Dlaczego Konfederacja?
Nawet wicemarszałek Ryszard Terlecki okazuje się niewiarygodny broniąc kompromitującej PIS podwyżki uposażeń nie tylko parlamentarzystów. Przekombinowany projekt ustawy z wyliczaniem dla nich wielokrotności kwoty bazowej, jaką mają sędziowie Sądu Najwyższego to majstersztyk samouwielbienia, jakie po wyborach prezydenckich przechodzi formacja rządząca.
W sposób naturalny nie zawiesili się w tym jedynie politycy w krótkich spodenkach, czyli Konfederacja. Od początku głosowali na NIE, kierując się logiką, sytuacją ekonomiczną kraju i oczekiwaniami wyborców. Pozostali usankcjonowali nieformalny od lat POPIS, wykazując się kosmicznym oderwaniem od realiów życia codziennego, co w świecie polityki jest nie ukrywajmy normą. To, że Andrzej Duda zasiedział się na drugą kadencję jest nie tyle jego zwycięstwem, ale porażką Zjednoczonej Prawicy. Jeszcze tydzień kampanii i Rafał Trzaskowski zwalcowałby sztywną i mdłą etykietę telewizji Kurskiego, za którą stoi taka sama bierność, jak 5 lat Polski z PIS-em. Ekipa Jarosława Kaczyńskiego bezpowrotnie straciła elektorat młodych i średnie pokolenie czterdziestolatków, którzy w 2015 r. stali za jej sukcesem murem. To efekt kompletnego braku długofalowych pomysłów na budowę nowoczesnego społeczeństwa, a z takim pojawił się świeży zbiór Konfederatów otwartych na tworzenie państwa gotowego tym samym dać coś znacznie trwalszego od tylko 500plus.
PIS przeoczył fakt, że Krzysztof Bosak i jego żołnierze już dawno nie strzelają z procy, nie biegają na zadymy jak przedszkolak wokół piaskownicy, a posiedli wykształcenie, fundamenty wiedzy politycznej i zmysł obserwacji połączonej z trafną analizą zdarzeń. To już nie tylko zasiedziałym, ale i nowej generacji rządzących typu Marcin Horała i Daniel Obajtek może nie mieścić się w głowie. Zjednoczona popadła ewidentnie w lustrzane odbicie swoich poprzedników, ale zjazd po równi pochyłej notuje znacznie szybciej. To wyraz oczywistości, że bez świeżej krwi, której na Nowogrodzkiej już dawno nie ma, za trzy lata przyjdzie czas rozstania z przywilejami władzy. Ostatnie twierdzenia prezydenta Dudy nie mają pokrycia w twardej powyborczej analizie oraz planom głębokiej rekonstrukcji rządu, co sygnalizuje nie kontynuację, a raczej szukanie właściwych torów jazdy. Kontynuacja w istocie odnosi się do porównań z rządami PO-PSL. Dla młodych ludzi różnica między formacjami Donalda Tuska i J. Kaczyńskiego odnosi się jedynie do ich wyglądu i wagi. Reszta zostaje ta sama. Na przykład feudalny system wynagradzania za pracę – nie zmienił się, a nieopodatkowane stawki do lat 26 jedynie rozwścieczyły tych starszych, bo gorzej zarabiają. E-urzędy tylko pozornie zmniejszyły biurokrację, bo nadal ZUS, skarbówki, samorządy i pozostali mogą mielić sprawy miesiącami udowadniając winę petenta bez układów. Skargę na komornika wysyłasz do komornika, nie sądu, a uzasadnienie wyroku na piśmie od roku kosztuje. I takich przykładów zastania lub strzałów w stopę jest więcej, bo ZP niestety tym garniturem nie stać na ucieczkę od stępiałych, fasadowych schematów, których autorzy medialnie się kompromitują klasycznymi wpadkami ludzi władzy, czyli prywatą, butą i niepokojącym rozdrażnieniem. A Konfederacja spokojnie czeka i nie je władcy z łapy, bo nie musi. Zjednoczona musi za to zrobić miejsce dla nowych wartości, najpewniej Jarosławem Gowinem oraz odejść od schematów wieloletniej układanki z lewicą i liberałami, do jakiej była zmuszona chcąc funkcjonować w pierwszych rzędach sceny politycznej regionów i Wiejskiej. Nieformalny POPIS najbardziej wyrazisty jest na Pomorzu. Degradacja syna współtwórcy PO z lokalnego lidera do roli posła rękami starych działaczy zastopowały szansę zmian. To oczywiste, że tym sposobem wyborów w metropoliach z KO nikt długo nie wygra, a takie kandydatury w Gdańsku jak Kacper Płażyński czy dyrektor muzeum II Wojny Światowej Karol Nawrocki, nie mają tu i nie będą miały żadnej charyzmy. Wystarczyło jednak jedno małe wakacyjne spotkanie popularnego na Pomorzu piekarza Grzegorza Pellowskiego z K. Bosakiem, żeby rządzący w Trójmieście popadli w histerię. I to właśnie jest kierunek na osiągniecie sukcesu w miejscach, gdzie egzystencjalne uzależnienie gwarantuje neoliberalną swobodę kształtowania bytu. Zjednoczona ma krótką ławkę rezerwowych wszędzie, profesjonalistów niewielu, młodych wcale, więc na radykalne zmiany w państwie w jej wydaniu nie ma co liczyć. Wielkie hasła już nikną w nierozwiązywanych problemach codzienności przykrywanych walką ideologiczną i o wpływy.
Skandal sierpniowego wydania sztandarowego programu TVP ,, Studio Polska,, gdzie Adam Słomka skrytykował wartość tego reality i profesjonalizm prowadzących tylko wpisuje się w takie przeświadczenie. Zjednoczona Prawica skutecznie za to blokuje w mediach publicznych swojego wroga nr1, czyli K .Bosaka i Konfederację. Wroga, który zabiera mu niezbędną na dalsze lata siłę.
Tym szybciej traci PIS wiarygodność nawet wśród swoich, a incydent z dziennikarzem lubelskiej TVP, który reżyserował śmietnisko na placu L. Kaczyńskiego w Zamościu pokazuje jedynie, czym i kim dysponuje na dziś Jacek Kurski w swoich mediach centralnych i terenu. Trzech muszkieterów- Michały: Adamczyk i Rachoń oraz Adrian Klarenbach muszą się w końcu wypalić i ze swoją argumentacją, jeśli Zjednoczona Prawica nic realnie nie zmieni, zrównają z przebrzmiałą wartością wspomnianego 500 plus. Tymczasem opozycyjne media jawnie szydzą z zastanawiająco nieudolnych śledztw, które miały na lata okratować smakoszy ośmiorniczek i niepotrzebnie uchylonych drzwi zapleśniałego od bezruchu Trybunału Stanu. Afera szefa NIK Mariana Banasia z nieświadomym wynajmem krakowskiej kamienicy pod bajzel na godziny mówi tylko o tym, czego nie wiemy. Rozwód kościelny i huczny ślub w Łagiewnikach szefa propagandy ZP jedynie pokazała Polakom, gdzie jego zdaniem jest miejsce dla wyborcy. Kiedyś już o tym niezręcznie Jacek Kurski bąknął. Teraz nie krępował się otworzyć wątpiącym oczy. Bo wieloletnie istnienie w polityce jest nieodłączne z demoralizacją, cichymi układankami potencjalnie śmiertelnych wrogów, korupcją i upadkiem nawet najświetniejszych idei. Konfederacja to nowe pokolenie. Wie o tym J. Kaczyński, więc Kurski ministrem propagandy raczej już nie będzie. Kwiaty od prezesa na ślubie niekoniecznie musiały sygnalizować powrót do łask naczelnika za zręczny wybieg z rozwodem i lwią determinację w kampanii, w istocie Kurskim wygranej. Zaraz potem lider Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro stwierdził, że Jarosław Gowin powinien wrócić na urząd wicepremiera, a on sam prezydentem państwa być nie chce. Po turbulencjach w koalicji przed I turą walki o Pałac Namiestnikowski deklaracja taka stoi w jawnej sprzeczności z głoszoną już po wyborach przez nią propagandą. Bez wymiany nielojalnych koalicjantów zielona lampka dla głębi polskich reform się nie zaświeci. Trzy kolejne lata do parlamentarnych wyborów będą tylko czasem okopywania się własnych interesów, a najwyższa barykada będzie od strony śmiałej i bezczelnej Konfederacji. Za którą będzie stało coraz więcej sfrustrowanych niespełnionymi obietnicami nie tylko młodych Polaków. Jarosław Kaczyński jest wizjonerem i realnym politykiem. Pomysł Tuska na Trzaskowskiego przypomniał mu tylko o jedynym godnym rywalu tej politycznej polskiej ławicy. POPIS-u prawicowy, narodowy elektorat mu jednak nie wybaczy. A pozostali uznają za słabość. W tle wielkich środków finansowych rodzi się nowa lewica. Nie wygra z nią klub sześćdziesięcioletnich dziś starców. I dlatego Konfederacja.
Krzysztof Mielewczyk
Wieloletni dziennikarz śledczy w Polskim Radio oraz manager i doradca medialny. Jeden z pionierów polskiego triathlonu, licencja światowa 888/00, trener tej dyscypliny oraz pływania wyczynowego. Wnuk jednego z 4 obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku 1939, którzy przeżyli.
Polemika
Konfederacja jak sekta
Ze zdumieniem czytam teksty doświadczonych dziennikarzy, którzy nagle tracą ostrość widzenia i osądzania i nagle zaślepieni stają się agitatorami jednej partii. Być może to ujawnia ich podświadomość, aby wreszcie być w obozie jednoznacznym, gdzie białe jest białe, a czarne czarne i nie ma nic pośredniego. Sąsiedni felieton czytałem jak partyjną, wyborczą ulotkę i naprawdę byłem zdziwiony, że jej autorem jest profesjonalny dziennikarz z dość dużym dorobkiem. Ale jak widać, ideologia zaślepia i odbiera normalność widzenia.
W numerze lipcowym „Debaty” ukazała się obszerna polemikę Waldemara J. Dąbrowskiego z moim tekstem o Grzegorze Braunie. Autor, niezmiernie doświadczony dziennikarz apoteozuje Brauna, nie dostrzegając w jego wypowiedziach i zachowaniach żadnej skazy. Powyższy tekst, jak też lipcową polemikę odbieram w kategoriach wiary, a nie racjonalnej analizy. Zwolennicy Konfederacji zachowują się jak zahipnotyzowani członkowie sekty, którzy w swoich przywódców wpatrzeni są jak w bóstwo, nie dostrzegając ich śmieszności, sprzeczności wypowiedzi i działań. Krzysztof Mielewczyk ogłasza, że przyszłość należy do Konfederacji, ona wygra następne wybory, bo ugrupowanie to ma poparcie młodych ludzi. A ja uważam, że Konfederacja, jako całość nie doczeka nawet wyborów parlamentarnych, bo szybko jej prominentni działacze się skłócą i zaczną działać w małych frakcjach. Konfederacja to konglomerat sprzecznych idei, założona wyłącznie w celach wyborczych. Tajemnicą poliszynela jest, że mimo wspólnych wystąpień na konferencjach prasowych, ciągle tam trwa walka o przywództwo. Narodowcy onegdaj szybko pożegnali się z Kukizem’15. Tu są politycznie zjednoczeni z superliberałami gospodarczymi, ale także i obyczajowymi. W Konfederacji jest trochę konserwatystów, trochę narodowców, trochę libertynów i liberałów. Łączy ich dziś jedno: nienawiść do PiS-u, która przekracza nawet poziom tzw. totalnej opozycji. PiS liczył, że Konfederacja potrafi się czasem zachować zdroworozsądkowo i poprzeć niektóre ustawy rządowe, ale okazało się, że były to próżne oczekiwania.
W Konfederacji trwa licytacja, kto bardziej w swojej wypowiedzi wywoła większą reperkusję. O jakieś jednej linii politycznej czy programowej nie ma tu mowy. Czy zresztą Konfederacja zaprezentowała jakiś swój program? Jacek Wilk, były poseł, dziś w Konfederacji na 40-lecie powstania „Solidarności” wyznał: Nie mogłem uwierzyć, że ktoś przy zdrowych zmysłach mógł napisać takie (w większości) brednie – to o 21 postulatach strajkująch na Wybrzeżu w roku 1980, a on tak już twierdził będąc na drugim roku studiów. Cóż, zwyciężyła głupota dziś twierdzi Jacek Wilk. Poseł Konrad Berkowicz zdradza, jak należy uzyskiwać poklask wśród wyborców. Bardzo prosto: Trzeba mówić ludziom, że Żydzi dostaną polską ziemię. To bardziej chwyci.(...) W ten sposób trzeba mówić, to trafia do człowieka. Trzeba przyznać, że konfederaci znakomicie opanowali sztukę politycznego marketingu i świetnie posługują się możliwościami, jakie daje internet. Tylko wszystko ma zakres swoich możliwości. K. Mielewczyk stwierdził, że konfederaci wyrośli już z krótkich spodenek i stają się realną siłą polityczną, a ja uważam, że dalej bawią się w piaskownicy. Krzysztof Bosak, niby poważny kandydat na prezydenta RP po kampanii ogłasza, że Konfederacja to trzecia siła polityczna w Polsce. Czy chłopcu nie przewróciło się w głowie i zapomniał policzyć do trzech. Trzecią siłą polityczną w Polsce jest PSL, czy się to komuś podoba czy nie. K. Bosak pochwalił się, że zostanie ojcem, w czasie kampanii wyborczej ożenił się, co też politycznie wykorzystał. Ale powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chce być poważnym politykiem, czy celebrytą goszczącym na plotkarskich portalach. Wybrał niestety tę drugą opcję, co nie jest żadnym zaskoczeniem, bo będąc onegdaj najmłodszym posłem w parlamencie zasłynął jako uczestnik telewizyjnego programu taniec z gwiazdami. Po pochwaleniu się wakacjami w Hiszpanii, napisał, że jednak tam nosił maseczkę i nawet się do niej przyzwyczaił. I zaczął się hejt. Jako to, czołowy konfederata założył maseczkę i nawet ją zachwala, a przecież w polskim parlamencie konfederaci ostentacyjnie pokazywali, że maseczek nosić nie będą, że prawo nakazujące ich noszenie ich nie obowiązuje. Jednak Bosak taki odważny w Hiszpanii już nie był, bo wiedział ile zapłaci mandatu za brak maseczki. Klasyczny przykład hipokryzji, co wypomnieli niektórzy młodzi ludzie Bosakowi i zapowiedzieli zerwanie z tą formacją. Młodzież jest zmienna i anarchizująca i chyba do tej grupy wyborczej adresuje swój pakiet Konfederacja, ale na tym może się srogo zawieść. Większość ludzi jednak chce spokoju, przestrzegania prawa i jasnych zasad obowiązujących w porządku społecznym.
Uważam, że Grzegorz Braun sam jeden wypełnia lukę w polskim parlamencie po Ruchu Palikota i parlamentarzystek Nowoczesnej (o Ryszardzie Petru już nie wspomnę) w autokompromitacji. Do tego dochodzą anarchistyczne zachowania posłów Konfederacji. Poseł Braun złożył do marszałek sejmu Elżbiety Witek projekt ustawy solidaryzujący się z Węgrami z okazji setnej rocznicy rozbioru tego kraju. Pod wnioskiem podpisał się sam, zapominając, że regulamin sejmu stwierdza jasno, że poselski projekt ustawy czy uchwały musi zyskać akceptacje czyli podpis przynajmniej 15 posłów. Po co są jakieś regulaminy, zarządzenia, ustawy... konfederaci przestrzegać ich nie muszą.
Konfederaci zamiast jakiejś twórczej myśli czy znaczących projektów ustaw w życie sejmowe faktycznie wnieśli jego anarchizację. Wniesienie poprawki do ustawy o tzw. bonie turystycznym przez Grzegorza Brauna o brzmieniu: Żeby wszyscy byli zdrowi, piękni i bogaci, a Pani Minister Emilewicz aby miała własny helikopter do rozrzucania pieniędzy na Polskę na każde wezwanie to robienie cyrku z polskiego parlamentu. Onegdaj, jeszcze w czasach socjalistycznych krążył dowcip: dlaczego budynek polskiego sejmu jest okrągły? Odpowiedz: bo ktoś widział kwadratowy cyrk? Posłowie Konfederacji uznali, że jednak występują w cyrku i dlatego swoim zachowaniem i wypowiedziami rozbawiają innych posłów i śledzącą ich działalność publiczność. Ale czy kabareciarzom należy powierzyć władzę? I tu przypomnę bajeczkę Ignacego Krasickiego, że gdy wół był ministrem, sprawy szły wolno, ale skutecznie. Ale to przecież nie odpowiadało publice, więc ministrem uczyniono małpę, która różne harce wyczyniała, aż nastał powszechny bałagan. I znów król mianował ministrem woła, bo zobaczył do czego prowadzi anarchia. I sprawy wróciły do normalnego toku rzeczy.
Marek Resh
P.S. To nie PiS „dało plamę” z ustawą o podwyżkach dla parlamentarzystów i partii, a zrobiła to KO, która zmieniła zdanie po przejściu ustawy w sejmie. A że Konfederacja głosowała przeciwko, nic dziwnego. W negocjacjach poprzedzających wniesienie tej ustawy pominięto konsultacje w Konfederacją, bo z ludźmi niepoważnymi nie prowadzi się dyplomatycznych rozmów. A zarzucanie Kacprowi Płażyńskiemu braku charyzmy, to niepotrzebna, bo nieprawdziwa złośliwość. Konfederacje łączy antyamerykanizm i prorosyjskość czy bardziej proputinowskość. A zapowiedź dokończenia prywatyzacji wszystkiego, przewyższa nawet plany Leszka Balcerowicza, który zniszczył polski przemysł. I Polacy mają ich poprzeć?
Skomentuj
Komentuj jako gość