Telewizje śniadaniowe (chociaż nie tylko one) niemal codziennie zajmują się sprawami molestowania i przemocy seksualnej. Roztrząsają, w towarzystwie ekspertów, wszelkie aspekty sprawy próbując uogólnić i znaleźć jakieś wyjście. Sprawa jest poważna, bo według badań dotyczy prawie 90% kobiet, które w ten czy inny sposób doznały molestowania i przemocy seksualnej.
Czy istnieje jakieś radykalne wyjście z tej sytuacj? Raczej nie, ale można podpowiedzieć przynajmniej dwa rozwiązania, które (oba łącznie) ułatwiłyby wyjaśnienie problemu i ewentualnie pomogłyby zapobiec podobnym incydentom na przyszłość. Jedno rozwiązanie funkcjonuje już sporo lat i świetnie zdaje egzamin a drugie wchodzi właśnie w życie.
Pierwsze rozwiązanie, działające wiele lat w polityce (a więc sprawdzone!) pomogłoby w ustalaniu sprawców przemocy seksualnej i gwałtów.
Wzorcem niech tu będzie problem określenia pojęcia "antysemityzmu".
Otóż: o tym co jest - a co nie jest "antysemityzmem" decydują wyłącznie Żydzi!
Rządy czy też pojedyńczy ludzie oskarżani (przez Żydów) o "antysemityzm" mogą wyłącznie tłumaczyć się, kajać i przepraszać. Przecież jest to szalenie wygodna metoda! I nie wymaga angażowania wielu sił i środków. A skuteczność – wręcz znakomita. Gdyby skuteczność nie byłaby dobra – metoda nie funkcjonowałaby tak wiele lat...
I ten sprawdzony model działania wystarczyłoby przenieść z polityki i zastosować w drażliwych kwestiach przemocy seksualnej. Niech (potencjalna) ofiara molestowania, przemocy czy gwałtu sama zdecyduje o tym, czy doszło do przemocy, kto dokonał owej przemocy, jakie było jej natężenie, etc...
Proste? Proste !
Ale żeby nie zostawiać mężczyzn bezbronnymi wobec oskarżeń o gwałt – należy wsłuchać się co proponują Szwedzi już od 1-go lipca 2018 roku.
Drugie rozwiązanie – stosowane łącznie z perwszym i nieco bardziej skomplikowane niż to pierwsze – wymagałoby więcej zachodu, ale za to dawałoby większą gwarancję bezpieczeństwa aby nie być oskarżonym o gwałt (chociaż nie całkowitą).
Otóż w Szwecji od lipca prawo będzie nakładało na mężczyznę obowiązek, aby przed zbliżeniem erotycznym otrzymać od partnerki wyraźną zgodę na to zbliżenie. Nie budzącą wątpliwości zgodę!
Powinno wystarczyć wypowiedziane głosem "TAK!".
I nie wchodzi w rachubę: domniemanie zgody, milcząca zgoda, gesty zachęcające do zbliżenia czy też uległość partnerki. Jedynie formalne, wypowiedziane wyraźnym głosem, zrozumiałe "TAK!" otworzy drogę do rozkoszy łóżkowych, które po tych wszystkich wstępnych zabiegach raczej nie powinny powodować komplikacji prawnych. Chociaż...
Komentatorzy tego zapisu prawnego, znając zapewne doskonale charakter kobiet (kaprysy, fochy, zmienność nastrojów), prawie wszędzie radzą i wręcz zachęcają, by dążyć do większego uformalnienia zgody na seks. Radzą po prostu by taka zgoda, mająca charakter umowy, była zawierana na piśmie. Sens tych formalności wynika właśnie z charakteru kobiet:
"On mnie źle zrozumiał!",
"Nie to miałam na myśli!",
"Powiedziałam TAK!, ale on pomylił moje imię i... przeszło mi!",
"Przypomniałam sobie, że nie dostałam kwiatka na imieniny!",
"Nie umył zębów przed seksem... !"
Wzorce takich umów już są publikowane w sieci. Wyglądają na uproszczone, kilkuzdaniowe wyrażenia woli obu stron, co zachęcałoby tylko do skorzystania z tych druków. Dla osób, które nie znają perfekcyjnie niuansów prawnych – byłaby to nieoceniona pomoc.
Chociaż... pisemna zgoda, podpisana przez obie strony (po jednym egzemplarzu dla każdej ze stron!), również nie jest stuprocentową gwarancją obrony przed posądzeniem o molestowanie czy przemoc seksualną, ponieważ:
"Najpierw wypiliśmy wino, Wysoki Sądzie, a potem on podsunął mi coś do podpisania... byłam w takim stanie, że nie wiedziałam już co podpisuję i on to zapewne wykorzystał..."
Najlepszym wyjściem z tej sytuacji byłoby podpisanie takiej formalnej, urzędowej "zgody-umowy" u notariusza. Kosztowałoby to z pewnością jakąś sumę, ale wówczas powaga urzędu notariusza usunęłaby wątpliwości co do tego, że któraś ze stron nie wiedziała co podpisuje. Notariusz sam zadbałby o usunięcie wszelkich wątpliwości.
Może podczas podpisywania kontraktu u notariusza nie będzie zbyt wiele romantyzmu - ale do tego chyba można się przyzwyczaić. A może idą takie czasy, że lepiej mieć adwokata i notariusza przy łóżku, niż potem mieć kłopoty sądowe... Ot, zamiast gry wstępnej – wstępne formalności prawno-notarialne!
Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji?
I... czy to jest problem? I czy jest sens zastanawiać się nad tym?
Nie trzeba przecież wyjaśniać, że tłumione, nie rozładowane napięcie erotyczne prowadzi do przemocy seksualnej i do gwałtów. Wiadome jest także, że dotyczy to mężczyzn, których seksualność jest nieporównanie większa niż kobiet. Pogodzenie tych sprzeczności (nadpobudliwości męskiej i oziębłości kobiecej) jest praktycznie niemożliwe. Różnica ta może być tylko ukrywana, powściągana i zakłamywana – dla tzw. dobra publicznego. A że ona istnieje świadczy przytoczone wyżej 90% kobiet poszkodowanych przez mężczyzn. Kobiet molestowanych i gwałconych...
A prostego rozwiązania nie ma i nie będzie, dlatego warto uzmysłowić sobie jak z podobną sytuacją tj. rozładowaniem napięcia seksualnego, radzą sobie gdzie indziej.
Niemcy już od roku 2002 mają zalegalizowaną prostytucję i 400.000 (czterysta tysięcy) prostytutek obsługuje dziennie około miliona klientów! Legalizacja spowodowała wyraźny spadek cen na te usługi, co zostało przyjęte z zadowoleniem przez klientów domów publicznych. Logiczne jest, że dogodna możliwość rozładowania napięcia erotycznego w przyzwoitej (niskiej) cenie, może obniżyć skierowanie tegoż napięcia w stronę nielegalną czy przestępczą.
Udawanie, że problem jest wydumany, wymyślony czy rozdmuchany, nie zlikwiduje problemu lecz spowoduje potraktowanie go metodą "Pani Dulskiej" – zamieść pod dywan, udać że nie istnieje...
A ten problem istnieje także w małżeństwie i nazywany jest "prostytucją małżeńską" – bo jak inaczej nazwać zachowania kobiet, które godzą się na seks w małżeństwie kiedy nie mają na to ochoty. Kiedy poświęcają się dla dobra małżeństwa. Kiedy godzą się na współżycie z mężem, bo właśnie kupił jej pierścionek (futro, pantofle, perfumy...). Kiedy on dokazuje, a ona w tym czasie odmawia pacierz lub układa jutrzejsze plany śniadaniowo-obiadowe.
Jak to nazwać? I jak to pogodzić?
Prostego wyjścia nie ma, ale tych kilka sugestii może by złagodziło napięcia...
Marian Zdankowski
Skomentuj
Komentuj jako gość