Znany olsztyński historyk dr. hab. Jan G., prof. UWM oraz jego żona, też historyk dr Joanna Ś. usłyszeli w poniedziałek wyrok w sprawie „zbrodni VATowskiej”. Sąd Okręgowy w Olsztynie skazał Jana G. na karę 5 lat i 3 miesięcy pozbawienia wolności, karę grzywny w wysokości 20 tys. zł oraz przepadek korzyści osiągniętych z przestępstwa w kwocie 191.962 zł, natomiast Joanna Ś. została skazana na 1 rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata i 1 rok prac społecznych oraz karę grzywny w wysokości 20 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny i obrońcy obojga oskarżonych zapowiedzieli apelację. Sąd nie uwzględnił wniosku obrońcy i prośby Jana G. zwolnienia z aresztu, w którym przebywa od 9 grudnia 2021 roku, z powodu złego stanu zdrowia.
Przestępczy proceder para zaczęła w marcu 2019 roku – powiedział sędzia Bartłomiej Gądecki w uzasadnieniu ustnym wyroku . - Wówczas to Joanna Ś. Rejestruje spółkę „Centrum Biznesu i Operacji Gospodarczych Joanna Ś.”, a następnie przekazuje pełnomocnictwo do jej prowadzenia wraz dostępem do konta bankowego mężowi. Spółka nie posiadała żadnego majątku, nikogo nie zatrudniała, a siedzibę miała w pomieszczeniu wynajętym od spółdzielni mieszkaniowej.
Wcześniej Jan G. spotkał się z Arkadiuszem L. i Izabelą K.-R. i zaoferował im „optymalizację podatkową”, czyli wystawianie fikcyjnych faktur kosztowych VAT na „nieograniczone kwoty” spółkom, by w ten sposób mogły zmniejszać swoje koszty i odzyskiwać nienależny podatek VAT. Arkadiusz L. wszedł w ten interes i Jan G. - w imieniu Joanny Ś. - zaczął taśmowo produkować fikcyjne faktury. Wystawiał je spółkom na terenie całego kraju za dostarczanie pracowników, szalunku na budowę, świadczenie usług konsultingowych, logistycznych, prowadzenie szkoleń, sprzedaż np. ziemi czy koparki.
W sumie wystawił 501 takich faktur na łączną kwotę brutto prawie 12 mln złotych, co spowodowało uszczuplenie należnego podatku VAT o kwotę 2 mln 132 tys. zł. Odczytanie nazw spółek, którym oskarżony wystawiał faktury, kwot na jakie je wystawiał, zajęło sędziemu dokładnie 50 minut.
By je uwiarygodnić, spółki te przelewały na konto spółki CBiOG Joanna Ś. Prawdziwe należności, które następnie Jan G. Co do grosza im oddawał, potrącając prowizję w wysokości 9-10% (Arkadiusz L. zeznał, że było to raz 9 raz 10%, ale sąd przyjął wersję korzystniejszą dla oskarżonego – 9%). Z tych prowizji Jan G. miał prawie w sumie 192 tys zł.
Ale wystawiając tym spółkom faktury kosztowe spółka CBiOG osiągała przychód, od którego powinna zapłacić podatek VAT. By tego uniknąć Jan G. podrobił 166 faktur VAT. Te faktury zostały wystawione rzekomo na rzecz firmy Joanny Ś., ale nie dokumentowały one rzeczywistych transakcji (przede wszystkim dostaw i usług) pomiędzy określonymi w nich stronami. Oskarżeni mieli następnie użyć tych faktur jako autentycznych, uwzględniając je w deklaracjach składanych w urzędzie skarbowym. Takim zachowaniem małżeństwo miało narazić na uszczuplenie kwoty zobowiązania podatkowego w podatku od towaru i usług w łącznej wysokości ponad 2,2 mln zł.
Jan G. te faktury następnie przekazywał wynajętej księgowej. Jak się okazało w toku śledztwa właściciele tych spółek, które miały rekomo wystawić faktury na rzecz CBiOG, nie mieli pojęcia, że spółka CBiOG w ogóle istnieje.
Sąd również nie dał wiary linii obrony żony Jana G., Joanny Ś, która najpierw była jego studentką, następnie G. Był promotorem jej pracy doktorskiej. Przedstawiła się w sądzie jako niczego nieświadoma ofiara Jana G., który ją całkowicie ubezwłasnowolnił.
Sąd nie dał też wiary wyjaśnieniom oskarżonej Joanny Ś., żony Jana G., która przedstawiała się jako ofiara nieuczciwych spółek. Sąd stwierdził, że proces dowiódł, iż Joanna Ś. Wiedziała, że bierze udział w przestępczym procederze, założyła firmę na swoje nazwisko i oddała kontrolę nad nią mężowi, pełniąc rolę „słupa”.
Zdaniem sądu świadczą o tym treści wiadomości wysyłanych przez Joannę Ś. Do męża. Pierwsza pochodzi z 16 kwietnia 2019 roku, a więc tuż po zarejestrowaniu spółki.
"Weż mnie ……….(wulgarne słowo). Wykorzystujesz mnie do swoich celów. Co do cholery ma być. Już za bardzo się zagalopowałeś. Ja nie jestem jakąś rzeczą czy przedmiotem do robienia interesów. Moje nazwisko ma zniknąć. Chcesz to rób, ale mnie nie mieszaj”.
Kolejna wiadomość z 2021 roku: „Wszystko na mnie, a nie pomyślałeś jakby coś, że ja wszędzie figuruję. Mam tego dosyć, albo mnie pousuwasz, albo koniec tego związku.
Są też w aktach sprawy wiadomości dotyczące przepływów finansowych: Joanna Ś. Napisała: „Jest 26.614 zł na koncie z tego 1250 zł nasze” i kolejny: Ciekawe ile z tych 13 tys. zł zostanie dla nas, zapewne jak zwykle tysiąc zł”.
Jednak sąd nie uznał, że Joanna Ś. działała wspólnie i w porozumieniu z Janem G., gdyż nie kontaktowała się z firmami i nie wystawiała faktur.
Sąd wymierzając karę w obu przypadkach za okoliczność łagodzącą uznał dotychczasowy brak karalności, w przypadku Jana G. Jego dobra opinię w miejscu pracy jako „rzetelnego naukowca” (Był dyrektorem Instytutu Historii). (UWM wydał oświadczenie, iż działalność gospodarcza Jana G. nie miała nic współnego z uniwersytetem i oboje już nie pracują na UWM).
Prokurator Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Dariusz Urliński żądał dla Jana g. 8 lat więzienia, jednak sąd jako okoliczność łagodzącą uznał niekaralność Jana G., dobra opinię jako historyka naukowca i zmniejszył wymiar kary do 5 lat i 3 miesięcy pozbawienia wolności. Prokurator Urliński stwierdził po rozprawie, że wyrok jest słuśzny a kara mieści się w ustawowych granicach. Podkreślił, że proceder oskarżonych został zdemaskowany dzięki tytanicznej pracy wykonanej przez pracowników WM Krajowej Administracji Skarbowej.
Jan G. zarobił na tym procederze niewiele, w porównaniu z uzyskiem spółek, którym Jan G. wystawiał fikcyjne faktury kosztowe. Wobec tego zapytałem, zzy prokuratura ściga właścicieli tych spółek?. Prokurator Urliński potwierdził, że prokuratura ściga ich. Do tej pory „dopadła” 19 z nich i właściciele już otrzymali zarzuty.
Natomiast obrońcy oskarżonych zapowiedzieli apelację. Obrońca z urzędu Jana G. - Artur Rusa stwierdził, że jest dysproporcja pomiędzy wysokością kary a korzyścią, którą uzyskał z przestępstwa jego klient.
Zdaniem Artura Szynaki, obrońcy Joanny Ś (nie było jej na odczytaniu wyroku) wyrok na jego klientkę nie utrzyma się w apelacji, gdyż miała świadomość tego, że mąż prowadzi działalność gospodarczą, le nie co do sposobu funkcjonowania spółki.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość