„Na szczęście wpływ na otoczenie i sprawy publiczne nie ogranicza się do bezpośredniego sprawowania władzy. Można to robić poprzez dobrze zorganizowane grupy wpływu, które potrafią korygować błędne decyzje rządzących, podnosić społeczną świadomość oraz przygotować solidne zaplecze na ewentualność zmiany władzy. Prawdziwa, jakościowa zmiana na lepsze wymaga nieraz cierpliwości i trudnej pracy organicznej na miarę lokalnych możliwości.”- pisze Bogdan Bachmura
W połowie czerwca próbowałem przekonać pana Janusza Niedźwieckiego z Ruchu Palikota i wszystkich zwolenników referendum mającego odwołać prezydenta Grzymowicza, że lato 2013 roku nie jest odpowiednim czasem na takie przedsięwzięcie. Moje argumenty spotkały się wtedy z, delikatnie mówiąc, znikomym zrozumieniem. Choć, jak historia uczy palące słońce i mrozy wielokrotnie odgrywały w bataliach politycznych i militarnych rolę niebagatelną, to moje zastrzeżenia dotyczyły raczej kalendarza wyborczego. Obstawiając raczej sukces przy zbieraniu podpisów i wróżąc porażkę przy głosowaniu, nie przewidziałem, że warmińskie słońce może mieć tak destrukcyjny wpływ na polityczną wolę tutejszego ludu. Poza tą jedyną niespodzianką reszta była łatwa do przewidzenia. Przede wszystkim konferencja prasowa prezydenta Grzymowicza z podziękowaniami i słowami uznania dla rozwagi, rozsądku, politycznej mądrości i czujności wobec próby „instrumentalnego traktowania naszego miasta” oraz „wprowadzania zamętu społecznego”. Z obowiązkową pokorą wobec „żółtej karki od wyborców”, którzy podpisali się pod wnioskiem o referendum.
Swoją do bólu przewidywalną (z wyłączeniem wpływu słońca oczywiście) wersją wydarzeń przygotowaną na okoliczność porażki w referendalnych przedbiegach nie zaskoczył także Janusz Niedźwiecki. Argument, że „inicjatywa przeprowadzenia referendum była potrzebna i wywarła pozytywny wpływ na sytuację w Olsztynie” jest równie uniwersalny przy dowolnej ilości zebranych podpisów i dostatecznie mętny, aby samo-rozgrzeszyć z każdej głupoty.
Analizując skutki inicjatywy referendalnej napisałem w czerwcu, że doprowadzenie do niego będzie skutkowało, przy wszystkich minusach tego kroku, kilkoma politycznymi siniakami na wizerunku prezydenta Grzymowicza, z czego ten ostatni, co potwierdzały doniesienia z Ratusza, doskonale zdawał sobie sprawę. Tymczasem zakończenie sprawy na etapie zbierania podpisów jest polityczną klęską, ponieważ odwróciło kierunki politycznej ofensywy, nie stwarzając okazji do przedreferendalnej, powszechnej dyskusji o słabościach lokalnej władzy. Dlatego to, co teraz najważniejsze dla wszystkich widzących konieczność zmian w Ratuszu, to wyciągnięcie wniosków z porażki inicjatywy Ruchu Palikota i dostosowanie metod działania do lokalnego, społecznego klimatu. Ten zaś, zmiksowany po wojnie na skalę rzadko w Polsce spotykaną, powoduje, że standardy obywatelskiej kontroli nad lokalną władzą znacznie odbiegają od i tak niskiej średniej krajowej. Co to oznacza w praktyce? Przede wszystkim drastyczne rozwarstwienie pomiędzy świadomością stosunkowo wąskiej grupy osób zaangażowanych czy też uważnie śledzących sprawy miasta i pozostałą, przytłaczającą większością mieszkańców obojętnych na sprawy publiczne. Śmiem twierdzić, że ekipa Piotra Grzymowicza jest pozbawiona elementarnego poparcia wśród tych pierwszych, czego najlepszym dowodem jest brak jakiegokolwiek widocznego sporu pomiędzy jego zwolennikami i przeciwnikami. Jedyną i stałą linię podziału wyznacza bezpośrednie zatrudnienie bądź inna stopa korzyści wynikająca ze związku z Ratuszem. O ile przypominam sobie osobiste spory dotyczące konkretnych posunięć prezydenta Grzymowicza, to spotkania ze zwolennikiem jego sposobu zarządzania miastem nie pamiętam. To nie – jak twierdzi Jan Tandyrak - „gruntowna, chłodna ocena mieszkańców tego, co się w Olsztynie dzieje” pozwoliła uniknąć prezydentowi i radnym Olsztyna referendum. Od ponad dwóch dekad Olsztyn ma słabych prezydentów i radnych bo jego mieszkańcy są zbyt zajęci sobą i swoimi kłopotami aby znaleźć czas na przyjrzenie się ludziom rekomendowanym na partyjne listy. Taki stan rzeczy oznacza, że brak w naszym mieście podstawowych przesłanek do nazwania systemu kreowania władzy demokracją, ponieważ podstawowym atrybutem tego systemu jest realna możliwość kontroli władzy. Dystans mieszkańców do spraw publicznych staje się w ten sposób głównym atutem rządzących mielących frazesy o zbiorowej mądrości i rozsądku. W takim otoczeniu dobrze przemyślany pijar staje się dodatkowym i potężnym orężem zachowania władzy. Na przeciwległym biegunie znajduje się opozycja i wszelkiej maści organizacje społeczne, które własną wiedzę na temat jakości zarządzania miastem ekstrapolują na ogół mieszkańców, bezskutecznie oczekując demokratycznego wsparcia dającego się przekuć na konkretne zmiany. Opór przed akceptacją takiego obrazu lokalnej rzeczywistości wywołuje skłonność do myślenia życzeniowego i pokusę marszu na skróty z marzeniami o natychmiastowych, spektakularnych sukcesach. Tymczasem specyfika naszego miasta polega na trwającej od wielu lat dominacji z grubsza stałego układu zależności i zobowiązań z naturalnym oporem wobec wszelkich prób ich koncepcyjnego i personalnego przewietrzenia. Taka czy inna prezydentura to jedynie gwarant obecnego status quo. Na szczęście wpływ na otoczenie i sprawy publiczne nie ogranicza się do bezpośredniego sprawowania władzy. Można to robić poprzez dobrze zorganizowane grupy wpływu, które potrafią korygować błędne decyzje rządzących, podnosić społeczną świadomość oraz przygotować solidne zaplecze na ewentualność zmiany władzy. Prawdziwa, jakościowa zmiana na lepsze wymaga nieraz cierpliwości i trudnej pracy organicznej na miarę lokalnych możliwości. Inny sposób to droga na skróty, bez stosownego zaplecza i pomysłu na lepsze wykorzystanie narzędzia jakim jest publiczna władza. Podobny pomysł na zainstalowanie nowej władzy mieli ludzie Palikota. Pozbawiony wyobraźni, kompetencji i wiedzy na temat mechanizmów funkcjonowania lokalnej władzy i społeczności.
Do wyborów samorządowych pozostał rok z okładem. O szkielecie przyszłego układu władzy w Ratuszu znów zadecydują partie polityczne oraz ich, mam nadzieję, że tym razem trafniejsze rekomendacje. Jednak dzisiaj możliwości wpływu na bieg wydarzeń i publiczną ocenę prezydenta oraz radnych są o wiele większe niż trzy lata temu. Jeżeli ich nie wykorzystamy, to znaczy, że warmińskie słońce znów za mocno świeciło.
Bogdan Bachmura
rys: A. Wołos
Skomentuj
Komentuj jako gość