Wyborcy zamiast usłyszeć, co PO zrobiłaby lepiej niż PiS, by Polakom żyło się lepiej, widzi, że opozycja głównie zajmuje się sobą. Wyborcze zwycięstwo, które przez szczególne okoliczności (epidemia, kryzys energetyczny i wojna na Ukrainie) oraz nieporadność PiS, jeszcze niedawno wydawało się podane im na tacy, dziś już takie pewne nie jest.
Na scenie politycznej od 2015r. mamy tragikomiczną sytuację, ponieważ totalna opozycja w Sejmie jako mniejszość, zdecydowanie ma w pogardzie PiS i większość polskich wyborców. Właściwie uznaje, że ich dwukrotne zwycięskie wybory były niedemokratyczne i wręcz podejrzane.
Po jesiennych wyborach czeka nas chaos, gdy KO wygra, a prezydent RP A. Duda i prezes TK J. Przyłębska nie będą koncyliacyjni.
To niesamowity paradoks, że Platforma niby Obywatelska naprawdę mało zrobiła w tym zakresie przez te osiem lat, w dwóch kampaniach przedwyborczych. Większość roboty, szczególnie w "wolnych mediach", jak TVN, Gazeta Wyborcza i Newsweek, robili za nią tzw. autorytety ze środowisk akademickich i kultury oraz dziennikarze i przeróżne opiniotwórcze "sławy", którzy zagięli parol na PiS i jego elektorat.
Lider totalnej opozycji D. Tusk podczas demagogicznego i kabaretowego kolędowania po kraju, zapowiedział, że po wygranych wyborach, nie dość, że utrzyma wszystkie świadczenia socjalne wprowadzone przez PiS, to również zapewni darmowe kredyty na mieszkania młodym Polakom i 1500 zł tzw. "babciowego".
Niesmak i konsternację, nawet w swoim elektoracie, wywołała również jego ostatnia wypowiedź i sposób komunikowania się z uczestnikiem spotkania w Bytomiu sprawie reparacji od Niemiec. Mimo, że jest historykiem, ale za dużo książek nie czytał, to w sprawie odszkodowania Polsce i Polakom od Niemiec za zbrodnie podczas II wojny światowej, wystąpił nie po raz pierwszy w roli adwokata Niemiec, zamiast reprezentować Polską rację stanu. Jest to hańba dla Polski i jakaś groteska, bo jego wiarygodność i bagaż niespełnionych obietnic jest ogromny.
Prof. L. Balcerowicz guru liberałów, gdy usłyszał ww. obietnice, to powiedział: "Tusk i PO powinni zastanawiać się, czy ich ściganie się z PiS w rozdawniczym populizmie zwiększa ich popularność. Na kogo więc mają głosować ludzie o wolnorynkowych poglądach i nie lubią, gdy traktuje się ich jak idiotów"?
Jednocześnie na spotkaniach ze swoimi wyborcami, którzy uważają się za "niby inteligencję", widać u lidera opozycji ciągle hejt, agresję, niebywałe chamstwo, inwektywy i próbę upodlenia swojego przeciwnika politycznego. W tym kontekście trudno się dziwić, że właściwie całość jego publicznej działalności, sprowadza się do obrażania owego "wroga". Bez takiej narracji przestaje być ważny i wyjątkowy, właściwie jak frustrat, przestaje istnieć.
Mimo, że odwołano go z szefa EPL przed końcem kadencji, zamierza zmienić Polskę i zbudować nowe elity, które mają być nową europejską jakością w naszym kraju. W tym kontekście warto przypomnieć jego zachowanie i postępowanie, jako przewodniczącego RE, który był przykładem jego kompleksów i zaściankowości oraz swojej niższości na salonach UE. Nie wolno mu było działać w interesie swojego kraju lub nie potrafił, tylko słuchał wytycznych Niemiec, za co dostał od nich ordery i podawał marynarkę pijanemu szefowi KE, bo wtedy może ktoś z notabli UE zaprosi go na kolację i poda rękę.
"PiS postawiło na zło, które dzięki rozpętaniu różnych emocji daje im szansę na przedłużenie władzy". To wypowiedź D. Tuska, podczas niedawnego spotkania z młodzieżą w Sosnowcu. Mało tego, ostatnio w sposób haniebny i cyniczny do walki politycznej z PiS, w obliczu barbarzyńskiej wojny na Ukrainie, wykorzystuje niekontrolowany eksport ich produktów rolnych, niby na Zachód, który, faktycznie zostaje w Polsce i rujnuje rolników.
Jako były szef RE, kolejny raz łże lub jak zwykle nie wie, że w tym zakresie obowiązują przepisy UE. Zaś komisarzem odpowiedzialnym za cła i politykę handlową w UE jest wiceprzewodniczący KE Valdis Dombrovskis (Łotysz), a nie komisarz ds. rolnictwa J. Wojciechowski z PiS, którego żąda dymisji.
Staram się zawsze być obiektywnym, co jest źle odbierane, więc wspomnę również o polskim paradoksie i niekompetencji polskiego rządu w tym zakresie. Polegał on na tym, że zamiast zdymisjonować ministra SWiA M. Kamińskiego, odpowiedzialnego za służbę celno-skarbową i straż graniczną, to odwołano byłego nauczyciela, wójta i ministra rolnictwa H. Kowalczyka, a następnie awansowano go na szefa KPRM.
Proeuropejskie elity PO
Trudno jest wytłumaczyć stadne i służalcze wobec dominujących środowisk lub władz, zachowania środowisk opiniotwórczych III RP. Ich powinnością powinno być dbanie o rzetelność i prawdziwość przekazu informacyjnego swoim rodakom, szczególnie podczas wojny polsko-polskiej, gdzie chamstwo i hipokryzja rządzi naszym życiem publicznym.
O ile w przypadku niektórych dziennikarzy, o braku ich profesjonalizmu, a więc fałszowaniu rzeczywistości, decyduje najczęściej lenistwo oraz poprawne politycznie wytyczne medialnych szefów, o tyle w przypadku części środowiska akademickiego, wciąż trudno sformułować podobny zarzut. Tym bardziej, że obowiązują je określone zasady, nie tylko etyczne i odpowiadają one za przyszłe elity w kraju.
Szczególnie żałosne i wręcz niebezpieczne są "proeuropejskie elity PO" ze środowiska akademickiego, artystycznego i dziennikarskiego oraz tzw. celebryci.
Wiodącym przedstawicielem tego środowiska jest R. Markowski, socjolog i nauczyciel akademicki. Jako czołowy ekspert totalnej opozycji w ostatnim wywiadzie powiedział m. in.: „PiS należy zdelegalizować”. Prowadzący redaktor zapytał go więc: a co z elektoratem PiS, przecież to ponad 8 mln Polaków? Naukowiec odpowiedział: "Niemcom po wojnie udała się denazyfikacja, z elektoratem PiS będzie łatwiej.
To słabo wykształceni, starsi, wykluczeni cyfrowo i zagubieni wyborcy PiS, a w dodatku nie palą się do pracy. Dwie trzecie z nich to emeryci i renciści oraz ludzie po podstawówce. Ja absolutnie mam przekonanie, że pogarda jest bardzo ważną rzeczą. Tylko nieuzasadniona jest problemem".
Nauczyciel akademicki wymyślił absurdalną tezę o pożytkach pogardy. Jego zdaniem mają z niej wypływać korzyści, jeśli tylko jest „uzasadniona”, czyli po myśli totalnej opozycji.
Innym przykładem z tego środowiska, wspomagającego ideowo PO, w odsunięciu PiS od władzy, jest socjolog L.. Kotlarska-Bobińska. Otóż była ministra NiSzW w rządzie PO, ostatnio poinformowała, że wyborcy PiS stanowią „bardziej wiejski, małomiasteczkowy i mniej wykształcony, modlący się elektorat".
Do "wybitnych" i groteskowych przedstawicieli elity PO, o której tak często słyszymy w "wolnych mediach", zaliczyć należy również filozofa J. Hartmana, który ma stanowić o nowej i europejskiej jakości elit w naszym kraju. Były wiceprzewodniczący organizacji żydowskiej B’nai B’rith, obrońca M. Turskiego współpracującego w PRL z komunistami oraz zwolennik kazirodztwa, w sposób agresywny i chamski, stara się upodlić swojego przeciwnika politycznego, jakim jest obecny obóz władzy.
Nienawiść ww. "uczonych", nie idzie nawet za próbą jakiejś refleksji i uargumentowania swoich tez, jako nauczycieli akademickich. Służy ona tylko do napiętnowania tych, którzy ośmielają się myśleć i mówić inaczej niż oni, czyli w sposób analogiczny, w jaki propaganda komunistyczna PRL określała i traktowała swoich "wrogów".
Dorównać im chce guru polskiego dziennikarstwa, były redaktor naczelny „Newsweeka” T. Lis, który skończył swoją karierę w atmosferze skandalu i po raz kolejny się skompromitował, atakując zwolenników PiS. Ostatnio stwierdził, że 4,5 mln. Polaków ma wykształcenie podstawowe lub niepełne podstawowe, 60% z nich nie pracuje, dwie trzecie nie czyta absolutnie nic. To oni w większości popierają PiS i to oni chcą decydować o przyszłości państwa, narodu i młodzieży.
Z kolei aktor M. Kondrat, przebywający oczywiście na emigracji, nie chciał być gorszy od ww. "uczonych" i zacytował słowa G. Orwella, chcąc tym samym nawiązać do elektoratu obecnego obozu rządzącego. Jak się później okazało, mimo tak wielkiego obycia w świecie celebrytów, popełnił gafę i się skompromitował, bo to nie są jego słowa. Treść cytatu była następująca: "Ludzie, którzy głosują na nieudaczników, złodziei, zdrajców i oszustów, nie są ich ofiarami, są ich wspólnikami".
Taka jest prawdziwa twarz owych elit PO i jej lidera D. Tuska oraz jej koalicjantów z Lewicy, PSL i partii Hołowni. To powinno być wielką przestrogą dla wszystkich Polaków, podczas tegorocznych wyborów parlamentarnych i nie tylko. Trzeba ciągle o nich przypominać i ich napiętnować nie tylko w mediach.
Polacy mają jednak dobrą pamięć, bo pamiętają jak to kilkunastu gagatków z KO było aresztowanych, oskarżonych, albo prowadzone jest wobec nich śledztwo. Należy tu wymienić chociażby: T. Grodzkiego, T. Arabskiego, S. Nowaka, W. Karpińskiego, C. Grabarczyka, S. Gawłowskiego, K. Kwiatkowskiego, S. Neumana i R. Baniaka. Do tego dochodzi jeszcze hańbiąca i zdradziecka postawa niektórych polskich europosłów na forum UE, w osobach byłych premierów i komunistów: L. Miller, W. Cimoszewicz i M. Belka oraz R. Sikorski, Róża von Thun und Hohenstein, J. Lewandowski, A. Halicki, R. Biedroń i S. Spurek.
Stąd wniosek, że totalitarne metody dywersji ideologicznej i język nienawiści oraz pogardy - to obecna strategia i plan opozycji wobec Polski i Polaków, na wygranie najbliższych wyborów przez KO.
Relacje w obozie Zjednoczonej Prawicy (ZP) nie należą do normalnych, ale zgodnie z zasadą mniejszego zła, tylko obecny parlament i rząd gwarantuje obronę polskiej suwerenności i niezależności od UE, zdominowanej przez Niemcy i Francję. ZP obroni polską suwerenność przed ewentualnym rządem D. Tuska, de facto kolaboracyjnym i niemieckim.
Dlatego nadszedł już czas i warto, aby w końcu Polacy, jako mądry naród podczas zagrożenia Ojczyzny, obudzili się z letargu i przyjrzeli się, co właściwie planuje i proponuje ta totalna opozycja.
Zbigniew Lis
23 kwietnia 2023r.
Skomentuj
Komentuj jako gość