Po komunikacie MON o powołaniach w przyszłym roku na szkolenia rezerwistów rozpętała się panika, histeria i zapowiedzi wykręcenia się od szkoleń, gdyż „nie będę umierał za ten kraj”. Tę postawe skomentoiwał poseł PO Bartłomiej Sienkieiwcz w „Kulturze Liberalnej. Poniżej kluczowy fragment tego felietonu pt. "Obywatel na gapę".
Internetowa branka
Ciekawy był zasadniczy motyw tego oburzenia – młodzi mężczyźni powoływali się na wolność wyboru, pogardę dla nieudolnego państwa, które „nie dowozi” podstawowych usług, więc czują się oni zwolnieni ze swoich wobec niego obowiązków, lub wprost na odmowę „umierania za ten kraj”.
Żeby nie być gołosłownym, wpis z Twittera (najbardziej cenzuralny): „Jeśli wspólnota wymaga od jakiejś grupy ludzi, żeby poświecili dla niej swoją wolność i życie, to musi obsługiwać interesy tej grupy. Obecna umowa społeczna tego nie zapewnia, więc krwawa ofiara raczej nie będzie złożona”.
Jakub Dymek, lewicowy jak by nie było publicysta, nie wytrzymał tej argumentacji i zauważył w tym samym medium: „Ludzie, którzy piszą mi «nie będę bronił Polski, bo tu są słabe usługi publiczne, biurokracja i za duży ZUS» żyją w przekonaniu, że Ukraińcy poszli walczyć z powodu dobrze finansowanych szpitali, wysokich płac w budżetówce i znanej z uczciwości klasy politycznej”.
Równocześnie ci sami oburzeni, że państwo może wobec nich czegokolwiek żądać, zupełnie ignorowali, że nie muszą być „mięsem armatnim” (częsty argument), ale mają do dyspozycji od ponad czterdziestu lat służbę zastępczą, którą mogą pełnić w straży pożarnej, DPS-ach, szpitalach i tym podobnych miejscach.
Niewyobrażalna podstawa wspólnotowości
Sprawa więc stała się w oczach części opinii publicznej zerojedynkowa, jakikolwiek obowiązek związany z powszechną obroną (lub jego zmiennik) został przez te osoby uznany za opresję i pozbawienie elementarnych wolności i praw człowieka i jego wolności osobistej, nie do przyjęcia i nie do zaakceptowania. Jakby obowiązek obrony, podstawa wspólnotowości w rozumieniu zarówno teorii państwa i prawa, jak i praktyki narodów od czasów rewolucji francuskiej, był czymś niewyobrażalnym dla pewnej części społeczeństwa.
Jak wynika z badania przygotowanego przez Maison&Partners dla Warsaw Enterprise Institute przy współpracy z Defence24.pl z marca 2022, a więc już po wybuchu wojny na Ukrainie, 17 procent Polaków gotowych by było na zaangażowanie się w obronę kraju włącznie z walką na froncie (głównie młodzi mężczyźni i mężczyźni od 45. do 54. roku życia), a prawie 50 procent zaangażowałoby się w obronę kraju, ale bez walki na froncie. Natomiast 34 procent (mieszkańcy dużych miast i cześć kobiet) nie zaangażowałoby się w żaden sposób w obronę kraju, w części odpowiedzi – pozostawiając to odpowiednim służbom.
Ponad jedna trzecia obywateli nie widzi żadnego powodu do osobistego udziału w obronie lub traktuje państwo jako zbiór usług profesjonalistów i to oni gdzieś tam powinni wypełnić ten obowiązek. Zapewne z tej grupy w większości pochodziły głosy sprzeciwu wobec szkolenia rezerwistów.
„Co mi dał ten kraj, żebym miał za niego umierać”
W antropologii kulturowej funkcjonuje pojęcie „pasażera na gapę”, czyli ludzi, którzy w ramach wspólnoty korzystają z owoców wspólnotowego działania, równocześnie nie wnosząc wkładu, jaki jest oczekiwanych od wszystkich. To tyczy zarówno wspólnot pierwotnych, jaki i bardziej złożonych społeczeństw i wiele reguł wspólnotowych powstało, by się zabezpieczyć przed takimi zachowaniami.
Trudno powiedzieć, czy ponad jedna trzecia to dużo lub mało, ale że to pasażerowie na gapę – rzecz jest raczej jasna. „Co mi dał ten kraj, żebym miał za niego umierać”, pisze inny użytkownik. Żeby nie było to takie jednoznaczne, warto wspomnieć, że chyba nie ma miesiąca, by SBU Ukrainy nie ogłosiło zlikwidowania kolejnego nielegalnego punktu przerzutu przez granicę mężczyzn w wieku poborowym. Ukraińcy, zachwycający nas swoim niezłomnym i powszechnym oporem, również zmagają z tym zjawiskiem. Ale tam jest wojna na śmierć i życie, a w Polsce chodzi o szkolenie. Szkolenie, a nie wyjazd na front.
Ale nie można nie zauważyć, że pewien fałszywie pojęty liberalizm, a właściwie libertarianizm, daje wygodne narzędzie dla ludzi, którzy szukają usprawiedliwienia dla postaw nie tyle pacyfistycznych, co wyłącznie egoistycznych. Postaw odmawiających jakichkolwiek związków (a tym samym obowiązków ) wobec wspólnoty. Powoływanie się przy tym na wolność osobistą ma tyle wspólnego z liberalizmem, co kradzież z pożyczką. I to liberałowie powinni mówić głośno i wyraźnie – do czego namawiam.
Skomentuj
Komentuj jako gość