Debata maj2023 okl

logo flaga polukr

 

 

 

Prosimy Czytelników i Przyjaciół o wpłaty na wydawanie miesięcznika „Debata” i portalu debata.olsztyn.pl. Od Państwa ofiarności zależy dalsze istnienie wolnego słowa na Warmii. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 11-030 Purda, Patryki 46B

czwartek, czerwiec 01, 2023
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Mariusz Korejwo
    • Zbigniew Lis
    • Marian Zdankowski
    • Marek Lewandowski
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Wiadomości
  • Polska

Polska

Jak mógłby wyglądać pokój kończący wojnę na Ukrainie? (cz.1)

Szczegóły
Opublikowano: środa, 15 luty 2023 18:16
Jacek Bartosiak

Obecnie niezmierne trudno sobie wyobrazić, jak mógłby wyglądać pokój kończący wojnę na Ukrainie. Aby taki pokój został uzgodniony i podpisany, wszystkie istotne strony wojny muszą usiąść do stołu i na jego warunki się zgodzić. Stron wojny jest wiele, bardzo wiele, wojna ta ma bowiem charakter systemowy, co oznacza, że jej celem była i jest dla Rosjan zmiana systemu bezpieczeństwa.

Nie jest to zatem wojna wyłącznie o terytoria czy o jakąś sporną partykularną sprawę między zwaśnionymi sąsiadami. Wojna ta toczy się o sprawy fundamentalne: o miejsce Rosji w systemie światowym, o przyszłość północnej Eurazji, o wpływ Rosji na Europę i wszelkie ważne dla niej decyzje, a zatem o ład polityczny na Starym Kontynencie i o to, na jakich zasadach i przez kogo będą w przyszłości podejmowane istotne dla niego decyzje: czy tylko przez mocarstwa i w ramach stałej walki w kruchym układzie sił (w tym oczywiście przez główne mocarstwo układu – Rosję), czy jednak bez udziału Rosji, a za to przez państwa europejskie próbujące (nawet jeśli nie zawsze w pełni cnotliwie i szczerze) postępować według ustalonych reguł, które stabilizują relacje między państwami i czynią je cywilizowanymi.

Wojna jest procesem politycznym. W Polsce łatwo o tym zapominamy, bo w ostatnich 300 latach często z hukiem przegrywaliśmy, dlatego dla nas wojna to gra o wszystko, która często kończyła się utratą państwowości i represjami wobec ludności cywilnej. Tymczasem w trakcie wojny toczą się procesy polityczne, na które wojna wpływa jako swoista dyplomacja siłowa. Zatem nie wystarczy nad Wisłą mówić, że teraz trzeba wygrać wojnę na Ukrainie. To za mało. To nic nie wnoszący banał, który nie służy sprawie, czyli temu, jak za pomocą naszego postępowania kształtować zachowania stron wojny, aby skończyła się ona tak, jak MY chcemy i zgodnie z NASZYMI interesami. Musimy określić, co to znaczy, że wojna jest wygrana. A konkretnie, co to oznacza dla Polski, dla nas wygrana nie musi bowiem oznaczać tego samego, co dla Ukrainy albo dla USA. Należy jasno zdefiniować, jaka jest nasza teoria zwycięstwa oraz jakie są te gorsze scenariusze, do których w nigdy nie ustającym procesie politycznym, jakim jest wojna, musimy się ustosunkowywać.

Nie ulega wątpliwości, że scenariuszem optymalnym dla nas byłoby pobicie armii rosyjskiej przez samych Ukraińców (bez udziału naszego wojska i bez naszych strat) i pozbawienie Rosjan jakichkolwiek zdolności do prowadzenia wojny ofensywnej na długie lata, a najlepiej na zawsze, oraz oczywiście odzyskanie przez Ukrainę Krymu i Donbasu. Dodatkowo w toku wojny powinno dojść do politycznego rozpadu Federacji Rosyjskiej po szwach etnicznych i narodowościowych, tak by moskiewskie elity nie miały już nigdy podstaw do rojenia imperialnych snów.

To plan maksimum. Polska teoria zwycięstwa. Problem polega na tym, że nie wszystkie strony, nawet sojusznicze wobec nas, podzielają pogląd, że wojna ta powinna się tak właśnie zakończyć albo że są one gotowe ponosić jej koszty i wspierać Ukrainę aż do osiągnięcia aż takiego wyniku. Musimy zatem się zastanowić, jakie ustalenia powinny się znaleźć w porozumieniu pokojowym, aby satysfakcjonowało nas ono mimo braku realizacji planu maksimum.

Przy stole rozmów pokojowych musiałyby usiąść Rosja i Ukraina, to oczywiste, ale myślę, że także Rumunia i Polska jako sąsiedzi, bez których poparcia nie ma mowy o dostawach wojennych na Ukrainę. Prawdopodobnie również Białoruś, chociażby ta kontrolowana przez Rosjan, bo od północy stwarza ona zagrożenie dla stołecznego Kijowa oraz linii komunikacyjnych z Polski na Ukrainę. Na pewno do stołu zasiądą Stany Zjednoczone, może Wielka Brytania. Pchałyby się tam Niemcy, a już na pewno wszędobylska Francja, choć nie wiadomo z jakiego tytułu, chyba tylko jako przedstawicie Unii Europejskiej.

Czego chcieliby Ukraińcy, jeśli nie tego samego co my?! A mogą tego nie dostać. Nawet gdyby doszczętnie pobili w polu armię rosyjską, to Rosja ma broń atomową, a zresztą na razie się bije i dalej mobilizuje swe wojska, szykując się najwyraźniej na długą wojnę. Ukrainę czeka zatem długa przeprawa, tymczasem Zachodowi mogą przecież skończyć się siły czy może on stracić wolę pomocy Kijowowi, powiedzmy za rok. Czy zatem Ukraińcy byliby zadowoleni, gdyby dostali na przykład propozycję, że zostaną przyjęci do UE i NATO oraz otrzymają gwarancje bezpieczeństwa, ale w zamian zrezygnują z Krymu i Donbasu, aby w ten sposób udobruchać Rosję?

Czy z kolei Rosjanie by się na to zgodzili, skoro rozpoczęli tę wojnę z powodów systemowych, a nie wyłącznie sąsiedzkich czy terytorialnych? W ten sposób nie uzyskaliby bowiem wpływu na sprawy europejskie ani nie wypchnęli USA z Europy, co było ich oczywistym celem sformułowanym językiem dyplomatycznym w ultimatum Ławrowa. Nawet gdyby zostało im to osłodzone aneksją Białorusi (która to aneksja jest niewykluczona), to nie uzyskaliby wpływu na sprawy europejski. Taki rozejm byłby z pewnością jedynie pieriedyszką, przerwą, potrzebną do reorganizacji i przygotowania się do kolejnej odsłony konfliktu o nowy ład światowy.

W takim scenariuszu Ukraińcy nie mieliby złudzeń, Rosjanie też nie, nie powinniśmy wtedy mieć ich również my. Zmęczona po utracie Krymu i Donbasu Ukraina mogłaby w nowej fazie gorącego konfliktu sama już nie podołać, a wówczas my bylibyśmy numerem dwa dla Rosjan w strefie zgniotu. Bo przecież nie byłyby to państwa bałtyckie, które nie mają stosownej gravitas, by postawić się Rosji samodzielnie.

Ukraińcy oczekiwaliby, że Polska będzie gwarantem ewentualnego rozejmu, nawet skażonego grzechem pieriedyszki, a nasz udział w przyszłym konflikcie byłby niemal pewny. Nawet Amerykanie musieliby się upewnić, że tak będzie, by móc postawić tamę Rosji, tymczasem Ukraina byłaby już zbyt osłabiona. Amerykanie działaliby spoza linii horyzontu, czyli tak, jak lubią najbardziej. Sami wojsk lądowych na wojnę w Międzymorzu by nie wysłali. Polska byłaby tu w oczywisty sposób zderzakiem.

Dlatego na miejscu Kijowa nie podpisałbym rozejmu kończącego wojnę bez gwarancji bezpieczeństwa ze strony Polski lub bez zawarcia wojskowego sojuszu z Polską, a do tego bez formalnej perspektywy przystąpienia do świata Zachodu. Takie postawienie sprawy wyklucza jednak trwały pokój z Rosją, chyba że ta zostanie totalnie pobita i rozpadnie się w procesie smuty.

Bardzo to wszystko skomplikowane i wyraźnie potwierdza, że rozpoczęła się skalowalna wojna światowa. Stawką jest wszystko, co najważniejsze: to, jak będzie urządzony świat po okresie chaosu, i to, kto będzie o jego kształcie decydował. Państwa już się pogodziły, że siła wojskowa i każda inna jest argumentem na drodze do sukcesu i trzeba umieć się nią posługiwać. Przede wszystkim powinna się tego nauczyć Polska i jej elity.

dr Jacek Bartosiak,

tekst pochodzi ze strony Strategy&Future

Jacek Bartosiak. Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

Czytaj więcej: Jak mógłby wyglądać pokój kończący wojnę na Ukrainie? (cz.1)

Komentarz (15)

Kim jest Marek Żejmo (autor książki "Liderzy podziemia Solidarności")? Cz.1

Szczegóły
Opublikowano: sobota, 11 luty 2023 15:07

O książce „Liderzy podziemia Solidarności” i o tym, że jej autorem jest Marek Żejmo dowiedziałem się dzięki telefonom trzech działaczek olsztyńskiego podziemia. Panie zawiadomiła aktorka i działaczka Irena Telesz i poinformowała, że na promocji w Olsztynie będzie marszałek Bogdan Borusewicz. Podała numer komórki do red. Tomasza Śrutkowskiego. Trzeba do niego zadzwonić, żeby uzyskać zaproszenie.

Panie, tak jak i ja, przyjęły z niedowierzaniem, iż autorem książki jest ten sam Marek Żejmo, który jako radny Rady Miasta Olsztyna z listy aparatczyka PZPR i dyrektora cenzury Czesława Jerzego Małkowskiego, okazał się „kłamcą lustracyjnym”. W Olsztynie jego nazwisko kojarzone jest głównie z budową hotelu „Żejmo” i aferami związanymi z tą inwestycją. Zarówno dla pań, jak i dla mnie to, że „kłamca lustracyjny” stał się historykiem „Solidarności”, było czymś absurdalnym i zakrawało na jakąś mistyfikację. Dwie panie stanowczo oświadczyły, że nie skorzystają z zaproszenia, także z powodu osób, które stały za tym wydarzeniem: Ireny Telesz, jako działaczki Platformy i KODu, red. Tomasza Śrutkowskiego, jako byłego redaktora naczelnego „Gazety Olsztyńskiej”, który organ KW PZPR przekształcił w organ służący postkomunistom, a także wicemarszałka Senatu RP Bogdana Borusewicza. „To jakaś impreza polityczna totalnej opozycji – podejrzewały panie. - Nie będziemy jej uwiarygadniać”. Natomiast ja postanowiłem rozwiązać zagadkę pt. „Kim jest Marek Żejmo”?

Czy to ta sama osoba?

Zacząłem od telefonu do Ireny Telesz, która potwierdziła, że autorem książki jest ten Marek Żejmo od hotelu i dała mi telefon do red. Śrutkowskiego. Redaktor wziął ode mnie domowy adres i powiedział, że zaproszenie otrzymam pocztą. Faktycznie po 2 dniach dostałem eleganckie 4-stronicowe zaproszenie, z którego dowiedziałem się, że książka liczy 791 stron niepublikowanych wcześniej wywiadów z B. Borusewiczem, śp. Aliną Pienkowską, stoczniowcami, którzy wywołali strajk: Jerzym Borowczakiem, Bogdanem Felskim i Ludwikiem Prądzyńskim, Aleksandrem Hallem, Bogdanem Lisem, Henrykiem Majewskim, Krzysztofem i Ryszardem Puszami, śp. Arkadiuszem Aramem Rybickim i jego bratem Mirosławem, Jackiem Taylorem, śp. Anną Walentynowicz i Lechem Wałęsą. Książka będzie na spotkaniu w promocyjnej cenie.

Patronat honorowy nad promocja objął marszałek województwa Gustaw Marek Brzezin, zapraszają CEiK i Wydawnictwo Naukowe FNCE z Poznania, spotkanie odbędzie w niedawno wybudowanej w b. KW PZPR Auli Marszałkowskiej im. Anny Wasilewskiej.

Jednak największe moje zaskoczenie wywołała notka o autorze:

„Marek Żejmo (1951), absolwent Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce. Od 2017r. Profesor wizytujący w Państwowym Uniwersytecie Technicznym w Kaliningradzie, a także w Sankt Petersburskim Federalnym Państwowym Uniwersytecie (filia w Kaliningradzie). Zainteresowania badawcze autora koncentrują wokół przemian kulturowo-cywilizacyjnych w Europie, relacji między Polską i Szwajcarią oraz Polonii. Autor kilkudziesięciu artykułów naukowych i monografii: Polacy w Szwajcarii, Możliwości i bariery osadnictwa (2009), Od homo faber do homo religiosus (2014), Stosunki polsko-szwajcarskie. Przeszłość i teraźniejszość (2016, wyd. poprawione i uzupełnione w 2021), Quellen zur Geschichte von Albertine und Immanuel Kant. Probleme der forschung (2021)”.

Miałem wrażenie, że albo chodzi o jakiegoś innego Marka Żejmo, nie biznesmena z Olsztyna, który startował do Rady Miasta Olsztyna z listy komunistycznego aparatczyka, dyrektora cenzury Czesława Małkowskiego, dostał się, ale stracił mandat na skutek złożenia nieprawdziwego oświadczenia lustracyjnego, albo to jakaś jedna wielka mistyfikacja?!

Podzwoniłam po przyjaciołach, weteranach pierwszej Solidarności i olsztyniakach. Też byli zaskoczeni. Pamiętali Żejmo jeszcze z czasów, gdy był uczniem Technikum Budowlanego i później, po 1970 roku. Ich opinie były negatywne. Sypali przykładami historii z jego życia z lat 70. i 80. XX wieku z Olsztyna i później, od 1980 roku w Niemczech, które nie nadają się do powtórzenia, z powodów procesowych.

Kto był ofiarą, banki czy Żejmo?

Zrobiłem też kwerendę w Internecie. Na hasło „Żejmo” wyskakiwały mi artykuły dotyczące afery związanej z budową hotelu „Żejmo” nad jez. Żbik (właściwie Tyrsko) w podolsztyńskim Gutkowie. Było ich sporo i to w największych mediach ogólnopolskich. Media te informowały, że budowa hotelu rozpoczęła się w 1999 r. W ciągu trzynastu miesięcy miał powstać ekskluzywny kompleks z 175 pokojami, kręgielnią, salami konferencyjnymi, kortami tenisowymi, basenami, a nawet torem łyżwiarskim. Na dach zużyto 120 tys. snopków trzciny z mazurskich jezior. Inwestycja miała kosztować 15 mln niemieckich marek. Był to kredyt udzielony przez Bank Amerykański (Amerbank), pierwszy zagraniczny bank, który w 1989 roku uzyskał w Polsce licencję NBP. Jego założycielami byli kontrabasista Jan Byrczek oraz pisarz Jerzy Kosiński, którzy w 1987 roku założyli Polish American Resources Corporation. Prezesem został Marek Gadomski, zastępca Grzegorza Żemka w FOZZie.

W momencie, gdy inwestycja była w 95% ukończona, bank z dnia na dzień zawiesił kredytowanie i zażądał natychmiastowego zwrotu kredytu. Spółka zbankrutowała. Wielu podwykonawców, dostawców sprzętu i wyposażenia nie otrzymało zapłaty. Majątkiem Warimexu był hotel i ponad 7-hektarowa działka rolna. Dług sięgający 11 mln zł miał spłacić wierzycielom syndyk. W 2005 roku hotel kupił od syndyka olsztyński biznesmen Wiesław Pokrzywnicki, za kwotę jedynie 2,8 mln złotych. Syndyka ścigał za to później prokurator, ale ostatecznie został on przez sąd uniewinniony.

Za Markiem Żejmo ujęła się poseł PO Lidia Staroń, która w 2009 roku wystąpiła do ministra sprawiedliwości z prośbą o zapoznanie się z okolicznościami, w jakich doszło do ogłoszenia upadłości spółki Warimex. Poseł powołała się na opinię prawną renomowanych warszawskich kancelarii, z których wynikało, że to Żejmo jest ofiarą banku, a wypowiedzenie umowy kredytowej było bezzasadne i bezprawne i Spółce przysługuje roszczenie odszkodowawcze przeciwko bankom.

Dwa lata później, w 2011 roku, interpelację do premiera w obronie Żejmo złożył poseł PiS z Gdyni Zbigniew Kozak, który też uważał, że biznesmen z Olsztyna padł ofiarą „bezprawnego wypowiedzenia kredytu, celem doprowadzenia do jego upadłości finansowej i w konsekwencji przejęcia za bezcen bardzo atrakcyjnej powierzchniowo oraz o znacznej wartości nieruchomości hotelowej.

Marek Żejmo w tej sprawie skierował doniesienie do prokuratury – czytam w interpelacji posła. - Ta wraz z Centralnym Biurem Śledczym Komendy Głównej Policji ustaliła, że pan Ż. jest... współwinny. Prokuratura i CBŚ ujawniły m.in., że budżet kredytowanego hotelu został przekroczony o ponad 80%, a budowa była prowadzona niezgodnie z projektem. Okazało się też, że byłe władze Amerbanku, m.in. prezes M. Gadomski, wiedziały o wszystkim, ale nie próbowały przeciwdziałać. Prokuratura aresztowała M. Gadomskiego i byłego dyrektora departamentu kredytów S. L., którzy zostali oskarżeni o narażenie banku na stratę 20 mln zł. Podobne oskarżenie postawiono też Markowi Żejmo, którego aresztowano na 3 miesiące”.

Żejmo ostatecznie został oczyszczony z zarzutów. Po wyjściu z aresztu pozwał bank o odszkodowanie oraz za zszarganie jego opinii jako biznesmena. Sprawy toczą się do dzisiaj.

Radny Marek Żejmo traci mandat

W Internecie na hasło „Żejmo” wyskakują też teksty dotyczące jego startu w 2010 roku do Rady Miasta Olsztyna z listy Czesława Jerzego Małkowskiego. „W okręgu nr 1 listę otwiera Marek Żejmo, przedsiębiorca i wykładowca Wyższej Szkoły Humanistycznej w Gdańsku, od niedawna prezesujący założonemu przez siebie Stowarzyszeniu Na Rzecz Osób Poszkodowanych Przez Organy Państwa” – czytam w lokalnej prasie. Natomiast z Gazety Prawnej dowiaduję się, że Stowarzyszenie powstało w 2010 roku i powołali je posłowie Stronnictwa Demokratycznego, prof. Jan Widacki, prof. Marian Filar i Bogdan Lis oraz b. prokurator krajowy i b. minister spraw wewnętrznych i administracji Janusz Kaczmarek z Gdańska.

Żejmo zdobył mandat radnego, ale wówczas prokuratura IPN stwierdziła, że złożył fałszywe oświadczenie lustracyjne i skierowała sprawę do sądu. Żejmo stracił mandat. Sprawa toczyła się 5 lat i w 2015 roku Sąd Okręgowy w Olsztynie wydał prawomocny wyrok, w którym uznał, że Żejmo „złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne”.

Wystąpiłem do sądu o akta tej sprawy, a ten odesłał mnie do IPN. Akta dotarły do mnie dużo po promocji. Po ich lekturze stwierdziłem, że życiorys Marka Żejmo to materiał na powieść sensacyjną. Ale i ta wiedza, którą zdobyłem z Internetu i od ludzi go znających sprawiła, że byłem bardzo ciekaw spotkania.

Wspomnienia i anegdoty

Jeszcze przed promocją książki poszukiwałem bezskutecznie informacji na jej temat w lokalnych mediach. Zdziwiło mnie to, zwłaszcza w przypadku Wyborczej, która zawsze anonsowała spotkania w Olsztynie z ważnymi politykami opozycji, a takim i to najwyższej rangi był marszałek Borusewicz, który na dodatek pierwszy raz w życiu miał wystąpić w Olsztynie publicznie.

Kolejne zaskoczenia czekały mnie na spotkaniu promocyjnym. Na scenie pięknej Auli Widowiskowo-Konferencyjnej im. Anny Wasilewskiej siedział autor książki, faktycznie ten sam Marek Żejmo od hotelu (na zdjeciu pierwszy po prawej), wraz z gośćmi, legendami „Solidarności” gdańskiej: Bogdanem Borusewiczem, Bogdanem Lisem i Krzysztofem Puszem. Spotkanie prowadził Robert Lesiński z Radia Olsztyn.

Zdziwiłem się, że na spotkanie przybyło tylko około 50 osób: w pierwszym rzędzie na środku siedzieli marszałek Gustaw Marek Brzezin z b. wojewodą i senatorem SLD Januszem Lorenzem. Wyżej Czesław Jerzy Małkowski z garstką działaczy KODu oraz dyrektor biura Sejmiku Wiktor Marek Leyk, ze znanych polityków PO był poseł Janusz Cichoń i Jarosław Słoma, z weteranów Solidarności był Andrzej Gierczak, mec. Józef Lubieniecki, Tadeusz Poźniak i Teresa Stefanowicz, z dziennikarzy oprócz mnie, był Andrzej Dramiński, oraz emeryci Marek Barański i Tomasz Śrutkowski, ale jako słuchacze.
 2 Promocja Lorenz Brzezin edytowany 1

Irena Telesz nie mogła przyjść, gdyż wyjechała na festiwal teatralny, ale wyświetlono nam filmik, w którym Irena pozdrawia gości i słuchaczy, pozując pod trzema historycznymi dla „S” obiektami Olsztyna, pod Spomaszem (obecnie Milfor), gdzie zawiązał się Międzyzakładowy Komitet Założycielski, pod zajezdnią MPK, gdzie pokój MKZ-owi użyczył dyrektor Stefan Ruchlewicz i pod siedzibą Zarządu Regionu „S” w wieżowcu przy Dąbrowszczaków.

Zaproszeni goście bawili słuchaczy różnymi anegdotami związanymi z ich działalnością. Bogdan Borusewicz, nasz krajan, bo urodzony w 1949 roku w Lidzbarku Warmińskim, z którego jako dziecko pamięta morze ruin wspomniał o tym, jak do Olsztyna z Gdańska została porwana Alina Pienkowska. A było to tak.

W OZOS-ie SB ubiegła powstanie „Solidarności”. Ich człowiek Marek Piątek wywołał strajk i powołał związek autonomiczny, który błyskawicznie uzyskał rejestrację. Jednak robotnicy szybko się zorientowali co jest grane i delegacja pojechała do Gdańska, do Borusewicza, prosząc by z nimi pojechał i pomógł im założyć „S”. Borusewicz nie miał czasu, od rana do nocy przyjmował ludzi z zakładów całego kraju i tłumaczył, jak założyć związek. Odesłał ich do Aliny. Okłamali ją, że jadą tylko za Gdańsk. Jednak gdy minęli Pruszcz Gdański, Tczew i jechali dalej przeraziła się, że została porwana. Wówczas przyznali się do fortelu. Pojechała z nimi do OZOSu, wróciła o północy, a w fabryce powstała „S”.

W Olsztynie też był w tamtym czasie Bogdan Lis, który miał szereg spotkań w zakładach pracy. Pamięta I sekretarza KW PZPR, który powiedział, że „prędzej mi kaktus na ręku wyrośnie, jak w Olsztynie powstanie „S”.

Krzysztof Pusz opowiedział anegdotę z czasu, gdy został ministrem u prezydenta Lecha Wałęsy. Na ulicy w Warszawie spotkał milionera amerykańskiego, polskiego pochodzenia Jana Piszka. Pochwalił mu się, że dał Wachowskiemu 50 tys. dolarów, bo ten powiedział mu, że Lechu Wałęsa potrzebuje. „Zaskoczony opowiedziałem o tym Jarkowi Kaczyńskiemu – mówi Pusz. - A ten poszedł do Wałęsy i mówi mu: „Lechu, jak potrzebujesz pieniędzy to powiedz, załatwimy to, ale nie w taki sposób”. Wałęsa wezwał mnie, był naburmuszony. „To ja bronię Twojej dupy!” – wypaliłem mu. Wałęsa powiedział, że nie miał z tym nic wspólnego, kazał Wachowskiemu oddać Piszkowi pieniądze. Po tym ktoś musiał z kancelarii prezydenta odejść. Wałęsa zostawił Wachowskiego, więc ja odszedłem.

Skąd ta wojna polsko-polska?

Po wspomnieniach przyszła pora na zadawanie pytań. Andrzej Dramiński zapytał: „Skąd ta wojna polsko-polska? Dlaczego po takiej pięknej, wspólnej walce, tak strasznie się kłócimy, tak się obrażamy? Czy chodzi o animozje osobiste, czy o coś innego?

Bogdan Lis: Jak Wałęsa przestał być przewodniczącym Solidarności to każdy następca chciał mieć takie znaczenie jak on. Tymczasem sytuacja się diametralnie zmieniła. Nastała demokracja i Solidarność była jedną z wielu organizacji, które reprezentowały różne potrzeby, interesy społeczne. W Solidarności byli wszyscy i mieli jeden wspólny cel, znieść system. Po 1989 roku każdy poszedł do swojej organizacji. Dlatego „S” nie mogła już pełnić tej samej roli, stała się jednym ze związków zawodowych, a raczej powinna stać się związkiem, ale zaangażowała się we wspieranie jednej partii politycznej, PiSu i jest częścią tej partii, chociaż się do tego nie przyznaje.
Minister Gliński, w związku z tym, że nie podoba mu się Europejskie Centrum Solidarności, bo nie ma na nie wpływu, powołał do życia Instytut Dziedzictwa Solidarności jako konkurencję dla ECS. Mimo tego, że próbuje się deprecjonować rolę Wałęsy, odsądzić go od czci i wiary, to w sali BHP, szef Instytutu pan Solana siedzi przy biurku, do którego jest przytwierdzona metalowa tablica z napisem: „Pierwsze biurko prezydenta Lecha Wałęsy” (brawa sali), więc z jednej strony opowiadają o Wałęsie różne brednie, a z drugiej strony kultywują korzenie Solidarności.

Bogdan Borusewicz: Proszę zobaczyć, ile małżeństw się rozpada po 40 latach?! Bowiem po latach ludzie się zmieniają, zmieniają się preferencje, odchodzi miłość albo przychodzi miłość!Zmienia się z czasem wszystko. To samo dzieje się ze społeczeństwem. Ruch, który zmienił Ukrainę, też po kilku latach się rozpadł, wyłoniły się z niego różne partie, W Czechosłowacji, po aksamitnej rewolucji Vaclava Havla rozpadło się państwo i społeczeństwo się podzieliło. Taka jest kolej rzeczy, kiedy wchodzi demokracja. Pojawiają się różne interesy w społeczeństwie, jedni mają potrzeby socjalne, inni liberalne, i to jest normalne. Ja z tego powodu nie płaczę. To co mnie denerwuje, to to, że dzisiejsze poglądy przenosi się w przeszłość.
- Mój były kolega Krzysiu Wyszkowski z Olsztyna, dzisiaj jest największym krytykiem Wałęsy. Mówi, że Wałęsa od początku był agentem. Tymczasem Krzysiu w 80. i 81. roku pisał do Wałęsy czołobitne listy i donosił na mnie. Napuszczał na mnie Wałęsę mówiąc: „Borusewicz i Kuroń chcą cię usunąć”. Krzysztof swoją wiedzę czerpał od znajomego z Warszawy, który okazał się być agentem bezpieki i manipulował Krzysztofem. Przecież Lech Kaczyński też współpracował z Wałęsą. Wałęsa wziął go do Magdalenki i do Okrągłego Stołu. Mnie Lechu nie wziął, bo ja byłem niezależny i mówiłem mu, co myślę. I akurat wtedy Wyszkowski przeciwko Wałęsie nie występował. Mówię to nie dlatego, żeby dyskredytować Wyszkowskiego, tylko żeby pokazać jak się ludziom po 40 latach zmieniają poglądy. Układy, sympatie i antypatie też mają wpływ, są ważne w polityce, Staram się podchodzić z sympatią do ludzi, którzy razem z nami działali, coś zrobili, tak jak rodzina Puszów. Przecież im się w PRLu znakomicie powodziło, mieli boksy w Hali Targowej w Gdańsku, do której ludzie przyjeżdżali na zakupy ludzie z całej Polski. Mimo to cała rodzina się zaangażowała, matka i czterech jej synów, w rezultacie stracili od strony materialnej. Zupełnie inaczej niż my, bo ja np. mogłem stracić tylko wolność.

Pytanie o „Bolka”

Wywołany Krzysztof Pusz wspomniał, jak siedział w więzieniu w Barczewie z Adamem Michnikiem i stale upominali się o Mszę. W końcu komendant się ugiął. „Wprowadzili nas do obskurnej celi z kiblem, między nami stanęli klawisze. Msza trwała 3 godziny, bo śpiewaliśmy wszystkie pieśni z książeczki, od deski do deski, a cappella, Adam strasznie fałszował i się jąkał, ksiądz był wkurzony”.

Dobry nastrój gości zmącił swoim pytaniem o „Bolka” Tadeusz Poźniak, działacz „S” ART, skazany na więzienie za współorganizację protestu przeciwko stanowi wojennemu: Krąży tyle plotek na temat zdrady, współpracy Wałęsy z SB. Mówi się, że Wałęsa zgłosił się do pana i miał się przed panem obnażyć jeszcze przed strajkiem sierpniowym w Stoczni. Czy może pan to potwierdzić?

B. Borusewicz poprosił o zapalenie światła na sali, żeby widzieć słuchaczy: Nie byłem świadkiem obnażenia się Wałęsy. Wałęsa miał niedobry okres, ale nie wtedy, kiedy przyszedł do mnie, do Wolnych Związków Zawodowych, wtedy był uczciwy. Szliśmy razem na rozdawanie ulotek, rozdawaliśmy je wspólnie. Gdy powstała „S” byłem z nim w bardzo ostrym konflikcie, tak jak i Andrzej Gwiazda. Najpierw był to konflikt personalny o Annę Walentynowicz. Poszło o jej udział w wyjeździe do papieża. Wałęsa powiedział „Nie!” no i zaczęła się awantura. Ten konflikt został spowodowany tym, że Wałęsa wprowadził dyktaturę. On nie uznawał dochodzenia do wspólnego stanowiska po dyskusji, „Co to za demokracja, jak każdy gada co chce” – mówił. Były sytuacje, że wybiegał z prezydium związku, bo myślał, że go pobiję, tak się kłóciliśmy. Ten konflikt zakończył się odejściem całego tzw „Gwiazdozbioru”, odchodziliśmy po kolei. Wałęsa mówił później władzom „chcieliście, żebym Borusewicza uciszył i innych, zrobiłem to”.To był bardzo niedobry okres Wałęsy. Natomiast w stanie wojennym Wałęsa zachował się bardzo dobrze.

Po tej odpowiedzi arch. Sławomir Hryniewicz, który towarzyszył Poźniakowi, zapytał Marka Żejmo, czy był TW”. Po tym pytaniu Borusewicz zaskoczony, odsunął się od Żejmo.

Marek Żejmo wymijająco odpowiedział, że bezpodstawnie czepiały się go różne osoby. Ale Hryniewicz nie ustępował: „Ale jest przecież wyrok sądu lustracyjnego”. Zwrócił się też do Borusewicza i Lisa: czy Was, legendy Solidarności, nie dziwi przekrój tej sali, 80 procent to stara komuna.

Zapadła cisza.

Adam Socha (Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.)

Tekst ukazał się pierwotnie w styczniowym wydaniu miesięcznika "Debata". Cz. 2 w lutowym numerze "Debaty", który ukaże się 17 lutego.

Czytaj więcej: Kim jest Marek Żejmo (autor książki "Liderzy podziemia Solidarności")? Cz.1

Komentarz (19)

Łukaszenka skazał Andrzeja Poczobuta na 8 lat więzienia

Szczegóły
Opublikowano: czwartek, 09 luty 2023 11:12

Sąd w Grodnie w środę skazał na osiem lat więzienia w kolonii karnej Andrzeja Poczobuta, działacza polskiej mniejszości na Białorusi i dziennikarza, korespondenta "Wyborczej". Poczobut od marca 2021 r. przebywał w białoruskim areszcie, a jego uwolnienia domaga się polski rząd i organizacje broniące praw człowieka z całego świata.

Poczobut pozbawiony kontaktu z bliskimi

W uznanym za polityczny procesie, który trwał od 16 stycznia, władze zarzuciły Poczobutowi "podżeganie do nienawiści", a jego działaniom – polegającym na kultywowaniu polskości i publikowaniu artykułów historycznych — przypisano znamiona "rehabilitacji nazizmu". Jest on również oskarżony o wzywanie do sankcji i działań na szkodę Białorusi. Groziła mu kara do 12 lat więzienia.

Po rozpoczęciu procesu polskie MSZ po raz kolejny zaapelowało o uwolnienie Poczobuta i powtórzyło, że jest on niewinny, a prowadzone przeciwko niemu postępowanie jest motywowane polityczne.

Przed rozpoczęciem procesu Poczobut spędził w areszcie niemal dwa lata, co nawet przy obecnej skali represji politycznych na Białorusi można uznać za jeden z haniebnych rekordów. W tym czasie ani razu nie miał możliwości kontaktu z bliskimi, nawet w rozmowie telefonicznej.

Do wyroku natychmiast odniosło się polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, prezydent RP Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki.

"Potępiamy niesprawiedliwy wyrok wydany przez sąd autorytarnego państwa. Andrzej Poczobut to polski i białoruski patriota. Stoimy za nim i będziemy stać. Nadejdzie dzień kiedy wolny Andrzej Poczobut i białoruscy Polacy będą mogli żyć na wolnej Białorusi" - napisał rzecznik resortu dyplomacji Łukasz Jasina.

Premier Mateusz Morawiecki zapewnił, że jego rząd zrobi "wszystko, by pomóc polskiemu dziennikarzowi odważnie pokazującemu prawdę".

Decyzja ws. przejścia granicznego. "Zawieszone do odwołania"

"Z uwagi na ważny interes bezpieczeństwa państwa zdecydowałem o zawieszeniu do odwołania od 10 lutego od godz. 12 ruchu na polsko-białoruskim przejściu granicznym w Bobrownikach" - poinformował Mariusz Kamiński, minister koordynator ds. służb specjalnych. To niejedyne decyzje ministra związane ze skazaniem Andrzeja Poczobuta w pokazowym procesie.


 Rodzice Andrzeja Poczobuta są przekonani, że już nie zobaczą syna.

- Bardzo boli nas serce. Nie doczekamy z żoną powrotu syna. Powiedziałbym mu tylko jedno: jestem dumny, że do końca zostałeś człowiekiem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Stanisław Poczobut.


Państwo polskie zrobiło wszystko, by pomóc pana synowi?

Tak. Chciałbym podziękować za tę pomoc, pamięć i zainteresowanie. Spotkaliśmy w tym trudnym czasie wielu dobrych ludzi. Mam znajomych, którzy zawsze interesują się losem Andrzeja. Pytają, co u niego. Do polskiego państwa żadnych pretensji nie mam, a wręcz przeciwnie. Jestem wdzięczny, że pamięta się o Polakach na dawnych Kresach najjaśniejszej Rzeczpospolitej.

Naprawdę nie ma pan nadziei, że kiedyś jeszcze zobaczy syna?

Nie, ale będę się o to modlić. Czasem widzę tę scenę w wyobraźni. Siadamy za stołem, patrzymy sobie w oczy. Uśmiechamy się na myśl o wspaniałych latach i wzdychamy ze względu na te trudne. Gdyby tylko mógł porozmawiać z synem, powiedziałbym mu dziś tylko jedno: jestem dumny, Andrzej, że do końca pozostałeś człowiekiem.

Komentarz Adama Michnika, redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej".

Ten wyrok jest tyleż okrutny, co haniebny. Przywołuje w pamięci tego typu wyroki, jakie zapadały w hitlerowskiej Rzeszy, na Carla von Ossietzky'ego, w stalinowskiej Rosji, kiblowe procesy, na które nie wpuszczano ani obserwatorów, ani przyjaciół, wszystko utajniano tak, jak to się działo w kapturowych sądach w najgorszych czasach.

Ten wyrok jest wyrokiem na niezawisłe słowo, ponieważ Andrzej Poczobut jest autorem świetnej książki o Łukaszence. Ten wyrok jest tyleż zemstą Łukaszenki na Andrzeju, co najlepszą recenzją książki Andrzeja o Łukaszence.

Andrzej jest człowiekiem heroicznym, dzielnym. To jest, można powiedzieć, wolny obywatel wolnej Białorusi, a także dawnych Polaków duma i szlachetność. W jakimś sensie ucieleśnienie najważniejszych wartości współczesnej Europy.

Dlatego cała Europa powinna dzisiaj stanąć murem za Andrzejem Poczobutem i zrobić wszystko, żeby go wyrwać z łapy tych okrutnych oprawców, godnych spadkobierców Stalina i Hitlera.

Jest coś paradoksalnego w tym, że w Rosji zakazuje się memoriału, niedaleko którego było centrum Andrieja Sacharowa, którego pomnik wciąż stoi w niejednym rosyjskim mieście.

Będzie też stał – jestem o tym przekonany – w Grodnie pomnik Andrzeja Poczobuta. Ale wcześniej jeszcze on z tego więzienia wyjdzie, bo tam już musi zostawić wolne miejsce dla Aleksandra Łukaszenki.

Czytaj więcej: Łukaszenka skazał Andrzeja Poczobuta na 8 lat więzienia

Komentarz (6)

Poseł Wypij o projekcie „listy śmierci czyli prawdziwych twardzieli”

Szczegóły
Opublikowano: wtorek, 07 luty 2023 11:33


Poseł z Olsztyna Michał Wypij po raz pierwszy obszernie wyjaśnił przyczyny swojego odejścia z Porozumienia po mariażu jego partii z Agrounią, co stało się w niedzielę 5 stycznia, w Gościu Radia ZET u Beaty Lubeckiej. Powiedział też o projekcie zbudowania „listy śmierci czyli prawdziwych twardzieli”, którzy w jesiennych wyborach zderzą się z pisowską machina władzy.Poseł nie wyklucza też startu na prezydenta Olsztyna.

- Różni nas spojrzenie na przyszłość i tyle. Na początku trudno było mi w to uwierzyć, później okazało się to wszystko prawdą. To jest biegunowo odległe, od tego, gdzie widziałem przyszłość środowiska Porozumienia. Nie mogłem tego dalej firmować - powiedział Michał Wypij do wczoraj szef sejmowego koła i wiceprezes Porozumienia, od dziś poseł niezrzeszony, w popołudniowym Gościu Radia ZET u Beaty Lubeckiej. Dziś Michał Wypij razem z Janem Strzeżkiem i grupą młodych członków zarządu wystąpili z Porozumienia.

- Dlaczego mówicie, że połączenie, czy też wspólny start Porozumienia z AgrUnią, to projekt skrajnie niepoważny? – zapytała gospodyni programu. - O daleko posuniętych ruchach budowania wspólnej partii dowiedzieliśmy się z mediów. Była oczywiście rozmowa, że powinniśmy być otwarci na wszystkie środowiska polityczne. Sam mówiłem, że najbliższy jest projekt jednej listy, takiej listy śmierci – powiedział były wiceprezes Porozumienia, dodając: - Projekt listy śmierci, czyli prawdziwych twardzieli, którzy zechcą zderzyć się z tą machiną, która nie będzie miała żadnych skrupułów, żeby tę władzę utrzymać, bo to są ludzie chorzy na władzę. Mam na myśli obóz rządowy.

- Kto by się na tej liście śmierci miał znaleźć? – zapytała Beata Lubecka.

- Najmocniejsze nazwiska. W kontekście różnych ugrupowań, żeby zaproponować konkretną wizję, konkretny program i skupić się na tym, żeby te wybory po prostu wygrać – odpowiedział Michał Wypij.
- Od kiedy trwały rozmowy z AgroUnią, bo mówi pan, że z mediów dowiedzieliście się, że dochodzi do takiego aliansu?
- Że dochodzi do zbudowania wspólnej partii. Programy są zupełnie rożne. Sposób prowadzenia polityki jest skrajnie różny.

„Nie ma dla mnie miejsca w takim środowisku. Nie uwierzyłbym w alians Jarosława Gowina z Michałem Kołodziejczakiem”

- Nie chciałem rozbijać partii, bo bardzo szanuję tych ludzie, ale wiedziałem, że już nie ma dla mnie miejsca w takim środowisku – przyznał poseł. - A gdyby Jarosław Gowin stał dalej na czele formacji, którą przecież stworzył, to doszłoby do takiego aliansu? – zapytała prowadząca. - Trudno spekulować, ale nigdy wcześniej Jarosław Gowin nie prowadził rozmów z Michałem Kołodziejczakiem. Styl tych polityków jest skrajnie różny. Przyznam szczerze, nie uwierzyłbym w alians Jarosława Gowina z Michałem Kołodziejczakiem – stwierdził Wypij.

- Jak były prezes zagłosował w tej sprawie?
- Wydaje mi się, że poparł. Wychodzi z założenia, że skoro Magdalena Sroka wzięła odpowiedzialność za prowadzenie partii, to nie powinien jej przeszkadzać. Myślę, że tutaj wspiera panią prezes.
- Czyli to nie był autorski pomysł pani prezes?
- Trudno mi powiedzieć. Według moich informacji ta idea wyszła ze środowiska pani Magdaleny Sroki, ale także pana Michała Kołodziejczaka.
- Ale idea była taka, że Jarosław Gowin odsuwa się, żeby zrobić furtkę do porozumienia np. z ludowcami. Nic z tego nie wyszło, więc nowa prezes w akcie desperacji postanowiła się połączyć z AgroUnią?
- To już trzeba zapytać panią prezes – powiedział gość Beaty Lubeckiej, dodając: - Jestem bardzo wdzięczny mojemu byłemu i mojemu pierwszemu środowisku politycznemu. Pierwsze kroki stawiałem właśnie w tym środowisku. Budowałem swój okręg od zera i myślę z całkiem niezłym wynikiem i zapamiętam te chwile, które były dobre.

"Po wyborach kopertowych trzeba było wyjść z rządu. To był nasz błąd. Oni się wycofali. Wymiękli po prostu"

- Po wyborach kopertowych trzeba było wyjść z rządu. To był nasz błąd. Mam do tej pory zebrane podpisy. Żałuję, że część koleżeństwa wypisała się z tego. Trzeba było wyjść wtedy z klubu parlamentarnego, albo stworzyć zasady zdrowej współpracy, albo odwrócić koalicje i większość w sejmie - powiedział Michał Wypij do wczoraj szef sejmowego koła i wiceprezes Porozumienia, od dziś poseł niezrzeszony, w popołudniowym Gościu Radia ZET u Beaty Lubeckiej.

- Czyje to były podpisy?
- Polityków Porozumienia, było ich 16. Zdecydowana większość, także dzisiejszych ministrów w rządzie PiS. Oni się wycofali. Wymiękli po prostu.

- Czy będą kolejne odejścia z partii, jak pan sądzi? - zapytała gospodyni programu. - Obiecałem premierowi Gowinowi, że nie będę rozbijał partii w żaden sposób, dlatego też nie było nie na zarządzie. Nie chciałem współpracy z AgroUnią, po prostu nie czuje, nie widzę – odpowiedział popołudniowy gość Radia ZET, dodając: - Nie czuję w tym połączeniu [z AgroUnią – red.] żadnego potencjału politycznego. Każdy ma swój charyzmat. Nie neguję, że są wyborcy, którzy tego potrzebują, ale ja nie jestem osobą, która będzie uprawiała politykę w ten sposób, jak AgroUnia. Z drugiej strony program. AgroUnia jest to jednak partia o charakterze socjaldemokratycznym. My mieliśmy zawsze wolnościowe podejście, jeśli chodzi o gospodarkę, a jeśli chodzi o wartości trzymaliśmy się konserwatywnego centrum. Tu w ogóle nie widzę płaszczyzny porozumienia.

„Nie interesuje mnie przetrwanie. Interesuje mnie zwycięstwo”

Podczas rozmowy pojawił się wątek przyszłości samego posła i partii Porozumienie. - Nie interesuje mnie przetrwanie. Interesuje mnie zwycięstwo. Rozmawiam z przedstawicielami różnych ugrupowań, jeśli się okażę, że jesteśmy w stanie stworzyć coś naprawdę ciekawego i wartościowego, to jestem otwarty do takiej weryfikacji. Ja się jej nie boję – deklarował Michał Wypij. - Uzyskałem mandat z ostatniego miejsca, jeśli się okażę, że nie ma takiej możliwości, to nic na siłę. Wyrosłem z samorządu, ruchów miejskich, także mam gdzie wrócić. Być może taki scenariusz także wchodzi w grę – kontynuował.

„Zapłaciliśmy swoją cenę, w pełni świadomie”

- Czyli mógłby pan wystartować na prezydenta Olsztyna? – zapytała Beata Lubecka.
- Różne warianty są brane pod uwagę, niczego nie wykluczam. Byłoby to z całą pewnością wielkim zaszczytem dla mnie.
- Cały czas nie pojmuję, jak mogliście autoryzować działania wspólnie z PiS przez prawie 5,5 roku?
- Tam gdzie byliśmy odpowiedzialni, jak chociażby resort nauki i szkolnictwa wyższego, zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Nawet ze strony opozycji słyszę dużo słów uznania. Tam gdzie zobaczyliśmy, że granice są przekraczane, stanęliśmy twardo w obronie standardów i zapłaciliśmy swoją cenę, w pełni świadomie.

(pw)

Czytaj więcej: Poseł Wypij o projekcie „listy śmierci czyli prawdziwych twardzieli”

Komentarz (24)

Więcej artykułów…

  1. Poseł z Olsztyna M. Wypij odszedł z Porozumienia. Co dalej?
  2. Aktywne Mazury skarżą TVP do sądu za niepodanie kosztów Sylwestra Marzeń

Strona 12 z 412

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • 11
  • 12
  • 13
  • 14
  • 15
  • 16
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

Wywieźć obu szkodników na teczkach- wójta i ksindza!
Rektor Sanktuarium Gietrzwałdz...
1 godzinę temu
od wczoraj trwają w urzędzie nerwowe i intensywne prace nad "złożeniem" i udokumentowaniem tegoż faktu, a potem się "opublikuje"
Prokuratura wszczęła śledztwo ...
4 godzin(y) temu
Sz. P. dyrektorze Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska... czy byłby Pan uprzejmy wypowiedzieć publicznie swoją opinię na temat zniszczenia 73 ha c...
RDOŚ wprowadza w błąd. Decyzja...
4 godzin(y) temu
Pięknie,jesteśmy już na etapie takiej degrengolady,że robota w śmieciach jest szansa rozwoju dla regionu... Na tyle nas stać, na tyle nam pozwalają ni...
Rektor Sanktuarium Gietrzwałdz...
5 godzin(y) temu
" Odwaga tuska " - bardzo się zdewaluowała !!!
https://www.facebook.com/katarzyna.pietrasik.58/videos/1099065074090743/?__cft__[0]=AZUpUUsPloICu6vBIG...
Prezydent RP podpisał ustawę o...
9 godzin(y) temu
https://www.facebook.com/katarzyna.pietrasik.58/videos/1099065074090743/?__cft__[0]=AZUpUUsPloICu6vBIGVuUKsYheKWBuFyGLVLbzqlM_aob4ZmQvNlK-I4_Iux_okbzg...
Prezydent RP podpisał ustawę o...
9 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Modlitwa kardynała de Richelieu (komentarz do sprawy Jana Pawła II) Bogdan Bachmura Tyle znanych osób i organizacji zatroskanych o dobre imię Jana Pawła II wzywa i apeluje o natychmiastowe działanie, że z… Zobacz
  • Dwie wojny... Adam Kowalczyk 192 lata temu, 5 lutego 1831 r., Moskale nie mogąc pogodzić się niewdzięcznością Polaków nie potrafiących docenić i pokochać ruskiego… Zobacz
  • Nienasycenie Adam Kowalczyk Na początku istnienia Rosji, a właściwie Moskwy, niewiele wskazywało na to, że stanie się ziemią ludzi nienasyconych. Ludzi, których mózgi… Zobacz
  • Suwerenność na miarę naszych możliwości Bogdan Bachmura Parafrazując Winstona Churchilla można powiedzieć, że jeszcze nigdy tak niewielu, nie zawdzięczało tak wiele, tak niewielkim pieniądzom. Wysokość kwoty o… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Jak LIDL dostał pozwolenie na budowę Centrum w Gietrzwałdzie, w Obszarze Chronionego Krajobrazu
  • J. Tkaczyk: "A może to Matka Boża zadecydowała, że Lidl przyszedł do Gietrzwałdu?"
  • Prokuratura wszczęła śledztwo w związku z decyzją wójta Gietrzwałdu w sprawie inwestycji Lidla
  • Polemika architekta z ks. Tomaszem Szałandą n.t. Obrony Gietrzwałdu
  • OBARKOWO czyli rodzina na swoim
  • Dyr. Teatru Jaracza: "Nie mogę pracować w mieście, w którym nie dostaję szacunku"
  • Rektor UWM tłumaczy się przed sądem ze zwolnienia szefa związku, bez zgody jego organizacji
  • Dyrektorka RDOŚ odpowiada na List Komitetu Obrony Gietrzwałdu w sprawie inwestycji LIDLa
  • Kto działa na szkodę szpitala uniwersyteckiego? Rektor UWM odpowiada. M. Kamiński komentuje
  • Ks. Szałanda: W Gietrzwałdzie nie ma żadnego Tronu Maryi. Komitet głosi treści heretyckie
  • Co planuje i proponuje totalna opozycja?
  • Spór o S16. Szmit oskarża przeciwników budowy. Odpowiada prezes "Sadyby"

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

Wiadomości region

  • Region

Wiadomości Polska

  • Polska

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Klub Jagielloński
  • Teologia Polityczna

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.