logodebata

Wspomóż jedyny portal na Warmii i Mazurach, który nie boi się publikować prawdy o politykach i jest za to ciągany po sądach. Nigdy, przez prawie 18 lat istnienia, nie dostaliśmy 1 grosza dotacji publicznej. Redaktorzy i autorzy są wolontariuszami. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 11-030 Purda, Patryki 46B

sobota, maj 24, 2025
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Mariusz Korejwo
    • Zbigniew Lis
    • Marian Zdankowski
    • Marek Lewandowski
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Blogi
  • Bogdan Bachmura

Bogdan Bachmura

bachnuraPrzedsiębiorca. Z wykształcenia politolog. W l. 80-tych XX wieku wydawał w podziemiu pisma. Na progu III RP uznał, że jego misja, jako wydawcy, skończyła się. Jednak po kilku latach życia w demokracji coraz dotkliwiej odczuwał deficyt wolności słowa w Olsztynie. Tak narodził się miesięcznik „Debata”, a później portal. Uprawia sport. Można go spotkać biegającego w Lesie Miejskim, albo na korcie tenisowym. Nie przepada za demokracją, czemu daje wyraz w swoich publikacjach.

Michał Wypij, Paweł Warot – komentarz osobisty Bogdana Bachmury

Szczegóły
Opublikowano: środa, 16 sierpień 2023 08:21
Bogdan Bachmura

Dużo łatwiej o krytykę osób, których nie darzymy sympatią, z którymi jesteśmy w sporze lub konflikcie. Ale tym razem jest odwrotnie. Poniższy tekst, a właściwie dwa w jednym, dotyczą Michała Wypija i Pawła Warota, moich młodszych kolegów, z którymi utrzymuję dobre relacje. Nie są to zatem dla mnie komentarze łatwe, ale Michał jest jedynym politykiem, którego kandydaturę (na prezydenta Olsztyna) zdarzyło mi się publicznie poprzeć. Z kolei z Pawłem łączy mnie wieloletnia współpraca na łamach Debaty. To zapewne powody dla których w ostatnim czasie wielokrotnie byłem pytany o zdanie na temat ich ostatnich, politycznych i zawodowych decyzji. Aby moje gadanie nie zamieniło się w wykoślawioną i szkodliwą plotkę, postanowiłem wypowiedzieć się publicznie.

Michałowi Wypijowi historię jego małżeństwa z polityką przepowiedziałem, gdy robił w tym kierunku pierwsze kroki. Mieliśmy dość okazji o tym porozmawiać, bo bywał częstym gościem na spotkaniach „Świętej Warmii”. Moje „proroctwo” nie wynikało z jakieś szczególnej przenikliwości, lecz z faktu, że dla ludzi o konserwatywnych poglądach, a tak definiował się Michał, demokracja, jako ustrój masowy, zwalczający wszelkie autorytety i nieufny wobec tradycji, jest z natury środowiskiem wrogim. To skazuje ludzi o takich poglądach na frakcyjne wegetowanie na marginesie „partii centrowych” lub dobrze znany los partyjnych „przystawek”, zdanych na polityczną konsumpcję lub opinię zdrajców.

Polityczne trupy konserwatystów, którzy nie chcieli tego w porę zrozumieć, gęsto pokrywają pola nieustannych, demokratycznych bitew i wewnątrzpartyjnych czystek. Używając kategorii weberowskich, Michał Wypij jest niewątpliwie politykiem z zawodu i powołania. Obie opcje trzymają go w demokratycznym bagnie na tyle silnie, że sam z kandydowania nie zrezygnuje. Jedyną możliwością, z szansą utrzymania się w grze, był zatem start z list Platformy Obywatelskiej. Partii na tyle silnej, że daje osobie tak rozpoznawalnej jak Michał Wypij cień nadziei na sejmowy ciąg dalszy, zaś samej Platformie głosy ciągnące listę w górę.

Nie jest żadną tajemnicą, że zarówno dla Jarosława Gowina jak i Michała Wypija środowisko Prawa i Sprawiedliwości nie było, delikatnie mówiąc, miejscem wymarzonym. Niemniej publiczny proces odcinania się Wypija od pisowskiej pępowiny, kajania się za koalicyjne grzechy, to widok smutny i mało budujący. Chociaż skuteczny, przynajmniej na obecnym, przedwyborczym etapie zawodowej kariery polityka.

Jednak cena jaką przyszło zapłacić Michałowi za polityczną kroplówkę z rąk Donalda Tuska jest według mnie zdecydowanie zbyt wygórowana. Test lojalności przez jaki muszą przejść kandydaci Platformy do parlamentu w postaci zgody na aborcję do 12 tygodnia ciąży dotyka najwrażliwszych stron ludzkiego sumienia i jest przykładem skrajnego zamordyzmu. Niezależnie od wyznawanych poglądów i stosunku do aborcji. Bez względu na to ile razy Tusk i jego ludzie wytrą sobie usta Konstytucją. A to dopiero początek, zwłaszcza jeśli opozycja dojdzie do władzy.

Znam człowieka, który namawiając mnie przez laty do pozostania w polityce, ze zwiniętą w kułak pięścią i błyskiem w oku wycedził: "bo na polityce to ci musi k… tak zależeć!" I miał rację. On w polityce pozostał, i to z powodzeniem, ale z tamtego człowieka pozostało niewiele.

Dlatego Michałowi Wypijowi, choć to chłopak inteligentny i z dużym potencjałem, tym razem, ze szczerej sympatii, sukcesu nie życzę. Może następnym razem?

Pawła Warota z Michałem Wypijem niejedno dzieli, ale łączy partia dzięki której Michał został posłem, choć tej partii dobrze nie wspomina, a bez której Paweł nie byłby tam, skąd dopiero wrócił, i nie wylądowałby tam, gdzie jest teraz.

Nie wiem, dlaczego Paweł Warot przestał pełnić funkcję dyrektora oddziału IPN w Gdańsku. Ale przyniesienie go w teczce na stanowisko dyrektora olsztyńskiego oddziału TVP 3 to widok co najmniej tak smutny, jak przypadek Michała Wypija. Warot nie musi wprawdzie przechodzić upokarzającego czyśćca przed ludowym Sanhedrynem, co daje mu chwilowo większy komfort osobisty. Ale nie zmienia to faktu, że historyk i zdeklarowany antykomunista został wydelegowany przez partię na odcinek propagandy w roli politycznego komisarza, bez pojęcia o warsztacie telewizyjnego dziennikarstwa.

Celowo używam znanej dobrze Pawłowi nomenklatury, bo rewolucja pożera nie tylko swoje dzieci, ale także tych, którzy czują się jej spadkobiercami i dla których demokracja wykształciła swój własny model awansu politycznych komisarzy.

Zapewne z tak zbudowaną analogią do czasów słusznie minionych Paweł Warot zdecydowanie się nie zgodzi, a nawet będzie oburzony. Według niego polityczna rzeczywistość w jakiej żyje i działa to manichejska walka dobra ze złem. Śmiertelne zwarcie w obronie wartości chrześcijańskich, demokracji i wolności, przed zdrajcami z PO, „syfem” i „zwyrodnialcem” z Gdańska.

Problem w tym, że to już wszystko było. Podobna narracja walki bojowników o Polskę postępową i sprawiedliwą z jej wrogami spod znaku kapitalistyczno-burżuazyjnej kliki, była dla mojego i wcześniejszego pokolenia codziennością. Tak samo nieprawdziwa, ale przez terror i siermiężny prymitywizm propagandy dużo mniej skuteczna w niszczeniu narodowej wspólnoty. Choć z tym samym poczuciem misji, popartym stosownym wynagrodzeniem, dającym komfort rewolucyjnej słuszności.

Paweł Warot publikacjami w Debacie zapisał piękną, osobistą kartę. Tak się składa, że dotyczyły one komunistycznych mediów i działających tam tajnych współpracowników. Ciekawy jestem, jak historycy, następcy Pawła, ocenią kiedyś jego obecną, polityczną misję oczyszczania z „syfu” Polski i Europy. W mojej prywatnej i subiektywnej ocenie nie wygląda to dobrze.

Bogdan Bachmura

 

Czytaj więcej: Michał Wypij, Paweł Warot – komentarz osobisty Bogdana Bachmury

Komentarz (29)

Modlitwa kardynała de Richelieu (komentarz do sprawy Jana Pawła II)

Szczegóły
Opublikowano: środa, 22 marzec 2023 05:24
Bogdan Bachmura

Tyle znanych osób i organizacji zatroskanych o dobre imię Jana Pawła II wzywa i apeluje o natychmiastowe działanie, że z chęcią bym się do nich przyłączył. Wszak należę do pokolenia, które ten wielki papież kształtował od momentu wyboru na Stolicę Apostolską, po niezwykłą w swojej duchowej symbolice chorobę i śmierć. Pokolenia, które zawdzięcza mu więcej, niż byliśmy w stanie kiedykolwiek zrozumieć.

Wyznam jednak, że z wielu powodów – o czym za chwilę – mam z tym niejaki kłopot. Ponieważ zwyczajnie nie wiem do kogo w tej obronie papieża-Polaka mam się przyłączyć. Analizując bowiem argumenty i metody stosowane przez jego obrońców, dochodzę do wniosku, że mamy do czynienia z modelowym zastosowaniem modlitwy kardynała de Richelieu: „Strzeż mnie, Boże, od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam”.

Przyjaciele z Kurii


W komunikacie Archidiecezji Krakowskiej czytamy, że w wyniku kwerendy przeprowadzonej przez grono specjalistów w zasobach Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie „nie natrafiono na żaden dokument mogący poświadczyć prawdziwość ciężkich zarzutów stawianych obecnie niektórym hierarchom Kościoła w Krakowie”. Kuria zastrzegła, że „Stwierdzenie to nie stanowi jeszcze żadnego werdyktu. Ma jednak z pewnością większą wartość, niż tzw. dowody w postaci fragmentów akt tworzonych na potrzeby zbrodniczego aparatu komunistycznej władzy, znajdujących się w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej”.

Problem w tym, że autor emitowanych w TVN reportaży nie jest anonimowy, a kurialni „specjaliści” oraz rezultaty ich pracy takimi pozostają.

Przez lata naukowcy IPN, Piotr Kardela i Paweł Warot, publikowali na łamach „Debaty” teksty dotyczące tajnych współpracowników, także kapłanów, w oparciu o materiały SB. Jeżeli ktoś podnosił zastrzeżenia dotyczące ich wiarygodności, to na ogół ludzie związani z lewicą, przeciwnicy lustracji i rozliczeń z komunistyczną przeszłością. Aż tu nagle, w przypadku Jana Pawła II, bieguny się odwróciły. Z narracji obrońców papieża, także krakowskiej Kurii wynika, że Służba Bezpieczeństwa, w bodaj najważniejszej dla niej sprawie, zaczęła się bawić sama ze sobą w ciuciubabkę, budując swoje działania na kreowanej przez siebie fikcji, a nie na weryfikowanej, materialnej prawdzie. Na dodatek – to ma być kolejny, „koronny” argument na esbecką niewiarygodność – zebrane materiały nigdy nie zostały przeciwko papieżowi publicznie wykorzystane. Tymczasem - podobnie jak w przypadku Lecha Wałęsy – ich przydatność dotyczyła działań operacyjnych, natomiast jednorazowe wykorzystanie w reżimowych mediach przyniosłoby skutek odwrotny: mało kto w tamtych czasach by coś takiego uwierzył, a materiały byłyby „spalone”.

Zarówno w komunikacie Konferencji Episkopatu, Archidiecezji Krakowskiej, jak i wielu wypowiedziach prawicowych polityków, dziennikarzy i historyków, pada postulat przeprowadzenia rzetelnych badań i analizy problemu, którego dotknął w swoich reportażach Marcin Gutowski.

Pytanie tylko, dlaczego dopiero teraz? O tym, że zwieńczeniem ataku na Kościół będzie osoba Jana Pawła II wróble ćwierkały od kilku lat. Dlaczego zatem, kolejny raz, katolicy muszą jeść żabę ugotowaną i przyprawioną w lewicowo- ateistycznym garnku? Marcin Gutowski wykorzystał materiały pochodzące z zasobów IPN oraz Archidiecezji Wiedeńskiej. Skoro zatem ich wartość wydaje się Kurii wątpliwa lub niepełna, to dlaczego historycy IPN, przy współpracy z kościelnymi specjalistami, nie wykonali pełnych, rzetelnych i obiektywnych badań z wykorzystaniem materiałów IPN oraz Archiwum Kurii? Na co czekali zdeklarowani miłośnicy prawdy? Na trzęsienie ziemi? No to je teraz mają.

Przyjaciele politycy

Tu modlitwa hrabiego de Richelieu ma szczególne zastosowanie. Bo największym przyjacielem tych „przyjaciół” papieża są sondażowe słupki. Innych prawdziwych przyjaźni w tym świecie nie ma. Dla odnowienia tej przyjaźni, błogosławiąc po cichu Marcina Gutowskiego, politycy Zjednoczonej Prawicy i PSL nagle się polubili i wspólnie napisali, a następnie przegłosowali uchwałę dotyczącą „Obrony dobrego imienia Jana Pawła II”. Zgodnie z tą samą logiką 125 posłów KO nie wzięło udziału w głosowaniu, bo ich elektorat w sprawie papieża jest podzielony, a co zrobiła Lewica przypominać nie muszę.

Gdy jest okazja, z niezmienną satysfakcją i rozbawieniem oglądam Władysława Gomułkę, gdy w marcu 1968 r. w Sali Kongresowej, na wiecu aktywu partyjnego, nazywa Janusza Szpotańskiego człowiekiem o mentalności alfonsa, ziejącym sadystycznym jadem na partię i rząd, a Stefana Kisielewskiego jaśnie oświeconym wrogiem Polski Ludowej.

A teraz nie wiem gdzie wzrok podziać, gdy w wolnej Polsce, z sejmowej trybuny ruga się dziennikarza, który znów „narusza”, „podważa” i „osłabia”.

Ale to nie koniec smutnych analogii. Nie wiem czy kiedykolwiek komunistyczny MSZ wzywał ambasadora wrogiej komunistom Ameryki w sprawie transmisji do Polski Ludowej Głosu Ameryki. Jeżeli nie, to właśnie teraz tamte zaległości zostały nadrobione. Wezwany, a po korekcie zaproszony, przed oblicze wiceministra MSZ został ambasador Mark Brzeziński. Przedstawiciel USA, dzisiaj głównego sojusznika i gwaranta naszego bezpieczeństwa, miał się wytłumaczyć z wrogiej Polsce (czytaj: papieżowi-Polakowi) „działalności jednej ze stacji telewizyjnych będącej inwestorem na polskim rynku” (czytaj: TVN). Emitowane w tej stacji reportaże miały prowadzić do „osłabienia zdolności Rzeczpospolitej Polskiej do odstraszania potencjalnego przeciwnika i odporności na zagrożenia”. Jak widać nie ma takiej głupoty, której nie popełniłby demokrata dla podtrzymania wysokości sondażowych słupków.

Trzymać z takimi w roli przyjaciół Jana Pawła II to gorzej niż kiedyś popierać atakującą go komunistyczną propagandę. Bo z tamtymi wrogami papież sam sobie świetnie radził.

Inne czasy

Rację ma Roman Graczyk przypominając, że w tamtych czasach przenoszenie księży-pedofilów na inne parafie było podobne do praktyk stosowanych w instytucjach państwowych, szkołach, związkach sportowych itp. Metodą było wyciszenie sprawy, ponieważ były wstydliwe.

W latach 60. i 70. nikt się nie spodziewał, że kilkadziesiąt lat później pedofilia stanie się podstawowym kryterium zbiorowej moralności. Gdy we Francji zakazane były rozwody, aborcję ścigano z całą surowością, zachodnia lewica postulowała legalizację pedofilii. Rząd niemiecki finansował eksperymenty naukowe polegające na oddawaniu bezdomnych dzieci do domów bogatych pedofilów. W tym czasie dla hierarchii kościelnej pedofilia wśród księży była tak samo kłopotliwa jak homoseksualizm, związki księży z kobietami czy alkoholizm. Reagowano zwykle doraźnie, najczęściej przenosząc księży z parafii do parafii.

W podobnym duchu wypowiada się dla dziennika „La Nación” papież Franciszek: „Musisz umiejscowić rzeczy w ich czasie. Anachronizm zawsze czyni zło. W tamtych czasach wszystko było tuszowane. Do czasu skandalu bostońskiego wszystko było tuszowane”.

Czy to oznacza, że do 2002 r. Kościół nie był w stanie rozpoznawać zła wyrządzanego dzieciom przez pedofilów, a właściwe jego rozeznanie nastąpiło wraz z ujawnieniem skandali z udziałem hierarchów Kościoła? Czy zarzuty wobec Marcina Gutowskiego dotyczą dziennikarskiego warsztatu, czy też niezrozumienia anachronizmu czasu?

W obronie Jana Pawła II

To nie pierwszy przypadek, kiedy myśli rzucane podczas wywiadów przez papieża Franciszka pozostawiają trudności interpretacyjne. Na szczęście w bulli „Incarnationis Mysterium”, datowanej dwa lata przed skandalem bostońskim, wśród znaków Bożego miłosierdzia Jan Paweł II na pierwszym miejscu wymienił „znak oczyszczenia pamięci”. – „Chrześcijanie są powołani, aby wobec Boga i wobec ludzi skrzywdzonych przez ich postępowanie wziąć na siebie ciężar popełnionych błędów” – napomina papież.

To nic innego, jak przypomnienie podstawowego, Chrystusowego przesłania, którego „anachroniczność” jest aktualna od ponad 2000 lat. Wiele dzisiaj wskazuje, że nasz papież-nauczyciel nie zawsze podążał za duchem ewangelicznych i własnych wskazówek. Że zdarzało mu się przeciwstawić to, czego zderzać ze sobą nie można, co nie powinno być ze sobą sprzeczne: dobra Kościoła-instytucji z obowiązkiem obrony dzieci skrzywdzonych przez kapłanów.

Uświadomienie sobie, że absolutna wielkość to atrybuty Boga, a nie grzesznego człowieka, prawdy o której wśród setek stawianych papieżowi pomników, nazw ulic i przaśnej, jarmarcznej symboliki, zdaliśmy zapominać, to najlepsza droga i sposób obrony Jana Pawła II. Obrony nie przed garstką chorych z nienawiści i żywiących się nią ludzi. Uderzanie się w ich piersi do zadanie tak łatwe, jak proste wydawało się przenoszenie zboczeńców z parafii do parafii, umożliwiające im dalsze czynienie zła. Dla ciasno i opacznie rozumianego interesu Kościoła, często mylonego z interesem własnym jego hierarchów.

Wrogowie do wylewania brudnej wody

Od wielu lat, jako wspólnota Kościoła, zbieramy żniwo takich praktyk. Wśród moich rozmów na ten temat, tak z księżmi, jak i ze świeckimi, jako jedyny ratunek dla Kościoła pojawia się nadzieja Boskiej interwencji. Szukając jej znaków, coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy Pan Bóg nie przemawia do nas przez filmy braci Sekielskich, a teraz reportaże Marcina Gutowskiego. Skoro nie potrafimy inaczej, skoro w wyjaśnianiu trudnych spraw Kościoła zawsze jesteśmy o krok w tyle za nimi, to może Pan Bóg nie ma innego wyjścia i działając poprzez ludzi pozostających na zewnątrz Kościoła, chce nas zmusić do wylania „brudnej wody” z łodzi Piotrowej?

Kilka miesięcy temu, jako mój głos w dyskusji synodalnej, wśród najpilniejszych spraw do załatwienia w Kościele na pierwszym miejscu wymieniłem konieczność oczyszczenia stanu duchownego z grzechu sodomii. Wracam do tego, bo nawet jeśli Duch Święty działa poprzez wrogów Kościoła, to nie po to, żeby wszystko za nas załatwić. „Lawendowa mafia” to największa i najbardziej szkodząca dzisiaj Kościołowi patologia. Ten rak wewnątrz Kościoła rozwinął się do postaci wobec której kolejni papieże, w tym Jan Paweł II, pozostają bezsilni. Pedofilia jest tylko jego uboczną, lecz najbardziej - wobec ataków wrogów Kościoła - kłopotliwą odnogą.

Na razie nie zanosi się, aby wrogowie Kościoła zmienili, podobnie jak w przypadku pedofilii, zdanie na temat homoseksualizmu i z tego powodu wstrząsnęli Kościołem. Jeżeli tak się stanie, to Jan Paweł II znów nie zostanie oszczędzony. Na razie „przyjaciele” Kościoła mogą żyć w spokoju. Jeszcze 1-2 pokolenia pustych seminariów i rak nie będzie miał się czym żywić.

Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta

Czytaj więcej: Modlitwa kardynała de Richelieu (komentarz do sprawy Jana Pawła II)

Komentarz (36)

Suwerenność na miarę naszych możliwości

Szczegóły
Opublikowano: piątek, 17 luty 2023 10:18
Bogdan Bachmura

Parafrazując Winstona Churchilla można powiedzieć, że jeszcze nigdy tak niewielu, nie zawdzięczało tak wiele, tak niewielkim pieniądzom. Wysokość kwoty o której mowa to 164 mld zł., ale część bezzwrotna, to 109 mld. Zaledwie 3,5 proc. polskiego PKB. Niby niewiele, ale zarówno rządzący Polską politycy, jak i siedząca im na karku konkurencja, rzadko tak zgodnym chórem twierdzą, że bez nich sobie nie poradzą. Problem w tym, że każdy chciałby, aby manna Krajowego Planu Odbudowy spadła z brukselskiego nieba w innym terminie. PiS potrzebuje jej na cito dla ratowania przed widmem wyborczej klęski, zaś Koalicja Obywatelska dopiero wtedy, gdy polityczny i finansowy kapitał KPO spłynie na jej konto. Na razie jednak owe magiczne środki z Krajowego Planu Odbudowy są w posiadaniu Komisji Europejskiej. I choć brukselscy eurokraci nie wydali z nich ani centa, to oni tymczasem są ich głównym, politycznym beneficjentem.

Tak zwana reforma sądownictwa spadła im jak gwiazdka z nieba. Pazerność Zjednoczonej Prawicy na zagarnianie coraz większych obszarów władzy dostarczyła brukselskim urzędnikom na długi czas paliwa do wysuwania pod adresem Polski kolejnych żądań i rozszerzania poza traktatowego zakresu swojej władzy. Być może i bez tej „reformy” znaleziono by pretekst do grillowania znienawidzonej w Brukseli władzy PiS. Ale faktem jest, że głupszego sposobu na stawianie się brukselskiej eurokracji próżno by szukać. Rezultat jest taki, że środki finansowe, których bez ratyfikacji polskiego parlamentu KE nie mogłaby pozyskać, stały się, znaczoną „kamieniami milowymi”, autostradą ingerencji w wewnętrzny ustrój państwa polskiego.

Wszystko to dzieje się w czasie, gdy politycy PiS przed całą Europą i światem chwalą się swoją przenikliwością wobec Rosji i jej prawdziwych celów, przypominając konsekwencję z jaką realizowali plan uniezależnienia Polski od dostaw rosyjskiego gazu i ropy. Jednocześnie od lat przestrzegają przed ograniczającym suwerenność państw UE, federalizacyjnym zakusom Brukseli. Przed polityką mającą na celu realizację społecznie i światopoglądowo jednoznacznie progresywnej wizji Europy. Zapominają jednak, że odpowiednikiem gazu i ropy jako źródła szantażu Rosji, są pozostające w dyspozycji brukselskich urzędników tzw. unijne fundusze.

Pisząc to nie namawiam do równego traktowania Rosji i UE. Pragnę jedynie zwrócić uwagę, że przy każdej okazji podnoszona troska o suwerenność państwa, jeśli ma być traktowana serio, wymaga rzetelnej analizy własnych możliwości jej obrony oraz analizy finansowego oręża jakie sami dajemy do ręki pazernej na coraz większą władzę brukselskiej oligarchii. Zamiast tego mamy nie znającą umiaru, irytującą swoim nachalnym prostactwem, antyunijną propagandę, robioną na użytek polityki wewnętrznej, dla zwarcia szeregów twardego elektoratu. Finał jest taki, że pieczołowicie budowana przez PiS narracja o poddaństwie Donald Tuska wobec Niemiec i Brukseli straciła na wiarygodności wobec upokorzenia jakiego doświadcza Polska za sprawą rządu Zjednoczonej Prawicy, której premier oznajmia, że ustawa, którą proponuje, została przygotowana poza granicami kraju, a dokładniej mówiąc w Brukseli.

Wojna o władzę nad wiszącą na unijnym kiju kiełbasę KPO zaszła tak daleko, że pierwotny cel jakim była walka o praworządność brzmi dzisiaj jak ponury żart. Tak naprawdę w tym wszystkim o żadną praworządność, czyli precyzyjniej rzecz ujmując, rządy prawa, nigdy nie chodziło. Raczej o to, kto w świadomości zbiorowej nad tymi pozytywnie kojarzonymi słowami zawładnie. Opór większości sędziów wobec reformy sądownictwa dotyczył próby znaczącego zwiększenia kontroli polityków nad władzą sądowniczą, co, przy aktywnym wsparciu Brukseli, przerodziło się w otwartą walkę o zmianę władzy w Polsce. Problem w tym, że stający po obu stronach politycznej barykady, partyjni działacze w sędziowskich togach, mówiąc, że walczą o to samo, ani myślą przypomnieć rodakom, na czym owe magiczne „rządy prawa” polegają. Bo jak tu powiedzieć, że pierwszym wrogiem gwarantujących wolność rządów prawa, jest instrumentalne stanowienie i wykorzystywanie prawa do bieżących celów politycznych? Jak tu stanąć w obronie tej elementarnej dla każdego prawnika zasady, skoro to oznacza zderzenie z solidarnym oporem i wrogością nie tylko tych, co Polską rządzili i rządzą, ale całej brukselskiej eurokracji. A z takim koniem nikt przy zdrowych zmysłach kopał się nie będzie. Bowiem całe to „demokratyczne” towarzystwo już dawno podmieniło rządy prawa na rządy prawodawców, dając ludowi do wierzenia, że czarne i białe to jedynie różne odcienie szarości.

Kiedy w 2004 r. Polska wstępowała do Unii Europejskiej, byłem zdecydowanym przeciwnikiem tego kroku. Dlatego, żeby nie nabijać frekwencji, nie wziąłem udziału w głosowaniu. I choć wszystkie czarne scenariusze dotyczące UE spełniają się na naszych oczach, to dzisiaj w tej sprawie zdanie zmieniłem. Wtedy wiedziałem, że bez żadnej alternatywy, słabi i biedni, pod tą szerokością geograficzną długo się nie uchowamy. Tą alternatywą było zbudowanie państwa silnego gospodarczo i militarnie, zdolnego wciągnąć w orbitę swoich geopolitycznych wpływów inne państwa Europy Środkowo-Wschodniej, tworząc sojusz zdolny do artykulacji własnych interesów wobec Niemiec i Rosji, współpracujący w ramach wolnego rynku z UE oraz ze Stanami Zjednoczonymi w zakresie bezpieczeństwa naszego państwa. Dzisiaj wiadomo, że to mrzonki, bowiem ustrój w którym żyjemy nie daje możliwości wygenerowania przywódców zdolnych udźwignąć ciężar takich zadań. Oznacza to, że tymczasem dla Polski innej drogi nie ma. Musimy żyć ze świadomością, że rosnąca w siłę eurokracja będzie, przy mniejszym lub większym oporze polskich polityków, zagarniała dla siebie kolejne obszary władzy, wpływając coraz bardziej na nasze życie, jego koszty i na to, kogo wybieramy.

Nie oceniam w tej chwili czy to dobrze, czy źle. Dla jednych rządy rodzimych, partyjnych oligarchii są lepsze od tych brukselskich, dla innych odwrotnie. Fakty są jednak takie, że podstawowym źródłem oddziaływania Brukseli na rządy państw narodowych są tzw. fundusze europejskie. Polityczny rachunek jaki wystawiono Polsce za dostęp do środków z KPO jest kpiną z praworządności, ale też nauczką, że wielogłowe, brukselskie monstrum, trąbiąc o wartościach, żadnych zasad w walce o wła- dzę nie zamierza się trzymać. Nasze miejsce z wielu powodów jest w Unii Europejskiej, ale nie w takiej, która projektuje nam życie, dyktuje kiedy i jakimi samochodami mamy jeździć, jakie podatki mamy płacić, jakie umowy o pracę mają być w Polsce „ozusowane”, która ingeruje w regulamin prac Sejmu RP czy ustala, za ile dróg w Polsce mamy płacić. A przecież to tylko kilka z wielu kamieni milowych wynikających z KPO.

Sugestią, która sama ciśnie się w związku z tym do głowy, jest stopniowe ograniczenie skali i struktury wydatkowania funduszy europejskich. Pomysł to nie nowy, bo sprowadza się do fundamentów wolności gospodarczych w obrębie wspólnoty państw na których oparli swój projekt jej Ojcowie Założyciele. Pytanie, czy dzisiejsi europejscy przywódcy, bez względu na polityczne barwy, takiej UE właśnie chcą? Do myślenia daje fakt, że nikt z liczących się graczy politycznych, łącznie z lamentującą na rosnące apetyty Brukseli Zjednoczoną Prawicą, głośno takich pomysłów nie zgłasza i nie próbuje budować wokół nich wewnątrz unijnych sojuszy.

Wszystkim i wszędzie, od lewa do prawa, ciągle na wszystko brakuje i wszyscy są po uszy zadłużeni. Nie może być inaczej, skoro demokratyczni politycy, łupiąc ludzi na wszelkie możliwe sposoby, zamienili społeczeństwo w narkomanów, uzależnionych od zabranych im wcześniej, i rozdawanych jako państwowe pieniędzy, pod zastaw wygranych wyborów. Na suwerenność, taką, jaką sobie wymarzyliśmy po czasie „ograniczonej suwerenności” PRL, trzeba zarobić i na nią zasłużyć. W tym świecie darmowych obiadów nie ma. Jeżeli jest tak, że drobna część naszego PKB decyduje o być, albo nie być władzy, to widocznie na więcej suwerenności nas nie stać, a nawet nie mam pewności, czy aż tak bardzo jej pragniemy. W końcu rosyjskie rakiety nad naszymi głowami nie latają…

Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta

Czytaj więcej: Suwerenność na miarę naszych możliwości

Komentarz (17)

Jezus Chrystus dla każdego

Szczegóły
Opublikowano: piątek, 23 grudzień 2022 22:25
Bogdan Bachmura

Pomimo upływu 2022 lat żadnych urodzin tak gremialnie i radośnie nie obchodzimy, jak przyjścia na świat, zapowiadanego przez proroków, Jezusa Chrystusa. Postępująca sekularyzacja, kłopoty Kościoła, który założył, porzucanie wiary i religijności, wszystko to niewiele zmieniło. Czy widzimy w nim Boga-człowieka, czy zwykłego śmiertelnika, nadal bezapelacyjnym rekordzistą pamięci wśród narodzonych jest ON.

To nie koniec paradoksów. Wraz ze wzrostem liczby Jego przeciwników, zapowiedzi Jego przyjścia są z roku na rok coraz wcześniejsze. Pierwsze zwiastuny mamy zaraz po Święcie Zmarłych. Na cmentarzach jeszcze chryzantemy, a w mediach - ponad religijnymi podziałami – pierwsze świąteczne reklamy towarów i bożonarodzeniowe dżingle. Rozpoczęte pod patronatem św. Mikołaja szaleństwo zakupów wspiera finansowo wiele branż gospodarki, o budżecie państwa nie wspominając.

Dzwoniąc i mailując do przyjaciół i znajomych z życzeniami świątecznymi, spotykając się z nimi przy świątecznych stołach, gromadząc się w gronie rodzinnym przy wigilijnych stołach, dzieląc się opłatkiem, jedząc obowiązkowe w tym dniu potrawy, słowem wszystko, co robimy w tym szczególnym czasie, jest pamiątką po Chrystusie. Nawet jeśli zapominamy wtedy o modlitwie, jeśli Jego imię wśród zgromadzonych przy stole nie pada, to nawet wtedy ten stół i nasza przy nim obecność jest nawiązaniem do symboliki Gwiazdy Betlejemskiej, zwiastującej Jego narodziny.

Kiedy wreszcie kilka dni później spotykamy się na balach czy prywatkach, kiedy jedni się bawią, a inni dzięki temu zarabiają, to patronuje temu papież św. Sylwester, namiestnik Chrystusa.

Ateiści oraz inni, umiarkowani w wierze antychrześcijańscy aktywiści tłumaczą, że to tradycja. Ale widać boli, bo inaczej nie ustawaliby w zabiegach wyeliminowania ze świątecznej symboliki wszystkiego, co nawiązuje do boskiego źródła tej tradycji. Ale taki stan rzeczy tym bardziej nie zadowala tych, którzy dźwigają na sobie brzemię odpowiedzialności za Kościół i depozyt wiary jaki ma do przekazania kolejnym pokoleniom. Zwłaszcza, gdy zaraz po świętach, w okresie wizyt duszpasterskich, przychodzi twarde zderzenie z rzeczywistością, kiedy to obecność w domach kapłanów Chrystusa staje się coraz mniej pożądana.

Trwające od listopadowej słoty do styczniowych mrozów zderzenie utrwalonej we współczesnych mitach chrześcijańskiej tradycji, z przechowywanym przez Kościół autentycznym przesłaniem Chrystusa, jest najlepiej widocznym znakiem czasu w którym żyjemy. Obrazem kondycji współczesnego człowieka, zakorzenionego nadal w glebie tradycji, ale pozbawionej atrybutu boskości. Istotą tej zmiany jest zastąpienie chrześcijańskiego poszukiwania prawdy tym, co wśród gruzów chrześcijaństwa wydaje się dzisiaj najbardziej pożyteczne i przydatne. Zanim to nastąpiło, współczesny człowiek musiał się potknąć na marzeniach o lepszym świecie francuskiego „wieku świateł”, proroctwach Marksa i jego ucznia Lenina oraz wizjach ideologów nazizmu. Pozostała nadzieja w bogu demokracji, ale jej hasła równości i tolerancji nie mogły zastąpić chłodu państwowych instytucji i samotności współzawodnictwa szczurów. Pokój czasu demokracji oddalił nas od koszmaru masowych grobów komunizmu i nazizmu, ale wypełnił do granic możliwości szpitale psychiatryczne, ustawił wielomiesięczne kolejki do gabinetów psychiatrycznych, a słowo depresja, wcześniej mało znane w powszechnym obiegu, stało się kluczowe dla diagnozy naszych stanów wewnętrznych. Nic jednak tak dojmująco nie wystawia świadectwa naszym czasom, jak narastająca wśród dzieci i młodzieży liczba samookaleczeń, prób samobójczych i samobójstw.

Temu po wielokroć badanemu i opisywanemu, powszechnemu stanowi chorobowemu, towarzyszy masowe odrzucenie fundamentu wiary, na którym człowiek Zachodu budował swoje bezpieczeństwo zakorzenienia we wspólnocie Kościoła, lokalnych społecznościach i rodzinie.

Pozostało więc budowanie własnych mitów na oczyszczonych z elementów objawienia treściach chrześcijańskich. Dzięki tym mitom, często broniącym religijnych praktyk i rytuałów, mającym zaspokoić istotne potrzeby człowieka: wspólnotowości, obrzędów przejścia, żałoby i pożegnania, tragizm kondycji współczesnego człowieka staje się bardziej znośny.

Na dojmujące skutki pustki wynikającej z utraty wiary i egzystencjalnego kryzysu jaki przeżywał, Lew Tołstoj miał pomysł następujący: Wczoraj pod wpływem rozmowy o sprawach boskich i o wierze, przyszedł mi do głowy wielki, ogromny pomysł, którego realizacji – czuję to – potrafię poświęcić całe życie. Pomysł ten – to założenie nowej religii, odpowiadającej rozwojowi ludzkości – religii Chrystusa, lecz oczyszczonej z wiary i mistycyzmu; religii praktycznej, nie obiecującej przyszłej szczęśliwości, lecz dającej szczęście na ziemi. Zanim ostatecznie Tołstoj odnalazł swoją drogę do Boga, za ten i podobne eksperymenty z religią został wykluczony z Cerkwi. Dzisiejsze konsumowanie treści religijnych dla chwili ziemskiego szczęścia, choć o nowej religii trudno tu mówić, przypomina poszukiwania Lwa Tołstoja. Szczególnie jest to widoczne w okresie Świąt Bożego Narodzenia.

Podstawową troską Kościoła jest dziś to, aby droga post chrześcijańskich mitów, wyrażających na sposób laicki tęsknotę za prawdą Chrystusa, stała się drogą powrotu do prawdziwej wiary.

Wspomniany Lew Tołstoj swoją dramatyczną opowieść o poszukiwaniu odpowiedzi na pytania: po co żyję i co po mnie zostanie, opisał w książce Spowiedź. Jej mottem uczynił słowa świętego Pawła: A tego, który jest słaby w wierze, przygarniajcie życzliwie, bez spierania się o poglądy.

Niech to przesłanie ewangelicznej miłości towarzyszy Wam, Drodzy Czytelnicy, w Święta Bożego Narodzenia i cały 2023 rok.

Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta

Czytaj więcej: Jezus Chrystus dla każdego

Komentarz (68)

Nie wolno zdradzić prawdy

Szczegóły
Opublikowano: wtorek, 15 listopad 2022 23:15
Bogdan Bachmura

Nawet nasi najwierniejsi czytelnicy mają pewnie dość własnych problemów aby pamiętać, że pierwszy numer „Debaty” ukazał się równo piętnaście lat temu, w październiku 2007 r. Gdy mam okazję komuś o tym przypomnieć, niezmiennie słyszę: to już piętnaście lat? Prawdę mówiąc, sam tego do końca nie ogarniam. Pomysł, którym podzieliłem się kilka miesięcy wcześniej z kilkoma osobami przy kawiarnianym stoliku w „Staromiejskiej”, na dłuższe życie szans większych nie miał. Brak stabilnego, zewnętrznego finansowania plus grupka entuzjastów deklarujących pisanie bez złotówki za wierszówkę, to co najwyżej recepta na satysfakcję z podjętej mimo wszystko próby.

Dlatego gdy równo rok później, Piotrek Kardela wygłosił pamiętne: teraz to już nie wstyd upaść, mieliśmy nie tylko satysfakcję z wykonanej roboty, ale uwolniliśmy się od presji kolejnego numeru. Życie „Debaty” potoczyło się dalej, przez kolejne, trzy okrągłe rocznice, zawsze ze zdumieniem, że jeszcze istniejemy.

Nie modliliśmy się o nią do Pana Boga, co najwyżej o jej przetrwanie. Ale mam wrażenie, że „Debatę” w jakimś sensie od Niego dostaliśmy. Zbyt wiele bowiem sprzyjających okoliczności nam przez te kilkanaście lat towarzyszyło, abym mógł przypisywać ten sukces jedynie naszym staraniom.

Na winiecie „Debaty” umieściliśmy słowa Józefa Mackiewicza: Tylko prawda jest ciekawa. Uznaliśmy je za nasze credo nie z przekonania o szczególnej bliskości jej posiadania, ale ze świadomością, że nasz wysiłek tylko wtedy ma sens. Że pożytek z myślenia i działania występuje tylko wtedy, gdy staramy się oddzielić prawdę od pozoru. Gdy trzymamy się tradycji greckich filozofów, z Platonem jako patronem dążenia do prawdy na czele, i religijnego uświęcenia prawdy poprzez wiarę.

Nie mnie oceniać, na ile temu zdaniu sprostaliśmy. To zadanie dla naszych czytelników. Dość, że tym właśnie chęcią oddzielenia prawdy od pozoru, kierowaliśmy się kilkanaście lat temu. Tymczasem procesy gnilne naszej cywilizacji nabrały takiego przyspieszenia, że wątpliwości zgłoszone pięć wieków temu przez Niccolo Machiavellego co do sensu potrzeby prawdy w życiu publicznym, dzisiaj stają się powszechną normą. Gdy kłamstwo jest w połowie drogi dookoła świata, to prawda dopiero zakłada buty. Ten zgrabny aforyzm napisał Mark Twain w czasach, kiedy świadomości nierychliwości prawdy towarzyszyła wiara w skuteczność jej oddziaływania. Co dzisiaj napisałby Twain? Zapewne coś równie błyskotliwego, o zbiorowych złudzeniach wytwarzanych przez liczne i wprawne grono iluzjonistów, tak skutecznie imitujących prawdę, że tej ostatniej nawet butów nie chce się zakładać.

W takich „okolicznościach przyrody” nasza ciekawość prawdy, którą obiecaliśmy sobie na starcie „Debaty”, nabiera zupełnie innego wymiaru. Nawet Oświecenie z jego „uśmierceniem Boga” i narodzinami bożka Rozumu nie wyeliminowało prawdy jako fundamentu poznania i moralnych działań. Prawdziwe wrota piekieł otworzyły się dopiero wtedy, gdy po usunięciu w cień Boga, z tronu zleciał Rozum, a na ich miejscu rozgościła się zasada pożyteczności. Jej głównymi wyznawcami i praktykami stały się partie polityczne, a realizowany przez ich funkcjonariuszy „interes partii” stał się wartością nadrzędną. A gdy ich interes podąża za zmiennością sondaży, to prawda staje się ciężarem, a fikcja nie tylko przestaje być groźna, ale staje się sojusznikiem. W nowej, przystępnej szacie, zgodnie z regułami „sztuki marketingowej”, stała się „produktem”. Nie znaczy to, że prawda zupełnie zanika. Ona również staje się „produktem”, podobnie jak pożądany w danej chwili „wizerunek”.

Dla Józefa Mackiewicza prawda mogła być ciekawa, bo ciekawość ta została zbudowana na tradycyjnej, platońskiej dychotomii prawdy i złudzenia. Co robić w sytuacji, gdy wybory jakich dokonujemy na publicznej agorze dotyczą różnicy i jakości wizerunków? Czy wizerunek może być ciekawy? Jak najbardziej, jak zastępujące rzeczywistość obrazki.

To nie jest ten sam świat fikcji z którym mieliśmy do czynienia za komuny. Tamten opierał się na przemocy i prymitywnym kłamstwie, stąd jego konstrukcja była krucha, podatna na ciosy prawdy, bo granica między prawdą a złudzeniem była oczywista.

Tak się złożyło, że kończę ten tekst 19 października. Równo 38 lat temu porwano, a następnie zamordowano ks. Jerzego Popiełuszkę. Prawda jest nieśmiertelna, a kłamstwo żyje krótką chwilą - te słowa ks. Jerzego skierowane do milionów rodaków nie zostawiały wtedy cienia wątpliwości. Komuniści wobec jej siły byli bezradni, dlatego musieli niezłomnego kapłana zamordować.

Nie wolno zdradzić prawdy – przestrzegał i apelował ks. Popiełuszko tuż przed męczeńską śmiercią. Najwyższy czas, abyśmy ogłupiani i podzieleni partyjną propagandą, zajrzeli do własnych serc i sumień i odpowiedzieli sobie na pytanie, co zrobiliśmy z jego apelem i ofiarą.

Sofiści, zdeklarowani zwolennicy demokracji, oddali prawdę we władanie retoryki. Zakładali, że wola złudzenia może przybrać postać woli prawdy. Prawdą jest zawsze tylko to, co za prawdę uchodzi. Co przynosi korzyść. To oni wyznaczyli standard życia publicznego, który dzisiaj się upowszechnił, zyskując status normy. W takiej rzeczywistości nie ma miejsca dla ludzi ideowych, przekonanych, że ich działanie może służyć jakiemuś trwałemu, wyższemu dobru. Ich miejsce zajmują ludzie cwani i przebiegli, tworząc nowe zastępy klasy próżniaczej. Co z tym zrobić, nikt dzisiaj nie wie. Karawana pędzi w nieznane, tylko psy szczekają coraz rzadziej.

Mam świadomość, że nasi czytelnicy to przede wszystkim średnie i starsze pokolenie. Ludzie z którymi możemy rozmawiać zgodnie z dawnymi regułami myślenia. Inaczej nie potrafimy i nie chcemy. Na pytanie jak długo to będzie jeszcze możliwe, odpowiedzi nie mam. Nikt nie ma, bo rozmawiamy o upadku cywilizacji i jego dramatycznych objawach. Jedyne co pozostaje, to nadal robić swoje. „Umierać, ale powoli”, w oczekiwaniu na zmianę, na coś, co tchnie w nas nowego ducha.

Na sukces „Debaty” składa się wewnętrzna pasja i chęć wspólnego działania, dzięki którym, pomimo różnicy poglądów i temperamentów, udało nam się przetrwać jako środowisku. Rzecz druga, to szczególna więź z czytelnikami. Coś dla mnie niebywałego i niespodziewanego, dzięki czemu rozwinął się spontaniczny kolportaż „Debaty”, kojarzący mi się z czasami podziemnego kolportażu bibuły, która „sama się rozchodziła”. Za to wszystko wielkie Bóg zapłać.

Na koniec bardzo istotna informacja. Niestety, od listopadowego numeru „Debaty” jesteśmy zmuszeni do przejścia na sprzedażową formę kolportażu. Mam świadomość, że nasi czytelnicy przywykli do wygodnej, darmowej dystrybucji. Jednak do tej zmiany zmusiły nas lawinowo rosnące koszty wydawnicze. Mam nadzieję, że proponowana cena 5 zł. nawet w tych trudnych czasach będzie do udźwignięcia. Punkty sprzedaży „Debaty” znajdziecie Państwo w tym numerze.
Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta

Czytaj więcej: Nie wolno zdradzić prawdy

Komentarz (2)

Więcej artykułów…

  1. To była nasza matka
  2. Znak Bożego skąpstwa
  3. Tysiąc (ankietowanych) w Imieniu Wszystkich
  4. Order od Putina (nie tylko dla prezydenta Grzymowicza)

Strona 1 z 55

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

A redaktor jak zwykle...
A świstak chodzi i zawija w sreberka
Jakby się redaktorek nie starał, to dzisiejsza debata, a zwłaszcza wczorajszą rozmową...
"Geniusz" Trzaskowski w debaci...
2 godzin(y) temu
Dodam jeszcze dwie osoby i będzie kwartet: D. Wysocka-Schnepf oraz sierżantGarcią
https://demotywatory.pl/5300190/Tymczasem-w-Tarnowie-mozna-bylo-...
Jak mąż zaufania Trzaskowskieg...
9 godzin(y) temu
Świetny wywiad z Karolem Nawrockim z 2017 r. Terlikowski powinien wysłuchać...
https://www.youtube.com/watch?v=Zwxt22BfrLY&t=123s
Klub Warmiński zaprasza na spo...
9 godzin(y) temu
W punkt
Gdy redaktor grilluje i nagrywa, to "interes spoleczny". Gdy redaktora nagrywają, to przestępstwo.
Jak mąż zaufania Trzaskowskieg...
10 godzin(y) temu
Ta Joanna to powinna zaprzyjaźnić się z Czarną Anną. To byłby duet zwany "Nieszczęściem parowym"
Jak mąż zaufania Trzaskowskieg...
11 godzin(y) temu
Od zakochania do nękania… stalking to uporczywe prześladowanie z powodu zawiedzionej miłości, powodujące poczucie poniżenia u dziennikarza i demolując...
Jak mąż zaufania Trzaskowskieg...
18 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Barbarzyński atak "silnych ludzi" Tuska na praworządność Zbigniew Lis Motto Tuska: Będziemy stosować prawo, tak jak my je rozumiemy, czyli uchwałami Sejmu i rozporządzeniami zmieniać ustawy, wg zasady –… Zobacz
  • Co trzeba zrobić, żeby PiS wygrało kolejne wybory? Zbigniew Lis Wielu Polaków głosujących nie za opozycją, tylko przeciw PiS, nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji ich decyzji oraz z powagi… Zobacz
  • Michał Wypij, Paweł Warot – komentarz osobisty Bogdana Bachmury Bogdan Bachmura Dużo łatwiej o krytykę osób, których nie darzymy sympatią, z którymi jesteśmy w sporze lub konflikcie. Ale tym razem jest… Zobacz
  • Polska racja stanu - refleksje po obejrzeniu "Resetu" Zbigniew Lis Do napisania tego artykułu skłoniły mnie bulwersujące fakty i ujawnione dokumenty, przedstawione podczas emisji serialu dokumentalnego "Reset" w TVP1, który… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Czy zastępcą dyrektora Muzeum w Grunwaldzie została osoba z polecenia PO?
  • Wyborcza sporządziła listę osób do zwolnienia z pracy, związanych z PiS
  • Konfederacja Korony Polskiej sprzeciwia się inwestycji Lidla w Gietrzwałdzie
  • Studentki oskarżyły swojego wykładowcę z WNE UWM o molestowanie
  • Co chce ukryć prezes olsztyńskiej spalarni? Dlaczego popioły chcą wozić do Bisztynka?
  • Stołek wiceprezes WFOŚiGW w Olsztynie dostała kandydatka Koalicji Obywatelskiej
  • Jak oceniacie pierwszy rok prezydentury Roberta Szewczyka?
  • Przedsiębiorca z Olsztyna oskarża minister klimatu o bankructwo firm
  • Sąd Najwyższy odmówił rektorowi UWM udziału w zwolnieniu Adamowicza
  • Nawrocki w debacie w TVPwL dowiódł, że jest bokserem wagi ciężkiej, Trzaskowski - słabowitym „lalusiem”
  • Trzaskowski wielkim patriotą jest i mega niezależnym od Tuska
  • Największy skandal wyborczy w III RP. Kampania oszczerstw w sieci osób związanych z PO

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

    • Jak mąż zaufania Trzaskowskiego polowała na red. Sochę

      Adam Jerzy Socha 2025-05-22 17:51:51

      Jadąc do pracy w Obwodowej Komisji Wyborczej nr 19, w wyborczą niedzielę 18 maja, w Zespole...

    • W Olsztynie powtarzali proces zwyrodnialca, który skatował nastolatkę, bo sądził „neo-sędzia”

      2025-05-22 15:05:13

      Po przejęciu władzy przez koalicję Donalda Tuska, rośnie liczba uchylonych wyroków wydanych na...

    • Klub Warmiński zaprasza na spotkanie z Tomaszem Terlikowskim

      2025-05-21 11:19:47

      Klub Warmiński zaprasza na spotkanie Tomaszem Terlikowskim, dziennikarzem, filozofem, publicystą. Temat...

Wiadomości region

  • Region

    • Podejrzany o zabójstwo ks. Lecha Lachowicza skierowany na badania psychiatryczne

      2025-05-22 09:31:44

      Podejrzany o zabójstwo proboszcza parafii w Szczytnie zostanie poddany obserwacji...

    • Czy zastępcą dyrektora Muzeum w Grunwaldzie została osoba z polecenia PO?

      2025-05-16 15:34:04

      Zastępcą dyrektora Muzeum Bitwy pod Grunwaldem została Emilia Nowicka z Olsztynka. Pani Emilia...

    • Radny protestuje przeciwko wizycie niemieckiego rewizjonisty w Gołdapi

      Adam Jerzy Socha 2025-05-15 17:05:04

      Radny Rady Powiatu w Gołdapi Paweł Czyż, wiceprezes Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin...

Wiadomości Polska

  • Polska

    • "Geniusz" Trzaskowski w debacie z "gangusem i kibolem" Nawrockim, okazał się wydmuszką

      2025-05-23 22:32:37

      To nie była merytoryczna debata, z której wyłoniłby się przywódca narodu i państwa, z wizją dla...

    • Trzaskowski o włos przed Nawrockim, trzeci Mentzen - wyniki ze 100% obwodów

      Adam Kowalczyk 2025-05-18 21:36:18

      Wyniki po zliczeniu głosów z wszystkich obwodów. Rafał Trzaskowski - 31,36%, Karol Nawrocki -...

    • Największy skandal wyborczy w III RP. Kampania oszczerstw w sieci osób związanych z PO

      2025-05-16 17:35:24

      Facebook zalały filmiki szkalujące i zohydzające kandydatów opozycji Karola Nawrockiego i...

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Klub Jagielloński
  • Teologia Polityczna

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.