Rejwach (mini, ale jednak), jaki powstał po rocznicowych celebracjach lokalnej delegatury IPN, ma charakter zjawiska żenującego, miałkiego i po trosze absurdalnego. Abstrahując już od poziomu (za przeproszeniem) „dyskusji”, tj. wyzwisk, argumentów koniecznie ad personam, ataków koniecznie anonimowych, pomieszania pojęć oraz motywów włączanych bez sensu i bez związku, trzeba przyznać, że temat, niestety, ale jest.
Wydaje się, że wystąpiło zjawisko symbolizowane niekiedy przez słonia w pokoju jadalnym. Uganiając się za ocalałymi resztkami serwisu ignorujemy naprawdę duże zwierzę.
Problem z historią polega na tym, że zajmuje się ona wyłącznie tym, co było i już się nie odstanie. Zupełnie innym zagadnieniem jest, co się z wiedzą o przyszłości wyrabia i jak się ją wykorzystuje. Można tak jak Aleksander Kwaśniewski, który solidarnościowy zryw definiuje a la owczy pęd; można jak prezes Kaczyński, wskazujący ponaddziejową lokalizację oddziałów Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej; można jak publicyści szukający w PISowskim rządzie źródeł państwa policyjnego; można jak poseł Kalisz, widzący w połowie ludzkości faszystów, można …
Można? Ilekroć rzuca się dziś dla celów erystyczno - efekciarskich pojęciami typu: totalitaryzm, więzień polityczny, partia antyustrojowa, tylekroć odbiera się im znaczenie, więcej: unieważnia ich zakotwiczony w konkretnym momencie historycznym sens. Unieważnia się historię jako poważną dziedzinę wiedzy. Skoro wokół nas pełno faszystów, to chyba WTEDY (z ówczesnymi faszystami) nie było aż tak źle ? Skoro oni są tam, gdzie stało ZOMO, to chyba to ZOMO nie było takie znowu straszne ?
Co ma do tego IPN ? Ma. To najważniejsza, największa i najbogatsza instytucja powołana do uprzątnięcia tego bałaganu, jakim jest nasza wiedza historyczna. Niestety, powołana dekadę za późno. Dekomunizacji nie było i nie będzie. Lustracja jest groteską. Z wielu powodów. Po pierwsze: zabraliśmy się za nią (my, Państwo) za późno. Po drugie: nigdy nie zostały klarownie określone jej cele. Po trzecie, i w sumie najważniejsze: egzekutywa, czyli jakość wykonawstwa, demolująca nawet to, co mimo wszystko można by zrobić (proszę przejrzeć wyniki procesów lustracyjnych).
Obawiam się, że lustracja przestała mieć sens: jako procedura uwolnienia maszyny demokratycznego państwa od konstruktorów totalitaryzmu jest awykonalna. A już na pewno nie powinna być zadaniem historyków.
Połączenie w jednej instytucji, tu przyznać rację trzeba prezesowi Instytutu Łukaszowi Kamińskiemu, funkcji śledczych z naukowymi szkodzi – historii. To właśnie ten melanż wyprodukował potworka medialnego „historyka IPN”, to on stał się przyczyną dla której historycy bywają szpicem buta polityków, to przez niego naukowcy postrzegani są jako propagandziści powaśnionych stron.
IPN ma szansę przetrwać wyłącznie jako instytucja stricte badawcza, edukacyjna, popularyzatorska. Jego dokonania ośmielę się nazwać bezcennymi – odejmijcie publikacje Instytutu, ile zostanie w naszej historiografii ? Instytut nie daje gwarancji, ale czyni możliwą sytuację obiegu naukowego bez politycznych tabu. I to z pozycji najsilniejszych, ustawowych: wszak IPN jest instrumentem Polskiego Państwa.
Sam jednak musi wystrzegać się nie tylko koturnowości, bo emfaza kojarzy się z zadzieraniem nosa, ale też czynić wszystko aby znieść źle odbierany ekskluzywizm w dostępie do źródeł. Moim zdaniem nic nie stoi na przeszkodzie, aby rozhermetyzować materiały archiwalne z depozytu IPN, włączając je w normalny tryb zasobu państwowego.
Pracownicy IPN, wyspecjalizowani w realizacji zadań określonych w konstytuującej ich ustawie, stanęli by wówczas na pozycji jednych z wielu możliwych interpretatorów akt. Bez handicapu, ale i bez możliwości posądzania ich o manipulanctwo i sekciarstwo.
Mariusz Korejwo
Skomentuj
Komentuj jako gość