Z posłem PO Markiem Żylińskim rozmawia Adam Socha
- Przed publicznym ogłoszeniem swojej decyzji o odejściu z PO, kogo z władz PO zawiadomiłeś, jako pierwszego?
Adam Żyliński: - Jestem zaskoczony, że moja decyzja nabrała takiego rozmachu. Chciałem wyjść z partii dyskretnie, po cichu, tylnymi drzwiami i skupić się na Iławie, a zrobiło się z tego wydarzenie na cały kraj. Jestem niepocieszony, bo nie o to mi chodziło.
- Ale nie jesteś dzieckiem, przecież wyjście dyskretne było niemożliwe, skoro rzucasz publicznie rękawicę władzom PO w Iławie udzielając wywiadu „Kurierowi Iławskiemu"?
Adam Żyliński: - Chciałem tylko poinformować swoich wyborców w Iławie. A to się rozlało. Jestem od 4-5 lat w permanentnym konflikcie z władzami PO w Iławie, to nie jest nic nowego. To miało swoje granice, postanowiłem odejść i to wszystko w największym skrócie.
- Na czyje ręce złożyłeś legitymację, kogo z partii o tym pierwszego poinformowałeś i jaka była reakcja?
Adam Żyliński: - Legitymacja to określenie symboliczne. Uregulowałem zaległe za 4 miesiące składki i złożyłem rezygnację na piśmie na ręce przewodniczącej koła PO w Iławie pani Bernadetty Hordejuk.
- Jaka była reakcja?
Adam Żyliński: - Nie wiem, bo pismo wysłałem listownie, a od lat nie chodzę na zebrania koła PO w Iławie.
- Czy ktokolwiek z władz klubu parlamentarnego, zarządu wojewódzkiego PO rozmawiał z Tobą na ten temat?
Adam Żyliński: - Nie, ale wielu posłów ze mną rozmawiało.
- I jak komentowali?
Adam Żyliński: - Ze zrozumieniem. Mój konflikt w Iławie był znany.
- Jesteś posłem ziemi elbląskiej, czy impulsem bezpośrednim Twojej decyzji było lanie spuszczone PO w Elblągu i jak oceniasz to co się stało w tym mieście?
Adam Żyliński: - W Elblągu przez okres pełnienia mandatu byłem tylko raz, dostałem tam 150-200 głosów i nigdy nie robię tam kampanii wyborczej. Trzymam się powiatu iławskiego, nowomiejskiego i działdowskiego. Nie chcę się wypowiadać na temat Elblągu. To jest ich wewnętrzne wydarzenie, muszą sami to posprzątać.
- Ale ta sytuacja konfliktu z władzami PO w Iławie trwa od 5 lat. Dlaczego więc wybrałeś ten moment na odejście? Jako wytrawny polityk, obecny w polityce od 1990 roku musisz sobie zdawać sprawę, że Twoja decyzja wpisuje się w pewien kontekst: przegrana PO w Rybniku, lanie w Elblągu, notowania w sondażach PO spadają i teraz Twoja decyzja. Nie widzisz kontekstu?
Adam Żyliński: - Uwierzysz czy nie, ale zbieżność przypadkowa, wysłałem rezygnację 30 kwietnia i sądziłem, że długi weekend majowy to ukryje. Ale popełniłem długi wywiad w „Kurierze Iławskim", dali moją twarz na pierwszą stronę i to się rozlało.
- Przejdźmy w takim razie do Twojego konfliktu z władzami Iławy. Co zarzucasz ekipie PO, która rządzi Iławą?
Adam Żyliński: - To nic osobistego. Mam punkt odniesienia do tego co ja robiłem jako radny, burmistrz. Mnie przede wszystkim brakuje u nich relacji międzyludzkich, empatii do każdego mieszkańca. Mamy do czynienia od kilka lat z klasycznym modelem sprawowania władzy: syndrom oblężonej twierdzy, komunikaty z ratusza, piar. Czerpiąc z własnego doświadczenia apelowałem do nich: nie popełniajcie moich błędów. Byłem jednocześnie burmistrzem, posłem i szefem regionalnej UW. Nie miałem czasu dla ludzi i zostało to odczytane jako przejaw arogancji. Przypomniałem to im: pamiętajcie, liczy się przede wszystkim kapitał ludzki, a nie to całe szaleństwo inwestycyjne, unijne, one są jak wielkie budowy socjalizmu, nie przekładają się na codzienne, zwykłe życie rodzin. Obrazili się na mnie.
- Jeden zarzut to styl sprawowania władzy, a jak oceniasz gospodarowanie budżetem miasta?
