Jak Gazeta Olsztyńska zrelacjonowała procesy Debaty? „Za komuny najgorliwsi piewcy reżimu rekompensowali sobie ciężar tego cuchnącego ładunku przydziałem na mieszkanie, talonem na samochód czy możliwością zakupów za „żółtymi firankami”. Dzisiaj tłumaczą, że „takie były czasy”. Kłamstwa na temat Pawła Warota w sytuacji, gdy ten musi przeprosić za ogólne wrażenie artystyczne swojego tekstu oraz przejmujące milczenie w sprawie procesu przegranego przez kolegę prezesa „Edytora” z Warmińsko-Mazurskiego Klubu Biznesu to wyraźny sygnał gotowości przyjęcia na siebie kolejnego, „gównianego” ciężaru”- pisze Bogdan Bachmura
W piątkowym wydaniu Gazety Olsztyńskiej red. Ewa Mazgal poinformowała czytelników, że „Historyk IPN musi przeprosić Szymochę”. W dalszej części krótkiej notatki postanowiła wprowadzić czytelników w błąd informacjąc, że „Szymocha pozwał Warota za informację o jego rzekomej współpracy z SB w latach 80. ubiegłego wieku. Artykuł o tym Warot zamieścił w listopadowym numerze „Debaty”. Celowo używam słowa „postanowiła”, ponieważ błąd osoby która była na procesie i zapewne czytała artykuł zaczynający się od słów: „W PRL red. Zdzisława Szymochę esbecja nie zwerbowała na tajnego współpracownika”, można stanowczo wykluczyć. Co więcej, Pani redaktor postanowiła oszczędzić czytelnikom informacji o zakończonym jednocześnie procesie z powództwa Andrzeja Dowgiałło przeciwko Adamowi Socha i Fundacji Debata w którym Sąd Okręgowy oddalił wszystkie zarzuty, choć ciężar gatunkowy tej sprawy, za względu na osobę powoda i kontekst artykułów Adama Sochy dotyczący głównie marszałka Jacka Protasa, był nieporównanie większy.
W prywatnych rozmowach z dziennikarzami słyszę o „przeredagowanych” tekstach, o decyzjach zapadających „na górze” i porozumiewawczym: „wiesz przecież, w jakiej gazecie pracuję”. Jeden z sędziów opowiadał ostatnio o sprawie przeciwko dziennikarzowi który tłumaczył, że w podpisanym przez niego artykule nie zostawiono ani jednego oryginalnego zdania. O obliczu dzisiejszego dziennikarstwa, zwłaszcza w mediach lokalnych, decyduje w znacznym stopniu niepewność zatrudnienia, zaciągnięte kredyty i karierze na każdych warunkach. Rozmawialiśmy o tym niedawno podczas debaty „Wolność słowa w mediach lokalnych”. Ale istnieje granica kompromisu, której przekraczać dziennikarzowi nie wolno. Nie tylko z powodu zobowiązań wobec czytelników, ale także elementarnego, samozachowawczego instynktu nakazującego solidarność za każdym razem, gdy istnieje podejrzenie, że za atakiem na niezależność dziennikarzy kryją się politycy. Przekroczenie bezpiecznych granic kompromisu powoduje bowiem wcześniej czy później zderzenie z regułą Raymonda Chandlera: „Im więcej gówna możesz unieść, tym więcej go dostaniesz”. Za komuny najgorliwsi piewcy reżimu rekompensowali sobie ciężar tego cuchnącego ładunku przydziałem na mieszkanie, talonem na samochód czy możliwością zakupów za „żółtymi firankami”. Dzisiaj tłumaczą, że „takie były czasy”. Kłamstwa na temat Pawła Warota w sytuacji gdy ten musi przeprosić za ogólne wrażenie artystyczne swojego tekstu oraz przejmujące milczenie w sprawie procesu przegranego przez kolegę prezesa „Edytora” z Warmińsko-Mazurskiego Klubu Biznesu to wyraźny sygnał gotowości przyjęcia na siebie kolejnego, „gównianego” ciężaru. Niestety, w czasach gdy w pogoń za kasą i sukcesem ruszyły miliony o wyrozumiałość wobec zwykłego draństwa dużo łatwiej. Obawiam się jednak, że na to ze strony Pawła Warota redaktor Mazgal liczyć nie może i bez sprostowania tym razem się nie obędzie. Może czasami więc lepiej pójść za radą Stanisława Jerzego Leca, i interesować się g…tylko wtedy, gdy jest nawozem.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość