„W obronie upadającego ponoć za sprawą ministra Gowina zawodu przewodnika powstało w Krakowie Porozumienie Stowarzyszeń Przewodnickich. Swoje poparcie dla tej inicjatywy wyraził publicznie Andrzej Bobrowicz, olsztyński przewodnik turystyczny i sekretarz zarządu Koła Przewodników Turystycznych Oddziału Warmińsko-Mazurskiego. Pan Bobrowicz obawia się, że po uwolnieniu zawodu przewodnika dowiemy się, że na zamku w Olsztynie mieszkał Napoleon z panią Walewską, a Adolf Hitler produkował tam broń”- pisze Bogdan Bachmura
Jednym z zawodów na który deregulacyjnie zamierzył się minister Jarosław Gowin jest profesja przewodnika. Nie chodzi oczywiście o przewodników narodowego stada, bo na deregulację demokratycznie sterowanego dostępu do tego grona minister Gowin, przy całym doń szacunku, jest zdecydowanie za krótki. Pogląd pana ministra, że opowiadanie turystom o lokalnej historii nie musi być dobrem przez państwo szczególnie chronionym nie przypadł oczywiście do gustu samym zainteresowanym. Czemu zresztą trudno się dziwić, ponieważ raz osiągniętego i poświadczonego słono opłaconym kursem i egzaminem prawa wyłączności nikt bez oporu nie oddaje. Także wcielanie się lobby przewodników w rolę rzeczników turystów zatroskanych o dostęp zwiedzających do prawdziwej i wiarygodnej informacji historycznej mieści się w powszechnie przyjętym kanonie metod obrony własnych interesów grupowych Głos zorganizowanych wokół walki o utrzymanie wszystkiego po staremu przewodników brzmi oczywiście donośniej niż rozproszonych i przygodnie korzystających z ich usług turystów. Ci ostatni często pozostają w nieświadomości, że okazanie, podczas wspólnego zwiedzania z grupą znajomych, swojego subiektywnie dobrego samopoczucia w zakresie wiedzy historycznej może być ocenione na mandat, nawet gdyby ów pyszałek okazał się profesorem historii, ale bez zdanego egzaminu przed urzędnikami właściwego Urzędu Marszałkowskiego. W końcu przeciętny obywatel ma prawo sądzić, że prawie ćwierć wieku temu, jeszcze za schyłkowej komuny, razem z muzykami, malarzami, dziennikarzami, piekarzami, szewcami, krawcami, stolarzami oraz przedstawicielami tysiąca innych zawodów, do grupy ryzyka odpowiedzialnych jedynie przed klientami wolnorynkowych samozwańców przesunięto także przewodników turystycznych.
W obronie upadającego ponoć za sprawą ministra Gowina zawodu przewodnika powstało w Krakowie Porozumienie Stowarzyszeń Przewodnickich. Swoje poparcie dla tej inicjatywy wyraził publicznie Andrzej Bobrowicz, olsztyński przewodnik turystyczny i sekretarz zarządu Koła Przewodników Turystycznych Oddziału Warmińsko-Mazurskiego. Pan Bobrowicz obawia się, że po uwolnieniu zawodu przewodnika dowiemy się, że na zamku w Olsztynie mieszkał Napoleon z panią Walewską, a Adolf Hitler produkował tam broń. Oczywiście wszystko jest możliwe. Także nieprawdziwe fakty z życia rodziny Raphaelsohnów, właścicieli olsztyńskich tartaków i cegielni o których poinformował pan Bobrowicz 23 marca tego roku czytelników Gazety Olsztyńskiej. Według jego wersji M.H. Raphaelsohn produkował watę higieniczną, choć w rzeczywistości była to wata odzieżowa. Firmę rzeczywiście założyli bracia Rudolf i Louis (nie Ludwik), tylko że Rudolf zmarł w 1902 r., nie mogli więc oni – jak twierdzi pan Bobrowicz – „w latach 20. przenieść działalności w pobliże linii kolejowej”. Dokonali tego już ich synowie Hermann i Hugo. Zagadką pozostaje również, dlaczego jedna z najbogatszych rodzin w Olsztynie miałaby „mieszkać na poddaszu tartaku”. Z kolei pani Marta Kruk, licencjonowana przewodniczka Warmii i Mazur, na łamach tej samej GO opowiada o dramacie jaki się zdarzył na terenie willi - poprzedniczki obecnej „Casablanki”. Według niej „Major August von Schoenebeck został zastrzelony przez Harolda von Groebena, który był kochankiem jego pięknej żony Antonii” Owszem, płk hrabia Harold von der Groeben, zwierzchnik mjr Schoenebecka, był podobno jednym z licznych kochanków „pięknej Antonii”, ale majora akurat zastrzelił ktoś inny: Hugo von Goeben, kapitan, a nie pułkownik, i do tego z innej formacji. Powyższe przykłady łatwo można zweryfikować w dobrze udokumentowanych publikacjach Rafała Bętkowskiego (Debata nr 14/2008 i jego książka „Olsztyn, jakiego nie znacie”). Nie piszę o tym po to, żeby się pana Bobrowicza i jego koleżanki po fachu szczególnie czepiać czy dyskredytować. Trudno powiedzieć ilu podobnie wiarygodnymi informacjami częstują turystów inni olsztyńscy przewodnicy, ale że tak jest, to dla mnie oczywiste. Dopóki bowiem wolność słowa będzie obejmowała publikacje historyczne, wraz z wolnością i ryzykiem pisania oczywistych bzdur, także o naszym regionie, to z przewodnikami inaczej nie będzie. Pogląd, że magisterium marszałkowskich egzaminatorów może być na to lekarstwem jest równie uprawniony jak zdanie się w sprawie prawdy historycznej na cenzurę. Ustępstwa jakie proponuje pan Bobrowicz ministrowi Gowinowi dotyczą jedynie możliwości zdania egzaminu w trybie eksternistycznym, bez części teoretycznej kursu przygotowującego do egzaminu. Bardziej zastanawiające jest to, że przeciwnikiem zamiarów ministra Platformy Obywatelskiej wobec zawodu przewodnika jest Anna Wasilewska, wicemarszałek województwa odpowiedzialna m.in. za turystykę. Urząd Marszałkowski jest na etapie wypracowywania oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Jeżeli zostanie ono utrzymane w duchu przekonań pani wicemarszałek Wasilewskiej, to warto byłoby zapoznać się z jego uzasadnieniem. Mam nadzieję, że nasi platformerscy ortodoksi wolnego rynku sięgną po argumenty mocniejsze niż te, którymi do swoich przymusowych usług przekonują reprezentanci przewodników. Kompromis w tej sprawie jest przecież na wyciągnięcie ręki. Niech organizacje przewodników same szkolą i egzaminują tych, którzy chcą się posługiwać przed turystami takim świadectwem swoich kwalifikacji. Publikującym swoje książki profesorom historii łatwiej o czytelniczą wiarygodność, ale nie przeszkadzają oni w pisaniu o tym samym pasjonatom historii po zawodówce, bo, jak uczy doświadczenie, prawdy warto i można szukać u jednych i drugich. Urzędowe pieczątki nie gwarantują na nią monopolu. To, czego i kogo chcą słuchać w roli przewodnika po historii niech rozstrzygają na własne umysłowe i finansowe ryzyko ludzie. Państwu polskiemu, jego marszałkom i przewodnikom nic do tego.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość