Od kilku lat słyszałem, że Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim tak naprawdę to nie rządzi rektor tylko „klan Jastrzębskich”, którego „głową” jest Dyrektor Gabinetu Rektora dr inż. Wiesław Jastrzębski. Dopiero teraz trafiła do mnie lista nazwiskami i stanowiskami. Zadzwoniłem do Wiesława Jastrzębskiego, by ustalić, czy informacje w przesłanym pliku są prawdziwe.
Dyrektor nie odebrał, więc wysłałem SMS z prośbą o kontakt. Nie odpowiedział. Następnego dnia, 8 marca, znów zadzwoniłem. Bez odbioru. Nie pozostało mi nic innego, jak udać się „z buta” do rektoratu, licząc, że spotkam dyrektora. Niestety, pojechał na spotkanie do wojewody. Ja za dyrektorem, ale się rozminęliśmy bo już spotkanie się skończyło. Wróciłem do rektoratu i tym razem miałem szczęście. Zastałem dyrektora Jastrzębskiego w jego gabinecie. Przedstawiłem się.
Wiesław Jastrzębski: Ja pana znam od bardzo dawna, od czasów rektora Góreckiego, tylko wtedy inaczej wyglądałem.
- Przyznam, że nie pamiętam pana (redagowałem „Gazetę Uniwersytecką” w latach 2000-2001). W tym roku UWM obchodzi rocznicę 25 lat istnienia. Pan również odcisnął swoje piętno na tej uczelni i w związku z tym chciałbym panu zadać kilka pytań.
WJ: Nie, nie, ja jestem osobą czysto prywatną.
- Pan jest dyrektorem gabinetu rektora, to nie jest funkcja prywatna, dlatego muszę panu zadać kilka pytań. To mój obowiązek dziennikarski – powiedziałem i wyciągnąłem listę z „klanem Jastrzębskich”, zatytułowaną: „DRZEWO GENEALOGICZNE UWM” i zacząłem czytać:
„Dr inż. Wiesław Jastrzębski - prof. UWM. Zaczynał karierę jako student prof. Ryszarda Góreckiego. Podczas pierwszego startu prof. Góreckiego na rektora, Jastrzębski namówił elektorów z grona studentów, by zagłosowali na profesora. Po wygranych wyborach rektor Górecki powołał go na prezesa Fundacji „Żak” i był nim 9 lat. Jednocześnie realizował karierę naukowca. Zrobił doktorat, ale na tym jego osiągnięcia się skończyły.
Gdy Górecki odszedł na senatora i wybory wygrał prof. Józef Górniewicz, Jastrzębski sam odszedł z Fundacji "Żak" i wrócił na Wydział Biologii. Po 4 latach włączył się w ponowną kampanię wyborczą prof. Góreckiego, a po zwycięstwie Góreckiego wrócił na stanowisko dyrektora gabinetu. Wówczas uzyskał duży wpływ na rektora, który po oskarżeniach dziennikarza Mariusza Kowalewskiego, wpadł w depresję, na to nałożyła się jego postępująca choroba ograniczająca realną ocenę rzeczywistości.
Górecki odchodząc na emeryturę „namaścił” na swojego następcę prorektora Jerzego Przyborowskiego. By zagwarantować ten wybór zmieniono Statut UWM, w pracach miał brać udział Jastrzębski. Zredagowano tak statut, żeby „zabetonować” władzę Jerzego Przyborowskiego i jego ekipy.
Wiesław Jastrzębski przez tyle lat pracy w rektoracie zdobył olbrzymią wiedzę na temat pracowników i wpływ na obsadę stanowisk w administracji. Po zatrudnieniu rodziny obsadzał następnie ludzi poznanych na uroczystościach rodzinnych. Wiedza o pracownikach plus siatka zaufanych w administracji dała mu potężną władzę, bez żadnej odpowiedzialności. „Niczego nie podpisuję, nic na mnie nie znajdą” – miał mawiać. Najbliższe otoczenie ma go za mitomana i narcyza.
Za zasługi dla rektora Góreckiego dostał, jako jedyny na uczelni akademik bez habilitacji, stanowisko profesora dydaktycznego UWM.
Zatrudniony jest na dwóch stanowiskach w tej samej jednostce (podwójne zatrudnienie, podwójna płaca):
- dydaktycznym (profesor UWM na Wydział Biologii i Biotechnologii)
- administracyjnym (Dyrektor Gabinetu Rektora).
Jest przewodniczącym rad nadzorczych trzech spółek: Zakład Produkcyjno-Doświadczalny „Bałcyny”, "Łężany" Spółka z o.o i „Pozorty” Spółka z o.o.
Od 2018 roku jest przewodniczącym Radu Uczelni w Akademii Nauk Stosowanych w Elblągu. Ta szkoła ma konkurencyjne kierunki nauczania w stosunku do UWM.
Rodzina na UWM
Prof. Magdalena Jastrzębska (żona) - profesor uczelni w jednostce Wydział Rolnictwa i Leśnictwa, członek Uczelnianej Komisji Wyborczej do wyboru rektora na lata 2024-2028.
Mgr Marta Pikulińska (córka) - Biuro Kontroli Wewnętrznej i BHP.
Mgr Mateusz Pikuliński (zięć) – p.o. dyrektora „Kortosfery” (p.o., żeby nie trzeba było ogłaszać konkursu, bo nie spełnia wymogów).
Mgr Marek Jastrzębski (brat) - - Kierownik Działu Zamówień Publicznych.
Mgr Zbigniew Jastrzębski (brat) – Zespół Gospodarki Gruntami/ Dział Gospodarki Nieruchomościami.
Mgr Anna Słyszewska (siostra żony) - - Kierownik Działu Finansowo-Księgowego”.
- Czy tak liczna rodzina zatrudniona w różnych miejscach na UWM, ale także znajomi, nie daje panu ogromnej „szarej”, niewidocznej władzy na uniwersytecie, możliwości pociągania za różne sznurki?
Wiesław Jastrzębski: Strasznie ubolewam nad formą pana pytań, to jak mnie pan potraktował. Ja słyszałem dzisiaj pana rozmowę na mój temat, że wejdzie pan do mnie „z buta”, to było aroganckie. A teraz odniosę się do pana informacji.
Mieliście już na mnie zlecenie, jako media, gdy byłem prezesem Fundacji „Żak” i klubu AZS. Ktoś wtedy na Uranii napisał: „Jastrzębski w błoto, AZS zdobędzie złoto”. Tylko zawodnicy stanęli za mną. Pokażcie mi, kto po 2008 roku zdobył złoto? Gadano, że źle rządzę „Żakiem”. I co, po mnie przyszli tacy fajni? Po tym, co mnie spotkało ze strony, mediów, jak byłem prezesem Fundacji „Żak” i prezesem AZSu, nauczyłem się jednej cudownej rzeczy, samotności i zakumplowałem się z Panem Bogiem. Ja nie wiem, dlaczego tyle w życiu dobrego dostałem, bo na to nie zasługuję. Chcę tylko uczciwie pracować. Oceniajcie moją pracę, a nie to co wam mówią o mnie ludzie, bo w tym nie ma prawdy.
- Ja tak kocham swoją rodzinę, że nigdy nie rozmawiam w domu o pracy z moimi braćmi. Najbardziej ten zarzut mnie zabolał, bo co jest w tym złego, że przyjechaliśmy z łomżyńskiej wsi na studia. Ja mam rodzinę w domu a nie na uniwersytecie. Co jest w tym złego, że żona, bracia, córka są dobrymi pracownikami? Czy są do ich pracy zastrzeżenia? To rektor Górniewicz zrobił moją szwagierkę i brata kierownikami.
Ja myślę, że na UWM jest więcej nepotyzmu, ale w moim przypadku ja tu nie widzę nepotyzmu. Skończyliśmy studia, zostaliśmy zatrudnieni, ale nikt z mojej rodziny nie pracował ani w Fundacji „Żak”, ani w AZS, gdy ja byłem tam prezesem.
Ja nigdy nie rządziłem, nie rządzę i nie będę rządził uniwersytetem. Gdybym miał takie aspiracje, to bym coś zrobił w tym kierunku. Ja kocham służyć ludziom, ale nie będę niczyim służącym. Poddam się każdej kontroli.
Jestem dumny z rodziny. Uważam, że są wielkimi fachowcami, którzy pracują na dobro tego uniwersytetu. Mianowani zostali przez poprzednią ekipę rektorską i utrzymani przez obecną. Mam dosyć tłumaczenia się z tego, że tu pracuje moja rodzina.
Profesor dydaktyczny, jedyny na uczelni
- Jestem profesorem dydaktycznym od 1 listopada 2019 roku. To nie jest żadna tajemnica. Mówienie, że ja nie mam dorobku, to wierutne kłamstwo. Proszę zobaczyć moje wyniki za 2019 rok: liczba pkt MNiSW – 258, liczba publikacji w czasopismach części A wykazu MNiSW – 13, liczba publikacji w czasopismach części B wykazu MNiSW – 9, Impact Factor 5,69, Indeks Hirscha – 2, liczba monografii – 2. Mimo sprzeciwów naokoło uważam, że zasłużyłem na profesora dydaktycznego. - wstaje z krzesła i chodzi po gabinecie i wzdycha. - Panie Boże, dlaczego mi to robisz, nie wiem? (Pokazuje życzenia od Papieża Franciszka na 50 rocznicę urodzin).
- Tak, jestem nauczycielem akademickim. To jest moje pierwsze miejsce pracy w katedrze botaniki. To, jakim jestem nauczycielem, może pan sprawdzić czytając opinie na mój temat studentów. (Pokazuje na ekranie komputera ankietę): „Rewelacyjne podejście do wykładanego przedmiotu. Wielki szacunek dla Pana Profesora. Świetny nauczyciel z genialnym podejściem do studenta”. (Wszystkie wpisy w tym samym duchu).
- Tak, jestem profesorem dydaktycznym. Przeszedłem na etat dydaktyka po 8, a nie po 16 latach pracy, jak większość w tym uniwersytecie. Nie chciałem udawać, że jestem wielkim naukowcem.
Pracuję na dwóch etatach w uczelni, ale nigdy nie miałem zajęć ze studentami w godzinach pracy. Do 15-ej jestem urzędasem, po 15-ej idę na zajęcia na bioinżynierii zwierząt. Prowadzę też zajęcia w soboty i niedziele dla studentów zaocznych na wydziale rolnictwa i leśnictwa. Na zajęciach odpoczywam, bo lubię uczyć, to moja pasja.
Przewodniczący rad nadzorczych
- W 2020 roku rektor Jerzy Przyborowski, tworząc gabinet rektora, przekazał mi funkcję przewodniczącego rady nadzorczej w trzech spółkach uniwersyteckich, w Pozortach, Łężanach i Bałcynach. Funkcje te pełnię społecznie, więc „ze mną grzecznie, ja społecznie”, tak jak pozostali członkowie rady. Pokażę panu ile spółki dały uczelni dywidendy i to w trudnym okresie dla rolnictwa: Bałcyny – ponad 992 tys. zysku brutto za 2022 rok, wzrost o 93% w stosunku do roku 2021, Łężany – zysk brutto 1.918 tys zł, wzrost o 7,59%, Pozorty – zysk brutto 151 419 zł, wzrost o 41,36%) Znam w tych spółkach każde pole, nie jestem figurantem
- W 2023 roku (16 stycznia) rektor powierzył mi powołanie Centrum Współpracy z Otoczeniem Społeczno-Gospodarczym. Na usługach badawczych Centrum zarobiło ponad 9 mln zł. Jestem synem chłopa, robię to społecznie.
Akademia Nauk Stosowanych w Elblągu.
- Jestem chyba jedyną osobą z UWM, która zasiada w Radzie Uczelni poza UWM. Zostałem wybrany przez Senat na kadencję 2018-20. Zmienił się rektor i Senat ponownie mnie wybrał na przewodniczącego na kadencję 2022-24. W tym regionie są trzy uczelnie państwowe, UWM, WSPol i Akademia Nauk Stosowanych. Uważam, że nie stanowimy dla siebie konkurencji. Powinniśmy się wspierać. Nie jestem żadnym organem, nie pełnię żadnej funkcji na UWM. To co jest w tym nieetycznego?
Uniwersytet czy korporacja?
- Chciałbym teraz zapytać już nie o pana, ale o uniwersytet. W czasie gdy redagowałem dla UWM „Gazetę Uniwersytecką” pamiętam, że to był zupełnie inny uniwersytet. Wówczas każdy mógł wejść z ulicy do sekretariaty rektora i umówić się na spotkanie. Od tamtego czasu jestem w rektoracie pierwszy raz i zrozumiałem dlaczego pracownicy mówią na ten budynek „Twierdza”. Wejście na piętro z gabinetami rektorów zostało zabudowane, drzwi otwierane są na kody. Te drzwi na kody symbolizują zmiany jakie się dokonały. UWM z uniwersytetu jako wspólnoty akademickiej stał się „korporacją”. To nieprawda, że ustawa Gowina narzuciła system „korpo” a rektorowi dała władzę „cara - samodzierżawcy”. Ustawa pozwala na przyjęcie takiego statutu uczelni, w którym zachowane są demokratyczne wybory rektory oraz dziekanów.
WJ: Uczelnia ma autonomię. To prawda. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że rektor jest w stanie sam rządzić. Musi stworzyć zespół. Wszyscy budujemy klimat i atmosferę na uczelni.
- Ale przykład idzie z góry. Jeśli ktoś jest człowiekiem zamkniętym, odgradza się od ludzi, to udziela się Senatowi, dziekanom…
WJ: Ale ja się z tą opinią o rektorze nie zgadzam.
- Na „Humanie” wybrano na dziekana kobietę. Co zrobił rektor? Wyrzucił ten wybór do kosza i powołał faceta, to o czym to świadczy? Mówi się o rektorze, że jest mizoginem. Wśród prorektorów nie ma ani jednej kobiety. Za jego kadencji 6 kobiet odeszło z rektoratu na czele z sekretarką, żoną kanclerza, bo nie wytrzymali. Słyszałem, że jak Jerzy Przyborowski zostanie ponownie wybrany, to żeby się od niego odczepili, powoła na jednego z prorektorów kobietę, panią dziekan Wydziału Ekonomii.
WJ: Tak pracowitego rektora jak Jerzy Przyborowski na tym uniwersytecie nie było.
- Bardziej pracowitego od rektora Góreckiego?
WJ: Tak, a z Góreckim pracowałem od 1999 roku.
- Może rektor Górecki nie siedział tyle godzin za biurkiem, ale to był człowiek z wizją, miał pomysły i je realizował. Mogę zgodzić się, że Jerzy Przyborowski to doskonały biurokrata i może sprawdziłby się jako kanclerz, ale uniwersytet potrzebuje na rektora człowieka o szerokich horyzontach, człowieka dialogu, otwartego, budującego i umacniającego wspólnotę, a nie ekonoma.
WJ: To rektor wprowadził zasadę, że gospodarzem wydziału jest dziekan…
- Którego powołuje rektor i w każdej chwili może odwołać, taka to i niezależność i autonomia.
WJ: Problem polega na tym, że rektor za mało wymaga od ludzi, to moje zdanie. Powinniśmy więcej pracować. Dlaczego nikt nie chce obiektywnie popatrzeć. Gdy rektor zaczynał kadencję, zaczął się Covid i dlatego trzeba było ograniczyć wejście. Rektor Przyborowski jest człowiekiem wysokiej kultury. Ma inny charakter niż Górecki. Praca z Przyborowskim jest poukładana. A decydentem jest ten, kto podpisuje umowy, zgodnie z KPA.
- Pamiętam z moich czasów, że na posiedzeniach Senatu był twórczy ferment, dyskutowano, ścierały się opinie i z tego rodziły się ciekawe pomysły. Teraz pracownicy mi mówią, że Senat to koszary, dowódca wydaje rozkazy do wykonania, rektor i prorektorzy wiedzą najlepiej co jest dla pracowników i uniwersytetu dobre.
WJ: To nie jest tak.
- Czy byłby pan za tym, żeby posiedzenia senatu były transmitowane on line?
WJ: Tak. Rektor Przyborowski jest człowiekiem otwartym. Jeśli ktoś przyjdzie do rektora i powie zmieńmy statut, ale najpierw Senat musi za zmianą zagłosować. Jest jeszcze po drodze Rada Uczelni i dopiero na końcu podpisuje rektor.
- Pan doskonale wie, że rektor ma narzędzia, żeby sobie senatorów pozyskać, nagrodami, awansami a niepokornych przywołać do posłuszeństwa.
WJ: Wie pan, czego w świecie najbardziej brakuje? Powołania. Czy kochasz to co robisz? Każdy pracownik tylko chce więcej. Uważam, że dzisiaj rektor nie miałby z tym problemu, żeby powrócić do wyboru dziekanów przez rady wydziałowe. Rektor dał bardzo dużo władzy prorektorom i dziekanom. Po 4 latach powinien ich rozliczyć z wykonanej pracy. Uważam, że doprowadzanie do konfliktu na uniwersytecie jest bez sensu. Dzisiaj mówi się, że drzwi do rektora są zamknięte. Ja nie mam problemu z wejściem do rektora, wchodzę wielokrotnie…
- Nie wątpię, że pan jako dyrektor gabinetu, nie ma z tym problemu.
WJ: To nie prawda, że rektor nie przyjmuje ludzi, bo ja prowadzę teczkę spotkań rektora. Tylko pracownik, który chce się spotkać z rektorem musi najpierw spotkać się ze swoim bezpośrednim przełożonym, czy prorektorem. Kompetencje zostały rozdzielone. Gdyby nie były, to po o dziekani i prorektorzy?
- Najlepszym dowodem na otwartość rektora jest sposób w jaki Uczelniana Komisja Wyborcza uznała, że nie odbędzie się debata kandydatów, po raz pierwszy w historii uniwersytetu. Przewodniczący Komisji Marcin Dąbrowski powiedział, że nie będzie debaty, bo kandydatka nie odpowiedziała na maila. To nie jest prawda, to jest wybieg. Czego się boicie? Przecież poprzednie wybory Przyborowski wygrał 90 : 15. Zwycięstwo macie w kieszeni, bo wybory nie są demokratyczne.
WJ: Dlaczego nie są?
- Bo jest tylko 92 elektorów, w tym połowa to członkowie starego Senatu UWM, których rektor miał czas, by sobie urobić i którzy będą zainteresowani w zachowaniu zdobytych przywilejów.
WJ: Wyobraźmy sobie taką hipotetyczną sytuację, że wybieramy teraz wszystkich elektorów, którzy dokonają wyboru rektora. W gronie tych demokratycznie wybranych elektorów nie znajdzie się ani jeden członek obecnego Senatu. I co ci nowo wybrani elektorzy mogą wiedzieć o funkcjonowaniu uczelni?
- Tu chodziło tylko o to, żeby wybory nowego składu Senatu odbyły się przed wyborami rektora.
WJ: Ale to stary Senat powinien dokonać oceny kadencji ustępującego rektora. Ponadto nie wolno zmieniać Statutu na pół roku przed wyborami.
- I kółko się zamyka, jak w paragrafie 22 Hellera. Obserwowałem spotkania wyborcze prof. Joanny Wojtkiewicz na kilku wydziałach. Usłyszałem tam od pracowników: „zabrano nam święto demokracji w postaci wyborów rektora”.
WJ: Uniwersytet to cudowny diament, tylko brakuje szlifierzy, którzy chcieliby nałykać się pyłu. Przez te wszystkie lata mojej pracy nikt nie podszedł do mnie i nie powiedział: „Wiesiek, stanowicie fajną ekipę, bo dzięki wam nie musimy pracować po 8 godzin, a tylko po 6-7”. Niech każdy uderzy się w piersi i zajrzy głęboko w swoje serducho i powie, czy odpracował 8 godzin dziennie dla uniwersytetu, bo ja tak, w światek, piątek i niedzielę. To mnie boli, że tylko potrafią chcieć i wycierają sobie gęby Alma Mater. Ubolewam, że na ten uniwersytet się pluje.
- W książce pamiątkowej wydanej w 2013 roku rektor Górecki wyrządził mi największą krzywdę. Rektor napisał tak: „Winien jestem wdzięczność tym osobom, które zawsze, niezależnie od okoliczności, lojalnie przy mnie stały, osobom mądrym i oddanym dzięki, którym moja praca na uniwersytecie nabierała konkretnego wymiaru i sensu. Na czele tych osób stał Wiesław Jastrzębski, prezes Fundacji „Żak”, prof. Gabriel Fordoński i kanclerz Aleksander Socha”.
- Gdzie tu krzywda?
WJ: Bo każdy przysłowiowy Kowalski z UWM, po przeczytaniu tego, zada pytanie: „dlaczego podziękował jemu, a nie mnie” i to jest problem naszego uniwersytetu. Niech przestaną mnie krzywdzić i zazdrościć.
Rozmawiał Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość