Gdy politycy którzy długo ze sobą współpracowali, nagle biorą się za łby, to pierwszym wygranym tej sytuacji jest prawda. Nie zawsze jest to prawda materialna, bo mamy do czynienia z kłamstwem zawodowym, ale spada z nich maska lojalności i wspólnych interesów.
Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w emocjonalnym sporze kandydatów na prezydenta Olsztyna: Moniki Rogińskiej-Stanulewicz i Czesława Małkowskiego.
Bezpośrednim impulsem tego sporu jest nieuprawnione wykorzystanie przez kandydatkę politycznego szyldu Trzeciej Drogi. Wszystko rozeszłoby się szybko po kościach, gdyby nie niespodziewana, agresywna reakcja Czesława Małkowskiego na zdarzenie, które nawet go nie dotyczy.
Natychmiastowy komentarz Moniki Rogińskiej-Stanulewicz, i w odpowiedzi „rżnięcie głupa” przez Małkowskiego, wsparte nerwowym głosem komitetu wyborczego pokazuje, jak bardzo przestraszono się twarzy, która ukazała się pod zrzuconą maską dobrodzieja.
Taka reakcja nie powinna dziwić. Zbyt długo z lękiem w Wielbarku wspominany dawny sekretarz partii i cenzor zakładał nową maskę przyjaciela ludu, ze szczególnym uwzględnieniem kobiet, aby teraz, w chwili najważniejszej próby, wszystko stracić.
Zarówno dawny, jak i obecny Małkowski nie znosi zdrady, braku lojalności, albo tego, co za takowe uzna. Zeznania tych, którzy tego doświadczyli, pozostały za zamkniętymi drzwiami sali sądowej, publicznie odważyła się wypowiedzieć tylko jedna z kobiet oskarżających go o molestowanie, a także Bogdan Diaków.
Jednak komentując tamte oskarżenia, nigdy maska niewinnego zaskoczenia z twarzy Małkowskiego nie spadła. Prawdziwą twarz znali tylko nieliczni.
Małkowski stworzył to, co dla polityka najważniejsze: sektę ślepych wyznawców. Dlatego „wybujała, chora ambicja” kogoś, kto należał do wąskiego grona wtajemniczonych i zawdzięcza mu wszystko, jest nie do pomyślenia. Zwłaszcza gdy w tak ważnym dla niego momencie próbuje wybijać się na konkurencyjną samodzielność.
W swoim komentarzu Małkowski uważa się za lepszego, zaliczając się do ligi „robiących politykę”. Wczoraj pod patronatem Karola Marksa, dzisiaj z Józefem Piłsudskim na ustach, Małkowski nie daje się wypchnąć z szeregów „chytrych frustratów”, których demokratyczne szambo tak samo skutecznie unosi na swojej powierzchni, jak poprzednie.
Ale Monika Rogińska-Stanulewicz, odesłana z powodu „niedoboru intelektualnego” do „szczających kur”, wie jak sobie z tym problemem radzić. Szybko pojęła, że kobiecość to nie tylko długość nóg i spódnic. Małkowski jest szarmancki wobec kobiet uległych, tymczasem jego dawna protegowana, w nowym duchu czasów słusznie minionych, uzyskała świadomość klasową. Poczuła, że jest częścią „silnych kobiet”- reprezentantek krzywdzonego, nowego kobiecego proletariatu. Dlatego wzięła na świadków swojej krzywdy kobiety całego świata i wezwała kolegę, który „udawał mężczyznę” przed oblicze światowej „Ligi kobiet”. A liga o intelekt nie pyta, „Liga broni, liga radzi, liga nigdy cię nie zdradzi”.
Po przeczytaniu tego oświadczenia wiele osób zapewne stwierdzi, że Małkowski nie wiedział co robi pisząc swój komentarz, ale wie o czym mówi. Ale nie to, czy Monika Rogińska-Stanulewicz została wykształcona ponad własną inteligencję mnie najbardziej w jej oświadczeniu interesuje. Powala mnie natomiast cynizm i hipokryzja kobiety, która nigdy nie wykazała żadnego zainteresowania losem ani argumentami osób oskarżających Małkowskiego o najgorsze rzeczy.
Do tego nie potrzeba szczególnego intelektu. Wystarczy minimum tego, czego dzisiaj pani radna domaga się tak głośno dla siebie: empatii i wrażliwości. Nie kobiecej, ale ludzkiej, bo mam wrażenie, że w ocenie Małkowskiego zawiodły przede wszystkim kobiety.
Z cynicznego strachu o własną karierę radna klubu Małkowskiego milczała wtedy i milczy teraz, sądząc, że tą straszałką kobiecości kogoś wzruszy albo przestraszy i przy okazji przykryje wyborczy plagiat.
Nie są to słowa adresowane jedynie do Moniki Rogińskiej-Stanulewicz. To jedynie absolwentka szkoły prymitywnego machiawellizmu im. Czesława Małkowskiego, która zaraziła swoim cynizmem i trawi umysły dalece lotniejsze od jedynej kandydatki na prezydenta Olsztyna.
Podobnie jak ona, dzisiaj nerwowe, wiernopoddańcze świadectwo moralności wystawiają Małkowskiemu ludzie, którzy po jego wpisie przestraszyli się o podpięte pod to nazwisko swoje ambicje i plany. Nie jestem tak naiwny, abym namawiał ich do refleksji. Na to było już wystarczająco dużo czasu. Pamiętajcie tylko o jednym: sekty nigdy bezkarnie się nie opuszcza.
Bogdan Bachmura
Na zdjęciu: konferencja prasowa podczas wyborów 2014 roku. Monika Rogińska-Stanulewicz własnymi piersiami broni kandydata na prezydenta Olsztyna.
Skomentuj
Komentuj jako gość