logodebata

Wspomóż jedyny portal na Warmii i Mazurach, który nie boi się publikować prawdy o politykach i jest za to ciągany po sądach. Nigdy, przez prawie 18 lat istnienia, nie dostaliśmy 1 grosza dotacji publicznej. Redaktorzy i autorzy są wolontariuszami. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 11-030 Purda, Patryki 46B

wtorek, lipiec 15, 2025
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Mariusz Korejwo
    • Zbigniew Lis
    • Marian Zdankowski
    • Marek Lewandowski
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Wiadomości
  • Świat

Świat

Polacy nie śpią spokojnie, przynajmniej nie powinni…

Szczegóły
Opublikowano: piątek, 24 maj 2019 12:27
Waldemar J. Dąbrowski

Krótka wymiana myśli (przez rozmowę, dokumenty stworzone), w której wzięli udział: Jerzy Czartoryski, (President, Polish National Unity – Canada), Dr. Alexander M. Jabłoński (President, Oskar Halecki Institute in Canada), Dr. Bogdan Gajewski (Association of Polish Engineers in Canada, Ottawa Chapter), Teresa Berezowska (Prezes Rady Polonii Świata), Katarzyna Grandwilewska (Przewodnicząca Polish Canadian Women’s Federation) i inni niemniej ważni, na pewno świadkowie dramatu polskiego mieszkający poza granicami kraju.

Zagajenie, aby było wiadomo o co chodzi

W budynku sejmu Rzeczypospolitej odbyła się konferencja prasowa zorganizowana przez Koło Parlamentarne Konfederacja, której głównym referentem był redaktor Stanisław Michalkiewicz. Przekazał informację o notatce polskiego MSZ z 29 października 2018 r. Dotyczy ona rozmowy polskiego ambasadora ds. kontaktów z diasporą żydowską – Jackiem Chodorowiczem – z amerykańskim odpowiednikiem Thomasem Yazdgerdim. Spotkanie odbyło się w polskim MSZ i jak tłumaczył Michalkiewicz, dokument zawiera swego rodzaju harmonogram działań polskiej i amerykańskiej dyplomacji w sprawie tzw. restytucji mienia. To jest pokłosie (sic!) amerykańskiej ustawy 447 JUST. [„ Ustawa S. 447 w istocie legalizuje i udarowuje poprzez Punkt 3 bezprawny zabór kapitału.” – z opinii prawnej grupy Edwarda Wojciecha Jeśmana, (President & National Director Polish American Congress of Southern California, Los Angeles, CA) organizującej opór przeciw 447 JUST.] Chodzi tu o zapisy w polskich księgach wieczystych (celowo?) niezaktualizowane przez ostatnie kilkadziesiąt lat, a wśród nich szczególnie te, które odnoszą się do mienia bezdziedzicznego, a więc takiego które nie ma prawnych następców na ziemskim padole.

Kto chce przejąć bezprawnie owe mienie sam nie będąc jego spadkobiercą? Mówi się o nich żydzi. Ale jak tam w rzeczywistości jest, nie wiemy. Chętni do przejęcia owego mienia bez spadkobierców nie zawsze są w zgodzie z tym rzeczownikiem zbiorowym (żydzi). Więc niech będzie tak: Obce instytucje z Manhattanu, korporacje nieokreślone, państwo Izrael (podmiot rzeczywisty) chcą przejąć prawem kaduka ziemię, parcele budowlane, stojące i odbudowane obiekty, polskie lasy i złożą mineralne, a jako uzasadnienie swych żądań wynoszą jedynie wspólnotę (wątpliwą) religijną z ofiarami Shoah.

Transmisję z konferencji prasowej z polskiego parlamentu (odbyła się 17 kwietnia 2019) znalazłem w kilku niszowych stacjach telewizyjnych w internecie (wrealu24.tv, Media Narodowe, CEP Powiśle), ale w głównych dziennikach telewizyjnych / informacjach dnia nikt się nie zająknął, że coś, że ktoś, że w sejmie RP. Nawet TV Republika, ani TV Trwam. Nie było żadnej wzmianki w TVP Info. W każdym razie poseł Robert Winnicki ogłosił, że zwrócił się do premiera Mateusza Morawieckiego z interpelacją – 14 pytań – czy rząd RP nie prowadził/prowadzi zakulisowe negocjacje w sprawie „restytucji mienia żydowskiego”.

Potem z przykrością słuchałem Antoniego Macierewicza, który w radio Ojca Tadeusza zaprzeczał przytoczonym faktom, dokumentom. Wprost zanegował sprawę roszczeń bezdziedzicznych wysuwanych przeciw Polsce przez Izrael i niektóre organizacje Manhattanu, z ojcem chrzestnym w tle – administracją Stanów Zjednoczonych. Ojciec Tadeusz, założyciel rozgłośni w Toruniu w ogóle nie odniósł się do słów byłego ministra MON (Warto więc nanizać na sznureczek wiedzy inne informacje wypełniające tę układankę: mecenas Joanna Modzelewska informuje o działalności służb specjalnych jako prywatnej inicjatywie nie tylko gospodarczej, o związkach całej klasy politycznej RP z rozgrabieniem SKOK Wołomin – w tle ekipa akcji „MOST”, ta od przerzutu Żydów rosyjskich do Izraela – o roli byłego ministra MON… Warto też dokonać dekonstrukcji wprowadzania sprawy KL Warschau i polskich ofiar tego Vernichtunslager na ślepy tor przez Jana Żaryna i jego protégé).

Tak się składa, że te incydenty warszawskie zostały poprzedzone innymi wydarzeniami, które mogliśmy obserwować na kontynencie amerykańskim. Wszak to w New Jersey dyplomacja warszawska i prezydent RP zgodzili się na usunięcie pomnika katyńskiego z miejsca, na którym ten stał od wielu lat. Tylko zdecydowany opór Polonii amerykańskiej wstrzymał tę decyzję. Mieliśmy też sabotowanie przez Warszawę działań lobbystycznych polskiej diaspory w USA przeciwstawiającej się ustawie 447 JUST. A kiedy już ustawa 447 weszła w życie i Polonia amerykańska (żywioł polski, nie tzw. przedstawiciele tejże Polonii z Kongresu Polonii Amerykańskiej i Kongresu Polonii Kanadyjskiej) zorganizowała protest w wielu miastach USA przeciw tej niesprawiedliwości, wtedy spotkali się z niezadowoleniem ze strony warszawskiego MSZ.

Jak wspomniałem gorycz kryje się za tymi protestami „Polonijnych Dołów”. Widzą Polskę poniżaną. Widzą zdradę Polski przez jej oficjalnych reprezentantów. Widzą nie dbanie o polską rację stanu przez ludzi, którym powierzono stery nawy państwowej. Jest to gorycz być może podobna do tej, której doświadczyli żołnierze polscy nie dopuszczeni do parady zwycięstwa odbywającej się w Londynie w czerwcu 1946 r.

Milczenie formalnej reprezentacji Polonii – KPK – w kwestii majątku bezspadkowego zirytowało społeczność polonijną. W poszczególnych organizacjach dyskutowano o bierności najwyższych władz Kongresu. I wielu zbuntowało się. Ogłosili listy otwarte, wysłali listy do rządu USA, do kongresu USA. Nawiązali kontakty z tą częścią Polonii amerykańskiej, która nie podporządkowała się akcji warszawskiego MSZ sabotującego polonijny ruch protestujący przeciw 447 JUST. Wysłali też listy popierające protesty amerykańskiej Polonii. Oddolna akcja kanadyjskich organizacji polonijnych spotkała się kręgach decyzyjnych KPK z łagodnie to nazwijmy, oburzeniem, niezadowoleniem, irytacją. W Polsce oficjalnie o tych sprawach nie pisze się.


