Wybory, wybory i … po wyborach. Jeszcze tylko Sąd Najwyższy klepnie ich nieważność i mamy problem z głowy. Przynajmniej na razie. A wszystko to dzięki dwóm Jarkom. Przepraszam-Jarkom GENIUSZOM (wiadomo-wszystkie Jarki to mądre chłopaki).
Wprawdzie obaj musieli ofiarnie naprawiać to, co wcześniej tak dokumentnie spieprzyli, ale, co tam! Liczy się efekt końcowy. Demokracje miast średniowiecznych, wszystkie odmiany demokracji nowożytnych: anglosaska, rewolucyjno-francuska, demo-ludowa. Nikomu, ale to nikomu taki patent do głowy nie przyszedł! Nawet średniowieczni mnisi, z takim pietyzmem doskonalący wewnętrzne procedury wyborów swoich przełożonych nie wykazali tyle polotu. Jeszcze raz sprawdziła się stara zasada, że geniusz zasadza się na prostocie.
Błąd wszystkich ślęczących nad problemem demokracji teoretyków polegał na nieuzasadnionym, bezwarunkowym łączeniu wyborów z aktem głosowania. Dopiero geniusz dwóch polskich umysłów koronowirusem inspirowanych wykazał, że tak być nie musi.
Co więcej ten nowy ustrojowy paradygmat wsparł swoim autorytetem sędziego Sądu Najwyższego i byłego szefa PKW Wiesław Kozielewicz. Pan sędzia orzekł mianowicie, że „głosowanie to tylko element procedury wyborczej” wobec czego SN ma obowiązek skontrolować wybory, stwierdzić że się odbyły i w praktyce orzec o ich nieważności.
Od bardzo dawna staram się nie absorbować swoją skromną osobą ludzi z komisji wyborczej. Uważam, że demokracja doskonale się obywa bez mojego głosowania. Ochrzaniany za to od lewa do prawa, przed i po każdych wyborach, za przeproszeniem, jak bura renegacka suka i grzesznik nawet, oto nagle zalazłem się w głównym nurcie systemu! W takim towarzystwie, że aż wstać musiałem pisząc te słowa. Moje obawy, jak ja, były łże-demokrata sobie z tym poradzę, szybko prysły. Ledwie bowiem zacząłem się wygodnie mościć w przytulnym cieple geniuszu Naczelnego Majestatu Demokracji, a tu już olśnienie! Przecież, jak sędzia Laguna z Bolem-łącznikiem w filmie Janusza Zaorskiego „Piłkarski Poker”- „TERAZ TO MY MOŻEMY WSZYSTKO! „
Ledwie to pomyślałem, a tu na pasku telewizora widzę komunikat rządu, że przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych było niemożliwe ze względu na stan epidemii.
A więc jednak, jest Plan B! Gdzieś w sierpniu się ogłosi, że koperty nadal bezpiecznie nie są, a później to już z górki. Mając w ręku sprawozdanie PKW z przeprowadzonych 10 maja, bez głosowania, wyborów oraz orzeczenie SN o ich unieważnieniu, ogłaszamy, że na podstawie zdecydowanej przewagi w sondażach, nowe wybory, oczywiście bez głosowania, wygrał Andrzej Duda.
Robert Mazurek na łamach Rzeczpospolitej proponuje, aby zakończyć sprawę inaczej, po prostu losując nowego prezydenta. Powołuje się przy tym na precedens losowania wyniku meczu pomiędzy Górnikiem Zabrze a AS Romą w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów w 1970 r.
Można i tak, jednak aby nie ośmieszać powagi święta demokracji skojarzeniem z krótkimi majtkami sportowców, proponuję legitymizację wyborów bez głosowania powagą tradycji demokracji ateńskiej, Tam wszystkich uważano (jak w prawdziwej demokracji) za równie dobrych i godnych, więc zdawano się na wynik losowania. Wyobrażacie sobie Państwo ten powrót do źródeł? Kopara by wszystkim w Europie i za oceanem opadła! A co z Polską? O to jestem spokojny, bo, powiedzmy sobie szczerze, prawdopodobieństwo, że moglibyśmy trafić gorzej niż dotychczas jest raczej znikome.
I bardzo bym prosił, aby tą ostatnią myśl podkreślić wężykiem!
Bogdan Bachmura
* Ten tekst mógł być opublikowany dzięki życzliwości Państwowej Komisji Wyborczej, która mi zdjęła ciszę.
Skomentuj
Komentuj jako gość