed Rosją. Tlący się konflikt na wschodzie wiąże ręce Moskwie i wymaga ciągłego orientowania się na ten kierunek działania. Warszawa cały czas ma nadzieję, że uda jej się zbudować z Ukrainą na tyle silne relacje, że ta mogłaby w przyszłości razem z nami stanowić o sile Europy Środkowo – Wschodniej. Wspólne inicjatywy są natomiast o tyle trudniejsze, że nie do końca są tylko naszym pomysłem. Polska polityka wschodnia wpisuje się bardziej w szereg interesów państw zachodnich, w tym USA, zamiast realizować własne. Rozczarowanie przyszło już po Pomarańczowej Rewolucji, gdy Polska nie uzyskała satysfakcjonującego rozwoju współpracy gospodarczej z Kijowem, czy też poprawy pozycji polskiej mniejszości. Inwestowanie środków USA w rozbudowywanie struktur wprost odnoszących się do kultu UPA budzi w Polsce dużą niechęć i sam rząd w ostatnich latach mocno się dystansuje od obecnej władzy w Kijowie. Ukraina Zachodnia stanowi serce ukraińskiej tożsamości, a jej mieszkańcy może i chcą do Europy, ale nie chcą orientować się na Polskę. Środowiska mocno nacjonalistyczne grają kartą antypolskiej narracji. Jakiekolwiek próby „odebrania polskiego Lwowa” skończyłyby się wybuchem niechęci do Polaków i zafundowałyby nam nieprzerwany konflikt na tle narodowościowym i etnicznym. Dla Rosji idealną sytuacją byłoby ponowne podporządkowanie sobie władz w Kijowie, co po Majdanie może być niezwykle trudne. Jednolita państwowość Ukrainy jest najważniejsza z punktu widzenia bezpieczeństwa Moskwy i ewentualny podział tak naprawdę byłby tylko klęską polityki Moskwy. Kontrola polityczna nad Ukrainą wymuszałaby kierunki polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej, które byłyby zmuszone do współpracy z Rosją w kwestii Europy Środkowej i Wschodniej. Do tej pory Rosji wygodnie było dogadywać się nad naszymi głowami i nie zamierza tego zmieniać. Widać to zresztą po działaniach na wschodzie Ukrainy, gdzie Moskwie wcale się nie spieszy do inkorporacji obu separatystycznych republik. Ewentualna utrata kontroli nad Ukrainą lokalizowałaby tam automatycznie bazy NATO, których obecność odcinałaby wpływy Rosji na Kaukazie, Bałkanach i na Bliskim Wschodzie, jak również osłabiałaby jej pozycję na Morzu Czarnym. Póki co Putinowi opłaca się utrzymywanie status quo, ponieważ dzięki temu może grać tureckimi obawami w kwestii morskiego panowania w basenie Morza Czarnego. Nieskrępowane manewry amerykańskich okrętów drażnią Ankarę i budzą nadzieję na odwrócenie się Turcji od NATO i poważne osłabienie Sojuszu. Całkowite wypchnięcie amerykańskich wpływów da Rosji pole do popisu, ale jednocześnie położy kres kruchemu turecko-rosyjskiemu sojuszowi. Moskwie opłaca się czekać i zakulisowo umacniać swoje wpływy z nadzieją, że następna władza – przychylna Kremlowi – zabezpieczy rosyjskie interesy w regionie. W obliczu rosnącej dominacji Chin w obszarze Azji, Rosja zmuszona będzie wzmocnić swą obecność w Europie Środkowo – Wschodniej. To tu waży się jej być albo nie być. Całkowita utrata wpływu na Kijów wiązałaby się ze strategicznym odepchnięciem od sojuszu z Iranem i Syrią i pozostawienie terenów Bliskiego Wschodu samym sobie. Niepowodzenia Moskwy mogłyby ośmielić Gruzję do odzyskania Osetii Południowej i Abchazji, a także zlikwidowania Naddniestrza przez Mołdawię. Niewykluczone, że zewnętrzne prowokacje na Kaukazie obudzą dążenia separatystyczne w tym rejonie. Całkowite wypadnięcie Ukrainy z orbity wpływów Moskwy uruchamia druzgocący wobec niej efekt domina, gdzie nawet Białoruś mogłaby niespodziewanie zmienić front. Kreml jest zdeterminowany, żeby nie przegrać tej roszady. Powrót do sytuacji sprzed 2014 r. wydawałby się najlepszą opcją, ale gdyby ta zawiodła, zostałaby jeszcze gra na federalizację Ukrainy. Jej podział to już ostateczna ostateczność, której Moskwa wolałaby uniknąć, ale gdyby już do tego doszło, starałaby się wyciągnąć z tego maksimum korzyści dla siebie. W zamierzeniach granie na polskich sentymentach mogłoby zachęcić Warszawę do jako takiego porozumienia z Rosją. Przeorientowana choć w minimalnym stopniu Polska oznacza wówczas ogromne korzyści dla hegemona na wschodzie. Polska wikła się wtedy w konflikty, przy których irlandzkie i katalońskie separatyzmy to bułka z masłem. Warszawa traci wówczas z oczu geopolityczne zamiary i brak jej sił na grę o supremację. Moskwa zajmuje całe wybrzeże Morza Czarnego aż po Odessę i czyni je swoim morzem wewnętrznym. Zyskuje tym samym kontrolę nad cieśninami tureckimi i grzebie na zawsze aspiracje mocarstwowe Turcji. Dominacja rosyjskich okrętów wypycha stąd NATO i stanowi koniec polskich marzeń o Trójmorzu. Przesunięcie granic przybliża Rosję do Rumunii, blokując jej wyjście na Morze Czarne i umacnia wpływy w Naddniestrzu, poważnie osłabiając Mołdawię. Rosja zyskuje ogromny wpływ oddziaływania na całą Europę Środkową i Południową, destabilizując rejon na lata. Żaden z pozostałych graczy by nam za to kukułcze jajo nie podziękował. Polska i Rosja skazane są na konfrontację i raczej nic tego nie zmieni. Być może ograniczenie się do zabiegania Polski o wpływy na środkowo-zachodni obszar Ukrainy i porzucenie prób włączenia jej do NATO mogłoby pomóc ustabilizować stosunki między Polską a Rosją, ale jest to mało realny scenariusz. Problem w tym, że nie mamy dobrego pomysłu na rozwiązanie sytuacji, tym bardziej też, że Kijów odrzuca przyjazne gesty z naszej strony. W całej tej układance tylko Rosja ma wszystkie asy w rękawie.

