Część komentatorów amerykańskich uważa, że prezydent USA może ułaskawić francusko-polskiego reżysera, bowiem na Biały Dom naciskają ważni twórcy z Hollywood.
Kilka dni temu prezydent Francji Nikolas Sarkozy dostarczył Barackowi Obamie list od Romana Polańskiego, w którym prosi on o ułaskawienie. 76-letni Polański oskarżony jest o zgwałcenie ponad 30 lat temu nastolatki. Z tego powodu uciekł z USA. Dopiero parę miesięcy temu został zatrzymany w Szwajcarii i przebywa w areszcie domowym. Amerykański sąd wystąpił o ekstradycję.
Na Obamę naciskają ważni twórcy z Hollywood - Martin Scorsese, Woody Allen i niezwykle wpływowi producenci filmowi bracia Weinstein, odpowiedzialni za takie filmy jak „Pulp Fiction” czy „To nie jest kraj dla starych ludzi”.
Zarówno wybitny twórca filmów o włoskiej mafii jak i bracia Weinstein byli w honorowym komitecie wyborczym Obamy i są hojnymi darczyńcami „Democratic National Committee” związanego z partią 44. prezydenta USA.
Woody Allen powiedział podczas festiwalu w Cannes, że cała historia z gwałtem dokonanym przez reżysera „Dziecka Rosemary” „jest głupia, nie ma sensu, to się zdarzyło wiele lat temu, on już swoje odcierpiał”. - Roman Polański miał trudne życie. Zrobił coś, został ukarany. Wystarczy - dodał Allen. Przypomnijmy, że twórca „Annie Hall” sam pozostaje w związku małżeńskim z kobietą, która niegdyś była jego adoptowaną córką.
Tymczasem w piątek 42-letnia Charlotte Lewis ogłosiła, że jako 16-latka była molestowana seksualnie przez reżysera w jego mieszkaniu w Paryżu. Miało do tego dojść na początku lat 80. w trakcie kręcenia filmu „Piraci”, w którym grała drugoplanową rolę. Według niej to dowód, że gwałt na 13-letniej Samancie Gailey w 1977 roku, który zarzuca mu amerykański wymiar sprawiedliwości, nie był „odosobnionym incydentem”. Obrońcy Polańskiego nie posiadają się z oburzenia.
– To kłamliwe oskarżenia – oświadczył adwokat reżysera Hervé Temime. I dodał: – To dziwne, że pani Lewis mówi o tym dopiero teraz. Trzy lata po rzekomym molestowaniu widziano ją uśmiechniętą i zrelaksowaną u boku mojego klienta na festiwalu w Cannes.
Ł.Adamski /Washington Times/rp.pl
Skomentuj
Komentuj jako gość