Obecny kryzys wynika nie z powodu bieżącej walki o podział politycznego tortu. Jest to konflikt o generalny kierunek przebudowy Prawa i Sprawiedliwości, gdzie zaczyna brakować miejsca dla posłów Solidarnej Polski na czele ze Zbigniewem Ziobro. Toczące się od dłuższego czasu negocjacje i podejmowane przez wysłanników próby pozyskania posłów od lewa do prawa niekoniecznie świadczą o blefie Kaczyńskiego i chęci szantażowania koalicjantów.
Ewidentnie dąży on bowiem do zbudowania większości, w ramach której ugrupowanie Ziobry nie będzie mu już dłużej potrzebne, a jeżeli zgodzi się na jego pozostanie w ramach Zjednoczonej Prawicy, to tylko na zasadzie pełnej zależności od Nowogrodzkiej, która de facto koncesjonować będzie jej istnienie. Solidarna Polska, tak samo zresztą jak Porozumienie, startowała ze wspólnych list Prawa i Sprawiedliwości i przy scenariuszu przedterminowych wyborów ma znikome szanse na dostanie się do parlamentu. W obliczu politycznej śmierci wielu najtwardszych może szybko zmienić partyjne barwy.
Jednak nie tylko koalicjanci Prawa i Sprawiedliwości boją się wyborczych kości, których rzuceniem straszy Jarosław Kaczyński. Obawiają się ich także niepewni po wyborczej klęsce Władysława Kosiniaka-Kamysza ludowcy, którzy kuszeni są wizją koalicji, posłowie z Kukiz’15, którzy jak deputowany Jarosław Sachajko głośno mówili o chęci wejścia do rządu, posłowie Platformy i ich przystawek, którzy nie są pewni ponownego wejścia na listy pod nowym partyjnym zarządem.
Straszenie wyborami może więc przyspieszyć akces wahających się posłów do PiS-u lub wywołać generalny popłoch w całym bloku opozycyjnym. Na przyspieszonych wyborach mogłaby skorzystać ewentualnie jedynie Konfederacja, która o deklarowany „interes rolników” walczyła w ostatnim czasie silniej niż PSL.
Nieufność względem Jarosława Gowina, jak i doświadczenie politycznej zdrady Ziobry w naturalny sposób każą prezesowi Kaczyńskiemu postawić długoterminowy interes PiS-u ponad twardymi żądaniami ziobrystów. W trakcie wczorajszych obrad prezes wyglądał na spokojnego, będąc pewnym, że to on ma w dłoni kości, których większość się obawia. Jarosław Kaczyński jest jednak przekonany, że wystarczy stary dobry strach zaglądający w oczy, aby przywrócić ład i porządek. Nie ma świata poza PiS-em – tę gorzką lekcję odebrał w pierwszej kadencji prezydent Andrzej Duda, próbujący gdzieniegdzie wybić się na niezależność. Teraz czas na koalicjantów. A jeśli to nie poskutkuje, kości zostaną rzucone.
Fragment komentarza Bartosza Brzyskiego na stronie klubjagiellonski.pl
Skomentuj
Komentuj jako gość