Magdalena Piórek
Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego

Czytaj więcej: (Nie) dzielmy się jak bracia…

Komentarz (2)

Więcej artykułów…

  1. Pokój wam
  2. W rocznicę victorii wiedeńskiej – spojrzenie z Kahlenbergu

Strona 13 z 32

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 8
  • 9
  • 10
  • 11
  • 12
  • 13
  • 14
  • 15
  • 16
  • 17
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

V-ce prezydent i skarbnik w RN, od razu z marszu po MBA - jak by im jeszcze było mało !!!
Dyrektorzy WORD w Elblągu (PSL...
17 minut(y) temu
4500,- to połowa tego, co powcy szykują ,,inrzynierą,,
Dyrektorzy WORD w Elblągu (PSL...
2 godzin(y) temu
Dzisiaj byłam w ZUS. Naliczono mi emeryturę po 36 latach pracy. 4500 zł brutto. Studia, praca w administracji, ciągłe podnoszenie kwalifikacji. I spot...
Dyrektorzy WORD w Elblągu (PSL...
5 godzin(y) temu
III Wojna Światowa w 2025? Polska ZAGROŻONA. NATO odwróci sie od POLSKI?.... Wojciech Sumliński

https://www.youtube.com/watch?v=8TvDi59ihIM
Dziś 82. rocznica "krwawej nie...
12 godzin(y) temu
III Wojna Światowa w 2025? Polska ZAGROŻONA. NATO odwróci sie od POLSKI?.... Wojciech Sumliński

https://www.youtube.com/watch?v=8TvDi59ihIM
Skandal w Sejmie. Poseł Cichoń...
12 godzin(y) temu
III Wojna Światowa w 2025? Polska ZAGROŻONA. NATO odwróci sie od POLSKI?.... Wojciech Sumliński

https://www.youtube.com/watch?v=8TvDi59ihIM
Dyrektorzy WORD w Elblągu (PSL...
12 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Barbarzyński atak "silnych ludzi" Tuska na praworządność Zbigniew Lis Motto Tuska: Będziemy stosować prawo, tak jak my je rozumiemy, czyli uchwałami Sejmu i rozporządzeniami zmieniać ustawy, wg zasady –… Zobacz
  • Co trzeba zrobić, żeby PiS wygrało kolejne wybory? Zbigniew Lis Wielu Polaków głosujących nie za opozycją, tylko przeciw PiS, nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji ich decyzji oraz z powagi… Zobacz
  • Michał Wypij, Paweł Warot – komentarz osobisty Bogdana Bachmury Bogdan Bachmura Dużo łatwiej o krytykę osób, których nie darzymy sympatią, z którymi jesteśmy w sporze lub konflikcie. Ale tym razem jest… Zobacz
  • Polska racja stanu - refleksje po obejrzeniu "Resetu" Zbigniew Lis Do napisania tego artykułu skłoniły mnie bulwersujące fakty i ujawnione dokumenty, przedstawione podczas emisji serialu dokumentalnego "Reset" w TVP1, który… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Skandal w Sejmie. Poseł Cichoń nie ogłosił wyniku głosowania i uciekł
  • Wyborcza sporządziła listę osób do zwolnienia z pracy, związanych z PiS
  • Czy Platforma straci władzę w sejmiku warmińsko-mazurskim?
  • Kicermanowie i Koch wpłacili na Trzaskowskiego, Orzechowska i Szmit na Nawrockiego
  • Czy przejdzie wniosek radnych PiS o odwołanie przewodniczących Sejmiku?
  • Dyrektor WOMP w Olsztynie zatrzymany pod zarzutem korupcji (ustawiania przetargów)
  • Gołdap ma zwrócić 18 mln zł za niezrealiowaną budowę zakładu przyrodoleczniczego
  • W gronie zatrzymanych syn znanego biznesmena z Olsztyna
  • Po 8 latach dojrzeli. Chcą zbudować w Olsztynie szpital kliniczny za 1 miliard zł
  • Campus Polska Przyszłości w tym roku się nie odbędzie. Czy Niemcy uznali, że nie warto dalej inwestować?
  • Propozycja prezydenta Olsztyna w sprawie "szubienic"
  • Prezydent Szewczyk: „Nie ma miejsca na gloryfikację zbrodni Armii Czerwonej w centrum Olsztyna”

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

Wiadomości region

  • Region

Wiadomości Polska

  • Polska

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Klub Jagielloński
  • Teologia Polityczna

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.