Cezary Kruk przeżył szok, gdy w 2010 roku otrzymał z IPN akta SB dotyczące rozpracowywania go w latach 1986-87, jako studenta Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie, zaangażowanego w działalność antykomunistyczną. Odkrył wówczas, że Roman Kosiorek, student geodezji, z którym dzielił zamiłowanie do biegów w AZS ART i którego postrzegał jako „szczerego przyjaciela” i „super faceta”, był agentem SB, który doprowadził do jego aresztowania. - W pierwszej chwili wpadłem we wściekłość – wspomina Kruk.
Jeszcze zanim IPN otworzył archiwa SB prześladowanym Kruk zastanawiał się z przyjacielem Janem Gabrusiem, pracownikiem ART, kto z ich sekcji biegaczy AZS był kapusiem? Kruk z kręgu podejrzanych wykluczył Kosiorka. Natomiast Gabruś wytypował Kosiorka. Poznał go na obozie reprezentacji województwa szkół średnich w lekkiej atletyce (obaj biegali). Na obozie zakwaterowani zostali w tym samym w pokoju i zostali przyjaciółmi, korespondowali. Romek był rok starszy. Janek, za namową Romka, trafił do Olsztyna, na ART. Na studiach nadal trenowali biegi.
- Traf chciał, że w sekcji lekkoatletycznej AZS w latach 80. spotkali się sami sympatycy pięknego ruchu Solidarności – wspomina Gabruś. - Ale aktywny politycznie był tylko Czarek Kruk. Czarek został aresztowany u mnie w mieszkaniu w 1987 roku. Od początku przypuszczałem, że ktoś z grona jego najbliższych go wydał, ale Czarek był przekonany, że w sekcji lekkoatletycznej biegaczy nie było zdrajcy. Podczas rozmowy z Czarkiem w 2003 roku wytypowałem Kosiorka, z czym Czarek nadal się nie zgadzał. „Każdy, tylko nie Romek” – mówił.
Jednak w 2010 roku okazało się, że Jan dobrze rozpracował Romana. Szereg donosów z teczki Czarka mogło pochodzić tylko i wyłącznie od Romana Kosiorka czyli TW „Antka”.
Pierwsza rozmowa: operacja „Lont”
Kruk wraz z Gabrusiem obmyślili plan, którego celem było doprowadzenie do przyznania się Kosiorka, do donoszenia. Kruk otrzymał akta w sierpniu, a 28 października 2010 Gabrusia odwiedził Kosiorek. Był biznesmenem, miał własna firmę, świetnie mu się powodziło, ale nie zapominał o kumplach ze studiów. Doszło do dwóch spotkań. Po każdym Gabruś na gorąco zanotował ich przebieg, stąd mogę dzisiaj przekazać ich przebieg.
Podczas pierwszego spotkania Gabruś nawiązał do otwarcia archiwum IPN i zapytał, czy Roman będzie występował o swoją teczkę, jako działacz podziemia, pobity w Gdańsku przez ZOMO? Kosiorek zaprzeczył, ale zaczął opowiadać, jak kilka razy został pobity przez SB i ZOMO. twierdził, że za pobicie w Gdańsku w 1987 roku dostał śmiesznie niskie odszkodowanie, więcej kosztowały go bilety PKP na rozprawy w Gdańsku.
Gabruś zdziwił się, że Romek nie chce obejrzeć swojej teczki. On o swoją wystąpił. Zastanawiał się, czy zrobi to też Czarek i Jurek Szmit? Niektórzy już otrzymali i są na 100 procent pewni, że donosy pisał ktoś z ich sekcji lekkoatletycznej.
- Uważam, że te sprawy powinny być rozliczone – Jan przekonywał Romka. - Ilu zdolnych naukowców nie zrobiło kariery, bo nie byli po tej stronie co trzeba, a ich miejsce zajęli donosiciele. Rektorzy ART robili kariery jako donosiciele, Smoczyński, Hopfer. Ludzie, którzy są na państwowych posadach powinni być zlustrowani – przekonywał.
Roman mu przytaknął. „Powinni byli zrobić lustrację od razu”. Ale podzielił się z Gabrusiem wątpliwościami, które wyniósł po rozmowie z pracownikiem IPN. Ten miał mu powiedzieć, że dużo dokumentów zostało zniszczonych, a dużo zostało podrobionych, spreparowanych. Dużo złego zrobiła lista Wildsteina. Tam są tylko imiona i nazwiska. „Ktoś odnajdzie twoje nazwisko i da ci w mordę”.
W tym momencie Gabruś powiedział, że trafił do niego dokument na temat akcji SB przeciwko Czarkowi, kryptonim „Lont”.
- Ja też zostałem wówczas aresztowany, że niby chciałem wysadzić reduktor gazu, wpadli do mnie, do akademika, kilka razy dostałem w nerki i brzuch – odparł na to Kosiorek.
- Jak Czarka i mnie aresztowali, to bicia i przemocy nie było – na to Jan. - Szukali lontów, materiałów łatwopalnych. Mieli dokładnie zaplanowane, kogo zatrzymają, kiedy, w jakiej kolejności będą przesłuchiwać, o której godzinie. Pod przykrywką, że szukają kogoś, kto chciał w Kortowie wysadzić reduktor gazu, chcieli dopaść Czarka, ale tak, żeby nie wydać swojego agenta, tylko go uwiarygodnić.
Kosiorek stwierdził, że na przesłuchaniu SB wmawiała mu, że chciał wysadzić ten gaz, bo był widziany często obok jak biegał obok tego reduktora. Dalej Kosiorek mówi o swojej działalności podziemnej, że drukował pisma, w nocy chodził do pewnego domu na Dajtkach (do Andrzeja Gierczaka – przypis A.Socha).
W tym momencie Jan Gabruś zaczął czytać na głos plan operacji SB o kryptonimie „Lont”:
„Z uwagi na przesłuchanie wszystkich biegaczy, planuje się wykorzystać rozmowy z naszym figurantem, rozmowa tylko i wyłącznie na temat sprawy podpalenia. Pozwoli to w znacznym stopniu na poznaniu cech charakterologicznych poszczególnych osób, odpis protokołów przesłuchań zostanie wykorzystana w sprawie „Wiktoria II”. Z uwagi na to, że w grupie sportowców jest Osobowe Źródło Informacji (OZI) TW „Antek”, bezpośrednio po przeprowadzonych rozmowach będzie nam znany ich oddźwięk. A to jednocześnie upewni grupę, iż nic nie wiemy o ich działalności nielegalnej, kolportażu wydawnictw, co pozwoli na zaplanowanie dalszych działań operacyjnych”.
- Czyli SB miało w naszej grupie cały czas wtykę – skomentował odczytany dokument Janek. - Ja sam za wiele nie wycierpiałem z tego powodu, ale Czarek tak.
W tym momencie ktoś zadzwonił do Romana. Po jej zakończeniu Kosiorek powiedział, że musi natychmiast wyjechać.
Druga rozmowa: „Ja wiedziałem, że wiesz”
Do przerwanej rozmowy doszło 22 lutego 2011 roku. Kosiorek użalał się nad Czarkiem, że nie zrobił doktoratu i dziś został bez pieniędzy. Takich jak Czarek czy Walentowicz mają za półgłówków. Wałęsa powiedział o niej „idiotka”, emerytury specjalnej jej nie dał, a ci działacze omal życia nie stracili.
Tak, to smutne, przytaknął Gabruś. Ciekawe, co dziś robi agent z naszej grupy, „Antek”? - zastanawiał się na głos.
Roman zignorował to pytanie. Nadal ubolewał nad ciężkim losem działaczy podziemnej Solidarności, którzy narażali zdrowie, życie i zostali zmarginalizowani tylko dlatego, że nie są z opcji politycznej Wałęsy i Tuska. „My byliśmy mięsem armatnim” - podsumował.
- Kto? - zapytał Gabruś.
- Ci co walczyli, byli w Solidarności, nie są poważani. Przez nikogo – ciągnął Kosiorek. - Wałęsa jak został prezydentem, odwrócił się od tych ludzi. Dopiero Lecha Kaczyński zaczął im dawać medale.
Gabruś powrócił do przerwanej 28 października rozmowy na temat agenta w ich grupie. „Cały czas zgłębiam tę sprawę, mogę ci jeszcze odczytać, że ten gościu nie powinien nazywać się „Kosiorek”, a „Kasiorek”, bo był taki pies na kapuchę. Domyśliłem się w 2003 roku, kim jest TW Antek, Czarek nie chciał wierzyć, że to Roman Kosiorek. Po latach wyszło, że miałem rację, smutną rację, mówię ci to teraz, prosto w oczy. Mam na to 100-procentowe dowody. Nawet 200-procentowe i Ty mi teraz opowiadasz o takich banialukach?! Myślałeś, że my debile byliśmy? Mam wątpliwą satysfakcję, bo wolałbym, żeby to był ktoś spoza naszej grupy. Teraz wiem, jak się robiło karierę. Esbecy poprowadzili cię za rączkę. Ja swego czasu szczyciłem się, jakiego kumpla mam, który jest prezesem Papier International w Kwidzynie. Najgorsze w tym wszystkim, jak czytałem Twoje donosy, to jaki Ty byłeś perfidny, chłopie. Zaprowadziłeś Czarka do mec. Śnieżko, żeby go bronił i jednocześnie ustalałeś z esbekami, jak mają Czarka załatwić. Niestety, ten twój kutas Białobrzeski nie zniszczył wszystkich papierów. No powiedz coś, słucham...
Jan Gabruś był w takich emocjach, że nie był w stanie wysłuchać Kosiorka. Wykrzyczał mu:
- I ty mi pierd…, że ty walczyłeś! Ty się uwiarygodniłeś po mszy z papieżem w Gdańsku tym, że niby Ciebie ZOMO-wcy skatowali. Pierwszy się na to Tobie poznał lekarz w gdańskim szpitalu, że wielki bojownik o wolność i demokrację w ch... leci. Lekarz powiedział do Czarka: „to jest symulant, zabieraj go pan, on tylko miejsce chorym zajmuje”. Ale wtedy nikt z nas nie pomyślał, że jesteś podstawionym agentem. Zastanawialiśmy się tylko, dlaczego raptem Kosiorek zrobił się taki bogobojny? Dzisiaj już wiemy, bo musiał rozpracować ks. Mirka (Huleckiego – duszpasterza studentów – przypis A.Socha), ODĘ (Ośrodek Duszpasterstwa Akademickiego – przypis A.Socha) Pojechałeś do Czarka do Puław i prosiłeś go o kontakty z opozycjonistami, z Moczulskim. Ostatni raz, jak u mnie byłeś, mimochodem rzuciłeś, „ciekawe czy Jurek Szmit ma teczkę z IPN?”. Ma i tam też są na niego donosy TW Antka. Nie ma doskonałych morderców, zbrodniarzy i agentów. Dzielą się na dwie kategorie, już zidentyfikowanych, i na tych, którzy będą. Nie miałeś szczęścia. Ciebie przyjaciele zidentyfikowali za twojego życia. Co powiesz swoim synom?
Kosiorek odparł: „Ja wiedziałem, że wiesz”.
- Tylko nie wiedziałeś, ile wiem – na to Gabryś. - Jak się czyta raporty twego prowadzącego kpt. Lasikowskiego, to gotowy scenariusz na film. Twój esbek opisuje wasze spotkania z detalami, dialogami, przemyśleniami i zaleceniami dla „Antka”. „Spotkaliśmy się w moim aucie w lesie kortowskim. „Antek” przybiegł pod pretekstem treningu, chętnie przyjął pieniądze”. Brałeś chętnie.
- To dlatego Czarek telefonu ode mnie nie odbiera? - domyślił się Kosiorek.
- On chce z Tobą porozmawiać, mnie nie zaszkodziłeś, ale jemu tak. Po ch.. to robiłeś? Żeś się zeszmacił, musiałem ci to powiedzieć.
- Dziękuję – skwitował Kosiorek i zaczął tłumaczyć: - Było mnóstwo szantażu. Mówisz „Kasiorek”?
- Jak najbardziej!
- Dobra. Kasiora była wciskana. Nigdy nie prosiłem, zawsze mi dawano. Nie wiem, kto napisał te raporty, ja nic nie pisałem. Nic nie pisałem, od tego wyjdźmy. To było tak, jak my teraz siedzimy, była dyskusja. Tylko tyle. A co było pisane, nie wiem. Wiem jedno, później, po takim spotkaniu, pisze się inne rzeczy, żeby dostać awans. Poza tym Lasikowski miał inne źródła. Miał kilku na liście. Coś się stało kiedyś, zostałem zmuszony. Ja nie szukam usprawiedliwienia, byłbym ostatni, żeby mówić: „Jasiu wybacz mi, ja ciebie przepraszam, że cię zawiodłem”. Nie powiem dlaczego podpisałem współpracę. Tego się nie wyprę, ale nigdy nie powiem dlaczego to zrobiłem. Znałeś mnie zawsze jako człowieka bezinteresownego, jak ktoś chciał, pomagałem. Ale nigdy za kasiorę. On tak mógł pisać, ale mam przykłady, że te pieniądze sobie brali, raz na pół roku mi wciskał, a pisał, że wziąłem tyle i tyle. Ja nie szedłem do nich po pieniądze. Byłem tak pobity w Gdańsku, że matka mnie nie poznała, a ty twierdzisz, że chciałem się uwiarygodnić, dobrze, niech tak będzie.
Spotykałem się z jakimś Lasikowskim. Nie było tak, że biegłem specjalnie do lasu, tylko biegłem i słyszę: „Chodź tutaj!” i gadamy, a co on napisał, nie wiem.
- To poczytasz sobie w aktach – rzucił Gabruś.
- Ja nie będę się wybielał. Tak, byłem. Ale to nie ja mówiłem, że będę „Antek” – przekonywał Kosiorek,
- Po przeczytaniu tych dokumentów, byłbym naiwny, gdybym ci uwierzył. Nawet, gdyby ciebie złamali, zmusili, to mogłeś lawirować, ale sądząc po tych donosach, byłeś cholernie aktywny i to na wielu frontach, pod….ś biegaczy, Czarka, studentów z ODA, nawet do Moczulskiego się dostałeś, taki byłeś tupeciarz, Śnieżkę, który ciebie bronił, Szmita kryptonim „Kontrrewolucjonista” też – wyliczał Gabruś.
- Nie chce się usprawiedliwiać, cokolwiek bym powiedział, moja wiarygodność jest „mniej niż zero”, zminusowana, ja tego nie odbuduję… - przyznał Kosiorek.
- Czarkowi po części zniszczyłeś życie. Esbecja była zawsze krok do przodu, bo mieli Ciebie. Ty im mówiłeś jaka będzie linia obrony Czarka, kto będzie powołany na świadka, kiedy się odwoła… - mówił Gabruś.
- Mogę ciebie przeprosić, że zawiodłem twoje zaufanie – zakończył rozmowę Kosiorek.
Trzecia rozmowa: „Moją ojczyzną była PRL”
Do rozmowy Romana Kosiorka z Cezarym Krukiem doszło w Końskowoli 3 marca 2011 roku.
Spotkanie odbyło się w stołówce pracowniczej, w miejscu pracy Czarka. W odróżnieniu od Jana Gabrusia, Cezary Kruk już ochłonął po tym, jak odkrył, że Kosiorek na niego donosił. Zamówił obiad dla siebie i Romana. Po obiedzie, podczas rozmowy był opanowany. Chciał dowiedzieć się, jak doszło do zwerbowania Romana i uzyskać jak najwięcej informacji o jego działalności agenturalnej. Rozmowę rejestrował za wiedzą Kosiorka.
Cezary Kruk: - Jak do tego doszło, że zostałeś agentem? Kiedy SB zaczęło się tobą interesować? Ty studia na ART zacząłeś w 1980, ja w 1982 roku.
Roman Kosiorek: Pierwszą wizytę miałem, gdy nie przystąpiłem do matury. Celowo oblałem 4 klasę liceum zawodowego w Piszu, żeby powtarzać rok. Chciałem solidnie przygotować się na egzamin na studia, bo z mojej szkoły nikt nie zdawał. Nauczyciel w szkole, w czasie lekcji, powiedział mi, że mam się zgłosić na komendę. Facet, który ze mną rozmawiał nie przedstawił się, był w cywilu. Pytał, czemu nie zdałem? Tłumaczę, zaczął się śmiać. Pyta, a na jaką uczelnię chcę zdawać? Na geodezję, a tam dużo matematyki. Ja nie byłem najlepszy z tego przedmiotu. On zaproponował Gdańsk, że tam się dostanę. Odmówiłem, chciałem sam zdać. Zdałem na ART w 1980 roku. Miałem jeden z lepszych wyników i jesienią dostałem wezwanie na posterunek w Orzyszu. Znajomy milicjant, sierżant, zapytał, jak mnie zobaczył: „A co ty Romeczku przeskrobałeś”. W gabinecie komendanta czekał na mnie gość w cywilu.
(Kazimierz Stachelski, kolega Kosiorka z Orzysza, ze szkoły podstawowej powiedział mi, że prawdopodobnie Romka do współpracy wytypował kpt SB Jerzy Niemiński z Olsztyna, wcześniej mieszkał w Orzyszu, drzwi w drzwi z Kosiorkami).
RK: Cywil przekonywał, że lepszy będzie dla mnie wydział geodezji w Gdańsku. Dostanę mieszkanie, utrzymanie. Upierałem się, że jadę do Olsztyna. „Ale w Olsztynie będziesz miał ciężko. Jak nie pójdziesz do Gdańska, to nie będziesz studiował” - zagroził. Odmówiłem. „Nie to nie, ale będziesz miał trudne studia. Podpisz, że to była rozmowa tylko między nami”. Tego cywila już nigdy więcej nie widziałem. I na studiach uwalili mnie z jednego przedmiotu, byłem słaby. Siedziałem z książkami i ryłem. II rok ledwo zaliczyłem.
CK: Czy problemy z przedmiotem na II roku, to z powodu SB?
RK: Nie wiem, ale z jednego przedmiotu miałem olbrzymie problemy. Przychodziłem na egzamin, nie wstawiali oceny, i znów, i znów, ale ze studiów nie wywalali. I potem na III roku zaliczyli mi ten przedmiot bez egzaminu. A na IV roku, zostałem zabrany z ulicy.
CK: Czy to było przed twoim wypadkiem samochodowym, czy po? Opowiadałeś, że dorabiałeś nocą na taryfie szwagra i ze zmęczenia zasnąłeś nad kierownicą. Samochód poszedł do kasacji, a Ciebie ledwo uratowali.
RK: Po wypadku, maj, czerwiec 1985? Dostałem propozycję i nie mogłem odrzucić. Podjechali na ulicy fiatem. Mówią „milicja”, zawieźli do jakiegoś mieszkania, tam już siedziały 2 osoby. I tam sobie pogadaliśmy. Nie powiem ci nic więcej. Ale niech dla was będzie, że wstałem rano, spojrzałem w lustro, że ktoś mi się nie podoba i poszedłem sam na SB i powiedziałem „dajcie kasę”.
CK: Po wypadku i po tej rozmowie dostałeś paszport do Anglii?
RK: Tak, w 85 roku pojechałem do Anglii, byłem tam pół roku, zapisałem się do szkoły i pracowałem na farmie.
CK: Handlowałeś narkotykami?
RK: Nie, handlowałem wódką. Ale nie powiem ci, dlaczego. Kombinuj sobie jak chcesz. Kilka razy byłem zatrzymany już w wolnym państwie, przez UOP, w związku z tym, że współpracuję z firmami zagranicznymi, to takie spotkania mam. To wolne państwo, nie jest takie wolne, jeszcze mniej wolne w wielu obszarach, niż poprzednio. Odmówiłem i miałem wiele przykrości. Gdybym dzisiaj był w takiej samej sytuacji, jak w 1985, to bym powiedział „spier...ć!”.
CK: Zgodziłeś się współpracę. Ty wybrałeś pseudonim „Antek”, podpisałeś zobowiązanie?
RK: Nie, nie. Natomiast podpisywałem mnóstwo innych kwitów, byłem wielokrotnie aresztowany. Kwitowałem odbiór czegoś tam, ale bez sumy.
CK: To były duże sumy, według Ciebie?
RK: Nie, to były małe pieniądze.
CK: W dokumentach IPN stoi, że od 2 do 10 tys. złotych, a minimalna pensja wtedy to 9 tys zł.
RK: Jakie to były pieniądze, nie pamiętam.
CK: A przechodziłeś jakieś szkolenia, byłeś instruowany?
RK: Byłem zatrzymany na 72 godziny. Pan płk Poczmański zaproponował mi pracę w milicji, wprost.
CK: W którym roku?
RK: W 1986 czy 7, nie pamiętam
CK: Co ich interesowało, koledzy z AZS? Jurek Szmit, działacze Solidarności?
RK: Wszystko.
CK: Czy pytali o konkretne osoby?
RK: Spotykałem się, gdy byłem zawezwany, kilka razy zadzwoniłem sam. Siedział pan w samochodzie. Machał ręką, żebym wsiadł. Od razu mieli listę pytań, najczęściej na kartkach i też z głowy, i były kierunkowe. Byłem pytany nie „co”, tylko czy i kiedy to będzie?
CK: A czy nie nosiłeś się z zamiarem ostrzeżenia nas, że SB się nami interesuje?
RK: Ja to mówiłem wielokrotnie, tylko ogólnie, nie personalnie. Non stop.
CK: Przekazywałeś ostrzeżenia, ale my ich nie dostrzegaliśmy?
RK: Tak, ja nie mogłem ci powiedzieć, że idę na ciebie zeznać. Bo oni by o tym wiedzieli i to szybko, od kogo to wiesz. Mówiłem wam: „Jesteśmy inwigilowani, wszystko wiedzą o nas”. Śmialiście się z tego, wisiało wam to. Mówiłem: „Czarek, uważaj!”, ale Ty i tak się pakowałeś. Tak było wielokrotnie. Nie mówię tego, żeby się wybielać. Jak odkryłeś, że to ja, to nie mogłeś spać.
CK: Ja to bardzo przeżyłem, wystąpiłem do IPN o odtajnienie 9 agentów, bo tylko do jednej osoby nie miałem żadnej wątpliwości, do Ciebie. W tym Gdańsku, to faktycznie byłeś pobity?
