Inwazja Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. już w swoich założeniach nie była operacją czysto militarną, lecz planem wojny totalnej, mającej na celu zniszczenie niepodległej Polski. W Obersalzbergu w 22 sierpnia 1939 na tajnej konferencji, Hitler dosadnie zakomunikował swoim generałom, że celem inwazji „nie jest osiągniecie określonej linii”, lecz: „zniszczenie Polski bez reszty”, „usunięcie jej wszystkich żywotnych sił” oraz „fizyczne zniszczenie przeciwnika”. Cała wypowiedź Führera była jednoznaczną zapowiedzią rzezi, jaka na terenach przygranicznych, a później na terenie całego kraju, miała zacząć się już w pierwszych dniach września.
Powyższy cel miał zostać w szczególności zrealizowany poprzez Intelligenzaktion. Była to akcja polegająca na likwidacji tej warstwy ludności polskiej, która mogła w jakikolwiek sposób przyczyniać się do organizowania bądź wspierania ruchu oporu. Akcja ta prowadzona była w najgłębszej tajemnicy i pochłonęła ponad 100 tys. ofiar. Najkrwawsze żniwo zebrała głównie w dawnym zaborze pruskim, czyli na terenach Pomorza, Wolnego Miasta Gdańska, Wielkopolski i Śląska. Eksterminacja, czyli wyniszczenie, odbywała się dwutorowo. Po pierwsze – bezpośrednio, czyli natychmiastowe rozstrzeliwania oraz pośrednio, poprzez obozy koncentracyjne, obozy zagłady.
W tych działaniach eksterminacyjnych bardzo aktywnie, zwłaszcza na terenie przedwojennego województwa pomorskiego, uczestniczyły paramilitarne oddziały Selbstschutzu. To właśnie te formacje krwawo zapisały się w pierwszych miesiącach II wojny światowej. W niniejszej pracy przedstawione zostaną działania tej organizacji na ziemi lubawskiej (przedwojenny powiat lubawski), a w szczególności problem przedwojennego sąsiedztwa członków organizacji i Polaków. Historia ta jest zaprzeczeniem twierdzeń niektórych niemieckich czy też filoniemieckich historyków, którzy twierdzą iż mordy na ludności cywilnej w pierwszych miesiącach II wojny wynikały z samowoli i spontanicznych działań niektórych żołnierzy Wehrmachtu.
Selbstschutz był organizacją złożoną z obywateli narodowości niemieckiej, mieszkających poza granicami Rzeszy. Oficjalnie decyzja o jego powstaniu podjęta została między 8 a 10 września 1939 r., jednak za datę powstania Selbstschutzu należy uznać październik 1938 roku. Wówczas pierwsze zalążki tej formacji zorganizowali na terenie Polski agenci SD, należący do Hauptamt Volksdeutsche Mittelstelle (VoMi). Wielu członków Selbstschutzu, należało już przed wojną do Jungedeutsche Partei In Polen czy Deutsche Vereinigung Działali w tajnych organizacjach tworzonych przez te partie. Tajna działalność polegała na gromadzeniu broni i prowadzeniu szkoleń, organizowaniu sabotażu i akcji prowokacyjnych, a także sporządzaniu list proskrypcyjnych Polaków, którzy zaraz po przejściu frontu przeznaczeni byli do eksterminacji (tzw. Sonderfahndungsbuch Polen). Szczególnie niebezpieczny charakter tych formacji wynikał z tego, że mniejszość niemiecka doskonale znała lokalne środowiska polskiej inteligencji i miała dokładne rozeznanie w działalności konkretnych osób. Pomorski Selbstschutz stanowił okręg północny tej formacji, który dzielił się z kolei na sześć inspektoratów. Powiat lubawski należał do inspektoratu brodnickiego. Ogółem liczba członków Selbstschutzu w okupowanej Polsce od września do listopada 1939 roku urosła z 2700 do ponad 80 tys. Byli to przede wszystkim mężczyźni w wieku poborowym.
Nowe Miasto Lubawskie i Lubawa to dwa nieduże miasteczka powiatu lubawskiego z siedzibą władz w Nowym Mieście Lubawskim. Powiat wchodził w skład województwa pomorskiego wcielonego we wrześniu bezpośrednio do III Rzeszy. Był powiatem przygranicznym, graniczącym na odcinku ok. 100 km. z Prusami Wschodnimi. Okupacja Nowego Miasta Lubawskiego rozpoczęła się 3 września 1939 r. po wkroczeniu oddziałów 3 armii Wehrmachtu gen. Georga von Küchlera. Pierwsze ofiary cywilne ówczesnego powiatu lubawskiego, to działacze Polskiego Związku Zachodniego. Rozstrzelano ich już 3 września. Rozpoczęły się represje, w których pomordowani i mordercy, bardzo często byli z jednej ławy szkolnej, przed wojną łączyły ich wspólne interesy, zabawy, niekiedy przyjaźnie a nawet w wyniku mieszanych małżeństw - pokrewieństwa. W okresie międzywojennym Polacy powiatu lubawskiego stanowili aż 96,6% ogólnej liczby ludności, co w II RP było jednym z najwyższych odsetków rdzennej ludności polskiej. Mimo to mniejszość niemiecka miała dość dużą autonomię i wzajemne relacje nie były naznaczone konfliktami. Wręcz przeciwnie – istniało wiele przypadków współpracy. Kim zatem byli oprawcy?
Niemieccy mieszkańcy powiatu lubawskiego to najczęściej dobrze prosperujący rzemieślnicy i kupcy. Do najbogatszych należeli bracia Herbert i Georg Schneiderowie, właściciele ziemi i dużego młyna w Bratianie. Herbert przed wojną w polskim wojsku dosłużył się stopnia kaprala. Ich dobrymi współpracownikami byli dwaj kupcy zbożowi – Modrzejewski i Nowaczyk. Ze Schneiderami przyjaźnił się również Mieczysław Bork – prezes nowomiejskiego Banku Ludowego. Większość Polaków w kontaktach z Niemcami z uprzejmości posługiwała się językiem niemieckim, którego powszechna znajomość była jeszcze pozostałością czasów zaboru pruskiego. Bracia Schneiderowie okazali się być później bardzo aktywnymi członkami Selbstschutzu. Herbert Schneider został zarządcą odebranego Polakom majątku, który zamieniony został w obóz pracy dla młodzieży. Trafili do niego aresztowani w październiku 1939 r gimnazjaliści, m. in. dwaj synowie Modrzejewskiego. W wyniku drastycznych warunków panujących w obozie, jeden z nich popadł w stan skrajnego wycieńczenia. Niemcy stosowali prace, które nie miały znaczenia praktycznego, chodziło tylko o fizyczne i psychiczne zmęczenie jeńców. Matka spróbowała wykorzystać przedwojenną znajomość z Georgiem i prosiła go o interwencję, żeby chłopca zwolniono. Usłyszała jedynie, że chłopak „może zdechnąć”. Chłopiec i jego brat cudem przeżyli, dzięki pomocy innej osoby wydostali się z obozu.
Po aresztowaniu Wacława Nowaczyka, również u Georga Schneidera, próbowała interweniować jego żona, powołując się na przedwojenną dobrą współpracę obu panów. Otrzymała obietnicę, że mąż zostanie uwolniony. Wacław Nowaczyk zginął jednak w egzekucji w lesie bratiańskim (ok. 4 km na wchód od Nowego Miasta Lub.). Wcześniej, również pod Bratianem, zginął brat pani Nowaczykowej – Bonifacy Gęstwicki.
Wacława Nowaczyka aresztował przedwojenny właściciel kwiaciarni i jedyny ogrodnik w Nowym Mieście Lubawskim – Karol Sperling. Zanim stał się wyjątkowo okrutnym katem, uchodził za bardzo towarzyskiego mężczyznę. Spotykał się z znajomymi Polakami w barze, wspólnie spacerowali nad Drwęcą. W maju 1938 r., pomimo sprzeciwu ojca, przeszedł z wiary ewangelickiej na katolicką, by móc ożenić się z Polką Anną Chmarzyńską. Z rodziną żony do wybuchu wojny żył w dobrych relacjach. Ze związku tuż po wybuchu wojny urodziła się parka bliźniaków. W tym czasie Sperling we wrześniu, już jako członek Selbstschutzu, został burmistrzem Nowego Miasta. Wkrótce po tym, osobiście zaaresztował swojego szwagra Kazimierza Pawskiego. Na początku grudnia 1939 r. wystąpił z kościoła katolickiego. Stało się to dzień przed ostatnią egzekucją Selbstschutzu, w której Sperling publicznie rozstrzeliwał Polaków. Był jednym z najgorliwszych oprawców swoich dawnych sąsiadów i znajomych. Tortur i zbrodni dokonywał będąc pijanym. W kolejnych latach wojny jego kariera załamała się. Popadł w alkoholizm, próbował zamordować swoją żonę, w końcu trafił na front wschodnim.
Kolejnym członkiem Selbschutzu, który z przyjaznego sąsiada stał się zbrodniarzem jest Erwin Achililus, który aresztował i zamordował wielu swoich dawnych znajomych, a także jego brat Gotfried. W 1936 r. został zatrudniony jako taksówkarz przez Władysława Mówkę. Mówka zanim zginął był bardzo torturowany. Po jego aresztowaniu, żona próbowała interweniować u Achilliusów, oczywiście bez skutecznie. Wcześniej Erwin w 1934 r. uczęszczał na kurs samochodowy. Wynajmował w tym czasie stancję u państwa Napolskich. Pokój dzielił z ich synem, a swoim rówieśnikiem - Klemensem Napolskim. Razem jeździli do Iławy, będącej wówczas po stronie niemieckiej, aby kupować tańszy alkohol na handel. Po rozpoczęciu wojny, Napolski został oskarżony o szpiegostwo, a na dowód okazywano jego zdjęcie na ulicach Iławy. Został jednak uratowany przez nieznanego z nazwiska członka Selbstschutzu. Erwin Achillius był także przedwojennym kolegą fryzjera Puszyńskiego, którego osobiście zaprowadził później na miejsce kaźni, znęcając się nad nim po drodze.
Następny członek organizacji to Reinhold Hartwig, był fachowcem bekoniarzem. Wraz z żoną Charlottą, która była dentystką, mieszkali w Nowym Mieście Lubawskim. Podobnie jak bracia Schneiderowie, przyjaźnił się z prezesem Banku Ludowego Mieczysławem Borkiem, który trzymał nawet jego dziecko do chrztu. Bork długo po aresztowaniu nie wierzył, że spotka go najgorsze. Bork został aresztowany po powrocie z wojny obronnej. Dowiedział się, że Hartwig rządzi w mieście i poszedł na spotkanie z nim. Śmiertelną kulę w tył głowy wystrzelił w lesie bratiańskim Gotfried Achillius. Hartwig był również znajomym państwa Baczewskich. Gdy wraz z kompanami przyszedł aresztować Józefa Baczewskiego, uspokajał panią Baczewską, która była stałą klientką żony Hartwiga, że mąż wróci do domu. Oprawcy skatowali Józefa Baczewskiego, jednak ten wykorzystując ciemną porę zdołał zbiec, zanim udało im się wepchnąć go do samochodu. Baczewski myślał, że całe to aresztowanie to jakaś pomyłka, bo przecież nic nie zrobił i dlatego nie ukrywał się. Wkrótce został aresztowany ponownie i wraz z Mieczysławem Borkiem wywieziony do lasu bratiańskiego. Był świadkiem egzekucji Borka, a sam cudem przeżył własną egzekucję. Kula zraniła mu tylko głowę, lecz nie przebiła kości czaszki. Udał skutecznie martwego symulując drgawki i zbiegł zanim oprawcy zaczęli grzebać pomordowanych. Wyjechał legitymując się fałszywymi dokumentami, dzięki temu przeżył wojnę.
Selbstschutz w powiecie lubawskim działał nie tylko w ramach „likwidacji radykalnego żywiołu polskiego”. W rzeczywistości była to zwykła bandycka działalność wynikająca z chęci wzbogacenia się lub załatwienia dawnych zatargów. Wielu rolników zginęło tylko dlatego, że przed wojną sądzili się o kawałek ziemi z niemieckim sąsiadem lub niemiecki sąsiad chciał tę ziemię przejąć w całości. Przykładów mordów dokonanych dla przejęcia majątku nie brakuje w powiecie lubawskim.
Członek Selbstschutzu, Walter Mronkau, przejął zakład fotograficzny Feliksa Lubowieckiego. Postarał się o nadzór nad tym zakładem, po czym wpisał jego właściciela na listę do rozstrzelania. Lubowiecki został jednak ostrzeżony i przeżył ukrywając się całą wojnę. Dużo tragiczniej wyglądała historia Hotelu Bona. Jego właściciel Stanisław Bon przed wojną ożenił się z Eriką z Gdańska. Kobieta ta nie mając żadnych skrupułów rękami Selbstschutzu doprowadziła do śmierci męża, szwagra i teściów. Erika została właścicielką hotelu w którym chętnie przyjmowała oficerów SS i gestapo.
Selbstschutz w Nowym Mieście miał swoją siedzibę przy ul. Pod Lipami, dzisiaj Działyńskich. To tam zazwyczaj w ciągu dnia odbywały się tortury z których do najgorszych należały – szczucie psem więźnia albo sadzanie go nagiego na rozgrzanym piecu. Bicie nahajkami było na porządku dziennym. Po wyroku „sądu” złożonego z obecnych akurat oprawców, więźnia albo zwalniano, albo wieczorem przewożono samochodem do lasu w pobliżu Bratiana lub Nawry. Pojedyncze rozstrzeliwania odbywały się także w wielu pobliskich wsiach, przeważnie w lasach. Ludzie zaczęli znikać, ale miejscowa ludność nie podejrzewała najgorszego. Stopniowo wieści o wystrzałach w lesie zaczęły się rozchodzić, a sami kaci coraz mniej kryli się ze swoimi zbrodniami.
Działalność Selbstschutzu w dawnym powiecie lubawskim zakończyła publiczna egzekucja 7 grudnia 1939 r. Oficjalnie organizacja ta została rozwiązana tydzień wcześniej, jednak to właśnie w tym dniu wygasały im uprawnienia do jakichkolwiek działań. Być może dlatego zdecydowali się zrezygnować ze skrytobójczych mordów nocą w lesie bratiańskim i pod Nawrą, żeby pokazać swoją siłę i zasiać postrach publiczną egzekucją. Początkowo planowano publiczne powieszenie więźniów na rynku. Kaci Selbstschutzu zlecili wybudowanie szubienicy firmie z Hamburga, która budowała w pobliżu most na Drwęcy. Jej robotnicy jednak stanowczo odmówili nie kryjąc swojego oburzenia takim postępowaniem. Pomocy odmówił także Wehrmacht, który został poproszony o przydzielenie plutonu egzekucyjnego. Ostatecznie oprawcy postanowili sami przygotować egzekucję. Przygotowali prowokacje, aby aresztować i skazać na śmierć kilka osób. Podpalili garaże robotnikom z Hamburga, by oskarżyć o to Polaków. Zostali złapani jednak na gorącym uczynku. Doszło nawet do bójki robotników z Selbstschutzem. Kolejną prowokacją było ostrzelanie posterunku wojskowego z nowomiejskiego cmentarza. Sprawcy znowu zostali schwytani. Trzecią prowokacją było podpalenie stodoły w sobotnią noc 2 grudnia. Po tym wydarzeniu rozpoczęły się masowe aresztowania. Aresztowano ok. 100 mężczyzn. Spośród nich wyznaczono 25 zakładników przeznaczonych do rozstrzelania – 15 w Nowym Mieście, 10 w Lubawie. Publiczne egzekucje odbyły się 7 grudnia 1939 r. Ten dzień przeszedł do historii ziemi lubawskiej pod nazwą „Czarny czwartek”.
Ogółem nowomiejski Selbstschutz zamordował ok. 300 Polaków, najwięcej aż 150 w lasku bratiańskim. Po rozwiązaniu Selbstschutzu operacja Intelligenzaktion na ziemi lubawskiej trwała nadal. Przez cały okres okupacji trwały wywózki na przymusowe roboty w głąb Rzeszy lub do obozu w Potulicach, z którego niewielu wracało. Przeważnie spotykało to właścicieli dużych gospodarstw, które po wywiezieniu całej rodziny, zajmowane były przez Niemców.
Z 27 oprawców nowomiejskiego Selbstschutzu, tylko bracia Achilliusowie i bracia Schneiderowie, stanęli przed sądem w Fuldzie, 25 lat po tych wydarzeniach. Cała sprawa nie wzbudziła większego zainteresowania medialnego – być może liczba ofiar była zbyt niska, aby zainteresowała się nią opinia publiczna? Oprawcy nieokazali najmniejszej skruchy. Doszło nawet do incydentu, w którym podczas konfrontacji przed sędzią śledczym Erwin Achillius rzucił się z pięściami na jednego z polskich świadków.
Czołową postacią Selbstschutzu, która nie została ukarana jest dowódca pomorskiego III Okręgu (Selbstschutz Westpreussen) – Ludolf Herman von Alvensleben. Generał Waffen SS, jako przywódca Selbstschutzu, odpowiedzialny był za wymordowanie ponad 4 tys. Polaków. Wiele rozstrzeliwań wykonywał osobiście. Zbrodniczą działalność prowadził przez wszystkie lata wojny. Zmarł w argentyńskim stanie Cordoba, jako wysoki dygnitarz pod nazwiskiem Carlos Luecke. Będąc obywatelem tego kraju posiadał duży majątek, piastował wysoką godność państwową na stanowisku dyrektora wydziału rybołówstwa i myślistwa stanu Cordoba, był także prezesem klubu piłki nożnej Clubo Athletico Union. 2 kwietnia w Santa Rosa de Calamuchita odbył się jego bardzo uroczysty pogrzeb z przemowami wychwalającymi jego zasługi
Opisani niemieccy oprawcy nie pochodzili ze społecznych nizin. Niemiecka inteligencja mordowała polską, bez przymusu, bez rozkazu, a jedynie za przyzwoleniem. Żyli z Polakami obok siebie od lat, znali się i przyjaźnili. Widzieli i wiedzieli zatem że nazistowska propaganda kłamie przedstawiając polski naród, jako ludzi prymitywnych, brudnych, o niskim poziomie intelektualnym. Mimo wszystko stali się z dnia na dzień żarliwymi mordercami Polaków. Pamięć o wydarzeniach z jesieni 1939 r. przywołują dzisiaj pomniki w Nowym Mieście Lubawskim, w Nawrze, w lasku bratiańskim, w Radomnie i w innych miejscowościach powiatu nowomiejskiego.
Nowe Miasto Lubawskie 2015
Rafał Tesmer
Ewelina Dąbrowska
Bibliografia
1. Grodziński J., Niezwyciężeni, Warszawa 1970.
2. Korecki A., Czarny czwartek 7 grudnia 1939 roku, Nowe Miasto Lubawskie 2004.
3. Kur T., Trzy srebrne róże znaczą szlak zbrodni, Warszawa 1975.
4. Leszczyński K., Eksterminacja ludności na ziemiach polskich wcielonych do Rzeszy, [w:] Eksterminacja ludności w Polsce w czasie okupacji niemieckiej 1939-1945, Poznań, Warszawa 1962.
5. Lisiak I.T., Niemiecki Katyń 1939, Warszawa 2014.
Skomentuj
Komentuj jako gość