Gdy czytam wypowiedzi na temat wad czy zbrodni popełnionych przez różnych polityków wygłaszane przez ich wrogów to niezmiennie słyszę zarzut, że albo byli, albo są zagrożeniem dla demokracji. Do tego często cytuje się durną wypowiedź – skądinąd mądrego człowieka Winstona Churchilla - o tym, że wprawdzie demokracja jest zła ale nic lepszego nie wymyślono.
Dzisiaj demokracja stała się religią, w imię której popełnić można każdą zbrodnię czy najechać inny kraj. Np. NATOowski najazd na Serbię w celu wprowadzenia w niej demokracji i oddaniu Kosowa w ręce narkobiznesu. Teraz wprowadzamy demokrację w Afganistanie. Strzelają tam do nas wszyscy, talibowie, policjanci, cywile i dzieci – ale demokrację wprowadzamy. A ja demokratą nie jestem. Cenię sobie monarchię, toleruję republikę ale demokracja budzi we mnie obrzydzenie.
W monarchii Król władzę dziedziczy i, poza wąskim gronem książąt Krwi, nikt nie może mieć nadziei na jej sprawowanie. Przyszłego Króla wychowuje się i uczy sprawowania władzy. Wie, że ją będzie sprawował i nie musi się skundlić w celu jej zdobycia. Nie chroni to przed możliwością dziedziczenia tronu przez miernotę ale też daje szansę człowiekowi zdolnemu.
Natomiast w demokracji jest wolna konkurencja w zdobyciu władzy. Zresztą, co ja się będę wymądrzał. Zacytuję mądrzejszego ode mnie Hans-Herman Hoppe „Demokracja bóg, który zawiódł”.
„ … ponieważ w każdym społeczeństwie istnieje więcej nieposiadających wszystkiego, co warte posiadania niż posiadających, ludzie utalentowani politycznie, którzy nie mają żadnych zahamowań przed zabieraniem cudzej własności i narzucaniem swojej woli innym, będą mieli oczywistą przewagę nad tymi, którzy takie skrupuły mają. Otwarta konkurencja polityczna sprzyja więc raczej tym agresywnym (czyli niebezpiecznym) niż defensywnym (czyli nieszkodliwym)talentom politycznym, prowadząc do kultywowania i doskonalenia osobliwych zdolności, jakimi są demagogia, matactwo, łapownictwo i deprawacja. Dlatego właśnie dostęp do władzy i odniesienie sukcesu u jej szczytu będzie się stawało coraz trudniejsze dla ludzi, którym skrupuły moralne nie pozwalają na kłamstwo i kradzież.”
Przyznasz, drogi czytelniku, że niezły to opis tego co się w Polsce dzieje choć nie o Polsce jest to książka. Wystarczy sięgnąć pamięcią wstecz aby przypomnieć sobie kto był wybierany do Sejmu RP przez te ostatnie dwadzieścia lat. Jak w każdej społeczności tak i w naszym Sejmie są święci i sutenerzy. Rzecz jednak w tym, że po każdych kolejnych wyborach proporcja świętych do sutenerów jest coraz gorsza. To samo jest wewnątrz partii politycznych. Na początku była jakaś różnorodność a teraz wszędzie jest jeden Wódz otoczony gronem tępych, bezwzględnych, pozbawionych wszelkich zasad moralnych i poczucia wstydu parweniuszy wiernie wykonujących każde jego polecenie. Do czasu gdy osłabnie. Wtedy go zagryzą.
Czy można szanować demokratycznego przywódcę? Kogo i za co? Może premiera Leppera? Albo posła Łyżwińskiego? Przypomniał mi się tu Henryk Sienkiewicz. Wprawdzie nieźle mataczył opisując historię ale istotę sprawy potrafił wychwycić genialnie. Napisał jak książę Bogusław Radziwiłł w rozmowie z Kmicicem zapytał na co oni, Radziwiłłowie, mają czekać? Czy na to aż panom szlachcie przyjdzie do łbów wybrać sobie na króla (de facto na dożywotniego prezydenta A.K.) jakiegoś Piekłasiewicza z Psiej Wólki a oni, Radziwiłłowie będą całować jego dłoń? Którego Piekłasiewicza moi współobywatele sobie wybiorą to ja nie wiem. Ale wiem jak będzie po następnych wyborach. Gorzej. Zapiszcie sobie gdzieś to co napisałem o odczytajcie po tychże wyborach, gdy nowa(?) ekipa błyśnie już swoimi talentami. Zazwyczaj głoszenie proroctw to dość ryzykowne zajęcie ale nie tym razem, niestety.
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość