„Debata” obywa się bez reklam i reklamy. Wśród mniejszości ukraińskiej w Polsce szansę na zetknięcie się z jej przekazem mają głównie Ukraińcy z terenu Warmii i Mazur. Stefan Migus – członek Rady Głównej Związku Ukraińców w Polsce (ZU w P), dziennikarz Radia Olsztyn, a nade wszystko żurnalista „Naszego Słowa”, postanowił wśród całej społeczności ukraińskiej w szczególny sposób – metodą à rebours – rozpropagować „Debatę”.
A.Wołos
Zdefiniował ją jako pismo „znane ze swych antyukraińskich tekstów– oskarżeń wysuwanych pod adresem ukraińskich liderów, zarówno na Ukrainie, jak i w Polsce i na świecie – polityków, dyplomatów, hierarchów cerkwi, aktywu ZU w P, diaspory w USA i w Kanadzie, a także ukraińskiej szkoły w Górowie Iławeckim, która ponoć przeszła w ręce ukraińskich nacjonalistów”.[1]
Stefan Migus już od ponad trzydziestu lat trudni się dziennikarstwem na użytek „Naszego Słowa” – jest członkiem zespołu redakcyjnego tego tygodnika. Do momentu upadku PRL gazeta pełniła rolę oficjalnego organu Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno – Kulturalnego (UTSK). Obecnie jest wydawana przez ZU w P.
Jak zatem traktować ustalenie zawartości pojęcia „Debata” dokonane przez Stefana Migusa? Co za intencje przyświecały autorowi, który deklaratywnie, co wynika z jego innych tekstów, ze szczególną estymą podchodzi do „utrzymania wielokulturowej harmonii” w naszym regionie? Czy fragmenty odnoszące się do „Debaty” to polemika z zamieszczanymi tam poglądami, czy bezpodstawne etykietowanie periodyku, który jest mu niewygodny? Którym sensem pojęcia „debata” uwiera Stefana Migusa desygnat zmaterializowany w postaci wolnego regionalnego medium?
W pierwszym numerze nowego pisma - „Grekokatolicy.pl”, zamieściłem artykuł odnoszący się do powyższych kwestii.[2] Polską wersję tekstu prezentuję poniżej.
Wolność słowa na kartki
Bardzo groźnym zjawiskiem dla upadającego systemu komunistycznego w Polsce lat 80. była niezależna wymiana myśli, pojawienie się tzw. „drugiego obiegu” i wydawanie przez środowiska opozycyjne druków ulotnych, prasy, broszur, a nawet książek poza zasięgiem cenzury. Podobnie było na Ukrainie. Krytyczne wobec komunistycznej „werchiwki” („góry” – w sensie władzy) teksty ukazywały się w tzw. „samwydawie”. Złamanie monopolu informacyjnego władz było pierwszym celem opozycjonistów, a wolność słowa ich pierwszym postulatem. Służba Bezpieczeństwa PRL pieczołowicie zbierała informacje na temat każdego przypadku rozpowszechniania ulotek, miejsca produkcji oraz kanałów dystrybucji „literatury antysocjalistycznej”. W esbeckim żargonie kolportaż druków ulotnych oraz niezależnej publicystyki określano mianem „szkodliwego aktu politycznego”.
21 marca w tygodniku „Nasze Słowo” ukazał się artykuł autorstwa Stefana Migusa pt. „Doktorska prawda” poświęcony przede wszystkim deprecjacji wypowiedzi dr. Władysława Kozubla, zamieszczonej w niezależnym miesięczniku „Debata”. Wywiad z dr. W. Kozublem przeprowadził redaktor naczelny pisma Dariusz Jarosiński. Rozmowa dotyczyła problemów związanych z lustracją wewnątrz środowiska ukraińskiego w Polsce.[3]
Stefan Migus, pisząc na łamach „Naszego Słowa”, nie dostrzegł problemu w tym, że Związek Ukraińców w Polsce nie podjął tematu rozrachunków z przeszłością działaczy tej organizacji. Przeciwnie, kłopot jemu sprawił już sam temat lustracji, a głoszenie potrzeby jej przeprowadzenia wywołało „alergiczną reakcję”.
W 1983 r. Stefan Migus rozpoczął pracę na stanowisku starszego redaktora w zespole wydawanej właśnie od tego roku popołudniówki „Dziennik Pojezierza”. Decyzja o utworzeniu w Olsztynie pierwszej gazety popołudniowej zapadła w październiku 1982 r. Z kandydatami do redakcji SB zaplanowała rozmowy profilaktyczne. Miał je przeprowadzić pion II, tj. kontrwywiad.[4] Jak widać Stefan Migus pozytywnie przeszedł weryfikację i zaliczono go do „odpowiednich kadr zespołu dziennikarskiego”. Tu rodzi się pytanie, czym zasłużył sobie na zaufanie esbecji? Naczelnym redaktorem nowego pisma został Andrzej Bałtroczyk, wcześniej kierownik Wydziału Ideologiczno – Wychowawczego w Komitecie Wojewódzkim PZPR w Olsztynie.
W „Dzienniku Pojezierza” S. Migusowi powierzono bardzo ważne, z punktu widzenia władz, zadanie, tj. budowę i umacnianie pozytywnego wizerunku Milicji Obywatelskiej, ukazywanie jej skuteczności, wychwalanie osiągnięć. Źródłem informacji do tekstów podpisywanych przez S. Migusa była właśnie Milicja. S. Migus jawnie współpracował z tym organem peerelowskiej władzy. Czynił to wbrew opinii społecznej, dla której w latach 80. XX wieku skróty MO, SB, ZOMO, ORMO kojarzyły się jak najgorzej. S. Migus kreował na łamach „Dziennika Pojezierza” pozytywny obraz MO – instytucji, która ściśle współpracowała z SB. Funkcjonariusze obu służb doskonale się znali, wspólnie obchodzili resortowe święta, a na zewnątrz postrzegani byli jako zbrojne ramię – aparat przymusu władzy komunistycznej.
S. Migus pozyskiwał informacje m.in. z Komendy Miejskiej MO w Olsztynie. Chodził tam po opisy spraw i ciekawostki, które następnie publikował w „Dzienniku Pojezierza”. To wtedy właśnie jego biografia wzbogaciła się o licznych znajomych w milicyjnych uniformach.
Pierwszy artykuł S. Migusa – opublikowany jeszcze w numerze próbnym „Dziennika Pojezierza” – w dniu 13 stycznia 1983 r., nosił tytuł: „Wzorem Arsena Lupin. Włamywacze za kratkami – śledztwo trwa” i dotyczył szajki włamywaczy z okolic Biskupca, trudniącej się m.in. handlem … kartkami na mięso. Później umieszczał również artykuły związane np. z Towarzystwem Przyjaźnie Polsko – Radzieckiej (TPPR): „Upowszechnianie idei przyjaźni wśród młodzieży. Plenum ZW TPPR w Olsztynie, 3 kwietnia 1984”. Związek Sowiecki był największym wrogiem ukraińskiej państwowości, natomiast S. Migusowi – dziennikarzowi, a zarazem członkowi olsztyńskich struktur UTSK, zupełnie wtedy nie przeszkadzała upowszechniana przezeń wizja przyjaźni z komunistycznym imperium.
Stefan Migus zaliczał się w PRL do kategorii osób cieszących się zaufaniem władz i milicji. Należał do tzw. „ludzi usłużnych” , tj. w pełni lojalnych wobec panującego systemu. Był dobrze zorientowany w terminologii i strukturze MO i SB, także w metodach ich działania.[5] W 1988 r. dojrzały jego komunistyczne sympatie – wstąpił do PZPR. Stało się to w momencie destrukcji systemu, gdy nawet „stara gwardia” opuszczała szeregi partii. Być może wierzył, że uda się jeszcze uratować „socjalistyczną ojczyznę”.
***
Okazuje się, że i współcześnie, 20 lat po upadku komunizmu oraz pomimo ustawowych gwarancji, wolność słowa może być ograniczana. Dzieje się tak wówczas, gdy zamiast rzetelnej publicystyki czytelnik otrzymuje treść wyprodukowaną przez dziennikarza nawykłego do spełniania zachcianek swoich mocodawców. Wtedy – w okresie PRL – wbrew społecznym odczuciom i opiniom, Stefan Migus kreował pozytywny wizerunek milicji i przyjaźni polsko – radzieckiej, teraz czyni tak w stosunku do wybranych osób. Jednocześnie jest gotów dyskredytować każdego, kto przyjmuje inne stanowisko. Czytając artykuły S. Migusa, można odnieść wrażenie, że jego dziennikarska mentalność zatrzymała się na 1983 r.
Nieodparcie nasuwa się refleksja, że istnieje nadal kategoria ludzi, którzy tęsknią za reglamentacją, kartkami na cukier, mięso i … wolność słowa.
Post scriptum
Stefan Migus, po zainstalowaniu się w 1983 r. w „Dzienniku Pojezierza”, zaczął propagować działalność Mirona Sycza (został on wówczas przewodniczącym RU ZSP).[6] Migus, pisujący równolegle do „Naszego Słowa”, zajął się intensywnie upowszechnianiem wiedzy na temat osoby M. Sycza z chwilą, gdy ten wszedł do struktur samorządowych. Migusowi nigdy nie przeszkadzała pezetpeerowska przeszłość obecnego posła PO, obaj wzajemnie się wspierali. Symbioza Migus – Sycz trwa po dziś dzień, ku ich obopólnej medialno – politycznej korzyści.
W odległym 1984 r. oficer SB zauważył, że S. Migus nie ulega prośbom tych czytelników, którzy listownie domagali się publikowania tekstów dotyczących tła historycznego i sylwetek osób walczących o niepodległą Ukrainę. Esbecja z uznaniem odnosiła się do tego, że pisał, nie wykraczając poza dozwolone ramy.[7]
Przyuczony - nawet dziś, nie narusza granic nakreślonych niewidzialną ręką PRL.
Jerzy Necio- Nauczyciel historii, Ukrainiec o łemkowskich korzeniach. Publikował m.in w wydawnictwach Wspólnoty Kulturowej "Borussia" , do której należy. Publicysta miesięcznika Debata.
[1]Stefan Migus, Doktorska „prawda” i „dalsze kroki” albo należy zaczynać od siebie. „Nasze Słowo” 2010, nr 12, s. 7.
We wstępie do w/w artykułu S.Migus napisał: „Do budowania przyszłości na prawdzie nawołuje doktor nauk humanistycznych – Władysław Kozubel z Górowa Iławeckiego. Po przeczytaniu przeprowadzonej z nim rozmowy na łamach olsztyńskiego czasopisma „Debata” (znanego ze swych antyukraińskich tekstów (…)), od razu przypomina się , jak to w czasach komunistycznych kwalifikowano prawdę – mówiło się, że jest całkowita prawda, prawda i g…no prawda. Pan doktor choć bardzo się stara przekonać, że mówi prawdę, to jego wypowiedzi trzeba zaliczyć do trzeciej kategorii.”
[2] Jurij Necio, Swoboda słowa na talony, „Grekokatolicy.pl” 2010, nr 1, s.19 – 20.
[3] Por. Rozmowa z dr. Władysławem Kozublem – „Przyszłość winniśmy budować na prawdzie”, „Debata” 2010, nr 1/28, s. 5-6.
[4] A IPNBi 064/123/4 – Oceny miesięczne sytuacji pod względem operacyjnym. Ocena z 02.11.1982 r.
[5] A IPNBi 0088/2597 – Informacja operacyjna z 13.11.1984 r.
[6] A IPNBi 0089/2033 – Uzupełnienie meldunku operacyjnego z dnia 28.04.1983 r.
[7] A IPNBi 0088/2597 – Raport o zezwolenie na pozyskanie w charakterze tajnego współpracownika, 04.09.1984 r.
Skomentuj
Komentuj jako gość