Adam Żyliński: - Uważam, że należało inwestycje rozciągnąć w czasie, to było możliwe. Środki zostały przyznane, gdy jeszcze byłem w zarządzie województwa i można je było rozciągać maksymalnie w czasie. Zrobiono inaczej: ogromny pośpiech, na hura, aby tylko popisać się przed wyborami. Doszedł jeszcze jeden element, którego się wyprą. Ja przez kilkanaście lat pracy w magistracie zbudowałem zespół ludzki, wolny od uprawiania polityki. Zrealizowałem swoje marzenie o korpusie służby publicznej. Trzeba 7 lat pracy, żeby stworzyć rasowego, dobrego urzędnika, który potrafi napisać decyzję i dobrze potraktuje interesanta. W momencie, gdy przestałem być burmistrzem i wszedłem z nową władzą w konflikt zaczęło się "sprzątanie" po mnie. Urzędnicy, których zatrudniałem stali się trędowaci, mimo że unikałem ich, jak diabeł święconej wody, żeby ich nie narażać. Czara się przelała, gdy zwolnili panią skarbnik Urzędu Miasta, najlepszy skarbnik samorządowy w województwie, to ocena RIO, która swoje życie poświęciła pracy w samorządzie, nawet rodziny nie założyła. I ta osoba przed emeryturą wylatuje z pracy, zepchnęli ją na stanowisko inspektora. Oburzenie w mieście było powszechne. Dlaczego ja mam to firmować, jako członek PO?! Ćwierć wieku pracowałem na swoje nazwisko,więc musiałem zareagować. W czasie ostatnich wyborów była opcja, żeby mnie zabić na liście. Iławski establishment partyjny wydrukował w ostatnim tygodniu wyborczym w lokalnych wydaniach gazet i w radio iławskim oświadczenie za pieniądze podatników dyskredytujące moją osobą i podpisał to burmistrz miasta z PO. Złożyłem skargę w tej sprawie, i do zarządu wojewódzkiego PO, i do władz krajowych, ale bez odzewu.
- Mówisz „odchodzę z PO, bo dłużej nie mogę wytrzymać, co wyprawiają władze tej partii z moim miastem", a jednocześnie zostajesz w klubie PO. Nie widzisz tego, że ryba psuje się od głowy, że taka postawa władz Iławy i setek takich samorządów rządzonych przez PO, to wynik brania przykładu z Mirów, Zbychów, "ofiary agenta Tomka" Sawickiej, ministra Arabskiego, minister Szumilas minister Muchy, ministra Nowaka, ministra Arłukowicza, którzy zawalają jedną sprawą za drugą i włos im z głowy nie spada?! A premier wywala jedynego pracowitego ministra Gowina. Niżej baron Jacek Protas lokuje swoją żonę, też działaczkę PO w Hotelu „Krasicki", na który 15 mln poszło ze środków publicznych, buduje w swoim mieście rodzinnym zimne termy, a w puszczy oddalonej od Olsztyna dziesiątki kilometrów - lotnisko i też jest bezkarny. Tak jak włos z głowy nie spadł prezes WMARR, działaczce PO po śledztwie CBŚ. Jak czytelnicy mają uwierzyć, że jest dobre kierownictwo centrali partii, zarządu regionalnego, a tylko Ty masz pecha, tylko wyjątkowo w Iławie źli ludzie zawłaszczyli PO?
Adam Żyliński: - Zacznijmy od zarządu regionalnego partii, nie zamierzam być ich adwokatem i wychwalać ich pod niebiosa, pominę ich milczeniem. Mnie to już spotkało w Unii Wolności, gdy partia się rozpadała i kilkunastu posłów przechodziło do nowej formacji, to ja konsekwentnie zostałem w tej Unii, już nie kandydując do sejmu, skupiając się na Iławie i przegrałem wybory, zapłaciłem za to, że zostałem w Unii. Taki już jestem, że skoro z listy tej partii zostałem wybrany, to nie będę uprawiał turystyki politycznej, bo to nie jest w moim stylu, nigdy tego nie robiłem. Przyjmę wszystkie razy, bardzo mnie to osłabi, ale w kategoriach zwykłej ludzkiej przyzwoitości, nie mogę się inaczej zachować.
- Czy już wiesz z jakich ludzi zbudujesz swój komitet wyborczy w Iławie?
Adam Żyliński: - Na pewno będzie występował syndrom zastraszenia, ale myślę że znajdę 21 dzielnych ludzi i wystawię ich jako kandydatów Komitetu Wyborczego Wyborców Adama Żylińskiego we wszystkich okręgach jednomandatowych. Poszukam indywidualistów, twardzieli z poszczególnych dzielnic, z którymi czeka mnie ostra debata, gdy nam się powiedzie, za którą tęsknię, bo wszyscy takiej debaty potrzebujemy.
- Dziękuję za rozmowę.
Adam Jacek Żyliński (ur. 10 lutego 1958 w Lidzbarku Warmińskim), poseł na Sejm III, VI i VII kadencji. Absolwent WSP w Olsztynie (1999). W latach 1990-2002 przez trzy kadencje pełnił funkcję radnego i burmistrza Iławy. Był także posłem III kadencji z listy Unii Wolności (od 1997 do 2002 był szefem regionu warmińsko-mazurskiego tej partii). Od 2003 do 2006 pracował jako dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Iławie. W wyborach w 1993 bezskutecznie ubiegał się o mandat poselski z ramienia komitetu Kongresu Liberalno-Demokratycznego w okręgu Olsztyn. Nie uzyskał również mandatu senatora w wyborach parlamentarnych w 2005, startując z własnego komitetu wyborczego. W tym samym roku wstąpił do Platformy Obywatelskiej i z jej ramienia rok później wygrał wybory do sejmiku warmińsko-mazurskiego, obejmując następnie funkcję członka zarządu tego województwa. W wyborach w 2007 ponownie uzyskał mandat poselski z listy Platformy Obywatelskiej. Kandydując w okręgu elbląskim, otrzymał 11 835 głosów. W wyborach w 2011 bezskutecznie ubiegał się o mandat poselski na kolejną kadencję. 25 stycznia 2012 objął jednak mandat poselski po Sławomirze Rybickim, który został ministrem w Kancelarii Prezydenta, w związku z czym musiał zrzec się mandatu poselskiego. W maju 2013 Adam Żyliński zrezygnował z członkostwa w PO, pozostając jednak w klubie parlamentarnym tej partii. Jest bratem Marka Żylińskiego, posła PO IV kadencji.
Komentarz
Adama Żylińskiego poznałem, gdy został pierwszym burmistrzem Iławy po 1989 roku. Mimo młodego wieku i braku doświadczenia odniósł sukces. Iława to było wówczas najdynamiczniej rozwijające się miasto w b. woj. olsztyńskim. Gdy pytałem go o źródło tego sukcesu powiedział, że odżegnał się od partyjniactwa oraz stworzył od podstaw wydział inwestycyjny, do którego rekrutował kadrę tylko z konkursów.
Po 3 kadencjach burmistrza, po raz czwarty przegrał. Wówczas wybrał drogę kariery partyjnej jakby zaprzeczając swoim ideałom. I tutaj odniósł osobisty sukces, był szefem olsztyńskiej UW, po raz trzeci jest posłem, ale tak naprawdę, nie wiadomo po co był tym posłem. Gdy szukam w pamięci jakiejś jego inicjatywy parlamentarnej, nic mi nie przychodzi na myśl. Był statystą. Chyba sam źle się w tej roli czuł. Tym bardziej, że zdawał się być outsiderem w PO, politykiem całkowicie zmarginalizowanym i od wielu miesięcy sfrustrowanym tym stanem rzeczy.
Jego decyzja wystąpienia z PO przy jednoczesnym pozostaniu w klubie parlamentarnym tej partii potwierdza jego ostrożny charakter, a zarazem dowodzi dużej inteligencji. Po sromotnym laniu jakie mieszkańcy Elbląga spuścili ekipie PO rządzącej tym miastem, zrozumiał że Tytanik nabiera coraz więcej wody i raczej prędzej niż później utonie.
W każdym bądź razie już nawet 100 Ostachowiczów nie pomoże PO, bo coraz większej grupie ludzi coraz trudniej kupić kiełbasę na grilla. A najbardziej poszkodowani są „młodzi niby-wykształceni z dużych miast", wśród których jest największe bezrobocie. To początek końca partii władzy, "partii miłości, która nie robi polityki, tylko buduje autostrady i stadiony".
To koniec snu o zielonej wyspie. Jako pierwszy z pośród polityków PO na Warmii, Mazurach i Powiślu zrozumiał to Adam Żyliński. Kto będzie następny?
Ciekawe jaki ruch wykona Lidia Staroń, która od początku wybrała zupełnie inną drogę politycznej kariery niż Adam Żyliński. Od początku jest w otwartej opozycji wobec regionalnych władz Platformy i w zasadzie tworzy jednoosobową, odrębną partię. Nie bała się też narazić władzom krajowym partii. Mimo, że baron Jacek Protas chciał się jej pozbyć, umieszczając na odległym miejscu listy, zdecydowanie wygrała wybory. Czy będzie chciała utonąć wraz Protasem, Cichoniem i bywalczynią salonów kosmetycznych, pomysłodawczynią podatku od opon zimowych Beatą Bublewicz?
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość