Spróbuję podsumować polskie dokonania w dziedzinie polityki zagranicznej. Ale zacznijmy od wprowadzenia. Ogłaszam list gończy za Partnerstwem Wschodnim. Zwracam się o pomoc do autorów programu TV „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie". Może oni odnajdą zaginione partnerstwo?
Na razie zajrzałem do Wikipedii. Oto co tam piszą:
„Partnerstwo Wschodnie – program określający wymiar wschodni polityki Unii Europejskiej w ramach Europejskiej Polityki Sąsiedztwa. Projekt Partnerstwa został zapoczątkowany działaniami dyplomacji polskiej, wspieranymi przez Szwecję. Program zainaugurowano w Pradze w 2009 roku, [...] Partnerstwo Wschodnie zakłada zacieśnienie współpracy z Białorusią, Ukrainą, Mołdawią, Gruzją, Azerbejdżanem i Armenią. Głównym twórcą inicjatywy jest Polska".
Jak widać nadymaliśmy się mocno. Zanim jednak powietrze zeszło błysnęliśmy w 2011 roku kiedy to na szczyt Partnerstwa Wschodniego nie został zaproszony prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka, a następnie ograniczony został udział w szczycie wyznaczonego przez Republikę Białoruś przedstawiciela. W efekcie rządy państw partnerskich odmówiły przyjęcia nierealistycznie skonstruowanej rezolucji potępiającej reżim Łukaszenki dystansując się tym samym nie od Białorusi, lecz od Polski. Potem zaległa cisza...
A oto jak wyglądają nasze stosunki z sąsiadami i krajami zaginionego Partnerstwa.
ARMENIA
Mało co słychać. Może dlatego, że nie ma czym się chwalić. Sukcesy Partnerstwa Wschodniego mającego przyciągnąć kraje do UE są dość kontrowersyjne. 3 września 2013 r. ARMENIA przystąpiła do rosyjskiej Unii Celnej, podobnie jak wcześniej zrobiła to Białoruś i Kazachstan.
AZERBEJDŻAN
Kolejny powód do bólu głowy dyplomacji europejskiej. Ponad połowę sprzedawanych surowców energetycznych sprzedaje krajom Unii i nic w zamian. Pieniądze zarobione na Unii wydaje na zakupy w Rosji skąd pochodzi prawie całe zaopatrzenie kraju. To rzeczywiście czarna niewdzięczność.
BIAŁORUŚ
Czasami zastanawiam się czy my w ogóle graniczymy z Białorusią. Żadnych wieści, żadnych kontaktów, w telewizji ani słowa. Przez kilka lat nie mieliśmy nawet ambasadora w Mińsku bo Łukaszenka nie zasłużył. Zdobyliśmy się tylko na to, żeby wydać zakazy wjazdu do Polski Polakom, kombatantom Armii Krajowej żyjącym jeszcze na Białorusi za to, że nie poparli protegowanej naszego MSZ Andżeliki Borys.
GRUZJA
To seksowny kraj. Zapewniła największe szczytowanie w historii polityki polskiej po 1989 roku.
Nasz najlepszy przyjaciel, prezydent Saakaszwili postanowił pokazać muskuły i w 2008 roku ruszył ze zbrojną kupą na zbuntowaną Osetię. Trochę się przeliczył, bo choć Polska dała z siebie wszystko tzn. odwiedził go prezydent Kaczyński, to jednak utracił Osetię i dodatkowo Abchazję. Gruzini przekonali się ile jest warte poparcie Zachodu w konfrontacji z Rosją. Prezydent Saakaszwili wrócił do USA, bo w ojczyźnie postawiono mu zarzuty natury kryminalnej. Natomiast Gruzja ociepla stosunki z Rosją. Ma z nią 33% obrotów handlowych podczas gdy z UE 26% z tendencja malejącą.
LITWA
Nie jest źle. Wojny z Litwą jeszcze nie ma, bo nie zamierzamy bronić Polaków na Litwie przed dyskryminacją i wynarodowieniem. Przełknęliśmy zakaz używania polskich imion i nazwisk oraz skucie polskich napisów na zabytkach w Wilnie i zastąpienie ich litewskimi. O tyle to zabawne, że dotyczyło to obiektów powstałych np. w XVI czy XVII wieku a język litewski w formie pisanej nie istniał jeszcze 150 lat temu. Ale, powtarzam, nie jest źle – strzały jeszcze nie padły.
MOŁDOWA
Efekty są. Doi Europę aż miło, nic w zamian nie dając. O kontaktach z Polską jakoś nie słychać co może i dobrze, bo kasy mamy mało.
UKRAINA
Byliśmy pierwszym krajem świata, który uznał niepodległość Ukrainy. Za tym nie poszło nic konkretnego. Być może dlatego, że nie było z kim współpracować. Potem już tylko błąd za błędem. Przede wszystkim w 2004 roku z wielkim zadęciem pojechaliśmy na ówczesny Majdan po to by wystąpić przeciwko Janukowyczowi ośmielającemu się mieć dobre stosunki z Rosją. Pomogliśmy wypromować prezydenta Juszczenkę, który odwdzięczył się nadając tytuł Bohatera Ukrainy Banderze. Wypłynęła też niejaka Julia Tymoszenko, która zarobiła sporo kasy z łapówek od Gazpromu na szkodę Ukrainy a na swoją własną szkodę kilka lat odsiadki. Pomimo naszego poparcia Ukraińcy zepchnęli to towarzystwo w polityczny niebyt ponownie wybierając prezydentem tak nielubianego przez nas Janukowycza. Teraz wtrąciliśmy się ponownie w wewnętrzne sprawy Ukrainy popierając jedną stronę konfliktu, gdy wschód Ukrainy nie uznał wyników rewolty dokonanej na kolejnym Majdanie. Wojna domowa rozkręca się w najlepsze. Jednych popiera Rosja a drugich USA, a my zamiast zachować dystans lansujemy się jako najwięksi przeciwnicy Rosji, którą wyrzucimy z Ukrainy. Czy naprawdę nie pomyśleliśmy o tym, że swoim nierozumnym poparciem pogłębiamy wewnętrzne rozdarcie Ukrainy? Że spychamy ją do roli klienta Niemiec? Efekty dla nas? No cóż. Jak Ukraina wprowadziła w 2008 roku embargo za zakup wołowiny w Polsce tak utrzymuje je nadal. A teraz jeszcze, żeby było śmieszniej, dołączyła się do rosyjskiego embarga na zakup wieprzowiny i innych produktów rolnych. O rosnących w siłę ruchach nacjonalistycznych nawet pisać nie będę, bo sprawa jest znana.
Powiem tylko tyle, że ta sprawa wymaga co najmniej ostrożności.
ROSJA
Jakie są stosunki z Rosją każdy widzi. Nadymamy się jakbyśmy to my byli mocarstwem nuklearnym a nie Rosja. Zapomnieliśmy o tym, że Rosja jest i będzie naszym sąsiadem na wieki. Czy naprawdę potrzebny jest nam trwający wieki konflikt? Ale oddam głos Romanowi Dmowskiemu.
„Przy naszym położeniu geograficznym musimy znać Rosję i rozumieć wytwarzające się obecnie warunki jej istnienia lepiej, niż jakikolwiek inny naród w Europie — inaczej nie znajdziemy w stosunku do niej właściwej drogi i łatwo nas będzie użyć, jak już używano za narzędzie polityki cudzej.
Trzeba się przede wszystkim nauczyć myśleć o Rosji, czegośmy nigdy naprawdę nie umieli.
Polska przejęła walki z Moskwą po Wielkim Księstwie Litewskim i prowadziła je przez długi okres; ale dla Polaków właściwych Moskale pozostali narodem dalekim, nieznanym i niezrozumiałym. Pozostali dopóty, dopóki nie zetknięto się z nimi, niestety, zbyt blisko, tak blisko, że nie byliśmy zdolni spojrzeć na nich w perspektywie, zrozumieć, czym jest Rosja, jaka jest jej rola na świecie i jakie nasze położenie w stosunku do niej."
(R. Dmowski, „Pisma", Częstochowa 1937. Tom. VII. ss. 123-129)
Nadymamy się przeciwko Rosji zapominając o tym co napisał Dmowski. Zapominamy też, że od połowy XVII wieku przegrywamy, z wyjątkiem 1920 roku, każdą konfrontację z Rosją. I niech nas nie zwiedzie to, że dziś mamy sojuszników. Gdy w 1792 r. poszliśmy na wojnę z Rosją to też mieliśmy świeżo zawarty sojusz z Prusami (29 marca 1790 r.) Mamiono nas nawet poparciem Wielkiej Brytanii. Potem okazało się, że Prusy (czyli Niemcy...) oczekują zapłaty za sojusz Gdańskiem i Toruniem a skończyło się tym, że razem z Rosją dokonały rozbioru Polski. I to nie Rosja zagarnęła rdzennie polskie ziemie tylko Prusy.
Stosunki z Rosją są tak złe jak złe mogą być bez wojny. Trudno to uznać za sukces naszej polityki. Jeżeli stosunki z jednym krajem, powiedzmy z dwoma, są złe to może znaczyć, że wina leży po ich stronie. Ale jeśli jest źle ze wszystkimi to czas zacząć się zastanawiać zanim znowu podzielą nas na części ku uldze całej reszty Europy.
USA
Jesteśmy w sojuszu z USA dzięki przestrzeganiu starej polskiej dewizy „przyjaciół szukaj daleko a wrogów pod bokiem". No i znaleźliśmy. Chociaż tu jest dobrze i dobrze nam tak. Stosunki przypominają te z czasów Układu Warszawskiego. Mają charakter seksualny. Jak to ładnie powiedział człowiek najlepiej poinformowany czyli ówczesny minister spraw zagranicznych a obecny marszałek Sejmu Radosław Sikorski „robimy Amerykanom laskę".
Podobieństwa do PRL są też i takie, że tak jak do ZSRR trudno było wyjechać tak dzisiaj do USA też nie jest łatwo. Są też i różnice. Ruskie nie ganiali nas na wojny po całym świecie. Pojechaliśmy tylko raz, do sąsiada, a i to obyło się bez strzelaniny. Dzięki sojuszowi z USA poszliśmy, wzorem Aleksandra Macedońskiego, nawet do Afganistanu. Tylko sukcesy odnosimy jakby mniejsze.
Wystarczy tym razem. Mam nadzieję, że nie załamałem Was tym subiektywnym przeglądem osiągnięć naszej polityki zagranicznej.
Adam Kowalczykszczyt Partnerstwa Wschodniego w Warszawie, 30 września 2011 roku, zdjęcie z Wikipedii
Skomentuj
Komentuj jako gość