Rządowe Centrum Legislacji opublikowało oficjalny projekt ustawy cenzorskiej. 3 lata więzienia mają grozić za prawdę niewygodną dla ideologów gender i aktywistów LGBT. W świetle projektu ministra sprawiedliwości Adama Bodnara więzienie grozić będzie za wypowiedzenie następujących zdań:
„Są dwie płcie.”
„Płeć jest faktem biologicznym, a nie kwestią wyboru.”
„Płeć jest zapisana w genach i nie da się jej zmienić.”
„Transseksualizm to zaburzenie tożsamości płciowej.”
„Obcinanie piersi i genitaliów nastolatkom to bezpowrotne okaleczanie ich ciała.”
„Akty homoseksualne są grzeszne.”
„Mężczyźni identyfikujący się jako kobiety nie powinni startować w kobiecych zawodach sportowych.”
W Wielką Środę, 27 marca – gdy większość Polaków była zajęta przygotowaniami do świąt Wielkiej Nocy – na stronie internetowej Rządowego Centrum Legislacji ogłoszono projekt nowelizacji Kodeksu karnego, zakładający karę 3 lat pozbawienia wolności za „nawoływanie do nienawiści” ze względu na „orientację seksualną lub tożsamość płciową”. Taką samą karę może otrzymać osoba, która „znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej (...) orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej”.
Nie muszę chyba dodawać, że niejasne pojęcia „znieważania grupy lub poszczególnej osoby” nie są w ustawie zdefiniowane. Adam Bodnar nie wyjaśnia też, kto konkretnie jest objęty uprzywilejowaną ochroną z powodu „orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej” skoro upodobania seksualne i identyfikacja płciowa mają być – zgodnie z ideologią gender – płynne i mogą zmieniać się co godzinę.
Ponure sugestie powszechnego terroru cenzury można już usłyszeć z ust członków koalicji rządowej.
– Każdy kto powie jak prezydent Duda, że LGBT to nie ludzie, a ideologia, będzie musiał odpowiedzieć – wołała niedawno z mównicy sejmowej Anna Maria Żukowska, a minister edukacji Barbara Nowacka mówiła, że „nienawiść”, z którą rząd będzie walczył szerzona jest między innymi z kościelnych ambon.
Dla mnie wniosek z tego jest oczywisty – jeśli nie zareagujemy W TYM MOMENCIE, to rok 2024 zapamiętamy na długo jako początek dyktatu genderowej cenzury w Polsce. Właśnie teraz rozpoczyna się ostateczna walka o wolność słowa w naszej Ojczyźnie.
My będziemy walczyć o wolność słowa i myśli do ostatniego tchu. Dlatego – pomimo tego, że konsultacje społeczne wspomnianego projektu rozpoczęły się na dzień przed rozpoczęciem Triduum Paschalnego, a zakończą się już w tę środę – nasi prawnicy przygotowali w ekspresowym tempie krytyczną analizę prawną projektu, którą składamy w ramach konsultacji.
Oczywiście liczymy się z tym, że rząd pomimo tego przyjmie projekt, który trafi do sejmu prawdopodobnie jeszcze w tym miesiącu. Wtedy przeprowadzimy szeroką kampanię nacisku na posłów i senatorów. W dalszej kolejności przyjdzie czas na zbudowanie społecznej presji, by ośmielić Prezydenta Andrzeja Dudę do zawetowania ustawy. Nasi przyjaciele z Centrum Życia i Rodziny już uruchomili stosowną internetową petycję „Stop dyktaturze mniejszości”. Wspólnie docieramy do prawie miliona Polaków, więc wierzę, że Prezydent usłyszy nasz głos.
Nasi prawnicy już udzielali pomocy ofiarom cenzorskich przepisów. Dzięki naszemu wsparciu nie został skazany ks. prof. Dariusz Oko, którego ścigał w Kolonii niemiecki prokurator za publikację naukowego artykułu na temat „lawendowej mafii” i siatki pedofilskiej wśród duchownych. To, co udało się w Niemczech, nie będzie jednak możliwe w Polsce. Przepisy przygotowane przez rząd są... surowsze niż ich niemieckie odpowiedniki. To pokazuje, jak bardzo radykalny jest w swym cenzorskim zapędzie Adam Bodnar.
W Polsce na razie możemy jeszcze skutecznie bronić wolności słowa i krytyki. Dlatego robimy to nieustannie.
Sprawa Pana Janusza Komendy z IKEI, który został zwolniony z pracy za swój sprzeciw – oparty na własnych przekonaniach religijnych i cytatach z Pisma św. – wobec narzucania pracownikom udziału w propagowaniu genderowej ideologii.
Pod koniec ubiegłego roku o pomoc do prawników Ordo Iuris zwrócił się Pan Adam, który został zwolniony z pracy za to, że – w odpowiedzi na zaproszenie pracowników na Paradę Równości – w kulturalny sposób poinformował kierownictwo, że pracodawca nie jest partią polityczną a poglądy pracowników powinny być ich indywidualną, prywatną sprawą. Zrobił to po latach ignorowania nachalnej propagandy ruchu LGBT w firmie.
W wypowiedzeniu umowy o pracę stwierdzono wprost, że wypowiedź Pana Adama na temat ruchu LGBT „mogła mieć negatywny wpływ na samopoczucie pracowników LGBTQ”, a jego „światopogląd leży w całkowitej sprzeczności z wartościami, jakimi kieruje się Spółka w prowadzeniu biznesu, a także wpływa niekorzystnie na atmosferę w miejscu pracy”. Do warszawskiego sądu pracy trafił przygotowany przez naszych prawników pozew, w którym domagamy się przywrócenia Pana Adama do pracy.
W marcu dotarła do nas natomiast dobra nowina o umorzeniu postępowania dyscyplinarnego przeciwko nauczycielce z Torunia, która skrytykowała w internecie organizacje obchodów Halloween w szkole. W swoim komentarzu kobieta napisała, że „zabawa” z udziałem makabrycznie ucharakteryzowanych uczniów i nauczycieli to, jej zdaniem, „promocja brzydoty i zgnilizny”. Wpis nie spodobał się jednej z dyskutujących z nią kobiet, która sprawdziła, kim z zawodu jest jej rozmówczyni, a po ustaleniu, że wykonuje zawód nauczyciela, złożyła na nią zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia dyscyplinarnego do kuratorium oświaty. Kobieta, wobec której wszczęto postępowanie wyjaśniające, zwróciła się o pomoc do Centrum Interwencji Procesowej Instytutu Ordo Iuris. Dzięki naszej pomocy – postępowanie zostało umorzone.
Ale równolegle z atakiem na gwarantowaną konstytucyjnie wolność słowa, rząd rozpoczął także atak na wolność sumienia, również gwarantowaną każdemu w Konstytucji RP oraz wiążącym prawie międzynarodowym. Mimo tego Donald Tusk grozi pracownikom służby zdrowia, że za powoływanie się na klauzulę sumienia... będą wszczynane postępowania prokuratorskie. To całkowite pogwałcenie polskiej Konstytucji i prawa międzynarodowego. Lekarze będą mogli liczyć na wsparcie naszych prawników!
Nie chcemy powrotu czasów, gdy prawdę mówi się jedynie w zaciszu swego domu, unikając uszu dzieci, które mogą nieświadomie zdradzić „mowę nienawiści” rodziców w przedszkolu lub szkole.
Jeśli teraz pozostaniemy bierni – stracimy wolność słowa na lata i każdy z nas będzie mógł trafić do więzienia lub płacić olbrzymie kary za mówienie prawdy.
Wiele osób doświadcza cenzury w portalach jak Facebook, czy YouTube. Także niektórzy sędziowie próbują, na własną rękę, wyręczać Sejm i samodzielnie wprowadzać w życie zakaz „mowy nienawiści”. To właśnie stało się niedawno w sprawie kampanii „Stop pedofilii”.
Kampania została zorganizowana w odpowiedzi na coraz agresywniejszy lobbing aktywistów LGBT, którzy konsekwentnie wzywają do wdrażania do polskich szkół „edukacji seksualnej” zgodnej ze standardami Światowej Organizacji Zdrowia. Powołując się na WHO, aktywiści LGBT próbują stworzyć wrażenie tego, że postulowana przez nich wizja edukacji seksualnej to edukacja rzeczowa, merytoryczna i właściwa dla naszych dzieci. Jednocześnie lobbyści LGBT, powołujący się na standardy WHO, alergicznie reagują na... ich cytowanie.
Przypomnę tylko, że w tzw. Standardach edukacji seksualnych WHO mogliśmy przeczytać, że 4-latki powinny być edukowane na temat masturbacji w okresie wczesnego dzieciństwa, 6-latki powinny słuchać o wyrażaniu zgody na seks, a 9-latki o pierwszych doświadczeniach seksualnych i orgazmie. Powiedzmy sobie wprost (póki możemy jeszcze o tym mówić!) – dokument WHO jest skandaliczny.
Wszyscy rodzice powinni zatem wiedzieć, czego chcą uczyć ich dzieci lobbyści LGBT.
Dlatego nasi przyjaciele z Fundacji Pro-Prawo do życia przeprowadzili kampanię, w ramach której upowszechniali wiedzę, jaką patologią jest edukacja seksualna postulowana przez genderowych aktywistów i lewicowych polityków. Kampania wzbudziła w lobbystach LGBT wściekłość.
Z perspektywy ochrony wolności słowa szokujące było jednak to, że gdańskie sądy wymierzyły za prowadzenie kampanii karę roku ograniczenia wolności i obowiązek zapłaty nawiązki w wysokości 15 tys. zł. W marcu podobny wyrok zapadł w Szczecinie, gdzie skazany został wolontariusz Fundacji Pro-Prawo do życia. Oba te rozstrzygnięcia są de facto realizacją koncepcji „mowy nienawiści”, która (na razie...) wciąż przecież nie istnieje w polskim systemie prawnym.
W związku z tym, że w takich sprawach nie przysługuje nam prawo wywiedzenia kasacji do Sądu Najwyższego – będziemy wnioskować o złożenie kasacji przez Rzecznika Praw Obywatelskich.
Na razie o tych dwóch wyrokach mówimy jednak jako o bulwersujących, cenzorskich wyjątkach. Przyjęcie rządowego projektu uczyni z tego wyjątku zasadę, a karę za prawdę będzie można ponieść za zdecydowanie mniej „kontrowersyjne” stwierdzenia.
Rząd zapowiada łamanie sumień lekarzy
Przed nami także wielka walka o wolność sumienia. Donald Tusk zapowiedział ostatnio, że zamierza... karać lekarzy, odmawiających wykonywania aborcji ze względu na swoje przekonania!
– Zwróciłem się do ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego i do pani minister zdrowia, aby przedstawili odpowiednim instytucjom i osobom wytyczne, zgodnie z którymi np. w przypadku odmowy uzasadnionej terminacji ciąży szpital straci kontrakt z NFZ w zakresie ginekologii – powiedział Tusk – Będę oczekiwał, aby prokurator generalny wszczynał z urzędu śledztwo w sprawie każdego przypadku odmowy – niezależnie od tego, czy konsekwencje tej odmowy będą tragiczne, czy nie – dodał premier.
Zapowiedzi premiera przełożyły się już na konkretne projekty. Minister zdrowia przekazała do konsultacji społecznych projekt rozporządzenia, na podstawie którego każda placówka zdrowotna realizująca umowę z NFZ na udzielanie świadczeń hospitalizacji w zakresie ginekologii i położnictwa byłaby zobligowana do dokonywania aborcji.
Te plany są szczególnie groźne w kontekście projektów ustaw uderzających w prawną ochronę życia w Polsce, nad którymi mają w tym tygodniu debatować posłowie. Wejście w życie proponowanych przepisów i realizacja tej zapowiedzi premiera będzie oznaczała, że lekarze będą w polskich szpitalach zmuszani do dokonywania „aborcji na życzenie”.
Prawo jest po naszej stronie
Tymczasem „wolność sumienia” jest jednym z najważniejszych praw człowieka, zapisanych wprost w polskiej Konstytucji.
Potwierdził to zresztą Trybunał Konstytucyjny – i to w 2015 roku, gdy jego prezesem był jeszcze prof. Andrzej Rzepliński, uważany przez obecną władze za niekwestionowany autorytet.
TK stwierdził wówczas, że „w demokratycznym państwie prawnym wyrazem prawa do postępowania zgodnie z własnym sumieniem, a w konsekwencji także wyrazem wolności od przymusu postępowania wbrew własnemu sumieniu, jest klauzula sumienia (...). Wolność sumienia musi bowiem przejawiać się także w możliwości odmowy wykonania obowiązku nałożonego zgodnie z prawem z powołaniem się na przekonania naukowe, religijne lub moralne”.
Trybunał Konstytucyjny już w 1991 roku potwierdził, że wolność sumienia oznacza przede wszystkim wolność od przymusu postępowania wbrew własnemu sumieniu.
Wolność sumienia jest także potwierdzona w wielu aktach prawa międzynarodowego. Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej stanowi, że „uznaje się prawo do odmowy działania sprzecznego z własnym sumieniem”. Z kolei w rezolucji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy z 7 października 2010 r. możemy przeczytać wprost, że „żadna osoba, szpital lub instytucja nie mogą zostać prawnie przymuszone, pociągnięte do odpowiedzialności prawnej ani dyskryminowane ze względu na odmowę wykonania lub odmowę pomocy przy wykonaniu zabiegu przerywania ciąży, wywołania poronienia, eutanazji lub innego czynu, który mógłby spowodować śmierć zarodka ludzkiego lub embrionu, z jakiegokolwiek powodu”.
Plany Tuska są nadzwyczaj podobne do przepisów obowiązujących niegdyś w ZSRR czy PRL, gdzie zakazywano „nadużywania wolności sumienia”.
Jerzy Kwaśniewski,
Wspomóż Ordo Iuris w walce o wolność słowa i sumienia
Jerzy Kwaśniewski, Ordo Iuris
Skomentuj
Komentuj jako gość