Przeczytałem artykuł Łukasza Warzechy pod naukowym tytułem „Klasyfikacja wyborców Komorowskiego”. Zanim go przeczytałem zdziwiłem się trochę, że tak szybko ktoś opracował badania sondażowe. Przy czytaniu spotkał mnie jednak zawód. Okazało się, że jest tam prawie wyłącznie bełkot, podtrzymywanie siebie na duchu i przypisywanie innym niskich pobudek – bo my som uczciwe.
Pełno tam takich zwrotów jak oszalali antykaczyści, lemingi, naiwni itd. Przyjmując takie podejście równie dobrze można ten sam opis zastosować w stosunku do wyborców Jarosława Kaczyńskiego. Bo w końcu do kogo jak nie do oszalałych antytuskowców zaliczyć ludzi „wiedzących na pewno”, że w Smoleńsku był zamach, wszędzie widzących zdradę narodową czy wypisujących takie chore analizy.
A może by tak przyjąć takie śmiałe założenie, że na Bronisława Komorowskiego, de facto na Tuska, głosowali ludzie równie uczciwi, albo i nieuczciwi, jak ci co głosowali na Kaczyńskiego? Może warto przestać chrzanić, że Polska podzieliła się na dwie, prawie równe, części popierające albo PiS, albo PO? Takie założenie pozwala wprawdzie głosić, że za nami stoi połowa narodu (ta zdrowsza oczywiście) ale jest połową prawdy czyli całym kłamstwem. Zapomniano o tym, że połowa Polaków nie poszła na te wybory. Kaczyński zgarnął jedną czwartą a nie połowę, podobnie Komorowski. Połowa Polaków ma ich po prostu dosyć, i raczyła olać i te wybory, i obu szanownych kandydatów. Udało się PiS-owi uwieść ćwierć społeczeństwa. I z własnego wyboru są to w znacznym stopniu ci, którzy patrzą w przeszłość, boją się zmian i wyzwań nowoczesności. Zarówno tych złych jak i tych dobrych. Podobnie z Platformą. Zagarnęła drugą ćwiartkę, tych co lecą na blichtr wielkiego świata, wybierają kierując się estetyką czy światowym obyciem. Bo cokolwiek by nie powiedzieć o obu partiach to platforma jest zewnętrznie bardziej estetyczna niż PiS. Jak wiele na tym traci PiS widać było po drobnej korekcie wizerunku Kaczyńskiego w czasie ostatniej kampanii. Gdy przestał tyle jęczeć poparcie mu się podwoiło.
Ale w tych wszystkich wyliczeniach starannie pomija się normalnych ludzi. Tych co po prostu chcą i potrafią ciężko pracować. Nie biadolą, nie palą opon, nie wyliczają ofiar i krzywd dawno minionej przeszłości, nie gardłują o Europie, postępie i nowoczesności tylko je tworzą swoją pracą. Robią to nie dzięki PiS-owi czy PO tylko pomimo ich naprzemiennych rządów. Mają dosyć takiej zakichanej demokracji, w której główne partie – zarówno ta uczciwa i patriotyczna, jak i ta złodziejska i kosmopolityczna oraz te obrotowe – działając w zmowie i w porozumieniu uchwaliły podstawową nieuczciwość. Uchwaliły zgodnie z własnym przestępczym prawem, że poza nimi nikomu nie wolno prowadzić kampanii wyborczej. Jest zakaz finansowy. Ubrano to w ładne frazesy o finansowaniu partii z budżetu. Ci co są w Sejmie dostają szmal z kieszeni podatnika. W 2008 roku PO – 38 mln, PiS – 35,5 mln, PSL – 14,2 mln, SLD – 13,5 mln, SdPL – 3,3 mln i PD – 2,2 mln, razem ok. stu milionów na utrzymanie aparatu partyjnego, tej całej maszynki do wygrywania wyborów. Ci, którzy dopiero mogliby zagrozić nie dostają nic bo ich w Sejmie nie ma. I tu kolejny kwiatek. Za swoje własne pieniądze nie wolno im robić kampanii. Och, przepraszam, skłamałem. Mogą wyłożyć 15 tysięcy na głowę. To brzmi jak kiepski dowcip. Dzięki temu od 21 lat oglądamy te same gęby w TV, rządzie i ławach sejmowych. Pomimo wyborów. To jeden z powodów, dla których połowa Polaków na wybory nie poszła. Na następne pójdzie jeszcze mniej.
Może się jeszcze okazać, że podział na tych uczciwych, i tych co ich okradają jest prawdziwy. Tyle, że może być tożsamy z podziałem na tych co nie głosują i tych biorąc w tym demokratycznym cyrku udział, żyrują złodziejstwo uprawiane przez partie polityczne.
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość