Coraz więcej dowiadujemy się o wybranej jesienią olsztyńskiej Radzie Miasta. Kompletny brak zainteresowania na poprzedniej sesji RM sprawą Bogdana Żmijewskiego, doradcy prezydenta Grzymowicza, pokazał, że tamci ludzie z wyborczych plakatów i ulotek oraz ci dzisiejsi, w ratuszu, jacyś nie ci sami.
Jeszcze więcej powodów do refleksji dostarczyła przegłosowana na ostatniej sesji podwyżka biletów MPK. Paradoksalnie sam fakt podwyżki budzi we mnie najmniejsze emocje. Generująca z natury wysokie koszty spółka miejska, obarczona absurdalną ilością ulg i zwolnień biletowych, na dodatek z przywilejem wiecznie wyciągniętej po miejskie dotacje łapy, musi generować coraz większe koszty i kłopoty. Zatroskany o własną kasę rzeczywisty gospodarz nie pchałby się w podszytą sentymentem ideę tramwajów, lecz zacząłby od budowy buspasów i zakupu autobusów z napędem na gaz.
Warto natomiast odnotować, że kolejna rada miejska odmówiła odebrania sobie przywileju jazdy bez biletu. Tym razem także nie z powodu korzyści materialnych, lecz ze sprzeciwu wobec taniego populizmu osób zgłaszających takie pomysły. W znikome materialne korzyści dla jeżdżących w większości samochodami radnych łatwo uwierzyć. Znacznie trudniej w obrzydzenie populizmem, które u praktykującego demokraty szczerze nasila się dopiero wtedy, gdy przyjdzie sobie cokolwiek od ust odjąć. Nawet, jeśli daniną ma być prestiż wynikający z rzadko konsumowanego przywileju wspólnej jazdy z przepoconym i tłoczącym się elektoratem.
Szczególnie cennych obserwacji ze środowej sesji dostarczyło rzadko praktykowane w olsztyńskim ratuszu głosowanie imienne. Wrażliwa na populizm Rada Miasta podzieliła się tutaj według stałego algorytmu: rządząca koalicja – za, opozycja – przeciw. Jakie byłoby zdanie radnych na temat podwyżki biletów, gdyby układ koalicyjny w ratuszu był odwrotny, niech sobie dopowiedzą praktykujący czynnie i biernie demokrację czytelnicy.
Jednolitofrontowa partyjno-klubowa dyscyplina i przewidywalność głosowań Rady Miasta ma swoje zalety z punktu widzenia efektywności i sprawności podejmowania decyzji. Jest to jednak sytuacja utrudniająca, a często wręcz uniemożliwiająca kontrolę władzy wykonawczej i rzeczywiste wykonywanie powierzonego przez wyborców mandatu. W takiej sytuacji radny staje się zakładnikiem i wykonawcą woli partyjnych liderów, a nie samodzielnie myślącym i biorącym odpowiedzialność za swoje decyzje podmiotem lokalnej polityki. Z demokratycznej fasady w jaką ubrano, dzięki wyborom proporcjonalnym, samorządy miast powyżej 20 tyś. mieszkańców, zdają sobie sprawę partyjni liderzy. Jednak zamiast zmiany ordynacji na większościową zadowolić się musieliśmy hasłem „Nie róbmy polityki”. Widocznie politycy PO uznali, że definicja populizmu nie ma tutaj zastosowania.
Wobec takiego, na razie nierozwiązywalnego stanu rzeczy, wprowadzenie głosowania imiennego w olsztyńskiej Radzie Miasta, jako stałej, podlegającej tylko koniecznym wyjątkom praktyki, wydaje się krokiem koniecznym. W pierwszej kadencji RM było to oczywiste i nie wymagało specjalnych regulacji. Później komuś zaczęło przeszkadzać. Tymczasem mieszkańcy mają prawo wiedzieć, bez zbędnych i absorbujących poszukiwań, jakie decyzje w ich sprawach podejmują ludzie, których obdarzyli zaufaniem. Radni zaś powinni pracować ze świadomością, że ich działania podlegają natychmiastowej, indywidualnej ocenie. Dlatego Stowarzyszenie „Święta Warmia” wystąpi z wnioskiem do przewodniczącego Rady Miasta o podjęcie stosownej uchwały w tej sprawie.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość