Wydaje się, że zastosowanie przez ministra kultury art. 161 & 1 Kpa do uchylenia decyzji o wpisie do rejestru zabytków Pomnika Wyzwolenia Ziemi Warmińsko – Mazurskiej to początek końca długiej, tworzącej odrębną i ciekawą historię, batalii o „szubienice”.
Pomysł na taką właśnie ścieżkę postępowania pojawił się w ostatniej chwili, a brane uprzednio pod uwagę dwa inne warianty zostały ostatecznie odrzucone z powodu proceduralnych zawiłości bądź ryzyka skutecznego odwołania.
W ten sposób pole manewru walczącego o pozostawienie pomnika prezydenta Piotra Grzymowicza zostało sprowadzone do minimum. Zwłaszcza, że Generalny Konserwator Zabytków w uzasadnieniu decyzji celnie wypunktował i wykorzystał zadziwiający brak spójności i logiki w postępowaniu prezydenta.
Niestety, zarówno dla prezydenta Grzymowicza, jak i radnych Koalicji Obywatelskiej dalszy scenariusz w tej sprawie nie wygląda różowo. Zastosowanie na dalszym etapie postępowania ustawy dekomunizacyjnej spowoduje, że oferta jaką złożył minister Piotr Gliński relokacji pomnika do muzeum jest nieaktualna. Teraz wszystkie koszty przeniesienia pomnika poniesie Gmina Olsztyn, a te szacowne są na 2 mln zł.
Przyczyny dla których gmina została z tym pomnikiem jak Himilsbach z angielskim rozkładają się po równo na prezydenta i radnych KO. W pierwszym przypadku, poza innymi, trudnymi do wyjaśnienia czynnikami, dał o sobie znać problem osobowościowy, znany wszystkim, którzy próbowali kiedykolwiek wpłynąć na korektę raz podjętej decyzji. Głupotę, jaka stała się udziałem radnych KO (mam nadzieję, że sami zainteresowani nie będą mieli do takiej twardej oceny zastrzeżeń), łatwiej zdiagnozować niż zrozumieć.
Samuel Jackson zauważył, że nic tak nie rozjaśnia umysłu, jak perspektywa szubienicy. Szkoda, że wizja przeniesienia „szubienic” na koszt gminy nie rozjaśniła umysłów naszych włodarzy. Może dlatego, że nie będą to ich koszty własne. Ale na pewno dlatego, że zadziałał programowy imperatyw przeciwstawiania się wszystkiemu co „pisowskie”.
Nie chcę się tutaj rozwodzić nad tym zabójczym dla zdrowego rozsądku i ojczyzny mechanizmem wojny plemiennej. Jednak w tym konkretnym przypadku radnych KO nie rozumiem. Nie wiem, czy próbowali za kulisami koalicji wpłynąć na postępowanie prezydenta i wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji. Jeżeli tak, to z marnym skutkiem.
Z jednej strony brak pozytywnej reakcji na ofertę ministra Glińskiego sfinansowania relokacji pomnika i uporczywe trwanie przy Grzymowiczu, z drugiej Donald Tusk podrzucający coraz to nowe sposoby na zaszkodzenie Rosji. To dwa sprzeczne obrazy wymykające się wszelkiej logice. Nawet tej partyjnej.
Decyzja Głównego Konserwatora Zabytków oznacza wrzucenie na stół żaby, którą na własne życzenie będą powoli jeść prezydent Olsztyna i jego koalicyjni radni. Z perspektywą zawiśnięcia na wyborczej szubienicy.
Ale iskierka nadziei na pozostawienie „szubienic” na swoim miejscu jednak jest. Trzeba zaskarżyć przyszłą decyzję wojewody o „dekomunizacji” pomnika i żyć nadzieją, że sprawę wylosuje pani sędzia (lub ktoś z podobnymi pomysłami), która uratowała ulicę Dąbrowszczaków. Zwłaszcza, że tym razem może być jeszcze łatwiej, ponieważ proporcja żołnierzy Armii Czerwonej z partyjnymi legitymacjami w kieszeni do zwykłych towarzyszy broni była dużo mniejsza, niż zawartość komunistycznego „cukru w cukrze” Dąbrowszczaków.
A gdyby jednak się nie udało, to dobra wiadomość jest taka, że uwolniony od konserwatorskiego skrępowania pomnik można będzie przenieść w dowolne miejsce. Na przykład do proponowanej przez Towarzystwo Miłośników Olsztynka Sudwy, ziemi ojczystej „szubienicznego” kamienia.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość