Prof. Stanisław Czachorowski z UWM, zabrał głos na swoim blogu „W obronie prof. Małgorzaty Chomicz”. „Publiczne szkalowanie prof. Chomicz przez pana prof. Piotra Obarka jest tak na prawdę obrażaniem całego środowiska akademickiego Olsztyna – Nie, drogi panie, nie jesteśmy kanciarzami, oszustami i przestępcami, abyśmy rzetelność naukową nazywali „donosicielstwem” - czytamy w artykule prof. Czachorowskiego.
Po raz pierwszy ktoś z grona profesorskiego UWM publicznie, pod własnym nazwiskiem, przy tym tak zdecydowanie, mocno i jednoznacznie nazwał po imieniu, to co robi prof. Piotr Obarek. Tak naprawdę prof. Czachorowski ratuje honor professores UWM.
Profesor w swoim artykule ocenił zarówno to co uczyniła prof. Małgorzata Chomicz zawiadamiając Centralną Komisję do Spraw Stopni i Tytułów o podejrzeniu popełnienia plagiatu, jak i reakcję na to prof. Obarka. Cytujemy fragmenty tego ważnego artykułu. Cały artykuł TUTAJ.
„Przesłanie informacji o podejrzeniu o plagiat do odpowiedniego gremium nie jest donosem a elementem pożądanej dbałości o jakość i rzetelność naukową – stwierdza prof. Czachorowski. - Pan prof. Piotr Obarek, były dziekan Wydziału Sztuki, publicznie i wielokrotnie na swoim blogu nazwał prof. Małgorzatę Chomicz donosicielem (że przytoczę tylko bardziej stonowane określenie), dlatego, że przesłała komisji zajmującej się postępowaniem w sprawie nadania tytułu profesorskiego panu P. Obarkowi, informacji o możliwości popełnienia plagiatu w jego pracy doktorskiej.
Czy było w jej postępowaniu coś złego i nagannego? Odpowiedź jest prosta - nie było! Co więcej powinien to zrobić każdy przyzwoity i porządny naukowiec, podobnie jak powinniśmy zwracać uwagę na łamanie prawa na ulicy”.
Jest to oczywiste dla środowiska akademickiego, jednak opinią publiczną, która nie zna warsztatu naukowego i procedur weryfikowania prac naukowych można manipulować, co czyni na swoim blogu prof. Obarek. Dlatego prof. S. Czachorowski dużo miejsca poświęcił wyjaśnieniu czytelnikom spoza uniwersytetu tych procedur i metod. Istotą nauki jest bowiem ciągłe recenzowanie i weryfikowanie prac naukowych przez osoby niezależne od autora. Tylko to zapewnia postęp i rozwój nauki.
„Na studiach uczy się przyszłych magistrów, doktorów, profesorów naukowego rzemiosła - stwierdza Prof. Czachorowski. - Jednym z elementów tego rzemiosła jest właściwe i poprawne korzystanie z dorobku poprzedników. Tego uczy się już na studiach – jak cytować i powoływać się na dokonaniach innych. Plagiat – niezamierzony lub celowy – jest brakiem umiejętności i rzetelności naukowej. Nauka ceni oryginalność i samodzielność prac”.
Praca dyplomowa to „swoisty egzamin mistrzowski, potwierdzającymi, że delikwent przeszedł procedurę i zna się na naukowym rzemiośle”.
W tym kontekście Profesor przypomina historię uzyskania dyplomu przez synów państwa Obarków, którzy studiowali na Wydziale Sztuki UWM
„Sytuacja, gdzie promotorem pracy jest rodzic studenta, a recenzentem drugi rodzic jest skrajnym przykładem łamania dobrych obyczajów i nepotyzmem czystej wody”. - stwierdza dobitnie prof. Czachorowski.
Od siebie dodam, że od roku czekam od władz uczelni na odpowiedź na pytanie, które za moim pośrednictwem zadali władzom uczelni profesorowie (odeszli z Wydziału Sztuki na znak protestu przeciwko rządom dziekana Piotra Obarka): w jakim trybie zostali przyjęci obaj synowie prof. Izabella Janiszewskiej-Obarek i ówczesnego dziekana Piotra Obarka na Wydział Sztuki, czy w takim samym, jak wszyscy inni zdający i w tym samym terminie? Pytałem też, kto był promotorem i recenzentem pracy dyplomowej starszego syna państwa Obarków. Prosiłem też o podanie, ile nagród pieniężnych i stypendiów otrzymali ich synowie podczas studiów i kto wnioskował o te nagrody? Kierownictwo UWM odmawia odpowiedzi, zasłaniając się ustawą o ochronie danych osobowych.
Prof. Czachorowski przypomina, że praca doktorska również ma promotora oraz dwóch recenzentów, w tym jednego obowiązkowo spoza rodzimego środowiska naukowego. „Ma to zwiększyć obiektywizm i wyeliminować ewentualny nepotyzm czy tak zwane kolesiostwo”.
Profesor Czachorowski podkreśla, że na pracy promocyjnej: licencjackiej, magisterskiej, doktorskiej zawsze widnieje nazwisko promotora (na stronie tytułowej). "Nie są znane mi przypadki, aby np. na stronie tytułowej nie było nazwiska promotora”.
Tymczasem na pracy, którą 23 września prof. Piotr Obarek wręczył na rozprawie sądowi, twierdząc, że przypadkowo odnalazł ją w piwnicy, nie ma nazwiska promotora! Uświadomił to sądowi świadek prof. Adolf Gwozdek wskazując na zasadniczą różnicę pomiędzy kartą tytułową pracy, którą sądowi dostarczyła prof. Małgorzata Chomicz a kartą tytułową pracy dostarczonej przez prof. Piotra Obarka.
Jak moi czytelnicy wiedzą, dokonałem sprawdzenia pracy habilitacyjnej prof. Piotra Obarka. Praca habilitacyjna – przypomina prof. Czachorowski: „nie ma promotora, gdyż praca habilitacyjna jest w pełni pracą samodzielną. Całość firmuje autor. Ale jest już trzech recenzentów – poprzeczka wyższa to i obiektywizm ocen w formie recenzji musi być większy”
Prof. Czachorowski wyjaśnia, co jest zadaniem recenzenta: "dokładnie przejrzeć pracę, czy jest rzetelnie zrobiona od strony naukowej, także czy jest poprawny warsztat pisarski, czy nie ma błędów merytorycznych a nawet czy nie ma plagiatu. Bo plagiat jest nierzetelnością naukową.”
Tego, czego nie zrobili recenzenci pracy habilitacyjnej prof. Piotra Obarka, dokonali na moją prośbę naukowcy-artyści i prawnicy. Bowiem, jak uświadamia prof. Czachorowski:
„Naukowiec przez całe swoje życie zawodowe poddawany jest nieustannej kontroli (weryfikacji) zewnętrznej i recenzowaniu, swoistemu sprawdzaniu rzetelności i jakości. Taki właśnie mechanizm pozwala eliminować fałszerstwa, błędy czy plagiaty. W zawodowym obowiązku prawdziwego naukowca jest nie tylko rzetelne dochodzenie do prawdy naukowej ale i demaskowanie (czy tylko prostowanie, korygowanie) pomyłek, błędów, mistyfikacji, w tym plagiatów. Naukowiec zawsze i ciągle występuje zarówno w roli autora jak i recenzenta. Konkluzja – recenzowanie nie jest donosicielstwem!
Toteż, stwierdza prof. Czachorowski:
„nie ma mowy o żadnym donosicielstwie, gdy naukowiec informuje inne gremia naukowe o dostrzeżonych błędach, pomyłkach, czy podejrzeniu o plagiat. Co więcej każdy przyzwoity i dbający o jakość pracownik akademicki powinien to zgłosić, gdy ma taką wiedzę! Zatajanie byłoby niewłaściwe i sprzeczne z duchem nauki.
Zarzut donosicielstwa jest więc w tym przypadku po pierwsze nietrafiony, po drugie niestosowny i obraźliwy. Nasuwa się tylko jedna analogia – gdy światek przestępczy nazywa donosicielami i „kablami” ludzi informujących policję o przestępstwie. Ale byłoby to porównanie środowiska naukowego do kliki lub grupy przestępczej. W tym kontekście publiczne szkalowanie prof. Chomicz przez pana prof. Piotra Obarka jest tak na prawdę obrażaniem całego środowiska akademickiego Olsztyna – Nie, drogi panie, nie jesteśmy kanciarzami, oszustami i przestępcami, abyśmy rzetelność naukową nazywali „donosicielstwem”.
Następnie prof. Stanisław Czachorowski analizuje się, czy panu Obarkowi stała się krzywda, w związku z zawiadomieniem CK?
„Co najwyżej mogło to opóźnić o pół roku całą procedurę nadania tytułu naukowego. Nic więcej” - stwierdza prof. Czachorowski. Jednak prof. Piotr Obarek robił wszystko, by nie doszło do ustalenia prawdy:
„Pan Obarek nie ułatwiał szybkiego zweryfikowanie i rozstrzygnięcia sprawy, co więcej - fakty wskazują, że utrudniał, korzystając z różnorodnych kruczków prawnych i innych zabiegów (sam więc działa na swoją szkodę). Najpierw publicznie twierdził, że u artystów nie ma pracy doktorskiej tak jak w naukach ścisłych, więc nie istniała pisana praca doktorska – nie mogło być więc plagiatu. Takie postawienie sprawy w złym świetle postawiło wszystkich przedstawicieli sztuki (dawniej były przewody artystyczne pierwszego i drugiego stopnia). Bo skoro nie ma pracy doktorskiej ani habilitacyjnej to jakim prawem mają nosić stopnie i tytuły naukowe doktora, doktora habilitowanego i profesora? Stanowisko pana Obarka przywołało i takie głosy. Jego postępowanie jak widać przynosi szkody nauczycielom akademickim z dziedziny art (w odróżnieniu od science).
Później pan Obarek twierdził, że nie można mu plagiatu udowodnić, bo to nie jego praca. Sam swojego egzemplarza nie ma a w ASP, gdzie odbył się przewód doktorski, praca niespodziewanie zginęła z dokumentów na uczelni. W tym momencie pan Obarek w bardzo złym świetle postawił całą warszawską ASP – bo albo tam mają straszny bałagan, że im ważne dokumenty giną, albo po znajomości schowali. Uczelnia ta powinna być solidnie skontrolowana. A wszyscy wcześniejsi absolwenci mogli poczuć się niezbyt komfortowo – bo wynikałoby, że uczelnia nie dba o jakość nadawanych dyplomów i ich stopnie oraz tytuły są niewiele warte. Nie wiem czy są do tego podstawy – ale taki wydźwięk ma argumentacja pana Piotra Obarka. Postawił więc chcąc lub nie chcąc w złym świetle warszawskie środowisko Akademii Sztuk Pięknych. Wizerunek mocno nadszarpnięty.
Gdy jednak praca doktorska dotarła do komisji i do sądu, w ciągu kilku dni Pan P. Obarek cudem znalazł w piwnicy swoją (swój egzemplarz). Nie dość, że wygląda to co najmniej śmiesznie, to z relacji prasowych wynika, iż na tym egzemplarzu nie ma nazwiska promotora na stronie tytułowej. Dla każdego przeciętnego członka społeczności akademickiej taka informacja nasuwa podejrzenie mistyfikacji. Nie rozstrzygam czy był czy nie był plagiat – od tego jest stosowne gremium. Wspominam tylko o publicznym wydźwięku i o nietypowym wyglądzie strony tytułowej.
Podsumowując, pan P. Obarek wypowiada się w swojej sprawie (trudno więc o obiektywizm, łatwo o emocje), po drugie nie ma podstaw do nazywania prof. Chomicz donosicielem. Słowo to ma znaczenie pejoratywne i jest dla każdego obraźliwe. Wszystko to powinno budzić zniesmaczenie, bowiem nie tylko jest wbrew dobrym obyczajom, ale i kompromituje środowisko naukowe Olsztyna oraz warszawskiej ASP. Wiele osób ma prawo czuć się obrażonymi. A wizerunek zarówno UWM jak i ASP w Warszawie został nadszarpnięty… i to w imię prywatnej sprawy jednego człowieka.
Na koniec prof. Stanisław Czachorowski wyjaśnia, dlaczego zabrał głos w tej sprawie:
„Środowisko akademickie w tej sprawie nie powinno milczeć i stać biernie z boku. To już dotyczy nas wszystkich. Dlatego i ja zabieram głos. Nic bliższego mnie nie łączy z Wydziałem Sztuki ani z osobami do tej pory obrażanymi przez p. Piotra Obarka – poza faktem pracy na jednej uczelni i przynależnością do środowiska akademickiego. Znam je w takim samym stopniu jak i prof. Piotra Obarka”.
(opracował Adam Socha)
PS. Artykuł prof. Stanisława Czachorowskiego ratujący honor UWM powinien się ukazać na e-Gazecie uniwersyteckiej.
Skomentuj
Komentuj jako gość