Jeśli sondażownie znowu czegoś nie pokręciły to mamy nowego prezydenta. Komorowski wygrał. Zwycięzca jest tylko jeden więc radość powinna być wielka, ale jakoś tego nie widać. Wynik obu kandydatów zbliżony do pół na pół świadczy o istniejącym podziale w społeczeństwie. To jednak było dawno wiadomo.
O wiele bardziej interesujące są obserwacje otoczki wyborów, przebiegu kampanii i dynamiki uzyskiwania poparcia. Zwycięstwo Komorowskiego wydaje się być zwycięstwem biegacza, który miał lekkim truchtem dobiec do mety i tam spokojnie czekać przy drinku na przegranego. A wyglądało raczej na dopadnięcie mety z rzężeniem w płucach i oddechem szybko zbliżającego się przeciwnika na karku. Zachodzi obawa, że zwycięzca wyzionie ducha. Po prostu w sztabie Komorowskiego najwyraźniej skończyła się para. Dużo lepiej wygląda to u Kaczyńskiego. Zaczynał kampanię nieprzygotowany, w dodatku otoczony powszechnym, utwierdzanym przez media, przekonaniem o klęsce w nadchodzących wyborach. Zaczynając od poparcia rzędu 20-23% potrafił w czasie krótkiej kampanii poprawić swoje wyniki o co najmniej 25 punktów procentowych. On sam i jego partia wcale nie wyglądają na wyczerpanych. Przeciwnie, odnoszę wrażenie, że są po lekkiej rozgrzewce, po której dopiero nadejdzie solidny trening i osiągnięcie szczytu formy. Tam czuje się pulsującą pod powierzchnią energię. Najwyraźniej odsunięcie starych działaczy na bok i powierzenie kampanii młodszemu pokoleniu działaczy, kierowanych w dodatku przez kobietę, odmieniło radykalnie nastroje w partii i jej zdolność działania. Zwycięzca Komorowski wyglądał trochę jak emeryt czego zdecydowanie nie można powiedzieć o Jarosławie Kaczyńskim. Przyznam, że nie spodziewałem się takiego zakończenia tej kampanii. Właściwie niesłusznie piszę o zakończeniu. Wszystko na to wskazuje, że zaczyna się już następna i to raczej PiS ma zapas energii i wiarę w siebie a nie PO.
Dobry wizerunek Jarosława Kaczyńskiego psuje jednak jego postępowanie w końcówce. Pochwały jakie głosił pod adresem komunistycznego sekretarza Edwarda Gierka wzbudziły obrzydzenie wielu ludzi a jemu samemu nic nie dały. Ciśnie się na usta pytanie: jeżeli Gierek był patriotą to czy pułkownik Kukliński był zdrajcą? Odpowiedzi powinien udzielić osobiście Jarosław Kaczyński.
Natomiast PO już pokazała swoja pasywność. Dostali do rąk pełnię władzy. Nie będzie już na kogo złożyć winy za zawetowane ustawy. Tylko czekać na najbliższą sesję sejmu i przedłożyć te wszystkie wspaniałe ustawy reformujące nasz kraj a tak podstępnie zawetowane kiedyś przez Lecha Kaczyńskiego. Powinna ich rozpierać radość z usunięcia zawalidrogi i przekonanie, że za rok będzie to zupełnie inny kraj. A co słyszymy? Już w trakcie wieczoru wyborczego poseł Sławomir Nowak żebrze w imieniu Platformy o pięćset dni spokoju! Niedoczekanie! Panowie, mieliście trzy lata by coś zrobić. Albo chociaż coś przygotować do zrobienia. Chcecie przebujać się za friko do następnych wyborów parlamentarnych a potem kolejne cztery lata żerowania? Ja wam tego komfortu nie zamierzam ofiarować. Polska pilnie potrzebuje reform. Albo je wreszcie przeprowadźcie, albo na szczaw!
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość