Postępująca degrengolada polskiej sceny politycznej doprowadzi w perspektywie do zamiany Polski w państwo mafijne. Kompletne zabetonowanie sceny politycznej będące zasługą obu głównych partii politycznych uniemożliwia jakiekolwiek odświeżenie powietrza w Polsce. Brak nadziei na zmiany prowadzi do zniechęcenia co rozsądniejszych wyborców i rezygnacji z udziału w wyborczym cyrku. A teraz jeszcze Jarosław Kaczyński pospołu z Ziobrą kończą dzieło niszczenia PiS-u.
Nie jestem jakimś fanem tej partii podnoszącej do rangi cnoty kompleksy i porażki. Boję się jednak rządów PO jako partii jedynej, przez opozycję niekontrolowanej. PSL i SLD są na to za słabe a Jarosław Kaczyński zlikwidował PiS jako opozycję i zamienił w grupę nieprzejednanych mających tylko jedno zadanie – pomścić naszych zamordowanych przez tych drugich. Dla Platformy jest to sytuacja idealna. Można by nawet sądzić, że Kaczyński jest agentem Tuska niszczącym na jego zlecenie opozycję parlamentarną. Efektem jest poczucie całkowitej bezkarności PO ze wszystkimi złymi tego stanu rzeczy konsekwencjami. Teoretycznie istnieje poważna siła w postaci ludzi w miarę zdolnych i rozsądnych, którzy zostali wyeliminowani przez liderów obu głównych partii albo są w nich marginalizowani. Myślę tu nie tylko o ostatnio usuniętych z PiS-u paniach ale i o dawniej tępionych również przez Tuska. Jest też poważny, przynajmniej teoretycznie, potencjalny elektorat.
No bo czy ja jestem wyjątkiem gdy nie jestem w stanie zaakceptować polityki obecnych partii? Sądzę, że jest w tym kraju całkiem duża grupa ludzi, którzy nie akceptują kosmopolityzmu ekipy Tuska, jej trwania w letargu byle tylko do następnych wyborów.
Myślę o ludziach, którzy wierzą w Boga ale Krzyża nie używają do walenia po łbie rządu. Nawet jeśli na walenie po łbie zasłużył. Myślę o ludziach, którzy kochają swój kraj, Polskę ale nie wycierają sobie nią gęby, nie krzyczą codziennie, że są jedynymi prawdziwymi patriotami bo nic nie muszą sobie udowadniać. Ten elektorat to ludzie pozbawieni kompleksów w stosunku do sąsiadów. Nie zaślepia ich rusofobia czy inna germanofobia. Traktują naszych sąsiadów wraz z ich wadami jako normalnych ludzi, ludzi mających swoje interesy i stanowiących dla nas czasem zagrożenie ale jednocześnie i szansę. Myślę o ludziach otwartych na świat bo wiedzących, że z tym światem sobie poradzą. Poradzą sobie bo mają wielkie aspiracje dzięki którym chce im się uczyć, znają języki i słabości konkurentów. Wiedzą, że potrafią być lepsi. Ich nie interesuje opowiadanie światu jakimi są ofiarami sąsiadów. Oni niczyimi ofiarami nie są. To ci co chcą zwyciężać i siłę czerpią nie z tego, że im ktoś sprawił lanie lecz z tego czego potrafią dokonać.
Piszę tu o ludziach, którzy są konserwatystami bo ważne są dla nich tradycje rodzinne, normalny, nie lewacki świat i ustalony porządek. Ale też są otwarci na postęp i nie zamierzają tkwić w miejscu lecz ten własny świat, nie lewacką rewoltą czy kretyńskimi przepisami, lecz własną ciężką pracą chcą zmieniać na lepszy. Nie na całkiem nowy lecz na taki w którym rzeczy sprawdzone pozostają a co jest kiepskie zastępuje się lepszym.
Tacy ludzie nie mają swojej partii.
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość