Ile zapłacimy za pomoc Ukrainie
- Szczegóły
- Opublikowano: sobota, 12 marzec 2022 13:15
- Mariusz Korejwo
Zła wiadomość: ta wojna trwa i my w niej jesteśmy. Nie ma znaczenia, czy wyślemy do Kijowa myśliwce, czy poślemy tam "ochotników", czy też zachowamy się jak Viktor Orban oraz premier Chin, człowiek z nienadającym się do wymówienia nazwiskiem. Nie my wyznaczamy cele tej wojny, ani jej zakres. Czyni to Moskwa i tylko od jej decyzji zależy, czy na nasze miasta zaczną spadać bomby tak, jak spadają na miasta ukraińskie. Jedyne, o czym możemy zdecydować, to styl, w jakim ową wojnę przebrniemy.
Dobra wiadomość: na razie na Polskę nie ruszą ruskie czołgi, póki co nie istnieje opcja ofensywy przez Bug. To jest w tej chwili niewykonalne. Im głośniej wybrzmiewają podobne pogróżki, tym spokojniej możemy spać. Bać się przyjdzie dopiero w chwili, gdy groźby umilkną. Będzie to niezawodny znak, że klamka zapadała a ofensywa jest gotowa. Usłyszymy wtedy sporo o odwrocie, demobilizacji i ustaniu napięcia. A zaraz potem rozpocznie się inwazja.
Ale tak naprawdę wojna z Polską już trwa. Musimy być gotowi na prowokacje, nawet bardzo grube. Obwód Kaliningradzki to jeden wielki obóz wojskowy, a Olsztyn to za kordonem pierwsze z większych polskich miast. Tu i ówdzie na naszym niebie pojawi się ruski dron, może nawet przeleci uzbrojona eskadra. Obserwując w akcji jakość ichniejszego sprzęt bojowego możemy spodziewać się "zabłąkanych" rakiet lądujących na naszej ziemi albo bomb upuszczonych podczas "manewrów ćwiczebnych".
Pośród Polaków istnieje nie zawsze wyraźnie wyartykułowana obawa o solidność postawy Zachodu. Podzielam owe lęki. Czy, kiedy opadnie, a nastąpić to musi, owa zdumiewająco wielka i zdumiewająco jednorodna fala oburzenia, nie okaże się po raz kolejny, że wszystkie owe sojusznicze zabiegi nie miały na celu uczynienie z nas tarczy ? Oczywistego ośrodka, na którym Moskwa będzie chciała wyładować swój gniew, swoją frustrację, wziąć odwet za wszelkie upokorzenia ? Tak zdefiniowany cel militarny i polityczny mógłby obniżyć - naszym kosztem - cenę, jaką za udział w tej wojnie będzie musiał zapłacić Zachód.
Historia dostarcza tu aż nadto ponurego materiału do przemyśleń. Ale w Historii obok potężnego czynnika kontynuacji istnieje równie potężna funkcja zmiany. Sądzę, że właśnie z tą ostatnią mamy obecnie do czynienia.
Pomimo całej pogardy, Zachód robił z pierwszą Bolszewią świetne interesy. Wysyłano zboże w zamian za złoto i bezcenne kolekcje dzieł sztuki. Politycy zachodni mniej więcej orientowali się, czym jest reżim proklamowany przez Lenina, ale pomimo wszystko obdarowano go sporym kredytem zaufania. W końcu, Sowiety były czymś zupełnie nowym i nikt nie mógł twierdzić, że spolegliwa koegzystencja skazana jest na klęskę. Druga wojna światowa przydała Moskwie nimbu chwalebnego zwycięzcy. Zimna wojna, polityka powstrzymania, funkcjonowały równolegle z niegasnącym podziwem dla mocarstwa, które uchroniło Stary Kontynent od rządów pewnego obłąkanego kaprala. Nawet zupełnie współczesne rzezie urządzane przez Rosjan w rejonie Kaukazu jakoś dawały się wytłumaczyć. Wystarczyło wspomnieć o wspólnocie w zwalczaniu "islamskiego terroryzmu" i nawet Amerykanie gotowi byli łykać ową obrzydliwą żabę.
Jednak napaści na Ukrainę nie towarzyszy nic, co mogłoby zostać uznane za alibi. Nie ma absolutnie żadnego punktu zaczepienia dla uznania moskiewskich racji, nic, co nadawałoby się do ulepienia sztukaterii niezbędnej dla skonstruowania kolejnego paskudnego kompromisu. Putin, kreujący się na męża stanu, tak skuteczny przez dwie dekady, kompletnie wypadł z roli. Polityk, który nie ma planu alternatywnego, sam ustawia się w roli psychopaty, z którym się nie rozmawia. Pozostaje argument nagiej siły, a to paradoksalnie działa na korzyść Polski. W tej twardej konfrontacji musimy modlić się o jedno: aby Zachód uznał, że czerwona, nieprzekraczalna linia, leży na wschód od naszej granicy.
Mariusz Korejwo
Na zdjęciu: Mariupol. Po bombardowaniu szpitala położniczego 9 marca ciężarne ewakuowano na noszach. (Autor: Instagram/Evgeniy Maloletka). Putin stwierdził, że ta ewakuacja była inscenizacją. Pierwsze doniesienia mówiły, że "Marianna" urodziła córkę i obie żyją. Niestety, 14 marca podana tragiczną wiadomość: Jak opisuje agencja informacyjna AP, lekarze bezskutecznie próbowali uratować obydwoje. Po dotarciu na miejsce pacjentka jeszcze żyła, jednak – kiedy dowiedziała się, że dziecka nie uda się uratować - miała błagać lekarzy, by nie pozwolili jej przeżyć, krzyczała ponoć, by „natychmiast ją zabili". Jak relacjonuje miejscowy chirurg Timur Marin, choć jak najszybciej przeprowadzono cesarskie cięcie, dziecko nie przejawiało już oznak życia. Lekarze próbowali ratować matkę, jednak „ponadpółgodzinna resuscytacja nie przyniosła efektów, oboje zmarli". Według AP w chaosie po zbombardowaniu szpitala nawet nie udało się ustalić nazwiska kobiety – podali je dopiero jej mąż i ojciec, kiedy przyszli zabrać ciało. Lekarze przyznają, że ucieszyli się, że miał je kto odebrać i kobieta – jak wielu mieszkańców Mariupola – nie trafiła do zbiorowego grobu.
"Kompromitacja za kompromitacją sztabu Trzaskowskiego. Zobacz, dokąd prowadzi domena RuszamZTrzaskiem.pl".
https://www.tysol.pl/a131999-kompr...