Bunt polonijnych dołów

Sprawa organizowanych przez sitwę z Manhattanu i oportunistyczne siły w samym Izraelu roszczeń do mienia bezdziedzicznego w Polsce nie powinna być przemilczana. Wizerunek Polski i Polaków stanowi zbyt cenną wartość kulturowo-historyczno-marketingową, aby można było tę sprawę zostawić bez odzewu. Działacze KPK Ottawie, wbrew stanowisku wybranych niedawno władz Kongresu Polonii Kanadyjskiej uznali, że Polonia nie powinna milczeć. Oprócz działaczy polonijnych w Ottawie, listy, odezwy protestacyjne solidaryzujące się z Polonią amerykańską, ogłosili również działacze KPK z Okręgu Toronto (Bartek Chabrowski) oraz Federacja Polek w Kanadzie. Andrzej Kumor, redaktor ontaryjskiego „Gońca” uważa, że milczenie decydentów obu Kongresów jest czymś nienaturalnym i niewybaczalnym. Jest zdradą Ojczyzny i Jej obywateli, po prostu.
Oskarżanie narodu polskiego o współudział w Shoah to fałszowanie historii. W czasie II wojny światowej, Polski Rząd na Uchodźstwie w Londynie ostrzegał świat o dokonywanych przez Niemców w okupowanej Polsce masowych mordach na Żydach, a tysiące Polaków ryzykowały życie, niosąc pomoc ludności żydowskiej.
– napisała w swym oświadczeniu Rada Polonii Świata. Amerykańscy Polacy z 60 organizacji nie zgadzający się ze stanowiskiem prezydenta Kongresu Polonii Amerykańskiej i protestujący przeciw 447 JUST:
447 ma na celu wzbogacenie prywatnych amerykańskich organizacji roszczeniowych, głównie żydowskich, które wysuwają absurdalne, bezpodstawne roszczenia do wypłacenia przez Polskę setek miliardów dolarów. (…) podpis Donalda Trumpa legitymizuje pozaprawne żądania odszkodowania i / lub ‘restytucji mienia bezdziedzicznego’. Pojęcie restytucji mienia bezdziedzicznego kryje jednak w sobie sprzeczność i stanowi odejście od obowiązującego prawa i zachodniej tradycji prawnej. Bezdziedziczne mienie zawsze przechodzi na Skarb Państwa, a amerykańskie organizacje próbujące wyłudzać odszkodowania nie są spadkobiercami obywateli polskich zamordowanych przez Niemcy w latach 1939-1945. Ustawa S. 447 dyskryminuje również polskich obywateli ocalonych z Holokaustu. Zabezpiecza ona interesy tylko jednej grupy, Żydów, i marginalizuje członków innych grup etnicznych i religijnych, którzy również stali się celem ludobójczej polityki nazistowskich Niemców podczas II wojny światowej.
Za Zarząd Okręgu Toronto Kongresu Polonii Kanadyjskiej wypowiedział się Bartłomiej Habrowski. Uznał, że jest to czas, kiedy stanowisko Polonii powinno być mocno wyartykułowane. Ogłosił list otwarty:
(…) Popieramy najnowszą inicjatywę Polonii amerykańskiej, mającą na celu obronę interesów Narodu Polskiego i szeroko pojętej polskiej racji stanu. Możemy różnić się w ocenach metod działania, sprawach pomniejszych, czasami trywialnych. Przed nami sprawa ważniejsza, nadrzędna – Brońmy Ojczyzny! (…) Nie trzeba być ekonomicznym ekspertem aby dojść do słusznego wniosku, że byłby to koniec Polski niepodległej i suwerennej. Są to działania na szkodę Państwa i Narodu Polskiego. I tu sprecyzuję moje stanowisko: pod pojęciem Narodu rozumiem Narodu w najszerszym rozumieniu, czyli Polaków mieszkających w Polsce i rozsianych po całym świecie.

Zaniepokojenie nasze wzrasta tym bardziej, że obserwujemy bardzo słabe, nieefektywne działania, czy też ich brak, ze strony władz polskich lub przechodząc na grunt bardziej lokalny, najwyższych władz Kongresu kanadyjskiego. Sądzę, że warto powrócić do czasów, gdy Kongres Polonii Kanadyjskiej działał aktywnie i skutecznie w latach 60- tych, 70-tych, czy 80-tych, podejmując wiele inicjatyw zakończonych sukcesami dla dobra Polski, Polonii i Polaków. (…) Polemizując z twierdzeniami niektórych środowisk polonijnych o nieingerencję w sprawy Polski z uwagi na fakt, że mieszkamy poza jej granicami, proszę o przypomnienie sobie historii Wielkiej Emigracji, dzieł Mickiewicza, Krasińskiego, czy też Norwida – poświęcenia wielu tysięcy ochotników Błękitnej Armii i znaczenia działalności Polaków na emigracji. Chcemy Polski prawdziwie wolnej, niezawisłej i suwerennej! Obudźmy się i działajmy!
Stanowisko Habrowskiego, który zwerbalizował oczekiwania szeregowych członków organizacji polonijnych i wielu Polonusów niezorganizowanych spotkało się z negatywną reakcją establishmentu KPK. Wyśmiano jego postawę. Obrugano za poruszenie tematu spodziewanej grabieży Polski. Padły nawet słowa o działaniu przeciw Polsce. Katarzyna Grandwilewska, przewodnicząca PCWF napisała wprost do wszystkich koleżanek rozsianych po wszystkich prowincjach Kanady:
Drogie Koleżanki, dziękuję za czas na powzięcie decyzji, i poparcie w większości petycji. Ogólnie nie wchodzimy w sprawy polityczne ale tu jest coś innego, nieetyczne i nie fair dla naszego kraju który tyle przeszedł. (…) list, który wysłałam do Stanów… Adresatem listu jest Nancy Pelosi – Speaker of the House. My, Kanadyjczycy z polskim rodowodem łączymy się z Amerykanami polskiego pochodzenia i polskimi społecznościami na całym świecie we wspólnym apelu żebyście odwołali prawo 115-171 / Act S-447 albo też wycofali z tej ustawy jakiekolwiek referencje o tzw. restytucji mienia bezspadkowego. (…) Ustawa 115-171 okazuje się jest rezultatem natarczywych nacisków i lobbowania przez szczególne organizacje żydowskie, które doprowadziły amerykańskich parlamentarzystów do mniemania – choć owe organizacje nie miały żadnych praw do mienia pozostawionego przez ofiary – że posiadają jakieś prawa moralne do owego majątku. Aby zrealizować te żądania, organizacje owe posłużyły się oczernianiem Polski. Starają się przedstawić Polskę i społeczeństwo polskie jako antysemitów, obojętnych świadków żydowskiej tragedii, nawet współsprawców Holocaustu. (…) Wyjątkowy (referencję do polskiego czynu wojennego w czasie II WŚ – wyjaśnienie WJD) dorobek Polaków aktualnie jest szargany przez żydowskie lobby, wykręcany aby wymusić potencjalnie dewastujące Polskę kompensacje finansowe. Przykre jest to, że Kongres Stanów Zjednoczonych, wprowadzony w błąd przez to lobby, dał się użyć jako narzędzie w tym oszukańczym posunięciu.
Podobnie stanowisko przedstawiają patrioci z Ottawy. Ich przedstawicielem jest Stanislaw Zaborowski, MSc(Eng.) President Polish Canadians Against Slander Organization. Obok stoją Książę Jerzy Czartoryski, (President, Polish National Unity – Canada), Dr. Alexander M. Jabłoński (President, Oskar Halecki Institute in Canada), Dr. Bogdan Gajewski (Association of Polish Engineers in Canada, Ottawa Chapter). Ważnym jest przypomnienie w liście do przewodniczącej Izby Reprezentantów, Nancy Pelosi i w drugim do senator Chuck Grassley przedstawiają genezę próby tego wymuszenia:
W 1996, Reuters poinformował, że na spotkaniu the World Jewish Congress w Buenos Aires, Israel Singer, President of the WJC, powiedział: ‘Więcej niż trzy miliony Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą z tego tytułu dziedziczyli po nich majątku. Nigdy nie pozwolimy na to. Po moim trupie. Jeżeli Polska nie zaspokoi żydowskich żądań to będzie publicznie atakowana i poniżana’ („More than three million Jews died in Poland and the Polish people are not going to be the heirs of the Polish Jews. We are never going to allow this.... They’re gonna hear from us until Poland freezes over again. If Poland does not satisfy Jewish claims it will be publicly attacked and humiliated.”).

Dziś wiemy, że te słowa są wprowadzane w rzeczywistość. Per fas et nefas.

Podobno z góry lepiej widać

— Demonstracje Polonii przeciw S.447 JUST w USA oglądałem. Może nie były one super liczne, ale to początek (mam nadzieje długiej) akcji, która w końcu da jakieś efekty. Trzeba drążyć skałę. (…) – wyjaśnia Stanisław Zaborowski. – Nie buntujemy się przeciw żadnej polonijnej organizacji kanadyjskiej czy amerykańskiej. (…) list do Kongresu USA jest wsparciem mojej organizacji (PCASO), której jestem prezesem, dla akcji pana Jeśmana & Co., ale również jest on podaniem skondensowanych argumentów przeciwko S.447, które, tak dalece jak nam wiadomo, reprezentują poglądy dużej części Polonii i Polaków w ogóle. Wydaje nam się, że zaznajomienie polityków amerykańskich z tymi poglądami służy naszej wspólnej sprawie. Uważamy też, że konieczna jest akcja polityczna, ale jej formy mogą być różne (…)
Kolej na mnie. Piszę więc kolejny list do numer 2 w Kongresie Polonii Kanadyjskiej, Juliusza Kirejczyka. Szef, Janusz Tomczak mieszka w Edmonton, 3,297.8 km via I-94 W samochodem od Toronto. Nie ma wątpliwości, że rzeczywistym centrum politycznym Polonii kanadyjskiej rozlewa się w rozsądnych granicach od stolicy Ontario. Bo tak Pan Bóg wymyślił. Juliusz Kirejczyk z kolegami przed ostatnimi wyborami do Zarządu KPK był tym człowiekiem rozwagi i rozsądku. Dzięki niemu uzyskałem dostęp do świetnego opracowania na temat komiksu Arta Spiegelmana „Maus”, który aktualnie robi karierę na całym świecie jako lektura szkolna. Niezorientowanym wyjaśniam, że jest to rzecz o II wojnie światowej, a cechą charakterystyczną tego dzieła są bohaterowie komiksu: Niemcy są kotami, Żydzi są myszkami, Polacy są świniami. Piszę:
„Pytanie dotyczy ostatniego wysypu oddolnych protestów w sprawie próby wyłudzenia od Polski pieniędzy za mienie bezspadkowe obywateli polskich zamordowanych przez III Rzeszę niemiecką. Oczywiście z tym wiąże się kwestia stanowiska USA, które swą ustawą 447 podjęły się roli politycznego gwaranta owego wymuszenia. Okazuje się, że niektóre organizacje tworzące Kongres Polonii Kanadyjskiej zajęły stanowisko zdecydowanie potępiające zamiar wymuszenia. Niektóre wystosowały list do przedstawicieli Kongresu USA w tej sprawie. Inne jeszcze poparły oddolne protesty Polonii w tej kwestii w USA. A więc:
— Jakie jest stanowisko Kongresu Polonii Kanadyjskiej jeśli chodzi o proces wymuszania owego mienia od Państwa Polskiego?
— Jakie jest stanowisko Zarządu Kongresu Polonii Kanadyjskiej na temat oddolnych inicjatyw części składowych KPK, które zaprotestowały i poparły demonstracje Polonii w Stanach?
— Jakie stanowisko zająłeś w tych kwestiach Ty (Juliusz Kirejczyk) jako I Vice-Prezydent KPK?
Juliusz Kirejczyk zastrzega się, że odpowiada mi prywatnie. Ale i tak nie mogę uwierzyć. Wszak nawet użycie prywatnego kanału korespondencji nie zmienia jego sposobu siedzenia w KPK na krześle numer 2: Wszystkie organizacje zrzeszone w KPK są niezależne i podejmują działalność i zajmują stanowisko w tych sprawach, które uznają za istotne. Wszystkie te organizacje dobrowolnie przystąpiły do kongresu i Zarząd Główny KPK nie komentuje ich różnorodnych działalności tak długo jak są one zgodne z celami zawartymi w naszym statucie. Moje osobiste stanowisko w sprawie ustawy 447/1226 jest zbliżone do stanowiska władz Polski – pisze dalej Vice-Prezydent – wyrażonego przez obecnego wiceministra Spraw Zagranicznych RP, Szymona Sękowskiego vel Sęk i byłego ministra, Witolda Waszczykowskiego. Ustawa 447/1226 nie jest nowa a wywołuje ostatnio wiele zainteresowania w rożnych kręgach polonijnych, przesyłam wiec Twój list do wiadomości osób także zajmujących się w ZG KPK sprawami polskimi.
Odnosi się wrażenie, że będąc przy władzy zapomina się o całym Bożym świecie i ludziach, którzy wynieśli swych reprezentantów na kierownicze stolce. Kongres Polonii Kanadyjskiej nie posiada zbyt wielu funduszy więc wdrapując się na to polityczne stanowisko trzeba posiadać swoje osobiste zabezpieczenie socjalne. Nikt jakoś dotąd nie dochodził jak radziła sobie tutaj agentura z Warszawy eksportowana na Kontynent Amerykański w czasach realnego socjalizmu i potem i teraz. Niewiele ludzi to interesuje, bowiem w większości absorbuje wszystkich realne życie, ale faktem pozostaje, że reprezentacja Polonii jakim jest Zarząd Główny KPK jest formalnie rozpoznawana przez (sic: tu) polityków kanadyjskich. Więc nie ma pieniędzy wewnątrz choć zdarzały się czasy „gorączki reprywatyzacyjnej” i zgodnie z prawem upłynniano majątki organizacji polskich gromadzone przez wcześniejsze pokolenia. Ale nadal pozostaje właśnie owe coś ekstra niewymierne w postaci oferowanej „pozycji w stadzie”, na przykład. I jeśli kiedyś szefowie KPK potrafili wznieść wbrew oficjalnej polityce zagranicznej Kanady taki Pomnik Katyński w Toronto, to dzisiaj komentarze działaczy średniego szczebla zawężają się do stwierdzenia: – Głosowaliśmy na nich, bo mieli pracować nad zmianą recepcji Kanadyjczyków w realnym postrzeganiu Polski jako kraju, z którego pochodzi prawie milion kanadyjskich obywateli. Od sześciu miesięcy nic się nie dzieje.

– Ktoś, kto myśli o karierze politycznej na kanadyjskim rynku nie będzie się wychylał. Stara się być uniwersalny. Pozostaje możliwość foty z premierem prowincji, kraju, witasz prezydenta, lecisz samolotem z oficjalną delegacją aby przekroczyć bramy z napisem „Arbeit macht frei”. A nawet nie myśląc o karierze to wystarczą te przywileje, które daje pozycja. I tak dużo, nieprawdaż? Jeśli wspierają cię apanaże z ukończonej kariery zawodowej, czegóż w jesieni życia oczekiwać więcej?

Znajdźcie w cyberspace ksywkę konfederatka@konfederatka. Pod nią wyjaśnienie tego fenomenu, nie obawiajmy się nazywania go zwyczajnym zaślepieniem władzy i tej. podatności na korupcję:

Zwykle przed wyborami wszystkie ugrupowania polityczne i telewizje przypominają sobie o wielomilionowej Polonii, o której głosy zabiegają. Pytam się więc, gdzie byliście, kiedy Polonia Amerykańska protestowała przeciwko urojeniom plemiennym jeszcze przed podpisaniem Just S 447 przez Prezydenta USA?! Gdyby nie było Internetu, nic byśmy o tym nie wiedzieli. Jesteście żałosnymi kłamcami i manipulatorami informacją! Nie zgadzam się na permanentny szantaż, potajemne naciski i szkalowanie Polski na arenie międzynarodowej dla zaspokojenia bezprawnych uroszczeń plemiennych!

Odnoszę wrażenie, że o dobre imię Polski, godność 60 milionów rodaków rozsianych po całym świecie dobijają się tylko ludzie wolni.
Waldemar J. Dąbrowski
Redaktor naczelny olsztyńskiego „Rezonansu” w roku 1981. Od 1984 r. w Kanadzie. Wydawca i publicysta

PS. Zasygnalizuję jedynie. Podała tę informacja CBC, a więc takie „Polskie Radio 1”. Usłyszałem ją w serwisie popołudniowym. Później ślad się urwał. Udało mi się jednak trop odzyskać w tzw. Free Press Winnipeg (stolica Manitoby, prowincji Kanady o powierzchni większej dwa razy od Polski). Policja oskarżyła właścicieli BerMax Caffé + Bistro (Alexander Berent, 56, Oxana Berent, 48, and Maxim Berent, 29) w miejscowości River Heights o wprowadzenie władz w błąd w sprawie, która obiegła całą Kanadę. Najpierw było tak: Dokonano zbrodni nienawiści i antysemityzmu. Nieznani sprawcy poturbowali panią. Zniszczyli lokal. Na ścianach namalowano „anti-Semitic graffiti”. Kanada się oburzyła. Ameryka się oburzyła. Modlitwy. Telewizja. Ważni ludzie kultury i polityki. Bo tak trzeba. Policja wzięła się poważnie do pracy. 25 policjantów z trzech różnych jednostek policyjnych przepracowało 1000 godzin nad sprawą. I w końcu wściekli policjanci oświadczyli, że tego podłego czynu dokonali sami poszkodowani. Była to ustawka. Policja zastanawia się, czy poprzednie zgłoszenia tych ludzi o aktach antysemickich nie były podobnymi aranżacjami scenicznymi. W pierwszym odruchu oficjalne organizacje odcięły się i potępiły, bo tak trzeba. „Belle Jarniewski, president of the Manitoba Multifaith Council and executive director of the Jewish Heritage Centre of Western Canada.” – stwierdził: „Anti-Semitism pozostaje poważnym zagadnieniem i ktokolwiek chciałby użyć tego narzędzia dla personalnych korzyści … to jest niedorzeczne”. („Anti-Semitism is a serious issue and anyone who would use it as a tool for their personal gain – it’s unconscionable.”) Dla równowagi wyjaśniam, że niedługo potem, po objawieniu tej ustawki pojawiły się głosy mimo wszystko przypominające publiczności, że „nienawiść jest jednak rzeczywistością”. Tekst na ten temat napisała redaktor Melissa Martin („Solidarity defeats hatred” – „Solidarność pokonuje nienawiść”) i jako przykłady podała 11 ofiar synagogi w Pittsburghu, ofiary w meczetach Christchurch oraz wielkanocną masakrę na Cejlonie. Jeśli zaś chodzi o prowadzących BerMax Caffé + Bistro, to odkrycia policji w Manitobie muszą jeszcze być udowodnione przed niezależnym sądem, a rodzina restauratorów zapewnia o swojej niewinności. Rezolutnie zauważyła redaktor Mellisa Martin.

Czytaj więcej: Polacy nie śpią spokojnie, przynajmniej nie powinni…

Komentarz (1)

Fircyk w zalotach

Szczegóły
Opublikowano: wtorek, 21 maj 2019 21:32
Magdalena Piórek

Druga tura wyborów prezydenckich na Ukrainie, która odbyła się 21 kwietnia br. przesądziła ostatecznie o losach Petra Poroszenki. Były prezydent, który wypłynął na fali majdanowej rewolucji i długi czas mienił się jedynym zbawcą narodu, przegrał sromotnie z osobą, która nigdy wcześniej z jakąkolwiek polityką nie miała do czynienia. Ukraińcy zmęczyli się długą wojną, konfliktem z Rosją, brakiem poprawy jakości życia. Podziękowali również jedynie słusznej banderowskiej narracji, która wykluczała dotąd z życia publicznego tych, którzy nie chcieli się z nią identyfikować. Wołodymyr Zełeński wygrał z ponad 70 % poparciem, obiecując rodakom wszystko i nic. Jego mało konkretny program polityczny pasował zarówno jednym, jak i drugim, bo tak naprawdę niewiele sobą przedstawiał. Zełenski wygrał, bo był znany. Patrzył na wyborców codziennie ze szklanego ekranu, mówiąc głosem bohaterów swoich programów satyrycznych. I mówił na tyle ogólnikowo, że udało mu zgrabnie lawirować w meandrach kampanii wyborczej.

Zełeński nie wziął się znikąd. Stał się projektem politycznym oligarchy Igora Kołomojskiego i wielu uważa go za jego marionetkę, ale nie stawałby do wyborów, gdyby nic sobą wcześniej nie reprezentował. Stał się sprawnym przedsiębiorcą wraz z założeniem własnego kabaretu Kwartał 95, w którym występował z przyjaciółmi. Szybko znalazł swoje miejsce w ramówce kanału 1+1, należącym właśnie do Kołomojskiego. Telewizyjna formuła kabaretu szybko trafiła pod strzechy, nie tylko ukraińskich miast, a sam Zełeński zdobywał popularność w krajach postsowieckich, ale znali go i lubili również w Rosji. Jego kariera przyspieszyła, gdy wygrał ukraiński Taniec z Gwiazdami, a największą sławę przyniósł mu serial telewizyjny. W 2015 r. Ukraińcy poznali „Sługę narodu”- serial, pokazujący historię nauczyciela historii, który w wyniku zbiegu okoliczności wybrany zostaje prezydentem Ukrainy. Serial z miejsca zdobył 20 milionów widzów i doczekał się kolejnych sezonów. Drugi sezon wystartował z większą reklamą i budżetem i wyraźnie już kreował Zełeńskiego tak, żeby zapadł swoim rodakom w pamięć. Sztab ludzi przekuwał jego słabości w siłę i budował spójny wizerunek, z którego Zełeński czerpał pełnymi garściami w kampanii prezydenckiej. Polityczni przeciwnicy próbowali zarzucać mu brak własnego głosu, ale wyborcy- widzowie do tego stopnia zżyli się z ulubionym bohaterem, że Zełeńskiemu udało się uwieść ich po raz kolejny.

Teraz będzie musiał dowieść, że nie był tylko jednorazowym pomysłem jednego oligarchy i ma coś faktycznie do powiedzenia. Trudno mu będzie zerwać z dotychczasową łatką fircyka i komedianta, tym bardziej, że nie wiadomo, czy rzeczywiście będzie tego chciał. Nie znając jego poglądów i programu, media skupiają się głównie na jego otoczeniu i osobie Igora Kołomojskiego. Oligarcha, zaprzecza, jakoby stał za sukcesem nowego prezydenta i zarzeka się, że nie będzie wpływał na jego decyzje. O nic go nie będę prosił. Nie jest mi do niczego potrzebny – powiedział w wywiadzie do ukraińskich mediów. Mało kto wierzy w jego zapewnienia, bo Kołomojski nie angażowałby przecież tak wielkich środków finansowych, nie chcąc niczego w zamian. Na Ukrainie powszechnie znane są jego konflikty z Poroszenką, zwłaszcza odkąd były prezydent odebrał mu i znacjonalizował jego bank. Kołomojski po cichu liczy na to, że nowa administracja w Kijowie pójdzie mu w sprawie banku na rękę. W wywiadach Kołomojski krytykował również rewolucję na Majdanie, a konflikt w Donbasie nazwał konfliktem obywatelskim. Według niego wojna ma bardziej globalny charakter, natomiast w Donbasie walczą Ukraińcy z Ukraińcami, zaś Rosja popiera jedną część Ukraińców i gdyby jej nie było, to Ukraińcy już dawno by to zakończyli i doszli do porozumienia. Przyznawał też, że konflikt w Donbasie został sprowokowany i zorganizowany przez Rosję, ale uznał też, że po ukraińskiej stronie również nie wszystko było w porządku.

Niewykluczone, że poglądy środowiska, które reprezentuje Kołomojski, w jakiś sposób odbiją się w działaniach nowego prezydenta. Na razie jednak Zełeński milczy. I będzie milczał aż do jesiennych wyborów parlamentarnych, licząc, że dzięki temu jego partia „Sługa narodu” zdobędzie bardzo dobry wynik. Wielu uważa, że z początku rzeczywiście start Zełeńskiego w wyborach prezydenckich był obliczony przede wszystkim na rozwinięcie jego projektu politycznego. Kampania wyborcza miała stworzyć podwaliny pod jesienne zmagania i nieoczekiwanie nawet dla samego kandydata, fala entuzjazmu wyborców wyniosła go na najwyższy urząd w państwie. Coś, co miało być głównie żartem i zaczynało się od próśb na Facebooku, żeby Ukraińcy sami pisali Zełeńskiemu jego program wyborczy, przerodziło się w coś rzeczywistego. 21 kwietnia Ukraińcy jednoznacznie dali Zełeńskiemu prawo do wypowiedzenie się w ich imieniu i nadstawili ucha, by usłyszeć jakiś konkret.

Nowy prezydent na razie unika jasnych deklaracji, pozwalając jeszcze każdemu wierzyć, że dalej reprezentuje jego poglądy. To taki swoisty flirt z wyborcami. W dotychczasowych zalotach już skorzystał na tym, że Ukraińcy zniechęcili się do swoich elit politycznych i wybrali sobie „świeżą krew”. Miły uśmiech i sympatyczna twarz zachęciła wszystkich. Zełeński mówi, że trzeba przywrócić ukraińską kontrolę nad Krymem i Donbasem, że trzeba doprowadzić do zawieszenia ognia, a Ukraina musi się rozwijać i modernizować, ale nie przedstawia rozwiązań, jak do tego doprowadzić. Mówi to, co wszyscy chcą usłyszeć. Ale unika jak ognia stwierdzeń, które mogłyby w jakikolwiek sposób kogokolwiek do niego zrazić. Jawi się na razie jako wyraziciel ukraińskich marzeń, ale nikt nie wie, jak zamierza je ziścić. Co ważne, Zełeński unikał jedno- znacznych wystąpień przeciwko Rosji, sam bardzo słabo mówi po ukraińsku i nie stawiał banderowskich haseł na ostrzu noża i to mu zjednało głosy milionów rosyjskojęzycznych Ukraińców z południa i wschodu kraju, którzy mieli inne podejście do swojego państwa i inaczej widzieli kierunki jego rozwoju. Rosja może i była dla nich agresorem, ale tam głównie jeździli zarabiać pieniądze i mieli rodziny, a retoryka Poroszenki częściowo ich wykluczała. W ich mniemaniu Zełeński przywraca im należne im miejsce w społeczeństwie i nie tworzy niepotrzebnie sztucznych podziałów.

W opinii ludzi Zełeński to idealny prezydent skrojony pod nowe czasy. Chce lepszej Ukrainy, niezależnej od Rosji, ale z Rosją potrafiącej się porozumieć. Sądzą, że łączy dążenia zachodniej i centralnej części kraju do odnowy politycznej, jak i gwarantuje wysłuchanie głosu mieszkańców wschodnich obwodów. Jego propozycja, by kwestię wejścia do Unii Europejskiej i NATO rozstrzygnęło ogólnokrajowe referendum, przysporzyła mu sympatii. Ukraińcy mają dość robienia wszystkiego na siłę i to ich jednoczy.

To zjednoczenie nie spodobało się Moskwie. Od lat Kreml gra na podziały i na słabą Ukrainę. Wybranie kabareciarza prezydentem z jednej strony ośmiesza idee rewolucji na Majdanie, ale z drugiej spaja większość Ukraińców wokół jednego projektu. Zełeński w jednym z wywiadów rzucił, żeby kraje postsowieckie obserwowały uważnie procesy demokratyczne na Ukrainie i brały z niej przykład. Co jak co, ale na „branie przykładu” Rosja nie może sobie pozwolić, dlatego będzie robiła wszystko, by storpedować zachodnie dążenia Ukrainy i podporządkować sobie nową scenę polityczną. Putin liczy, że uda mu się wykorzystać brak doświadczenia Zełeńskiego, a jego administracja wszczyna starania o spotkanie obu prezydentów i rozmowę „w cztery oczy”. Jak na Władimira z Władimirem przystało. Propozycja takiej rozmowy wywołała popłoch w ukraińskim obozie, świadomym tego, że cyniczny rosyjski gracz zrobi z niedoświadczonym Zełeńskim wszystko, co będzie chciał.

Wysokość poparcia w ukraińskich wyborach prezydenckich Moskwie może nie pasować, ale co do samej osoby kandydata Kreml nie ma tak wielkich zastrzeżeń. Zełeński to nie Poroszenko, który histerycznie reagował na jakiekolwiek kontakty z Rosją i co chwila wołał NATO o pomoc. Moskwa będzie chciała wykorzystać nieliczne kampanijne obietnice Zełeńskiego szybkiego zakończenia wojny w Donbasie i zechce stosować metodę kija i marchewki. Na razie zaczęła od kija, którym stała się zapowiedź rozdania rosyjskich paszportów wszystkim Ukraińcom. Wykorzystując prorosyjskie siły, Moskwa postara się wyciągnąć z nowego rozdania jak najwięcej korzyści. Zełeński chce mieć szybkie sukcesy i tymi ambicjami Rosja będzie grała jak najdłużej. Rosyjski plan zakłada bowiem narzucenie Kijowowi swojej interpretacji porozumień w sprawie Donbasu, a w konsekwencji doprowadzenie do federalizacji Ukrainy na takich warunkach, które pozwolą Kremlowi kontrolować kurs ukraińskiej polityki zagranicznej i zablokować zbliżenie z Zachodem. Sam Zełeński może stawiać opór, ale opanowanie przez prorosyjskie ugrupowania ukraińskiej Rady Najwyższej może popchnąć sprawę do przodu.

Wydaje się, że Rosja w sprawie Ukrainy rozdaje najlepsze karty. Ma najwięcej do zaproponowania, ale i najwięcej możliwości nacisku. Zachód sam nie wie, jak się ustawić wobec nowego rozdania w wyborach prezydenckich. Wydaje się, że wszyscy czekają, co nowy prezydent pokaże, bo na razie dla wszystkich jest jedną wielką niewiadomą. Tymczasem Stany Zjednoczone sprawiają wrażenie, jak gdyby – po sfinansowaniu przewrotu i rewolucji na Majdanie – trochę zabrakło im pomysłu na to, co dalej. Wygodnie było mieszać się do rosyjskich interesów i próbować osłabiać wpływy Moskwy, ale niewiele dało to Ukrainie jako takiej. Ukraińcy wcale nie poczuli się zachęceni do integracji z Zachodem, a sam Zełeński powiedział nawet, że nie zwykł bywać tam, gdzie go nie zapraszają. Sama UE nie wydaje się specjalnie chętna, by zapraszać Ukrainę w swoje struktury. Ogromne połacie żyznej Ukrainy stanowią konkurencję dla pozostałych krajów członkowskich UE. Gdyby Ukraina rzeczywiście miała wejść do UE, protesty „żółtych kamizelek” byłyby niczym w porównaniu z niezadowoleniem francuskich i niemieckich rolników. Na drodze do integracji stoją jeszcze Węgry, które przedkładają interes mniejszości węgierskiej na ukraińskim Zakarpaciu nad solidarność z pogrążonym w wojennym chaosie Kijowem. Kością niezgody w tym przypadku stała się przeforsowana przez Poroszenkę nowa ustawa oświatowa. Budapeszt oznajmił, że godzi ona w prawa mniejszości, gdyż ogranicza prawa do nauczania w języku ojczystym. Ma w tym ciche wsparcie Kremla, ale już Polska i Rumunia milczą w tej sprawie, licząc na przeciągnięcie Kijowa na swoją stronę.

Polska pozytywnie zareagowała na wynik nowych wyborów prezydenckich. Andrzej Duda był jednym z pierwszych liderów politycznych, którzy pogratulowali Zełeńskiemu. Warszawa bardzo by chciała, żeby stosunki z nowym prezydentem wyglądały inaczej niż za Proszenki. Poroszenko był wobec nas bardzo konfrontacyjny, poza tym skupił swoje polityczne działania na porozumieniu z Berlinem, chłodno traktując Polskę. Polska do tej pory mocno lobbowała za sankcjami na Rosję, protestowała przeciw Nord Stream II, importuje ukraińskie towary i wychodzi naprzeciw oczekiwaniom ukraińskich pracowników, ale wydaje się, że Warszawa zaczęła tracić cierpliwość. Jakby proukraińskie działania na arenie międzynarodowej były prowadzone niejako z rozpędu, a nie faktycznego przekonania. Czarą goryczy stały się działania Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej i niechętna postawa jej szefa Wołodymyra Wjatrowicza. Wjatrowycz nałożył zakaz na prowadzenie prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych grobów polskich ofiar na Wołyniu. Pierwsze zapowiedzi Zełeńskiego o chęci zwolnienia Wjatrowycza ze stanowiska i zapowiedzi jego sztabu, że nie będą szafować nikogo historią, budzą ostrożne nadzieje Warszawy na ocieplenie stosunków. Warszawa dawno przestała patrzeć na Ukrainę przez różowe okulary i będzie nieufnie obserwowała pierwsze kroki nowego prezydenta.

Nie da się ukryć, że Zełeński dla wszystkich wokół jest po prostu zagadką. Jego 73% w wyborach to nie wspólnota wizji i celów, a raczej nagromadzenia emocji. Dobrze wpasował się w nastroje rozczarowania po Majdanie, a zamiast poważnego programu zmian zaproponował swoim wyborcom chleb i igrzyska. Niezobowiązujący flirt kiedyś musi przerodzić się w coś poważniejszego, a igrzysk nie da się przeciągać w nieskończoność. Podczas gdy skonsternowana Europa cały czas czeka, Moskwa już się rzuciła w wir działania, by zmusić Ukrainę do zagrania na jej warunkach. Nadszedł czas, w którym kabaret trzeba w końcu odstawić na półkę, a fircyka ubrać w garnitur. W geopolitycznych realiach zawsze śmieje się ten, kto się śmieje ostatni.

Magdalena Piórek
Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego

Czytaj więcej: Fircyk w zalotach

Komentarz (1)

Brrr(!)exit

Szczegóły
Opublikowano: sobota, 16 marzec 2019 15:16
Magdalena Piórek

Referendum z czerwca 2016 r. wyrzuciło z siodła premiera Davida Camerona, a samą Wielką Brytanię wypchnęło jedną nogą z Unii. 29 marca 2019 r. Londyn ma oficjalnie dostawić drugą nogę i znaleźć się poza europejskimi strukturami. Wynik głosowania zaskoczył wówczas od prawa do lewa całą brytyjską scenę polityczną, pociągając za sobą szereg dymisji co znaczniejszych polityków. Zaniepokoił Europę, która jeszcze w wieczór głosowania kładła się spać, spokojna o dobry wynik, a obudziła się w nowej rzeczywistości. Spłoszeni własnym wyborem Brytyjczycy popadli w konsternację. Eurosceptyczne nastroje od dawna były obecne w debacie publicznej, ale po raz pierwszy nadano im realny kształt. Od tej decyzji mijają właśnie przewidziane prawem dwa lata, ale w Wielkiej Brytanii nikt nie umie jasno odpowiedzieć na najważniejsze pytanie tego roku: Co będzie dalej?

Procedura wyjścia z UE opisana została w artykule 50. Traktatu Lizbońskiego, który przewidywał, że każde państwo członkowskie może, zgodnie ze swoimi wymogami konstytucyjnymi, podjąć decyzję o wystąpieniu z Unii Europejskiej. W powszechnym mniemaniu traktowane to było nieco z przymrużeniem oka, ponieważ nie przypuszczano, że ktokolwiek mógłby zechcieć rozważać podobne kroki. Do tej pory Unia Europejska jawiła się niczym kraina mlekiem i miodem płynąca, a potencjalni chętni pchali się niemalże drzwiami i oknami. W tym samym momencie, w którym o integracji marzą już nawet takie państwa, jak Serbia, czy Ukraina, Wielka Brytania mówi „dość tego dobrego!”. I wszystko wskazuje na to, że Londyn nie zmyje się cichaczem, „po angielsku”, ale – wskutek braku porozumienia z Brukselą - z hukiem trzaśnie drzwiami. O wyniku referendum z 2016 r. zadecydowały emocje. Brytyjczycy postawili na rozwód z UE w poczuciu zranionej dumy i przeświadczenia, że Bruksela pozbawiła ich części suwerenności. Wyspiarze od zawsze stali trochę z boku do europejskich wydarzeń, wobec czego stopień ich niezadowolenia z procesów integracyjnych zaowocował w końcu wiadomym skutkiem. Ostatecznie zniechęcił ich kryzys migracyjny i polityka zbyt otwartych drzwi Angeli Merkel. Potrafił to dobrze wykorzystać Nigel Farage, stając się tak naprawdę twarzą Brexitu. Polityk ciągle podkreślał, że chodzi o brytyjską tożsamość i odmienność kulturową Wysp, zagrożoną przez procesy migracyjne. Argumenty trafiły najbardziej do tych, którzy zarabiali najmniej i trwali w przeświadczeniu, że stale przybywający migranci zabierają im pensje i miejsca pracy. Brytyjczycy uwierzyli, że wystąpienie z UE pozwoli im uporządkować kwestię migracji raz na zawsze, zamknąć granice i odesłać wszystkich obcokrajowców tam, skąd przyszli. Eksperci rwali włosy z głowy, przekonując o negatywnych skutkach Brexitu, o spowolnieniu gospodarki, wzroście bezrobocia i ucieczce zagranicznego kapitału, ale nikt ich nie słuchał.

Otrzeźwienie przyszło dopiero wraz z upływem czasu i obserwacją boksującego się z problemami rządu. Okazało się, że nic nie jest tak proste, jak się wydawało i nikt nie jest pewny efektu końcowego. Scenariusze rozwodu z UE zmieniały się jak w kalejdoskopie. Niemal tak samo często wymieniają się na stanowiskach ministrowie brytyjskiego rządu. Nikt nie chce firmować swoją twarzą ewentualnej porażki w negocjacjach. Premier Theresa May przejęła na siebie niezwykle ciężkie zadanie po odejściu Camerona i to ona musi się mierzyć z zarzutami o brak pozytywnych efektów Brexitu. Sama premier nie ukrywa, że nie cofnie się nawet przed „twardym Brexitem”, jeśli porozumienie z UE okaże się dla niej niesatysfakcjonujące. Im bliżej ostatecznej daty, z tym większymi naciskami musi się mierzyć, bo obydwie strony sceny politycznej próbują wymusić na May niemożność wyjścia z UE bez jakiegokolwiek porozumienia. Bruksela przygląda się temu uważnie i w osobie nie przebierającego w słowach Donalda Tuska, upokarza brytyjską premier na każdym kroku. Chodzi też o to, żeby proces wyjścia maksymalnie utrudnić, żeby zniechęcić potencjalnych następnych uciekinierów. W tych krajach, gdzie nastroje eurosceptyczne są bardzo duże, proces negocjacyjny Wielkiej Brytanii jest bacznie obserwowany i analizowany. UE chce narzuconymi ograniczeniami pokazać, że tak naprawdę nie da się uwolnić spod opiekuńczych skrzydeł Brukseli. Wielu też po cichu liczy, że May zostanie zmuszona do rozpisania nowego referendum, które zmieni wynik głosowania obywateli.

Brexit budzi uzasadnione obawy wszystkich, tym bardziej, że do tej pory nie wypracowano żadnych rozwiązań prawnych, które regulowałyby sferę gospodarczą i społeczną. Imigranci nie wiedzą, jaki będzie ich status po opuszczeniu przez Wielką Brytanię struktur europejskich. Premier May utrzymuje, że dla nich nic się nie zmieni, ale mało kto daje temu wiarę. Już rozpoczęła się fala wyjazdów pracowników nisko wykwalifikowanych, a firmy wycofują się na kontynent. Na razie udało się wypracować jedynie porozumienie w kwestiach wizowych: UE zrezygnowała z obejmowania Brytyjczyków procesem wizowym, pod warunkiem, że Londyn również nie będzie ich wymagał od przyjeżdżających.

Eksperci szacują, że Brexit mocno odbije się na ekonomii, a wartość funta spadnie aż o 11%. Już wiadomo, że do Europy wrócą procesy, których nie oglądaliśmy już od lat – przywrócone zostaną kontrole celne, przeprosimy się z paszportem i długimi kolejkami na granicy i wprowadzone zostaną ograniczenia w dostępie do brytyjskiego rynku pracy. Boi się również Polska, dla której Wielka Brytania jest jednym z głównych odbiorców żywności. Dla polskich przedsiębiorców Brexit oznacza przede wszystkim konieczność uwzględniania opłat celnych. Problemy czekają zwłaszcza producentów i dostawców mięsa, przetworów mięsnych i produktów mleczarskich na brytyjski rynek. Wydłuży się czas pracy firm transportowych, co również nie pozostanie obojętne na koszty. Brytyjczycy obawiają się, że ograniczenia mogą dotknąć zaopatrzenie ich w żywność i leki. Brytyjskie sieci spożywcze już zareagowały gromadzeniem zapasów żywności z długim terminem zdatności do spożycia. Po Brexicie przestaną być honorowane różnego rodzaju dokumenty i świadczenia, które dotychczas działały bez problemu. Na terenie Wielkiej Brytanii straci swoją ważność np. Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego, a obywatele brytyjscy stracą prawo do bezpłatnej opieki medycznej na kontynencie. Podobnie również przestaną być uznawane prawa jazdy.

Nie wiadomo, co czeka brytyjskie linie lotnicze po marcu 2019 r. Jeśli linie lotnicze będą chciały zachować status europejskiego przewoźnika i mieć dostęp do otwartego nieba, będą musiały przenieść większościowy pakiet akcji na podmiot mający stałą siedzibę na kontynencie. Dotyczy to m.in. British Airways, czy Rayanaira, które już otwierają filie poza granicami Wielkiej Brytanii. Wszyscy obawiają się, że tanie linie przestaną być tak naprawdę tanie. Równie mało entuzjazmu wobec Brexitu przejawiają Francuzi, których łączy ze Zjednoczonym Królestwem wspólna granica przez tunel pod kanałem La Manche. Konieczność przywrócenia bariery celnej zmusiła władze francuskie do podniesienia nakładów finansowych m.in. na służbę celną. Po obu stronach Kanału dzielone są te same obawy, że przejazd stanie się tak utrudniony, że już nie tylko migranci spoza Europy będą koczowali w tzw. „dżunglach”.

Według Banku Anglii, mimo że Brexit jeszcze nie doszedł do skutku, przeciętne gospodarstwo domowe w Anglii już straciło na nim około 900 funtów. Brytyjskie ministerstwo skarbu szacuje, że twardy Brexit spowoduje zmniejszenie PKB Wielkiej Brytanii o 4%, a skrajnie pesymistyczne prognozy mówią nawet o 8%. Według analiz Banku Anglii Brexit spowoduje kryzys i recesję brytyjskiej gospodarki w skali większej od kryzysu finansowego z 2008 roku. Tabloidy prześcigają się w doniesieniach o ewentualności wprowadzenia przez rząd nawet stanu wyjątkowego, gdyby rezultatem chaosu związanego z wyjściem bez porozumienia stały się społeczne rozruchy. Ponoć przygotowywane są też plany ewakuacji rodziny królewskiej, czemu Pałac Buckingham próbował zaprzeczać. Firmy już zapowiedziały, że na wypadek „twardego Brexitu” i utrudnień w dostępności do wspólnego rynku będą cięły zatrudnienie, a w konsekwencji przeniosą działalność za granicę. Wielką Brytanię już opuszczają tak znane firmy, jak Honda, czy Nissan. Szacuje się, że wobec braku osiągnięcia porozumienia z UE, Brytyjczycy mogą stracić setki tysięcy miejsc pracy. Jeśli ze Zjednoczonego Królestwa ucieknie Airbus, oznaczać to będzie utratę 14 tysięcy miejsc pracy. To już niedaleka droga do wzrostu bezrobocia w całym kraju z 4,1% do 7,5%. W sytuacji braku porozumienia z Brukselą pewnym ratunkiem mogą być umowy bilateralne z poszczególnymi państwami i intensyfikacja porozumień handlowych z USA. Brytyjczycy żywią obawy, że mogą stać się ofiarą szantażu ze strony państw europejskich, a ich wyniki gospodarcze uzależnione będą od widzimisię Brukseli.

Zbliżający się Brexit obudził również dawno zapomniane konflikty, o których Wielka Brytania miała nadzieję już zapomnieć. Parlament Europejski nalega, żeby w negocjacjach o wystąpieniu Zjednoczonego Królestwa uwzględnić szczególną sytuację Irlandii, a tym samym zabezpieczyć kwestię procesu pokojowego w Irlandii Północnej. W 1921 r. na mocy traktatu angielsko-irlandzkiego przedzielono wyspę granicą. Wówczas to katolickim hrabstwom przyznano status autonomiczny tworząc Republikę Irlandii. Z kolei hrabstwa zamieszkiwane główne przez protestantów pozostały w ramach Zjednoczonego Królestwa jako Irlandia Północna. Podział wyspy i dyskryminacja ludności katolickiej doprowadziły w końcu lat 60. XX w. do wybuchu konfliktu, który przerodził się w przewlekłą wojnę domową. Konflikt zakończono dopiero w 1998 r. podpisaniem tzw. Porozumienia Wielkopiątkowego. Udział w strukturach europejskich oraz porozumienie pokojowe sprawiły, że granica dzieląca Irlandię przestała być widoczna. Swobodny przepływ ludzi i towarów był jednym z filarów porozumienia zwaśnionych stron i wynik referendum z 2016 r. wywraca wszystko do góry nogami. Wirtualna granica znowu stanie się widoczna, co skomplikuje relacje handlowe i utrudni codzienność tysięcy ludzi. Obie strony teoretycznie może i by chciały zachować swobodny przepływ, ale ich chęci rozbijają się o twardą rzeczywistość. Eksperci jasno wskazują, że towary mogłyby trafiać z i na rynek brytyjski z pominięciem ceł i taryf. Istnieje też wysokie prawdopodobieństwo znaczącego wzrostu przemytu paliw i wyrobów tytoniowych, jak również niekontrolowanego napływu imigrantów. Wszystko szłoby przez dziurawą granicę z Irlandią, a na to Londyn stanowczo nie może sobie pozwolić.

W obliczu rysującego się wybuchu ponownego konfliktu rozrysowywane są różne scenariusze załagodzenia sytuacji. Jednym z pomysłów stałoby się pozostawienie Irlandii Północnej w unijnym obszarze celnym. Jako jedyna część Zjednoczonego Królestwa Irlandia by pozostała częścią wspólnego rynku i unii celnej. Ale Londyn nie zgadza się na to rozwiązanie, bo linia negocjacyjna rządu zakłada pełne wyjście z Unii Europejskiej i nie przewiduje odstępstw od tej normy. Inne rozważania w stylu przesunięcia punktów kontroli na lotniska i do portów morskich budzą jeszcze większe kontrowersje. Niewątpliwie zaletą tego rozwiązania byłoby zapewnienie status quo w Irlandii Północnej i zapewnienie swobodnego przepływu towarów i osób. Ale wiązałoby się to również z naruszeniem integralności Zjednoczonego Królestwa i nadanie de facto specjalnego statusu Irlandii Północnej. Granica celna przebiegałaby wówczas na morzu, zostawiając Irlandię Północną po jednej, a Szkocję, Anglię i Walię po drugiej stronie. Londyn mówi podobnym pomysłom stanowcze „nie”, a już nad nieśmiałymi propozycjami ewentualnego zjednoczenia Irlandii nawet się nie chce zastanawiać.

Podrzucane przez Brukselę pomysły zaradzenia sytuacji budzą opór rządu May i mogą spowodować, że 29 marca dojdzie do rozwodu z UE bez formalnego zabezpieczenia interesów każdej ze stron. Pociągnie to za sobą rozbudowę infrastruktury granicznej i wprowadzenie posterunków i kontroli celnej. I w tej chwili jest to jedyna realna opcja, która leży na stole. Irlandia nie przestaje przeciwko temu protestować, bo to właśnie ona może okazać się największą przegraną brexitowego referendum. Mówi się o przewidywanym spadku PKB aż o 7% i kryzysie, który może być większy od tego, który dotknie Wielką Brytanię. Irlandia błaga Brukselę o pomoc, dowodząc, że twarda granica z pewnością doprowadzi do eskalacji napięć w Irlandii Północnej, a w najgorszym przypadku do upadku porozumienia pokojowego.

Na ostateczny kształt brexitowych negocjacji czeka cierpliwie Szkocja. Szkoci krytykują pomysł wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, podnosząc również, że Brexit wzmocnił argumenty za szkocką niepodległością. Brytyjski rząd uważa problem niepodległości Szkocji za zamkniętą sprawę, odkąd w 2014 r. 55% szkockich wyborców opowiedziało się za pozostaniem w strukturach Zjednoczonego Królestwa. Wtedy głównym argumentem była chęć pozostania w UE, ale ten właśnie traci rację bytu. Świadoma tego niebezpieczeństwa Teresa May może nie zgodzić się na rozpisanie drugiego referendum, ale Szkocja nie zmierza się poddać. Pojawiają się głosy, że jeśli Anglia chce, może sobie opuścić UE sama, a Szkocja w niej zostanie, ale niewiele mają one szans na powodzenie.

Wielka Brytania przeciera szlaki. W przepychankach dotyczących rozwodu z UE wszystkie chwyty są dozwolone. Wcale nie jest powiedziane, że proces opuszczania struktur nie zostanie rozciągnięty w czasie lub nawet zaniechany. Obie strony grają va banque, licząc, że uda im się wytargować jak najwięcej. Zakładnikiem politycznej gry są firmy i zwykli obywatele, którzy na razie jedyne, co mogą powiedzieć o obecnej sytuacji, to powtórzyć za Sokratesem:- Wiem, że nic nie wiem.

Magdalena Piórek
Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego

Czytaj więcej: Brrr(!)exit

Komentarz (0)

Kraina ropą płynąca

Szczegóły
Opublikowano: czwartek, 21 luty 2019 23:28
Magdalena Piórek

Lider wenezuelskiej opozycji Juan Guaido 23 stycznie 2019 r. ogłosił się tymczasowym prezydentem Wenezueli. Przy politycznym poparciu ze strony USA, Kanady i części państw Ameryki Łacińskiej rzucił wyzwanie dotychczasowemu włodarzowi tego kraju, Nicolasowi Maduro. Maduro został ponownie zaprzysiężony na prezydenta 4 stycznia br. w atmosferze oskarżeń opozycji o sfałszowanie wyborów. Przeciwko próbie zamachu stanu w Wenezueli zaprotestowały Chiny i Rosja, których dotychczasowe strategiczne interesy w tej części świata mogą zostać zagrożone. Do ulicznej mobilizacji przeciwko Maduro dochodzi w momencie, gdy kraj przeżywa najpoważniejszy kryzys w swej najnowszej historii. Jednocześnie dzieje się to w kraju, który dysponuje największymi złożami ropy na świecie i swego czasu świecił przykładem dla państw regionu.

Kryzys, który dotknął Wenezuelę, wybuchł rok po śmierci Hugo Chaveza, prezydenta, który rządził tym krajem czternaście lat. Namaszczony przez niego rząd Maduro stanął w obliczu problemów pozostawionych przez poprzednika i nie potrafił skutecznie przeciwdziałać skutkom chylącej się ku upadkowi gospodarki. Postawił również na silny sojusz z Chinami i z Rosją, konfrontując jednocześnie z USA. Po zapowiedziach rezygnacji w rozliczeniach finansowych w dolarach, Biały Dom odpowiedział sankcjami, co tym bardziej nie pomogło Wenezueli. Sytuację pogarsza rywalizacja interesów poszczególnych mocarstw, z których każde walczy o swój kawałek tortu. Od początku kryzysu z Wenezueli uciekło już ponad trzy miliony ludzi.

Paradoksalnie największym nieszczęściem Wenezueli stało się właśnie jej czarne złoto. Gospodarka kraju opiera się głównie na ropie naftowej. Ryzykowne, biorąc pod uwagę częste wahania cen tego surowca, a akurat Wenezuela mocno uzależniła się od aktualnej ilości dolarów za baryłkę. 90% eksportu to olej napędowy, ze sprzedaży którego finansowany jest budżet państwa i zapewnia się środki na te towary, które Wenezuela musi importować. Gdy w 2002 r. ceny ropy poszybowały w górę, kraj dostał potężny zastrzyk gotówki. Chavez, zamiast zainwestować pieniądze w przemysł i gospodarkę, a także zabezpieczyć rezerwy walutowe państwa, postawił głównie na finansowanie swoich socjalnych obietnic. Po ambitnych planach zabezpieczenia na przyszłość pozostało trzysta pięćdziesiąt ton złota, których Wenezuela właśnie pospiesznie się pozbywa, by móc za to dostać kolejne chińskie i rosyjskie kredyty.

Wenezuelę przez lata stać było na finansowanie różnego rodzaju programów socjalnych, pomocy żywnościowej i energii. Inwestowano w budownictwo mieszkaniowe, oddając do użytku co biedniejszym obywatelom prawie dwa miliony mieszkań. Doprowadzało to do furii zagraniczne banki, które nie mogły przez to liczyć na zainteresowanie obywateli w kwestii pożyczek i kredytów. Paliwo stało się najtańsze na świecie. Litr benzyny kosztuje 1 bolivara. Tym samym, jeszcze przed niedawną denominacją, za dolara można było zatankować ponad dziesięć tysięcy litrów ropy. Szok dla Europejczyków, którzy o takich cenach mogliby tylko pomarzyć. W latach prosperity i „krainy mlekiem i miodem płynącej” nacjonalizowano przemysł, odbierano wielkie gospodarstwa rolne i importowano na tak wielką skalę, że często lokalne produkty nie miały szans konkurować z ich tańszymi, zagranicznymi odpowiednikami. Ceny ropy na światowych rynkach cały czas rosły i nikt nie myślał o tym, co będzie dalej.

Dobra sytuacja gospodarcza pozwoliła Wenezueli prowadzić niezależną politykę zagraniczną. Czyli taką, która stała w zupełnej sprzeczności z interesami amerykańskimi w regionie i była jawnie konfrontacyjna. Wenezuela sądziła, że jest w stanie chronić interes kraju i własnymi siłami w porę zapobiegać zewnętrznym wpływom. Jeszcze za czasów Chaveza rząd – chcąc w pełni korzystać z zasobów ropy naftowej - przejął kontrolę nad aktywami obsługującymi sektor naftowy. Nowe prawo umożliwiło przejęcie własności takich firm, jak amerykańskie przedsiębiorstwo Halliburton. Wywołało to wściekłość USA i falę nieprzychylnych komentarzy w zachodnich mediach.

W 2014 r. z całą mocą wybuchł kryzys. Najbogatsze dotąd państwo w Ameryce Łacińskiej niemalże z dnia na dzień stało się nędzarzem. Gospodarka znalazła się w rozpaczliwym stanie, a szalejąca hiperinflacja mocno ograniczyła możliwości kupna wielu dostępnych wcześniej produktów. Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego z końcem 2018 r. stopa inflacji wyniosła prawie czternaście tysięcy procent. Za jednego dolara amerykańskiego wedle oficjalnego kursu wymiany trzeba było płacić 69 tysięcy bolivarów. Na czarnym rynku kurs był jeszcze wyższy i dolar kosztował aż 800 tysięcy bolivarów. Wenezuelczycy narzekali, że „hiperinflacja zamieniła wenezuelskie banki w składowiska bezużytecznych banknotów”. Politycy rządzący krajem na głos przyznają to, co od dawna jest oczywiste: „Staliśmy się krajem o najwyższej inflacji na świecie”.

O złą sytuację w kraju Nicolas Maduro oskarża USA i Kolumbię. Nie przestaje dowodzić, że jego samodzielna polityka mocno naruszyła amerykańskie interesy, co pociągnęło za sobą zemstę Białego Domu. Służby twierdzą, że poczynając od 2014 r. miały miejsce zabiegi zmierzające do destabilizacji waluty wenezuelskiej i wywołania tym samym kryzysu finansowego. Banknoty o najwyższym nominale 100 bolivarów były przerzucane przez kolumbijską granicę, gdzie już przejmowała je miejscowa mafia. Następnie były one fałszowane i wprowadzane z powrotem do obiegu. Szacuje się, że w ten sposób wyprowadzono z Wenezueli ponad 300 miliardów bolivarów. W listopadzie 2017 r. Maduro oskarżył kolumbijskiego prezydenta Juana Manuela Santosa o koordynowanie działań mafii i realizowanie poleceń Waszyngtonu. Poza spekulacjami walutą, obce służby dodatkowo wyprowadzały z kraju zapasy żywności, leków, czy metali szlachetnych. Zza granicy inspirowane były również zamachy terrorystyczne m.in. na elektrownię czy Trybunał Stanu. Administracja amerykańska wykorzystała te trudności i piętnując braki w zaopatrzeniu nałożyła sankcje polityczne i gospodarcze. Dodatkowo poparła je groźbami dokonania inwazji zbrojnej w celu „przywrócenia demokracji”. Biały Dom uznał Wenezuelę za „niezwykłe zagrożenie dla USA”. Już w 2017 r. Mike Pompeo, sekretarz Stanu USA przyznał, że amerykańskie agencje wywiadowcze pracują z państwami regionu nad zmianą reżimu w Wenezueli.

Po przegranych przez opozycję wyborach Waszyngton dodatkowo nałożył embargo na dostarczanie żywności, czy środków medycznych. Zamrożono aktywa rządu i wielu wenezuelskich polityków w amerykańskich bankach. Największym ciosem były jednak sankcje nałożone na import wenezuelskiej ropy naftowej. W odpowiedzi na to Maduro ogłosił, że Wenezuela rezygnuje ze sprzedaży ropy w dolarach i przechodzi na rozliczenia w chińskich juanach.

W 2018 r. ceny baryłki ropy drgnęły i Wenezuela dostrzegła dla siebie szansę na odbicie się od dna. Zostały podpisane kontrakty z chińskimi i rosyjskimi firmami. Kontrakt z Chinami zakładał zbudowanie wielkiego rurociągu, którym wenezuelska ropa miałaby popłynąć do Azji. Wymiana z Chinami objęła m.in. realizację prawie siedmiuset chińskich projektów gospodarczych w Wenezueli. Chiny są też największym wierzycielem rządu w Caracas. Wenezuela jest im winna ponad dwadzieścia miliardów dolarów. Chińskie przedsiębiorstwa energetyczne zyskały znaczne udziały w obszarach naftowych, a w zamian kredytują programy socjalne Maduro.

Jeśli w wyniku rewolucji dojdzie do upadku Maduro, Chiny i Rosja będą największymi przegranymi tej sytuacji. Zwłaszcza dla Rosji byłaby to klęska jej planów w tej części świata. Wenezuela jest kluczem dla utrzymania rosyjskich wpływów w Ameryce Łacińskiej. Jeśli USA uda się wyrugować Rosję z Wenezueli, wtedy już tylko kwestią czasu będzie erozja wpływów na Kubie, czy w Nikaragui. Kuba dotąd bardzo korzystała z taniej wenezuelskiej ropy, co pomagało jej utrzymać niskie ceny. Waszyngton nie mógł też przejść obojętnie wobec coraz bardziej jednoznacznie brzmiących deklaracji umieszczenia rosyjskich baz wojskowych w Wenezueli. Skracałoby to drastycznie dystans zasięgu rosyjskich rakiet wobec bliskości terytorium USA. Jeżeli próba umieszczenia rakiet na Kubie w czasach zimnej wojny omal nie zakończyła się nuklearnym konfliktem, było do przewidzenia, że Waszyngton zareaguje tutaj równie mocno. Kreml niby zapowiedział, że będzie bronił Maduro „wszelkimi dostępnymi sobie sposobami”, ale prawda jest taka, że Rosja nie ma fizycznych możliwości, żeby konkretnie wspomóc sojusznika. Wenezuela to nie Syria, którą Moskwa ma prawie pod nosem i wątpliwe, żeby można było sobie pozwolić na wysłanie regularnych oddziałów wojskowych.

Korzysta z tego Donald Trump, który „nie wyklucza interwencji wojskowej”. Jest przy tym bardziej zdeterminowany, mając w perspektywie wizję przejęcia pól naftowych przez amerykańskie firmy. Dla Amerykanów ma to ogromne znaczenie, zwłaszcza w przededniu konfrontacji z Iranem. Wenezuela stała się po prostu jednym z elementów układanki w rywalizacji, która przecież toczy się na zupełnie innym kontynencie. USA zamierzają w marcu nałożyć embargo na Iran, a w konsekwencji ostatecznie doprowadzić do zerowej sprzedaży irańskiej ropy. Ma to zmusić Teheran do bardziej elastycznej polityki na Bliskim Wschodzie. Waszyngton wie, że jego ruch może doprowadzić do szoku cenowego i kryzysu na rynkach naftowych, gdzie niedobór ropy odbije się również na USA. USA będą musiały wygrać konfrontację z Iranem i nadrobić tym niepowodzenia w wojnie w Syrii, ale najpierw muszą zagwarantować sobie wolność dostaw. Trump ma nadzieję, że przejęcie wenezuelskich złóż rozwiąże ten problem i w konsekwencji utrzyma ceny surowca na stabilnym poziomie.

Maduro stoi pod ścianą. Doskonale wie, że utrzyma się tak długo, jak długo będzie miał poparcie resortów siłowych. A już pojawiają się pierwsze pęknięcia w obozie władzy, gdyż pierwsi generałowie zaczynają przechodzić na stronę opozycji. Prezydent może zostać zmuszony do ustąpienia. Otwiera to drogę opozycji, która już zapowiedziała zbliżenie z USA. USA liczą się z tym, że mogłaby wybuchnąć wojna. Natomiast spadające ludziom na głowy bomby nie rozwiążą problemów, z jakimi borykają się dzisiaj Wenezuelczycy.

Występowanie w obronie demokracji zawsze się opłaca. Zwłaszcza wtedy, gdy można na niej zarobić miliardy i zabezpieczyć interesy hegemona.

Magdalena Piórek

Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego

Czytaj więcej: Kraina ropą płynąca

Komentarz (3)

Więcej artykułów…

  1. Szokujące wytyczne
  2. Białoruś – klucz do Europy

Strona 12 z 32

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • 11
  • 12
  • 13
  • 14
  • 15
  • 16
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

4500,- to połowa tego, co powcy szykują ,,inrzynierą,,
Dyrektorzy WORD w Elblągu (PSL...
2 godzin(y) temu
Dzisiaj byłam w ZUS. Naliczono mi emeryturę po 36 latach pracy. 4500 zł brutto. Studia, praca w administracji, ciągłe podnoszenie kwalifikacji. I spot...
Dyrektorzy WORD w Elblągu (PSL...
5 godzin(y) temu
III Wojna Światowa w 2025? Polska ZAGROŻONA. NATO odwróci sie od POLSKI?.... Wojciech Sumliński

https://www.youtube.com/watch?v=8TvDi59ihIM
Dziś 82. rocznica "krwawej nie...
11 godzin(y) temu
III Wojna Światowa w 2025? Polska ZAGROŻONA. NATO odwróci sie od POLSKI?.... Wojciech Sumliński

https://www.youtube.com/watch?v=8TvDi59ihIM
Skandal w Sejmie. Poseł Cichoń...
11 godzin(y) temu
III Wojna Światowa w 2025? Polska ZAGROŻONA. NATO odwróci sie od POLSKI?.... Wojciech Sumliński

https://www.youtube.com/watch?v=8TvDi59ihIM
Dyrektorzy WORD w Elblągu (PSL...
11 godzin(y) temu
Prof. Witold Modzelewski: Przed nami DRAMATYCZNE zmiany dla Polski. Straciliśmy wszystko!

https://www.youtube.com/watch?v=foKq97CCMEM
Dyrektorzy WORD w Elblągu (PSL...
11 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Barbarzyński atak "silnych ludzi" Tuska na praworządność Zbigniew Lis Motto Tuska: Będziemy stosować prawo, tak jak my je rozumiemy, czyli uchwałami Sejmu i rozporządzeniami zmieniać ustawy, wg zasady –… Zobacz
  • Co trzeba zrobić, żeby PiS wygrało kolejne wybory? Zbigniew Lis Wielu Polaków głosujących nie za opozycją, tylko przeciw PiS, nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji ich decyzji oraz z powagi… Zobacz
  • Michał Wypij, Paweł Warot – komentarz osobisty Bogdana Bachmury Bogdan Bachmura Dużo łatwiej o krytykę osób, których nie darzymy sympatią, z którymi jesteśmy w sporze lub konflikcie. Ale tym razem jest… Zobacz
  • Polska racja stanu - refleksje po obejrzeniu "Resetu" Zbigniew Lis Do napisania tego artykułu skłoniły mnie bulwersujące fakty i ujawnione dokumenty, przedstawione podczas emisji serialu dokumentalnego "Reset" w TVP1, który… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Skandal w Sejmie. Poseł Cichoń nie ogłosił wyniku głosowania i uciekł
  • Wyborcza sporządziła listę osób do zwolnienia z pracy, związanych z PiS
  • Czy Platforma straci władzę w sejmiku warmińsko-mazurskim?
  • Kicermanowie i Koch wpłacili na Trzaskowskiego, Orzechowska i Szmit na Nawrockiego
  • Czy przejdzie wniosek radnych PiS o odwołanie przewodniczących Sejmiku?
  • Dyrektor WOMP w Olsztynie zatrzymany pod zarzutem korupcji (ustawiania przetargów)
  • Gołdap ma zwrócić 18 mln zł za niezrealiowaną budowę zakładu przyrodoleczniczego
  • W gronie zatrzymanych syn znanego biznesmena z Olsztyna
  • Po 8 latach dojrzeli. Chcą zbudować w Olsztynie szpital kliniczny za 1 miliard zł
  • Campus Polska Przyszłości w tym roku się nie odbędzie. Czy Niemcy uznali, że nie warto dalej inwestować?
  • Propozycja prezydenta Olsztyna w sprawie "szubienic"
  • Prezydent Szewczyk: „Nie ma miejsca na gloryfikację zbrodni Armii Czerwonej w centrum Olsztyna”

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

Wiadomości region

  • Region

Wiadomości Polska

  • Polska

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Klub Jagielloński
  • Teologia Polityczna

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.