Miejski Ośrodek Kultury skomentował święto 2 maja tekstem pt. „zMOKła kura: Dzień Flagi”. W manifeście czytamy, że to święto „nie zachwyca”, gdyż z flagą narodową obnoszą się „faszyści i stadionowi bandyci”, z którymi autora łączy jedynie „parę czynności fizjologicznych”a to „Trochę mało, by świętować”.
Ponadto autor tej odezwy, Specjalista ds. Promocji MOK Mateusz Świątecki wyznaje, że „ma w dupie chwałę polskiego oręża” i zaklina, żeby nie oddawać życia za Rzeczpospolitą, bo „Nic nikomu nie jesteś winien, a Twoim głównym obowiązkiem jest – przetrwać”.
MOK, z chwilą objęcia w nim stanowiska dyrektora przez pisarza Mariusza Sieniewicza, stał się narzędziem realizacji jego lewicowych obsesji. Mieliśmy więc wystawę w galerii MOKu, w czasie obchodów stulecia Niepodległości Polski, która polegała na tym, że „Polacy Europy”, czyli każdy kto przyszedł do galerii „mógł malować co chce”, i tak się złożyło, że głównym motywem bohomazów były penisy, w tym penisy wyrastające z ogona orła stylizowanego na polskie godło oraz z waginy ukrzyżowanej kobiety.
Teraz, chyba w ramach symetrii i równouprawnienia, mamy wystawę sromów Marty Frej („Srom czyli wstyd”): „Wybrzmiewa tu pierwotna niezależność zwiastująca pierworodny grzech, który wmawia nam religia, wpędzając w poczucie winy – czytamy w katalogu wystawy. - Marta wyzwala kobiety z tego poczucia winy, tworząc waginę frywolną, wyzwoloną, mrugającą do nas okiem pra-waginy”. Artystka wzywa do „szczerej rewolucji obyczajowej”, która ma polegać na odrzuceniu wstydu, który „ciągnie się za naszą cywilizacją jak ogon”.
W ramach tej rewolucji, podczas Strajku Kobiet na budynku MOKu zawisł olbrzymi baner z napisem PIEKŁO KOBIET i błyskawicą a na przystankach MPK plakaty pt. „Inna historia Polski”, na których dowiedzieliśmy się np., że 11 listopada 1918 roku "rozpoczęła pierwszy sezon przechowalnia owoców w Podgórzycach", natomiast 15 sierpnia 1920 miał miejsce „cud przy Terespolskiej 34 w liczbie wyremontowanych aut, a 1 sierpnia 1944 rok: „Kolejne pokolenie gorczańskich salamander plamistych przeobrażało się z szarobrązowej postaci larwalnej w dorosłą – plamistą...” .
Z okazji „Święta Flagi” ustanowionego w 2004 roku, a więc nie przez prawaków i faszystów, a w czasach rządów SLD, na głównej witrynie MOKu zamieszczono tekst, którego autor ubolewa, że znów wszędzie zaczną powiewać i łopotać flagi, które z symbolu stały się gadżetem.
Akurat w Olsztynie biało-czerwona flaga to rzadki gadżet. Od lat pojawia się, zarówno 2 Maja, jak i 11 Listopada, na nielicznych domach i blokach mieszkalnych. Wyjątkiem są występy polskiej reprezentacji narodowej w piłce nożnej.
Do wspólnego świętowania Świąteckiego odstręcza to, że z tym „gadżetem” obnoszą się tacy członkowie wspólnoty, jak prawacy, którzy buczeli na Powązkach podczas wystąpienia żołnierki Powstania Warszawskiego Wandy Traczyk-Stawskiej, były minister nauki i edukacji z PiSu, uczestnik manifestacji 11 Listopada, który rzucił petardę w okno prywatnego mieszkania, „oflagowani bandyci stadionowi” i „ brodaty faszysta” (Grzegorz Braun). (Autor zapomniał wymienić jeszcze podpalacza budki strażniczej pod ambasadą Rosji podczas jednego z Marszów Niepodległości). Autor podkreśla, że z takimi osobnikami nic go nie łączy, poza „czynnościami fizjologicznymi, szerokością i długością geograficzną, może język, choć z tym różnie bywa. Trochę za mało, by świętować”.
Podzielam oburzenie Świąteckiego na takie zachowania, z tym, że mnie razi także chamstwo i agresja działaczy spod tęczowej flagi, obnoszących w pochodach portrety Matki Boskiej jako waginy, atakujących kościoły i zakłócających msze święte, skandujących publicznie „wypierd***ć” i „yeba*pis”.
Różni nas to, że nie wyciągam z tych przejawów chamstwa i agresji wniosku, iż każdy maszerujący z tęczową flagą, to bandyta, a każdy ze 100-tysięcy uczestników Marszu Niepodległości to faszysta, jak twierdzi Wyborcza, TVN24 a za nimi światowe media.
Dalej autor zapewnia, że szanuje pamięć o tych, którzy poświęcili życie „i właśnie dlatego nie wycieram sobie nimi gęby”. Zginęli, żebyśmy nie musieli „żyć na cmentarzu”. Podpisuję się pod tymi słowami, ale nie pod konkluzją: „Chwała polskiego oręża jest na tej ziemi prawie zawsze ważniejsza od uśmiechu do bliźniego, od wyciągniętej dłoni” i dlatego – trawestując wiersz Andrzeja Bursy – Świątecki „ma w dupie chwałę polskiego oręża”. Bursa miał „w dupie małe miasteczka”, gdyż ten sposób odreagował zarabianie na życie w czasach stalinowskich, jako dziennikarz, zmuszony do powielania kłamstw komunistycznej propagandy np. w reportażach „o perspektywach rozwoju małych miasteczek”.
Nasz MOKowski Bursa odreagowuje „akademie ku czci”. Proponuje nam w zamian przeżywanie polskości intymnie, prywatnie , „bo – cytując Tuwima – Być Polakiem – to ani zaszczyt, ani chluba, ani przywilej”. Też z tym się zgadzam, chociaż ja z reguły i od zawsze uśmiecham się do ludzi, nie musiałem czekać w tym celu na „Uśmiechniętą Polskę fajnopolaków z serduszkami przyklejonymi na piersiach, na rozkaz Tuska. Nie zgadzam się natomiast z serwowaną nam od kilku dziesięcioleci pedagogiką wstydu, który czyni z Polek i Polaków i w ogóle z polskości coś obrzydliwego i wstrętnego, faszystów, którzy antysemityzm wyssali z mlekiem matki i byli pomocnikami Hitlera w zagładzie Żydów. "Polskość to nienormalność" (D. Tusk). Dlatego Polaków trzeba "odpolszczyć", jak radził kilka lat temu Janusz Palikot: "Polacy muszą się wyrzec swojej polskości".
Polacy mieli szansę zapaść się pod ziemię, gdy caryca Katarzyna II, cesarz Austrii Józef II i król Prus Fryderyk II litościwie wzięli ich pod swoją opiekę. Nie skorzystali z okazji ogłupieni przez Piłsudskiego, Dmowskiego i Witosa. Dostali po raz drugi szansę, gdy „Hitler i Stalin zrobili co swoje”, niestety znów tego nie docenili i stało się to, o co zawsze drżał Adam Michnik, że dasz Polakowi wolność, to zaraz z jego duszy wypełznie faszyzm i antysemityzm.
To drżenie Michnika udzieliło się też Świąteckiemu, który we wcześniejszym swoim tekście napisał: „Liczba analogii przedwojennego Berlina do polskiej współczesności podniosłaby mi włosy na głowie, gdybym je miał. Zapluty radykalizm światopoglądowy, bieda narastająca jak przypływ, moralna pustka, wzajemna pogarda, histeria artystycznych skurczów i agonia nadziei….”.
Na szczęście na białym koniu przybył z Brukseli Donald Tusk i nadzieja odżyła.
Skwitowałbym te wynurzenia autora uśmiechem, gdyby na tym zakończył. Ale nie mogłem, gdyż autor kończy swój ideowy manifest, cytując zakończenie wierszyka Bełzy „Katechizm polskiego dziecka”: A w co wierzysz? — W Polskę wierzę. — Coś ty dla niej? — Wdzięczne dziecię. — Coś jej winien? — Oddać życie”. I komentuje:
„Z okazji Dnia Flagi Rzeczypospolitej Polskiej zaklinam Cię na wszystko, mój Synu: nie czytaj tych bredni. Nic nikomu nie jesteś winien, a Twoim głównym obowiązkiem jest – przetrwać”, bo „Tam ojczyzna – gdzie dobrze”.
W tym poglądzie Świątecki nie jest sam. „Sorry Polsko” – śpiewa Maria Peszek - „Gdyby była wojna, Nie oddałabym ci Polsko,ani jednej kropli krwi”.
Identycznie uświadamiała polskich żołnierzy przed szturmem na Monte Cassino niemiecka rozgłośnia propagandowa, której spikerka Wanda, posługując się nienaganną polszczyzną z gigantofonów pytała „Polaku, chcesz tu umierać?”
Gdyby i Ukraińcy przyjęli filozofię „przetrwania” może dzisiaj ich miasta nie zamieniłyby się w kupę gruzów i nie zginęłoby ich tylu? Mateusz Świątecki ma prawo wzdrygać się na widok polskich symboli narodowych w rękach „faszystów” . Ma prawo „przetrwać”, gdy przyjdą „i kobami w drzwi załomocą”. Tak jak zrobiły to tysiące ukraińskich mężczyzn, uciekając przed wojną „tam gdzie dobrze” i teraz kupują „żółte papiery”, żeby nie trafić na front.
Tylko czy witryna samorządowej instytucji kultury powinna być miejscem na takie manifestacje w momencie, gdy żyjemy w czasie śmiertelnego zagrożenia naszej wolności i niepodległości, a większość mieszkańców Polski już od dawna podziela filozofię Świąteckiego „przetrwalizmu”?
Tak wynika z badań zrealizowanych w ramach projektu pt. „Polskość w XXI wieku. Rodzaje identyfikacji narodowej, ich podłoże i konsekwencje”, przez Laboratorium Poznania Politycznego Instytutu Psychologii PAN. Badaczka dr hab. Marta Marchlewska zaprezentowała ich wyniki w tekście pt. „Ta wstrętna polskość” na łamach „Plusa Minusa” z 4 maja, pisząc: „z badań można wyciągnąć bardzo smutny wniosek: prawie 60 proc. Polaków ma pewnego rodzaju problem z polskością”.
Pierwsza grupa po prostu wstydzi się Polski. Osoby te myślą o sobie głównie jako o Europejczykach, jednak „nie idzie ona w parze z dbałością o Polskę. Co więcej, wydaje się raczej pewną fasadą, a nie autentycznym przywiązaniem do europejskiej wspólnoty”.
„Druga grupa, większa, najbardziej liczna wśród wyróżnionych, to ci, u których Polska nie wywołuje ani pozytywnych, ani negatywnych emocji. W zasadzie bycie Polakiem jest im obojętne. Rzec można, że towarzyszy im „narodowa znieczulica”. Zachęcenie więc tej grupy do działania w dbałości o rozwój naszej wspólnoty wydawać się może syzyfową pracą”.
Badaczka w zakończeniu wzywa wszystkie elektoraty do wywierania presji na rządzących naszym krajem, by podjęli działania nad kształtowaniem od małego „bezpiecznej identyfikacji z narodem”, rozumianej jako poczucie odpowiedzialności za naszą wspólnotę. ”Inaczej niedługo możemy obudzić się w kraju, w którym 100 proc. obywateli będzie miało problem z tym, kim jest i gdzie mieszka. Taki stan rzeczy nie będzie z pewnością korzystny dla osób, które w Polsce żyją i które życzą Polakom dobrze”.
W przypadku Polek i Polaków przyjęcie filozofii „przetrwania”, w konsekwencji oznacza ogłoszenie kapitulacji, zgodę na „ruski mir”, na zostanie zostanie ruskim rabem.
Adam Socha
Zastanawiam się, czy samorządowa instytucja kultury jest aby właściwym i odpowiednim miejscem na realizację lewicowych obsesji i doktryn ideologicznych?
Z tym pytaniem zwróciłem się do prezydenta Olsztyna, przewodniczącego rady miasta i radnych. Dodałem, że uważam, iż Świątecki ma prawo do głoszenia takich poglądów, ale na prywatnym blogu a nie jako pracownik MOKu, który utrzymywany jest z podatków wszystkich mieszkańców, w tym także tych, którzy wywieszą 2 maja flagę narodową (w Olsztynie to rzadkość).
Z tym pytaniem zwracam się też do Czytelniczek i Czytelników, mieszkanek i mieszkańców Olsztyna.
Możliwe jest też inne wyjście. Dyrektor MOKu Mariusz Sieniewicz na moje pytanie, czy utożsamia się z treścią manifestu Mateusza Świąteckiego i zatwierdził jego opublikowanie, potwierdził i odpisał mi m.in.: „Każdy ma prawo wyrażać i praktykować własne poglądy, zwłaszcza w kulturze i sztuce - z jednym zastrzeżeniem: nie mogą one naruszać wolności drugiego człowieka”.
Wobec tego wysłałem moją polemikę z tekstem Mateusza Świąteckiego do Dyrektora Sieniewicza. Miałem nadzieję, że Dyrektor nie zakwalifikuje mojego tekstu jako „naruszającego wolność drugiego człowieka”?
Wyraziłem też nadzieję, że prawo do wyrażania własnych poglądów otrzymają także inni mieszkańcy Olsztyna i będą mogli zamieszczać swoje felietony i stanowiska w reakcji na felietony i stanowiska pracowników MOKu. Chociaż zdaję sobie sprawę, że niewielu będzie miało odwagę polemizować, gdyż wkrótce pod obrady sejmu wejdzie projekt ustawy o "mowie nienawiści", a wówczas za poglądy krytyczne wobec lewicowej nowomowy będzie się lądowało za kratkami.
ODPOWIEDŻ DYREKTORA MOK MARIUSZA SIENIEWICZA
Szanowny Panie Adamie,
mija wiele lat naszych "debat", a Pan wciąż nie rozumie ducha wolnej, niesterowalnej kultury.
Nie rozumie Pan przywołanego tekstu. Nie rozumie Pan jego gatunkowości (felieton), nie rozumie Pan tematu i autorskiego rozwinięcia. Nie mieści się Panu w głowie, że autor może posiadać własne zdanie. Nie mieści się Panu w głowie, że nikt tekstu nie kreśli, nie cenzuruje, nie sprawuje zarządczego nadzoru. Szczerze powiedziawszy jest mi Pana żal: wszędzie widzi Pan spisek, ukryty plan sił wyższych.
Proszę Pana, tekst NIE JEST "manifestacją polityczno-ideologiczną" (jak sugeruje Pan w mailu Prezydentowi Grzymowiczowi i Prezydentowi-Elektowi).
Dryfuje Pan w stronę ignoranta - przepraszam, nie chcę Pana obrażać, stwierdzam prosty fakt. Tekst jest osadzony w spuściźnie Słowackiego, Norwida, Wyspiańskiego, Gombrowicza, Tuwima, Iwaszkiewicza, Miłosza, Herberta. Ich też Pan nazwie ideologami? Ten tekst to klasyczne przeniesienie idei Błońskiego i Sandauera.
Odpowiadając konkretnie:
1. Tak, za moją zgodą został opublikowany tekst.
2. Nie wiem, jakie poglądy ma autor - Mateusz Świątecki. W Miejskim Ośrodku Kultury nie uzgadniamy poglądów, nie wartościujemy ich, nie negocjujemy "pod dyrektora" i "pod Prezydenta". Każdy pracownik ma własny JAKO CZŁOWIEK I TWÓRCA. Dla mnie liczy się wrażliwość, empatia, wspólnotowość, człowiecze rezonowanie naszych działań, a nie tępe i kwadratowe doktrynerstwo.
3. Pan nie rozumie specyfiki funkcjonowania instytucji kultury. Bowiem, w analogiczny jak wyżej sposób: "nie ustalamy" w MOKu poglądów, by były zgodne z poglądami Prezydenta, Prezydenta-Elekta i pani Dyrektor Wydziału Kultury. To byłby konformizm i kunktatorstwo, tworzylibyśmy bandę ideowych wazeliniarzy. Jestem wdzięczny Prezydentowi Grzymowiczowi, że nigdy ani na mnie, ani na pracownikach MOKu, ani na artystach z MOKiem współpracujących nie wymuszał "słusznych" poglądów. Wierzę, że Prezydent-Elekt będzie postępował podobnie jako wolnościowiec. Pana wizja rzeczywistości jest upiorna. Ma zapanować jeden pogląd - obowiązujący wszystkich. Od Prezydenta w dół, przez Wydział Kultury, instytucje kultury, po dyrektorów instytucji i ich pracowników. Jeden pogląd, jeden głos, jedna wizja! Kojarzy się to Panu z czymś z przeszłości... Brr...Tymczasem, drogi Panie Adamie, żyjemy i chcemy żyć w wolnym świecie. Każdy ma prawo wyrażać i praktykować własne poglądy, zwłaszcza w kulturze i sztuce - z jednym zastrzeżeniem: nie mogą one naruszać wolności drugiego człowieka. Felieton Mateusza Świąteckiego nie narusza wolności innych ludzi, nie atakuje ich, nie wyklucza, nie wyrzuca poza obręb wspólnoty. I jako taki jest zgodny z koncepcją programową MOK (odsyłam do BIP). Proszę ze zrozumieniem przeczytać końcowe słowa tekstu:
"Przy Dniu Flagi marzy mi się naiwnie Polska, w której – zamiast wymachiwać bezrefleksyjnie kawałkiem materiału – Polacy staną się dla siebie życzliwi. Zadumają się, ale nie nad krwią i blizną, tylko nad sąsiadem, nad kolegą zza biurka, nad kierowcą z auta obok i nad klientką, stojącą przed nimi w sklepowej kolejce. „Rozluźnić to nasze oddanie się Polsce! Oderwać się choć trochę! Powstać z klęczek!” – pisał Gomber. „Uzyskać – to najważniejsze – swobodę wobec formy polskiej, będąc Polakiem być jednak kimś obszerniejszym i wyższym od Polaka!”. Bo w istocie nie jesteśmy TYLKO Polakami. Jesteśmy też ojcami, partnerkami, brunetami, gejami, prezeskami, dziećmi, kasjerami. I dopiero w miriadach tych określników, z których każdy zasługuje na jakąś flagę, rysuje się nasz kontur prawdziwy. Ibi patria, ubi bene. Tam ojczyzna – gdzie dobrze.
To jest nowa forma patriotyzmu - intymna, prywatna, lokalna, zwrócona na życie i drugiego człowieka. I tu również wystarczy więcej oczytania (zachęcam!).
Transgresywnie starała się to robić Nowa Fala - Zagajewski, Kornhauser, Barańczak. Inkluzywnie "Nowe Roczniki" zwane też "Nową Prywatnością" - Benka, Czekanowicz, Brakoniecki (nieprzypadkowo nazwę tej formacji stworzyła Maria Janion). Tylko człowiek o złych intencjach może wsączać jad podejrzliwości w wymowę tekstu Świąteckiego.
Panie Adamie, krótkie korepetycje z historii literatury przesyłam z uśmiechem, więcej wiary (katolickiej, gnostycznej, wszelakiej): MOK Olsztyn jest wolną instytucją miasta, daleką od ideologizacji. Proszę nas nie wciągać w orbitę swoich obsesji. Pod Pana piórem lęgną się demony. A Mateusza Świąteckiego wszyscy powinniśmy uważnie czytać. Ma ponadprzeciętny zmysł obserwacji naszej olsztyńskiej rzeczywistości.
Pozdrawiam serdecznie,
Mariusz Sieniewicz
Szanowny Pan
Mariusz Sieniewicz
Dyrektor MOKu
Dziękuję Panu za szybką odpowiedź i obszerne wyjaśnienie swojego stanowiska. Napisał Pan m.in.: „Każdy ma prawo wyrażać i praktykować własne poglądy, zwłaszcza w kulturze i sztuce - z jednym zastrzeżeniem: nie mogą one naruszać wolności drugiego człowieka”.
Wobec tego załączam moją polemikę z tekstem Mateusza Świąteckiego i domagam się jej opublikowania. Mam nadzieję, że nie zakwalifikuje Pan mojego tekstu jako „naruszającego wolność drugiego człowieka”?
Mam też nadzieję, że ogłosi Pan również prawo do wyrażania własnych poglądów na witrynie MOKu także innym mieszkańcom Olsztyna, którzy chcieliby odpowiedzieć na felietony pracowników MOKu.
Pozdrawiam i życzę pięknej Majówki
Adam Socha
Dzień dobry, Panie Adamie,
uwaga wydawnicza: domaga się Pan opublikowania przez przeze mnie polemiki z Mateuszem Świąteckim. Jednak wysłana do mnie polemika jest dokładnie tym samym tekstem, co tutaj. Pozostając przy Pana słabości do języka rosyjskiego: toćka w toćkę. Rozumiem zatem, że chodzi o przedruk z "Debaty" na stronach MOK-u. Tak? Po co jednak, skoro Pan tutaj już zamieścił polemikę. Jest ogólnie dostępna. Nie publikujemy tekstów publikowanych wcześniej.
Rudi z Antonio prosili, żeby Pana pozdrowić, co czynię.
Mariusz Sieniewicz
Szanowny Panie, nie ma znaczenia, gdzie opublikowałem moją polemikę. Domagam się jej publikacji w tym miejscu, w którym ukazał się tekst, do którego się odnoszę. Czytelnicy "Debaty" nie są tożsami z czytelnikami tekstów Pana Mateusza Świąteckiego na stronie MOKu. Niech Pan nie wykręca się, tylko jako wielki piewca wolności słowa opublikuje moją polemikę.
Pozdrawiam Adam Socha
Szanowny Panie Adamie,
niestety, nie mam dobrych wiadomości. W sprawie Pańskiej publikacji musiałem się skontaktować z moim łącznikiem prowadzącym w Baden-Baden. Ten z kolei uruchomił samą wierchuszkę w centrali Frakcji Czerwonej Armii w Zurychu. Przed momentem dostałem szyfrogram: "Socha? Ten, co nas przejrzał i zdemaskował agenta Santa Mateo? Nie publikować! Pod żadnym pozorem! Rewolucja trwa! A Santa Mateo wysłać na urlop. Niech zniknie, wyjedzie, niech sprawa przyschnie."
Przykro mi, przepraszam. Zrobiłem, co mogłem.
Proszę mnie zrozumieć, rodzinę mam, dzieci.
Mariusz Sieniewicz
Szanowny Panie Adamie
Po pierwsze: udzieliłem już Panu odpowiedzi w formie mailowej.
Po drugie: jeśli oczekuje Pan kolejnych oświadczeń, proszę kontaktować się ze mną drogą służbą, oficjalną. Wciąż pisze Pan do mnie na prywatny adres.
Po trzecie: uprawia Pan kłamstwo i insynuację. Począwszy od łączenia MOK z jakimiś aktami terroryzmu, po uparte wbijanie do głów wszystkim respondentom, że powstał jakiś manifest polityczny, odezwa. To totalna brednia.
Po czwarte: nie będę się odnosił to Pana zaczepek, póki nie przestanie Pan obrażać i mnie, i pracowników MOK, przypisywać nam jakiej upiornej łączności z aktami terroryzmu. Uprawia Pan dziennikarski trolling. Proszę przeczytać swój tekst - to nie jest przestrzeń inicjująca dialog.
Dopóki nie zaprzestanie Pan takich praktyk, rozmowę uznaję za mocno zawieszoną. A w trybie oficjalnym, pod oficjalnym adresami będę Panu odpowiadał zgodnie z obowiązującymi przepisami, ale i w granicach mojej woli - nie Pańskiej.
Mariusz Sieniewicz
Szanowny Pan
Mariusz Sieniewicz
Dyrektor MOK w Olsztynie
Szanowny Panie Dyrektorze,
Po raz ostatni zwracam się do Pana o opublikowanie mojej polemiki z tekstem Pana Mateusza Świąteckiego.
Załączony tekst spełnia Pana wymagania, tzn., w niewielkiej tylko części zawiera fragmenty z tekstu opublikowanego na portalu debata.olsztyn.pl oraz usunąłem z niego fragment o historii i celach Nowej Lewicy, który Pana zdaniem obrażał pracowników MOKu.
Jednocześnie mam pytanie:
1. Czy zgodzi się Pan na to, żeby także inni mieszkańcy Olsztyna, nie podzielający poglądów Pana Mateusza Świąteckiego, mogli z nim polemizować na witrynie MOKu?
2. Czy zgodzi się Pan na to, żeby także inni mieszkańcy Olsztyna, nie podzielający poglądów Pana Mateusza Świąteckiego, mogli prowadzić swój blog na witrynie MOKu?
Pozdrawiam
Adam Socha
Do wiadomości:
Prezydent Miasta Olsztyna
Przewodniczący Rady Miasta Olsztyna
Radni
Odpowiedź radnych Śląskiej-Zyśk, Klonowskiego i Nojmana na mój list w sprawie MOKu
Na zdjęciu praca uczniów Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Pudliszkach
Skomentuj
Komentuj jako gość