Zwrócił się do mnie jeden z profesorów Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego (szanowany, znany powszechnie, z dorobkiem naukowym), z prośbą o radę. Został zaatakowany przez panów O. za to, że na swoim facebooku ośmielił się napisać: „żenująca sytuacja, kłopotliwa sprawa dla UWM. Chowamy głowę w piasek i udajemy, że nic się nie stało...”.
Jak widać, nie pada w tym zdaniu żadne nazwisko, autor nie napisał o jaką sytuacje chodzi, a jednak nożyce się odezwały. Profesor odebrał telefony z pogróżkami, następnie został zaatakowany w Internecie, więc usunął ten komentarz. Pan profesor prosi mnie o radę, jako człowieka doświadczonego i doświadczanego na co dzień takimi napaściami, jak się w takiej sytuacji zachować i jak się bronić?
Nim udzielę rad, zacznę od wyrażenia Panu Profesorowi szacunku. Jest Pan pierwszą osobą z UWM, która publicznie i pod swoim nazwiskiem nazwała rzecz po imieniu, a więc, że „sytuacja jest żenująca”, bo faktycznie przynosi wstyd całemu uniwersytetowi. Nazwał Pan też po imieniu postawę professores: udają, że nie widzą, jak człowiek z ich grona, dr hab. Piotr O. prof. UWM, do niedawna członek Senatu UWM publicznie lży, znieważa, odziera z godności dr. hab. Małgorzatę Chomicz prof. UWM oraz osoby, które z racji piastowanych funkcji czy wykonywanego zawodu ośmieliły się nazwać poczynania pana O. po imieniu.
To nieśmiertelny mechanizm „ludzki”: odwracamy głowę od napadniętego, w duchu dziękując Bogu, że to nie nas napadnięto i wierząc, że wystarczy odwrócić głowę, a uniknie się napaści. Niedawno JM Rektor doświadczył, że taka postawa jest krótkowzroczna, bo rozzuchwala napastnika. Gdyby JM Rektor zareagował od razu, gdy grono znakomitych artystów-pedagogów otwarcie, z imienia i nazwiska postawiło w liście do JM Rektora poważne zarzuty wobec dziekana Piotra O., to dzisiaj twarzą UWM nie byłby dr hab. Piotr O. JM Rektor umył wówczas ręce, więc dzisiaj on i jego rodzina doświadcza tego, co od wielu lat doświadczają pracownicy Instytutu Sztuk Plastycznych. A UWM bezpowrotnie stracił wspaniałych artystów i pedagogów. Stracił nie tylko uniwersytet, straciliśmy my wszyscy, jako miasto i region.
Tak, jest Pan pierwszą osobą, Panie Profesorze, z grona professores, która pod własnym imieniem i nazwiskiem odważyła się wyrazić swój stosunek do tej sprawy. Owszem, spotkani przeze mnie profesorowie UWM osobiście bądź telefonicznie dawali i dają wyraz swojemu oburzeniu sytuacją, w której jeden pracownik naukowy terroryzuje całą społeczność akademicką, ośmiesza UWM i jest bezkarny.Ale ci szacowni profesorowie natychmiast przy tym zastrzegają: „panie redaktorze, tylko mnie w tym nie ma, proszę nie powoływać się na mnie, pan przecież wie, że to człowiek nieobliczalny, opluje mnie na swoim blogu”.
Pan pierwszy publicznie, spontanicznie i nie z racji zajmowanego urzędu, wyciągnął głowę z piasku i natychmiast poczuł kopniaka. Doświadczył Pan na własnej skórze tego, co pani prof. Małgorzata Chomicz doświadcza na co dzień w Instytucie Sztuk Plastycznych, jeśli nie przy aprobacie, to przyzwalającym milczeniu członków Rady Instytutu, którzy doszli do takiego stanu ubezwłasnowolnienia, że podnieśli nawet ręce za autokompromitującą uchwałą zakazującą kolportażu „Debaty” na terenie Instytutu. Czy można jeszcze niżej upaść? Tak, miał rację Michaił Bułhakow pisząc, że najgorszą cechą ludzką jest tchórzostwo.
To dzięki niej Piotr O. może publicznie lżyć, spotwarzać i zastraszać ludzi, którzy odważyli się głośno powiedzieć, że „król jest nagi”. Poruszająco zaśpiewał o tym, jakże ludzkim zjawisku, bard Jacek Kaczmarski w utworze „Osły i ludzie” na podstawie grafiki Goi:
Dosiadł mnie osioł okrakiem/
I rykiem obwieścił donośnym/
Że na wierzchowcu takim/
Będzie jeźdźcem wolności.
Całą społeczność uniwersytecką dosiadł osioł Goi i ją ujeżdża. Pan pierwszy, jako osoba nie związana i nie narażona bezpośrednio na kontakt z panem Piotrem Obarkiem, postanowił zrzucić ze swojego grzbietu osła i natychmiast doświadczył na sobie jego kopyt.
Niech będzie dla Pana pocieszeniem, że znalazł się Pan w godnym towarzystwie największego filozofa w dziejach ludzkości – Sokratesa, który nieustannie doświadczał na sobie kopyt osłów. „Dowiadujemy się od Demetriosa z Bizancjum (Diogenes Laertios "Sokrates"), że kiedy Sokrates z właściwą sobie pasją rozprawiał o filozofii, wywoływał nieraz wściekłość audytorium; rzucano się nań, bito go po twarzy, szarpano za włosy. Najczęściej jednak był przedmiotem drwin i pogardy. Wszystko to znosił cierpliwie. Nie zareagował nawet na kopniaka, którym go raz uraczono. A kiedy jeden ze świadków sceny dziwił się jego spokojowi, miał odpowiedzieć: „A gdyby kopnął mnie osioł, czy pozwałbym go przed sąd?"
Pana osioł kopnął, odebrał pan telefon z pogróżkami, więc wykasował Pan swój komentarz. Rozumiem Pana doskonale, bo do mnie też wydzwaniał starszy syn pana Obarka – Mateusz. Pierwszy raz pozwolił sobie na to nawet przed wigilią Bożego Narodzenia. Tak, to przykre. Wiedziałem jaki jest cel takich działań. Mam przestać pisać o panu O., mam milczeć gdy osioł dosiada uniwersytet i go ujeżdża. Mam milczeć, gdy działający w imieniu całej społeczności uniwersyteckiej prof. Józef Dębowski, jako przewodniczący Komisji Etyki, został pomówiony publicznie przez dr. hab. Piotra Obarka, iż nagroda rektora, którą otrzymał, jak wielu innych pracowników UWM, to tak naprawdę „łapówka” za uchwałę Komisji w jego sprawie, a więc że jest człowiekiem skorumpowanym. Prof. Józef Dębowski wywiązał się rzetelnie ze swojego obowiązku, który na niego nałożył Senat i ocenił postępki dra hab. Piotra Obarka. Został za to publicznie spotwarzony i nie znalazł się nikt z całego dostojnego Senatu UWM, by stanąć w obronie przewodniczącego Komisji Etyki. Przeciwnie, to Piotr Obarek znalazł obrońców w osobach pani dyrektor Instytutu Filozofii, pana dyrektora Teatru Jaracza, pracownika naukowego Instytutu Dziennikarstwa i pana dziekana Wydziału Medycznego.
Przez szereg miesięcy usiłowałem uzyskać najpierw od JM Rektora prof. Józefa Górniewicza, a następnie od JM Rektora prof. Ryszarda Góreckiego sentencję decyzji Komisji Etyki z 10 lipca 2012 roku. JM Rektor prof. Józef Górniewicz robił różne uniki, by tylko dotrwać do wyborów rektorskich. Teraz, z protokołu posiedzenia Senatu UWM wywieszonego w Internecie 27 września 2013r. dowiaduję się, że kara upomnienia została wymierzona dr. hab. Piotrowi Obarkowi prof. UWM dopiero 24 kwietnia 2013 roku, a termin przedawnienia dla takiej kary mijał po 6 miesiącach, a więc 19 października 2012 roku. Wykorzystał to natychmiast Piotr Obarek, który zaskarżył karę upomnienia i kara z powodów formalnych musiała zostać umorzona.
Co z tym robi Piotr Obarek? Na swoim blogu dokonuje kolejnej manipulacji. Z triumfem obwieszcza, że: „Komisja Dyscyplinarna przy Radzie Głównej MNiSW umorzyła postępowanie w kwestii zarzucanych mi czynów”. Na dowód zamieszcza skan pierwszej strony Postanowienia z 4 września 2013r., ale bez uzasadnienia, z którego dowiadujemy się, że Komisja nie oczyściła go z zarzutów, a jedynie musiała umorzyć postępowanie „wobec przedawnienia karalności czynu”.
Po dokonaniu tej manipulacji Piotr Obarek następnie atakuje na swoim blogu JM Rektora i jego rodzinę, a panią prof. Barbarę Przybylską-Gornowicz znieważa.
(Protokół z posiedzenia Senatu UWM ze skanami CAŁEGO Postanowienia Komisji)
Każdy, kto ośmielił się w jakikolwiek sposób wyrazić wątpliwość co do postępków familii pana Obarka natychmiast spotykał się z atakiem. Jak dotąd ta metoda była skuteczna, metoda osobnika z Włodowy, który chodził po wsi z maczetą i terroryzował mieszkańców, którzy nie mogli się doprosić przyjazdu policji. Pan się odważył stanąć na drodze tego osobnika. Bo Pan zrozumiał, że milczenie oznacza w konsekwencji nasze przyzwolenie dla tego typu zachowań na uniwersytecie i szerzej, w całym społeczeństwie. Bowiem to uniwersytety powinny stać na straży prawdy, dobra i piękna, wyznaczać standardy kulturalnego, honorowego, uczciwego zachowania.
Dobrze, że przerwał Pan zmowę milczenia, bo jak powiedział św. Jan Bosko: zło triumfuje, bo przyzwoici ludzie milczą. Prawda, że to było wspaniałe uczucie, gdy zrzucił Pan z karku osła? Uczucie wyzwolenia.
Źle, że po pogróżkach pozwolił Pan znów osłu się dosiąść i wykasował pan wpis ze swojego facebooka, bo tylko utwierdził Pan familię O., że ich metoda ujeżdżania uniwersytetu jest skuteczna, i że nadal mogą tak postępować, nadal mogą chodzić po wsi z maczetą.
Pana wpis rozszedł się po uniwersytecie i mieście lotem błyskawicy. Zanim Pan do mnie o tym napisał, już wcześniej miałem maile od innych osób informujące o tym. Teraz ci ludzie dostali wymowny sygnał: nie ma co się wychylać, skoro nawet Pan Profesor z niewinnego wpisu się wycofał.
Dlatego, przechodząc do praktycznych rad, przede wszystkim radzę przywrócić ten wpis. Czym kończy się uległość doświadczył właśnie na własnej skórze prof. Zygmunt D., który był dotąd posłuszny woli Piotra O. Ale wystarczyło, że nie zeznał na rozprawie literalnie tak, jak sobie tego życzył jego pan, a został za to po rozprawie zrugany.
Musi Pan się zdobyć raz jeszcze na herbertowskie poczucie smaku, bo jak mi Pan napisał, po zajrzeniu na bloga Piotra O. zrobiło się Panu niedobrze, więc Pan tego poczucia smaku nie utracił. Niech Pan więc przywróci swój wpis. Wpis ten w żaden sposób nie naraża Pana na jakiekolwiek konsekwencje prawne. Proszę zapytać o to jakiegokolwiek prawnika.
Zapewne znów zadzwonią do Pana z „Obarkowa”. Pierwszy telefon należy odebrać, uprzedzić, że nagrywa Pan rozmowę, wytrzymać atak i oświadczyć, że nie spełni Pan ich żądań i że uważa je Pan za bezprawne, po czym wyłączy telefon. Więcej telefonów niech Pan nie odbiera. Jeszcze kilka razy zadzwonią. Gdyby jednak nękali Pana nieustannie, powinien Pan zgłosić nękanie na prokuraturę. Takie nękanie uzyskało już nazwę prawną: stalking i jest przestępstwem. Powinien Pan też złożyć skargę do statutowych organów UWM: JM Rektora, Rzecznika Dyscyplinarnego i Komisji Etyki.
Mógłby Pan jeszcze zrobić coś jeszcze, mianowicie zredagować List Otwarty wyrażający solidarność przede wszystkim z panią prof. Małgorzatą Chomicz, ale i innymi osobami, znieważanymi przez Piotra O. na blogu. Następnie niech Pan się zwróci do kolegów profesorów, którzy Pana zdaniem są przyzwoici, ale milczą, bo zawsze musi się znaleźć ten pierwszy odważny, który to milczenie przerwie.
(TAKI LIST PROFESOR OPUBLIKOWAŁ W INTERNECIE 30.09.2013)
Pan jako autor takiego Listu będzie wiarygodny, gdyż w żaden sposób nie jest Pan związany z tą sprawą. Pan występuje jedynie jako członek społeczności uniwersyteckiej, miłośnik prawdy. Musi się Pan jednak przygotować na to, że spotka Pana rozczarowanie, bo niektórzy profesorowie odmówią. Musi mieć Pan bowiem świadomość, że olsztyńskie uczelnie wypuściły całe legiony absolwentów nauczonych oportunizmu i koniunkturalizmu. Musi też Pan wiedzieć, że familia O. ma legion cichych sprzymierzeńców, którzy nie mogą rzucić kamieniem, bo najpierw musieliby go rzucić w siebie, bowiem kupiły te osoby doktoraty i habilitacje. Jest Pan za młody, by słyszeć o szatańsko inteligentnym marksiście-leniniście, mgr G., który dorobił się fortuny pisząc taśmowo doktoraty na WSP. Miał tak dużo zamówień, że nawet nie zdążył sobie napisać doktoratu.
Ale niech Pan wierzy, nie jest Pan sam. Znajdzie Pan jeszcze sprawiedliwych profesorów, którzy przełamią lęk i podpiszą. I zrzucicie z siebie osła, bo pieśń Jacka Kaczmarskiego kończy się pomyślnie:
Pędzę na zgiętych kolanach/
Więcej niż znieść mogę znoszę/
Aż świta myśl niesłychana/
I ludzką głowę podnoszę/
To nic że ostrogi bodą/
Szpicruta nad uchem gra!/
To jeździec stworzony pod siodło/
I jeźdźca dosiąść się da!
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość