Mieszkający w Kanadzie wydawca i publicysta Andrzej Kumor opisał w czerwcowej "Debacie" przygodę, jaka mu się wydarzyła, tj. zatrzymanie przez policję oraz wiszące nad nim, obciążone poważnymi sankcjami, oskarżenie dot. posługiwania się tzw. mową nienawiści.
Rzecz wcale nie jest wyłącznie zaoceaniczna, bo i u nas wcale częste są podparte reżimem prawnym próby kneblowania publikacji oraz publikujących. Próby te bywają skuteczne, tj. kończą się prawomocnymi wyrokami, a obejmują nie tylko sferę mniemań i opinii ale nawet faktów (opisów wydarzeń).
Współczesna odmiana zjawiska karania za głośno wyrażoną myśl jest niezmiernie ciekawa, bo owe - górnolotnie rzecz ujmując - zamachy na instytucjonalnie zagwarantowaną wolność słowa funkcjonują zarówno w obszarze uregulowanego prawa, jak i poza nim. Do rozstrzygnięcia pozostaje, która z platform rzeczywistości ma tu pozycję dominującą: czy regulacje prawne kształtowane są przez ucierający się (a de facto narzucany gwałtem) model obyczajowości poprawnościowej, czy może jest na odwrót.
Bo o ile - szczególnie po ostatnich wyborach prezydenckich w USA - np. termin fake news został upowszechniony jako syndrom zła, które należy zwalczać, o tyle niewielkie wrażenie na publiczności robi polityka wyrzucania z uniwersytetów nieprawomyślnych uczonych albo np. blokowania na tzw. portalach społecznościowych treści uznanych za naganne przez jakieś tajemnicze, bliżej nierozpoznane gremia. Nieprzypadkowa wybiórczość wartości chronionych i równie nieprzypadkowa wybiórczość wartości zwalczanych wydaje się poniekąd ułatwiać rozwiązanie ww. zagadki.
Coś więc dziwnego, coś niepokojącego dzieje się w naszym liberalnym, otwartym i ze wszech miar tolerancyjnym świecie. Procedura instalacji knebla winna odruchowo budzić sprzeciw oraz oburzenie. (A także obrzydzenie, jeśli kneblowanie odbywa się pod radosnym szyldem obrony wolności). Nie ma tu jednak miejsca na zdziwienie, które byłoby tylko naiwnością.
Bowiem to nie wolność słowa, swoboda mówienia, co komu na język przyniesie, stanowi normę (wszelkich) cywilizacji stworzonych przez gatunek homo sapiens. Normą, elementem stałym systemów organizacji społecznej, jest właśnie uciszanie i kneblowanie. A także narzucanie przekazu – istotą porządku społecznego jest więc nie tylko funkcjonowanie obszarów zakazu, ale i określanie tego co należy mówić, a nawet jak o tym mówić.
Tabu stanowią rudyment każdej społeczności – od tzw. podstawowej komórki społecznej (rodziny) poprzez związki klanowe czy szczepowe aż po ugrupowania religijne, partyjne oraz państwowe, a także – co nie tylko dzisiaj ma ogromne znaczenie – ponadpaństwowe. Żadna społeczność nie jest możliwa bez obszaru zakazów; stąd dzisiejsi i dawniejsi zbuntowani rozbijający tradycyjne obszary tabuizacji (w XX w. głównie szło o sprawy sexu) natychmiast tworzą nowe obszary zakazów. W miejsce obalonych mitów powstają więc nowe.
Po tzw. obaleniu komuny wielu (wszyscy ?) uległo złudzeniu, że oto nastaje świat wolności, a swoboda wypowiedzi jest i pozostanie jego elementem niezbywalnym. Tymczasem okazuje się, że dany nam po 1990 roku czas nie był żadną tam normą, a jedynie intermezzo, stosunkowo krótkim epizodem pomiędzy śmiercią jednego kneblatora a osiągnięciem stanu dojrzałości przez inne jego wcielenie. Te nowe, potężniejsze, bo wzbogacone o wiedzę o błędach poprzednika, po prostu potrzebowało nieco czasu, aby urosnąć w siłę, nabrać rozmachu oraz mocy sprawczej.
Żaden monarcha, żadna republika, żaden szef i żadna głowa rodziny nigdy i nigdzie nie zezwalały na pełną ekspresję werbalną. Każdy z reżimów dysponował też sankcjami wobec niepokornych. Różnice, miejscami olbrzymie, polegały jedynie na obfitości sfer tabuizowanych oraz możliwości kontroli. Te ostatnie - dzięki technicyzacji – są dzisiaj przeogromne, większe niż kiedykolwiek wcześniej w dziejach ludzkości. Stąd i nowe świętości będą obwarowane skuteczniej niż kiedykolwiek wcześniej, a szamani nowych wyznań cieszyć się będą immunitetem o niewyobrażalnym dawniej zakresie.
Mariusz T. Korejwo
Skomentuj
Komentuj jako gość