To, że lobby prospalarniowe manipuluje społeczeństwem dowiodłem na spotkaniu zorganizowanym 22 lutego w Parku Naukowo-Technologicznym przez prezydenta Olsztyna i prezesa MPEC-u pt. „Przyszłość energetyki cieplnej w Olsztynie”. Stowarzyszenie „Święta Warmia” zwróciła się do współorganizatora prezesa MPEC-u, jak i do patrona spotkania prezesa Towarzystwa Miłośników Olsztyna o umożliwienie nam przedstawienia naszego stanowiska w formie 15-minutowej prezentacji. Nie uzyskaliśmy takiej zgody.
Przekazaliśmy też organizatorom, iż naszym zdaniem celem takich spotkań jest manipulowanie opinią publiczną w celu przekonania do budowy spalarni śmieci. Za prawdziwą debatę uznalibyśmy taką, w której strona społeczna otrzymuje od władz miasta takie same środki na zaproszenie ekspertów i naukowców, którzy byliby równorzędnymi partnerami dla ekspertów i naukowców z lobby prospalarniowego. Organizowanie spotkania, w taki sposób, że mający nikłą wiedzę mieszkańcy na temat technologii spalania odpadów oraz kosztów takich inwestycji i ich eksploatacji mogą zadawać pytania, nie jest uczciwe, bowiem zadający pytania nie dysponują wiedzą, którą posiadali wynajęci przez władze miasta naukowcy i eksperci zajmujący się tymi zagadnieniem dziesiątki lat. Toteż zadający pytania nie są w stanie zweryfikować, czy odpowiedź jest prawdziwa, czy też są to półprawdy lub ćwierć prawdy.
By tego dowieść zrobiłem test. Zadałem pytanie dr. hab. inż. Grzegorza Wielgosińskiego (na zdjęciu siedzi pierwszy od prawej) zatrudnionego na stanowisku profesora nadzwyczajnego Politechniki Łódzkiej, kierownika Zakładu Technik Inżynierii Środowiska w Katedrze Inżynierii Środowiska na Wydziale Inżynierii Procesowej i Ochrony Środowiska Politechniki Łódzkiej, którego główne zainteresowania badawcze skupiają się na problemie powstawania i ograniczania emisji dioksyn. Od 2009 roku jest ekspertem Waste-to-Energy Research and Technological Council Europe (WtERT Europe) z siedzibą w Niemczech. Zapytałem, czy rzeczywiście badanie emisji gazów z komina spalarni może być dokonywana w sposób ciągły i wyniki pokazujące poziom emisji poszczególnych związków chemicznych wyświetlać na bieżąco na tablicy umieszczonej na zewnątrz spalarni. Tak bowiem na spotkaniach z mieszkańcami na temat spalarni informował prezes MPEC-u Konrad Nowak. Pan dr Wielgosiński potwierdził, że badanie poziomów emisji gazów i pyłów jest dokonywana w sposób ciągły, a odczyt jest natychmiastowy, wymienił przy tym cały szereg związków, których poziom jest poddawany badaniom NO2, SO2, CO itd.
Zapytałem wówczas, jak wobec tego było możliwe, że przez wiele lat spalarnia odpadów medycznych w Bielsku-Białej mogła przedstawiać, iż wemisja gazów i pyłów jest na bezpiecznym poziomie? Dopiero gdy mieszkańcy wyszli na ulice i zaczęli protestować, WIOŚ wykonał próbki, które stwierdziły przekroczenie dopuszczalnych norm dioksyn i furanów o 3700%
Wówczas pan dr Wielgosiński przyznał, że nie ma możliwości technologicznych badania na bieżąco poziomu dioksyn, furanów i metali ciężkich. A więc tych związków, które są najgroźniejsze dla zdrowia i życia ludzkiego. Musiałem to niemal wydrzeć od pana profesora.
Jeszcze większą sensację wzbudziła wypowiedź inspektora WIOŚ pana Andrzeja Jamiołkowskiego - chemika, długoletniego kierownika pracowni ochrony powietrza WIOŚ Olsztyn, który stwierdził, że badanie poziomu dioksyn i furanów jest skomplikowane, wymaga zakładania sorbentów je wychwytujących na okres 2 tygodni.
Zapytałem wówczas, kto ma obowiązek zrobienia takich badań?
Nikt – padła odpowiedź pana Jamiołkowskiego. Jest luka w polskim prawie.
Oczywiście, właściciel spalarni takie badania robi, ale pro forma, bowiem prawdziwe badanie jednej próbki jest bardzo drogie sięga nawet 22 tysięcy złotych (dane uzyskałem od laboratoriów akredytowanych, które je wykonują). Przykład Bielska Białej pokazał, że przez wiele lat można pokazywać WIOS-iowi wyniki badań, z których wynikało, iż poziom dioksyn i furanów jest w normie.
Jeszcze jedna rzecz wprawiła mnie w osłupienie. Otóż zapytałem pana dr Wielgosińskiego, czy badał naukowo technologię sterylizacji odpadów komunalnych w autoklawach produkowanych przez Fabrykę Cegielskiego w Poznaniu. Pan doktor odpowiedział, że nie badał.
Jak można autorytatywnie więc twierdzić, że najlepsza metodą gospodarki odpadami jest ich spalanie, nie znając wszystkich technologii występujących już od na rynku, tym bardziej, że technologia sterylizacji najpierw była eksperymentalnie zastosowana właśnie w Łodzi. Czy na tym polega uczciwość naukowca?
Ale pan doktor zadziwił mnie jeszcze bardziej stwierdzając, że co prawda tej technologii nie zna, ale ma OBAWY CO DO KOSZTÓW UZYSKIWANIA PARY WODNEJ przez właściciela tej technologii. Bowiem doprowadzenie wody do temperatury 130 stopni wymaga dużej ilości energii i zdaniem pana doktora, koszt ten jest tak wysoki, że właściciel ma straty.
Panie doktorze, co nas obchodzi, czy prywatny właściciel ponosi straty? To jego sprawa. Skoro otworzył zakład, zatrudnił ludzi i przetwarza śmieci za 200 złotych od tony, używa rzeczywiście najdroższego paliwa do wytwarzania pary bo propanu-butanu i twierdzi, że to mu się opłaca, że na tym zarabia, to jego sprawa. Gdyby to mu się nie opłaciło, to by nie proponował władzom Olsztyna, że pobuduje u nas ten zakład za własne pieniądze i przetworzy wszystkie odpady. Władze odrzuciły tę ofertę.
Sołowiow uważa, że się opłaca i kupił akcje tej firmy.
Dlaczego pan, panie doktorze nie przyjrzy się kosztom, jakie już ponieśliśmy i jeszcze poniesiemy; ponad 160 mln złotych wydaliśmy na budowę zakładu w Tracku (a na cały system 240 mln zł), a teraz jeszcze mamy wydać jak pan optymistycznie podał 300 milionów złotych na budowę spalarni. W tej chwili opłata za odbiór odpadów w zakładzie ZGOG-u wynosi 270 złotych za tonę, ale rzeczywista cena, by zakład się bilansował to 350 zł za tonę.
Gdy sprawę tych kosztów, które niechybnie przełożą się na podwyższenie stawki podatku śmieciowego podniosła wiceburmistrz Pasymia pani Maria Cejmer, to stwierdził pan, że trudno, to musi kosztować, a prezydent miasta zaatakował panią burmistrz, która broni portfeli swoich ubogich mieszkańców swojej gminy nazwał „rozwalaczką”.
Taki więc poziom i sposób debaty proponują nam władze miasta.
Na koniec spotkania prezes Świętej Warmii Bogdan Bachmura zwrócił się do prezesa spółki MPEC o ujawnienia opinii publicznej całej korespondencji miasta z firmą Michelin na temat negocjacji w sprawie utrzymania dostaw ciepła z tej fabryki do miasta, bowiem z pisma prezesa Michelin, w którego posiadaniu jesteśmy wynika, iż Michelin dlatego postanowił wycofać się z ogrzewania miasta, gdyż miasto wymagało oddawania ciepła po ustalonej z góry cenie przez następne kilkanaście lat. Ujawnienie całej korespondencji położyłoby kres naszym podejrzeniom, iż władze miasta tak prowadziły negocjacje z Michelin, by właściciele wycofali się z ogrzewania miasta
Prezes Konrad Nowak, stwierdził, że nie może ujawnić tej korespondencji, gdyż zastrzegł sobie to Michelin. Dodał , że to zdanie z pisma prezesa Michelin zostało wyrwane z kontekstu i zniekształcone. Publikuje je więc jeszcze raz, by każdy mógł się sam przekonać, czy zniekształcamy.
Naszym zdaniem, gdyby Michelin dostał takie gwarancje od miasta, jakie dostanie spółka celowa prowadząca spalarnię, czyli odbioru ciepła do 2034 roku, podpisałby umowę z Olsztynem.
Adam Socha
SPRAWA ZATRUWANIA BIELSKA-BIAŁEJ PRZEZ SPALARNIE
Urząd Marszałkowski w Katowicach i dyrekcja Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej postanowili zarobić na spalarni tegoż Szpitala i wydzierżawili ją firmie Eko-Top (100% udziałów ma tu międzynarodowa Remondis Medison z siedzibą w Niemczech). Wcześniej spalarnia przynosiła straty (100 tys. zł rocznie – wg dyrektora szpitala, Ryszarda Batyckiego). Musiała zacząć przynosić zyski. Komu?:
Urzędowi Marszałkowskiemu w Katowicach
jego zadłużonemu Szpitalowi (1 500 000 zł na koniec 2014 r. – wg informacji R. Batyckiego)
Eko-Topowi/Remondis
W chwili podpisywania umowy dzierżawy spalarnia była:
zdekompletowaną,
archaiczną instalacją, wybudowaną na podstawie projektu z 1982 roku (!)
uruchomioną w 1999 roku (w pomieszczaniach kotłowni węglowej) wbrew mieszkańcom zbulwersowanym, że robi się to w rekreacyjnej części miasta, u podnóża Szyndzielni jednej z najpopularniejszych gór w Beskidzie Śląskim
z wylotem spalin na wysokości – 12,9 m czyli na wysokości dachów okolicznych domów jednorodzinnych.
Już od 2010 r. spalarnia działała bez filtra wychwytującego najbardziej trujące i niebezpieczne dla życia substancje – dioksyny i furany. Filtr, rozsypał się w wyniku eksploatacji, a szpital nie kupił nowego. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach informował o przekroczeniach norm emitowanych przez spalarnię substancji niebezpiecznych. Mimo to, Szpital, Marszałek Wojew. Śląskiego oraz Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach doprowadziły do zalegalizowania działania spalarni bez filtra. W takim stanie – zdekompletowanym – spalarnia została wydzierżawiona. Dzierżawcy do założenia filtra nie zobowiązał ani Szpital Wojewódzki, ani Marszałek Woj. Śląskiego, ani Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Dzierżawca spalał 6-krotnie więcej i to już nie tylko odpadów medycznych, ale także weterynaryjnych i komunalnych – takie pozwolenie otrzymał od Urzędu Marszałkowskiego.
Te bulwersujące fakty wyszły na jaw dzięki determinacji mieszkańców. Inaczej:
komin spalarni dymiłby do dziś,
Szpital Wojewódzki i Eko-Top dzieliliby się zyskami,
a urzędnicy powtarzaliby dalej: "to tylko biały dym, bezpieczna para wodna", "wszystko jest w porządku, nie ma powodów do obaw".
Urzędnicy i inspektorzy ochrony środowiska uspokajali zdenerwowanych mieszkańców, że nie mają powodów do obaw. Zapewniali, że monitoring nie wykazuje przekroczenia norm.
Bielszczanie zorganizowali się i wydali spalarni walkę. Dzięki ich determinacji w marcu 2015 roku urzędnicy zlecili przeprowadzenie niezależnych badań. Okazało się, że w kominie spalarni stężenia szkodliwych dioksyn i furanów zostały przekroczone o 3700%, a metali ciężkich o kilka razy.
Za „Gazetą Wyborczą”
Fragmenty raportu na temat dioksyn.
Autorki: Alison Costello, Bernardette Vallely, Josa Young z Women's Environmental Network (Kobieca Sieć Ekologiczna) Wydanie Raportu dofinansowało Ministerstwo Ochrony Środowiska
Dioksyny, zidentyfikowano dopiero pięćdziesiąt lat później, gdy rozwinięto laboratoryjne metody ich produkcji. badania wykazały, że związki te są produktem ubocznym wielu procesów przemysłowych z udziałem chloru. Dioksyny zyskały rozgłos odkąd ich obecność stwierdzono w okrytym ponurą sławą defoliancie zwanym "Agent Orange", używanym przez wojska amerykańskie w Wietnamie.
Dioksyn nie wytwarza się celowo, stanowią one za to wyjątkowo toksyczny produkt uboczny. Raz wprowadzone do środowiska pozostają w nim na stałe. Trafiają do łańcucha pokarmowego i gromadzą się w tkankach tłuszczowych ludzi i zwierząt.
Najbardziej niebezpiecznym związkiem z grupy dioksyn jest 2,3,7,8-TCDD, którego dotyczy większość badań. Jest on silnie toksyczny nawet w śladowych ilościach, a naukowcy wykazali wysokie ryzyko zdrowotne związane z dłuższym kontaktem z tą dioksyną, jak również z innymi pokrewnymi substancjami. Ryzyko to obejmuje zmiany w systemie odpornościowym, uszkodzenia płodów, zaburzenia płodności, uszkodzenia narządów wewnętrznych i powstawanie nowotworów. Nie ulega wątpliwości, iż kontakt z dioksynami, nawet w bardzo małych dawkach, jest ryzykowny, a zatem niepożądany.
Jak wiele innych związków sztucznego pochodzenia, dioksyny są całkowicie niezamierzonymi produktami ubocznymi szeregu reakcji chemicznych. Jednym ze związanych z nimi problemów jest to, że ich wpływ na ludzi i środowisko, zwłaszcza wpływ długoterminowy, wciąż jeszcze jest mało poznany.
Istnieje zgodność co do tego, że dioksyny są szczególnie niebezpiecznymi truciznami nawet w bardzo niewielkich ilościach. Specjalistka do spraw chemii przemysłowej z Greenpeace'u, Renate Kroesa podaje wyrazisty przykład: pojedyncza kropla wlana do basenu o wymiarach olimpijskich uniemożliwiłaby rozwój ikry pstrąga. Nawet w takim rozcieńczeniu, dioksyny podane w pożywieniu śwince morskiej, uśmierciłyby ją.
Podczas prowadzonego przez amerykańską Agencję Ochrony Środowiska procesu mającego na celu wycofanie z obrotu handlowego skażonych dioksynami herbicydów: 2,4,5-T i Silvexu, powołani na świadków naukowcy stwierdzili, że TCDD jest tak potężnym teratogenem (środkiem powodującym uszkodzenia płodów) i kancerogenem (środkiem odpowiedzialnym za rozwój chorób nowotworowych), że ustalanie jakiegokolwiek minimalnego "bezpiecznego" poziomu mija się z celem.
TCDD jest nie tylko substancją rakotwórczą, wzmacnia również działanie innych kancerogenów. Zarówno u ludzi jak i u zwierząt kontakt z dioksynami poważnie osłabia system odpornościowy, ponieważ grasica pomagająca w regulacji zdolności organizmu do oparcia się chorobie, jest szczególnie wrażliwa na TCDD. Badania przeprowadzone na zwierzętach laboratoryjnych wykazywały szkodliwe efekty działania nawet bardzo niewielkich dawek tego związku - rzędu dziesięciu części na kwintylion, miliard bilionów (1 000 000 000 000 000 000).
Główne dowody na toksyczność TCDD pochodzą z badań nad środkiem o nazwie "Agent Orange", użytym przez Amerykanów podczas wojny w Wietnamie. Całe połacie wietnamskiej dżungli zostały wówczas spryskane tą substancją. Działała ona jako defoliant - środek roślinobójczy powodujący opadanie liści, a w rezultacie odsłaniający ukryte w poszyciu lasu oddziały Viet Congu, które odtąd stanowiły łatwy cel dla amerykańskiego lotnictwa. "Agent Orange" zawierał również pewne ilości TCDD.
Wkrótce po pierwszym zastosowaniu nowego środka zaczęły pojawiać się doniesienia o ubocznych skutkach jego działania, w postaci masowych zatruć wśród ludności cywilnej i wojska. Kiedy opublikowano wyniki prowadzonych od 1965 roku badań, które wykazały, iż "Agent Orange" jest bezpośrednio odpowiedzialny za deformacje płodów, w 1970 roku zaprzestano spryskiwania dżungli.
Początkowo o wytwarzanie dioksyn w Wielkiej Brytanii oskarżano głównie spalarnie śmieci. Na początku lat osiemdziesiątych w pobliżu spalarni odpadów prowadzonej przez firmę utylizacyjną Re-Chem w Pontypool w Walii i w Bonnybridge w Szkocji miało miejsce kilka przypadków urodzin dzieci z poważnym niedorozwojem oczu. Doprowadzono do zamknięcia obydwu spalarni.
Przeprowadzone na zwierzętach badania wykazały, że TCDD jest najsilniejszym znanym środkiem kancerogennym. Wywołuje wszystkie rodzaje raka, jak również wspiera rakotwórcze działanie innych związków. Szwedzkie badania ujawniły związek dioksyn z powstawaniem tak rzadkich odmian raka jak mięsak miękkich tkanek, choroba Hodgkina i inne nowotwory systemu limfatycznego. Jest wielce prawdopodobne, iż choroby te mogą być wynikiem niebezpośredniego oddziaływania dioksyn na system odpornościowy. Istnieją dobrze udokumentowane dowody zaburzeń funkcjonowania wątroby i systemu immunologicznego u ludzi.
Zarówno amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) jak i kanadyjskie Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej sklasyfikowały TCDD jako "przypuszczalny kancerogen". Dr Roy Albert, szef Cancerogen Assesment Group przy EPA, wykazał, że istnieje duże ryzyko wystąpienia nowotworów u ludzi narażonych na stały kontakt z TCDD poprzez pokarm, nawet przy minimalnych dawkach, rzędu jedna część na trylion.
Skomentuj
Komentuj jako gość