RK: To była nauczka, że nie byłem posłuszny. Za mną szedł gościu i on był na nagraniu, które zginęło. Marynarka w kratę. Jak był atak, krzyknął do ZOMO „ten” i kopnął mnie i dlatego nie mogłem uciekać. Kopnął tak, że upadłem i zaczęli mnie bić.
CK: Rzeczywiście, był facet w marynarce w kratę. Widziałeś go wcześniej?
RK: Nie, czy ja nie umiałem biegać, czy bym nie spier...ł? Co, sam się przewróciłem i powiedziałem, „lejcie”?
CK: Jak ja poszedłem do Ciebie do szpitala, to lekarz wywierał presję, żebym ciebie zabrał, bo Ty symulujesz.
RK: Jak przyjechała matka, to nie mogła mnie poznać, tak byłem zmasakrowany.
CK: Romek, zmasakrowany nie byłeś, dostałeś kilka razy pałą. Byłeś po trepanacji czaszki, po wypadku samochodowym, więc takie uderzenie było dla ciebie groźne. Dostałeś na moich oczach kilka kopniaków, uderzeń pałką, mogłeś raz dostać z pięści, bo ja też dostałem.
RK: Tak naprawdę dostałem 2 ciosy, jeden, gdy dostałem w szyję i drugi, gdy tylko był błysk i obudziłem się w szpitalu, po kilku dniach.
CK: Przez to, że byłeś po wypadku samochodowym, to jako jedyny z zatrzymanych chłopaków zemdlałeś. To było dla mnie oczywiste, że to z powodu trepanacji. Jak zostałeś wciągnięty do suki, to zakładam, że byłeś nieprzytomny.
RK: Nic nie pamiętam, jacyś ludzie z balkonu sfilmowali tę scenę pobicia, dali ten film mec. Taylorowi i ten film zginął. Widziałem go raz. Taylor pokazał go w sądzie, jako dowód, widać na nim, jak śpiewałem, modliłem się i jak mnie napadnięto. Potem ten film z akt zginął.
CK: A jak zareagowała na to pobicie olsztyńska SB?
RK: Śmiali się.
CK: Pojechał do Ciebie do szpitala kpt Lasikowski, jest to napisane w aktach z IPN, że natychmiast pojechał.
RK: Ja go nie widziałem. Moją ojczyzną był wtedy PRL, zapamiętajcie to na całe życie! (Kosiorek krzyczy) i odpier….e się ode mnie!
CK: OK, tak z ciekawości, jak zakończyłeś współpracę z SB? Czy stracili do Ciebie zaufanie?
RK: Nie pamiętam, nie mieli do mnie zaufanie, byłem zupełnie niewiarygodny, gdy odmówiłem wstąpienie w szeregi.
CK: Który to rok?
RK: Nie pamiętam, 1987?
CK: Do SB czy milicji?
RK: Do milicji, zaproponował to płk Poczmański.
Po tej rozmowie Cezary Kruk, jak mi powiedział, do końca nie wierzy w opowieść Romana, ale po chrześcijańsku mu wybaczył. Usunął z Internetu książkę „Mój „Przyjaciel” Antek”, w której zamieścił donosy Kosiorka na niego.
- Mam nadzieję, że się zmienił i szczerze żałuje – mówi mi Kruk. - Codziennie wysyła mi wierszyki o zwierzątkach.
Czwarta rozmowa: „Carpe Diem”
Rozmowę telefoniczna z Romanem Kosiorkiem przeprowadziłem 27 stycznia 2021 roku, w momencie, gdy tylko przeczytałem książkę Cezarego Kruka „Mój „przyjaciel” Antek”.
- Czy Czy zna pan książkę Cezarego Kruka z 2011 roku „Mój przyjaciel Antek”?
Roman Kosiorek: Ja z Czarkiem mam kontakt do dnia dzisiejszego, nawet jemu pomagam i to bardzo dużo.
(Cezary Kruk zaprzecza, że Kosiorek mu pomógł. Owszem, gdy popadł w długi zwrócił się do niego o pożyczkę 5 tys. zł, ale Roman powiedział, że nie ma. Jedynie raz Kosiorek zapłacił za zatankowane auto i 2 razy za obiad, za co Kruk później się zrewanżował).
- W książce są materiały, z których wynika, że pan był bardzo wydajnym agentem SB prowadzonym przez kpt Stanisława Lasikowskiego?
RK: (śmieje się) Znam bardzo dobrze pana kapitana. Był jeszcze major i pułkownik. Było ich trzech, z którymi co jakiś czas się spotykałem, oczywiście, że tak. Absolutnie się nie kryję z tym.
- Brał pan pieniądze.
RK: Czy brałem? Nie.
- Bo tu jest napisane w raportach kpt Lasikowskiego, że wręcz pan domagał się pieniędzy (odczytuję raport Lasikowskiego ze spotkania z 12 maja 1987, jak wręczył 1 tys złotych, to TW Antek domagał się więcej, bo on dla idei nie pracuje, a zdobywając informacje dla SB ponosi koszty). Pan nie zaprzecza, że był TW Antkiem?
RK: Nie. Dlaczego miałbym zaprzeczać?
- Czyli był pan agentem SB?
RK: Można to tak nazwać, ale nigdy niczego nie podpisywałem. Np. szedłem na trening, podjeżdżał samochód „chodź tutaj”, no to szedłem.
- Ale przekazywał pan informacje?
RK: Moment. Nie zaprzeczam, że się spotykałem, że przekazywałem dużo informacji, oczywiście. Jakich? To rzecz względna. Przecież ja byłem szefem NZS na Kortowie, jednym z kilku w kraju, bo w Krajowej Komisji Koordynacyjnej NZS też działałem. Natomiast ja nigdy nie miałem wglądu w żadne raporty i w to, co pisano.
- Ale dlaczego pan się spotykał z esbekami? Przecież działał pan w podziemiu.
RK: Bo chciałem.
- A jak się zaczęła współpraca z SB?
RK: Była propozycja nie do odrzucenia. Wiedzieli o mojej rodzinie wszystko, nawet rzeczy, których ja nie wiedziałem, o dziadkach itd. I miałem propozycję: albo – albo.
- Jakby pan odmówił, to co by się stało?
RK: Ooo, dużo rzeczy nieprzyjemnych i dzisiaj byśmy prawdopodobnie nie rozmawiali. A jakich, nie będę mówił, bo to dzisiaj nie ma sensu.
- Tutaj mam kolejny pana meldunek (odczytuję o spotkaniu w mieszkaniu z ppłk Białobrzeskim, „na zakończenie wręczyłem mu 2 tys. zł przyjął je chętnie”). Podejrzewam, że podobnie wyglądają donosy na Szmita. Czy ma pan z tym dzisiaj jakieś problemy, wyrzuty?
RK: Jak sobie myślę o tym wszystkim i o tym co jest dzisiaj, to powiem tylko tak, że za mało zrobiłem. Że nie wykazywałem swojej inicjatywy, to że ja do nich dzwoniłem to było rzadko albo wcale. Natomiast spotkania były na takiej zasadzie, że ja musiałem potwierdzić, czy tak było czy nie. Ja nie pisałem raportów, tylko potwierdzałem.
- Czy informacje, które pan przekazywał, pana zdaniem wyrządzały komuś krzywdę? Zaszkodziły w życiu prywatnym, zawodowym?
RK: Nie mam pojęcia. Powiem tak. Jak mnie zatrzymano w Kętrzynie, spędziłem wiele dni w areszcie, pan myśli, że ktoś zapytał o mnie, jak mnie bili i trzymali o suchym chlebie i czarnej kawie?
- Bili swojego agenta?
RK: Dziwne, nie?
- Mogli pana zatrzymać, żeby pana nie zdekonspirować i wyrobić legendę, ale nie bić.
(Później dowiedziałem się od Zbigniewa Zgorzałka, twórcy Federacji Młodzieży Walczącej w Kętrzynie, że Kosiorek doniósł na niego i doprowadził do jego aresztowania, następnie przyjechał do niego do Kętrzyna, w momencie, gdy w jego mieszkaniu był „kocioł”, by dać się aresztować. Plan się powiódł Zgorzałek nie domyślił się, że to Kosiorek go wydał).
RK: Jak się ogląda filmy z Bondem, to widzimy, jak ludzie wytrzymują różne tortury. Być może ja do takich nie należę. Czy pan kiedyś dostał tak porządnie wpierd…l? To niech pan nie mówi, co by pan wytrzymał. Ja straciłem wszystkie zęby i nie powiem panu, jak to się stało i nie robię z tego martyrologii. Tak było. Byłem harcerzem i działałem. To, że mnie chwycili i dobrze. Inni, którzy mniej doświadczyli, chodzą dzisiaj i krzyczą: „Siedziałem w Tczewie, wpierd..l dostałem, że hej”. Jak ktoś powie, że sam leciałem i chętnie opowiadałem to niech tak mówi, no. Ja nie będę zaprzeczał. Czy tam jest napisane w tych dokumentach, że robili mi kipisz co kilka dni w akademiku, że wpier..l dostałem raz, drugi i trzeci. Nie ma? No właśnie. Jak mnie pan pyta o wyrzuty sumienia, to ja się pytam, gdzie, w stosunku do czego i do kogo?
- Czy pan komukolwiek udostępnił adres domu Andrzeja Gierczak, czy ktokolwiek przyjeżdżał tam, by odebrać od pana wydrukowane ulotki?
RK: Absolutnie nie. Nigdy. Sam zabierałem wydrukowane ulotki. Gdybym raz czy dwa razy dał adres Gierczaka, to długo bym tam nie drukował. Przychodziłem z Kortowa piechotą, na noc i wychodziłem z ulotkami wydrukowanymi przed świtem, żeby nikt mnie nie widział.
- Bo SB doskonale wiedziało o drukarni, wpadli do domu Gierczaka 28 kwietnia 1988 roku o 6 rano, w czterech. Zrobili rewizję, znaleźli powielacz, kilka źle wydrukowanych ulotek, tak jakby celowo zostawionych, farbę drukarską…. Andrzej Gierczak dostał na Kolegium 50 tys. zł grzywny.
RK: Nie dowiedzieli się ode mnie. SB też nie mówiłem, że jeździłem do Gdańska po płyty do druku znaczków pocztowych Solidarności.
- Dla Sławka Olka?
RK: Tak. Jeździłem do Gdańska do artysty, który dla Olka projektował te znaczki i przywoziłem Sławkowi płyty. U Sławka byłem wielokrotnie. Zamykał mnie w pokoju i wychodził. Wracał ze znaczkami, nie wiem skąd je przynosił.
- Spotyka się pan nadal z Cezarym Krukiem?
RK: Wielokrotnie, mogę panu podać do niego telefon (podaje).
- Jak panu idzie w biznesie?
RK: Bardzo dobrze.
- W życie polityczne pan już więcej się nie angażował, poza startem w 1989 roku do Senatu z listy Polskiej Partii Zielonych?
RK: Od tamtych wyborów w niczym nie uczestniczę. Koniec. Kropka.
- Jaka jest pana dewiza życiowa?
RK: Carpe Diem czyli „łap życie” i tego się trzymam.
Po tej rozmowie z Kosiorkiem skontaktowałem się z Cezarym Krukiem oraz z wieloma innymi osobami, które znały Kosiorka. Z tych rozmów wyłaniał się obraz człowieka szalenie ambitnego, mitomana i zachłannego na pieniądze. Głównie kręciły go dwie rzeczy: sport i pieniądze, był na nie wręcz łapczywy, dorabiał w różny sposób, również nielegalny, np. handlował wódką w akademiku. Bardzo chciał być kimś wielkim i sławnym. W sporcie jego największe osiągnięcie to brązowy medal w biegach długich, w zawodach akademickich, a rozpowiadał, że jest w kadrze olimpijskiej i wystartuje na Olimpiadzie.
Okazał się bardzo skutecznym, niezwykle wydajnym i najlepiej opłacanym agentem SB w Olsztynie. Doprowadził do aresztowania kilku działaczy podziemia. Po zebraniu wywiadów na jego temat próbowałem ponownie się z nim skontaktować, ale już nie odebrał ode mnie telefonu i nie odpowiedział na pytania wysłane mailem.
Ustaliłem, że ma trzech synów, (2 z pierwszego związku), dom wypoczynkowy w jednej z podolsztyńskich gmin i dobrze prosperującą firmę doradczą na południu Polski, z oddziałem w Warszawie.
Losy Cezarego Kruka potoczyły się odmiennie od losu Kosiorka. Kruk nie założył rodziny, zaangażował się w działalność KPN, co bardzo drogo go kosztowało. Nie dokończył doktoratu, a był wybitnie zdolny, miał znakomitą pamięć. Poręczył pożyczkę KPN-owi na kampanię wyborczą w 2001 roku. KPN nie weszła do Sejmu i została rozwiązana. Kruk utonął w długach. Na domiar złego byli agenci SB z Puław rozpuścili o nim plotki, że to on, Cezary Kruk, był agentem i prowokatorem SB. Przeżył załamanie nerwowe, wylądował w szpitalu. Po wyjściu długo nie mógł znaleźć pracy. Utrzymywał się z hodowli pszczół i produkcji miodu. Obecnie pracuje na budowach.
W 2018 roku IPN oczyścił go z zarzutów. Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych przyznał mu status „Działacza Opozycji Antykomunistycznej”, a Kapituła „Solidarności Walczącej” przyznała odznaczenie „Krzyż Solidarności Walczącej”.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość