Miało być tak wspaniale. Po wygranych wyborach prezydenckich przez Andrzeja Dudę trzy lata spokojnego rządzenia, bo nie ma już żadnych wyborów więc można będzie dokończyć reformę sądownictwa, zająć się gospodarką i wzrostem znaczenia Polski w świecie. Tak miało być. A co mamy? Społeczne niepokoje i uliczne protesty, ograniczenie swobód obywatelskich i gospodarczych spowodowanych pandemią, a do tego wewnętrzne utarczki rządowej koalicji i coraz większe naciski na Polskę urzędników Unii Europejskiej.
Sądzę, że PiS nie wyciągnęło żadnych wniosków z prezydenckiej kampanii. Przecież oddanie 10 milionów głosów na Rafała Trzaskowskiego, to nie generalne poparcie PO, jak to ogłosił Borys Budka, to nawet nie poparcie Trzaskowskiego, ale było to przede wszystkim opowiedzenie się przeciwko kandydatowi popieranego przez PiS. Faktycznie do kampanii prezydenckiej nie włączył się Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro, a prowadził ją sam prezydent przy mocnym wsparciu premiera Tadeusza Morawieckiego, bo nawet członkowie PiS-u niezbyt ochoczo garneli się do uczestnictwa w tej kampanii.
Jarosław Kaczyński po wyborach prezydenckich dokonał roszad rządowych. Długo zapowiadana reforma administracji rządowej polegająca na likwidacji prawie połowy istniejących dotychczas ministerstw była przeglądem kadr partyjnych, a jednocześnie sprawdzianem wierności koalicjantów, którzy tracili po jednym ministrze. Gdy politycy rządzący byli myślami, jak zostaną rozdzielone posady i gdy było niby już wszystko ustalone Jarosława Kaczyński przygotował niespodziankę mająca być sprawdzianem wierności członków partii i sojuszników. Tą niespodzianką była uchwalona w trybie błyskawicznym, bez żadnych konsultacji społecznych ustawa nazywana piątką dla zwierząt. J. Kaczyński, jak nigdy, zaangażował się publicznie w jej uzasadnienie stosując moralny szantaż stwierdzeniem: każdy dobry człowiek powinien poprzeć tę ustawę. Aż 60 posłów z koalicji okazało się złymi ludźmi i tej ustawy nie poparło. J. Kaczyński już w roku 2017 dążył do przyjęcia ustawy zakazującej hodowli zwierząt futerkowych. Po protestach wycofał się, ale teraz zaserwował ustawę przygotowaną przez młodzieżówkę PiS, która wykraczała znacznie poza poprzednie postanowienia, bo likwidowała ubój rytualny i powoływała straże ekologów-amatorów, których uprawnienia przewyższały policję, które miały kontrolować rolników, czy dbają o tzw. dobrostan zwierząt. To było wręcz publiczne oskarżenie rolników, że są sadystami i maltretują zwierzęta. Jeden z rozsądnych głosów jaki wtedy usłyszałem brzmiał: żaden kraj nie nakłada na siebie embarga na eksportowane towary, które przynoszą znaczny zysk gospodarczy, jak to uczynił J. Kaczyński. Ustawę przynosząca wielomiliardowe straty gospodarcze przepchnięto nocą, a na posłów koalicji wymuszono dyscyplinę partyjną.
Po konflikcie ze środowiskiem prawniczym, wcześniej lekarskim i nauczycielskim PiS uderzył w grupę, dzięki której faktycznie osiągnął wyborcze zwycięstwo. Jan Krzysztof Ardanowski, były minister rolnictwa, z którym nawet się nie konsultowano przy przyjęciu antyrolniczej ustawy napisał wprost: To polityczne samobójstwo popełnione przez PiS na obszarach wiejskich. Ta samobójcza droga jest kontynuowana. Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności z konstytucją tzw. ustawy aborcyjnej było zapowiadane miesiąc wcześniej przed ogłoszeniem. Jego wynik musiał być wiadomy znając wcześniejsze orzeczenia TK w tej sprawie. Gdy członkowie Konfederacji zarzucali PiS-owi, że dba o zwierzęta futerkowe, a pozwala na zabijanie nienarodzonych dzieci z wadami genetycznymi przyszedł czas na orzeczenie TK. Czy to była samodzielna decyzja Trybunału czy też nastąpiła pod naciskiem kierownictwa PiS tego się nie dowiemy, ale skutki tego orzeczenia były widoczne na ulicach większości miast Polski. Uważam, że manifestująca młodzież i tak by kiedyś wyszła na ulice, czekała tylko na pretekst. Patrząc na to co dzieje się na ulicach Berlina, w Stanach Zjednoczonych, we Francji, Hiszpanii czy Włoszech, widać ogień lewackiej rewolucji. Członkowie Konfederacji widząc to co się dzieje na ulicach zaczęli wycofywać się z wcześniejszych deklaracji, a przecież wszyscy wcześniej podpisali wniosek do TK. Szczyty hipokryzji polityków znów zostały przekroczone.
Zamiast zajmować się pandemią oraz dyplomacją, abyśmy przez Unię Europejską nie zostali pozbawieni dofinansowań ciągle trwa pojedynek w kisielu. Zbigniew Ziobro okazuje swoją niechęć do premiera i prezydenta, wszak pochodzi z Krakowa i sam chciałby zostać prezydentem RP. Ziobro nie może przebaczyć prezydentowi, że zawetował dwie ustawy mające reformować sądownictwo, a nie przychodzenie na posiedzenie rządu i wysyłanie wiceministra to ostentacyjne okazywanie braku szacunku do premiera przez ministra sprawiedliwości. Jarosław Gowin też kopie po kostkach PiS i także ma prezydenckie ambicje, wszak pochodzi też z Krakowa. Gowin uniemożliwił przeprowadzenie zaplanowanych na 10 maja wyborów, poddał się do dymisji jako wicepremier, ale w nowym rządzie uzyskał znów ministerialny stołek i wicepremierostwo. Ziobro nigdy wiecepremierem nie był, choć tego pragnie, wszak dlaczego jeden koalicjant ma to stanowisko, a drugi nie. Jednak to Gowin sam przyszedł do PiS-u, a Ziobro onegdaj PiS porzucił i po klęsce wyborczej założonej przez siebie partii pokornie powrócił pod skrzydła J. Kaczyńskiego. Pokora pokorą, ale ambicje tego polityka są olbrzymie. Koalicjanci nie zauważają, że gryząc PiS faktycznie odkręcają śrubki wózka, na którym sami jadą. Ani partia Ziobry ani Gowina nie ma żadnych szans samodzielnie dostać się do parlamentu, ale mają takie ambicje skoro Michał Wypij wyszedł przed szereg i zapowiedział wystawienie własnego kandydata na prezydenta Olsztyna i własną listę w wyborach samorządowych, które odbędą się dopiero za trzy lata. To jest zapowiedź opuszczenia statku, który nabiera wody. A może ten statek da się jeszcze uratować?
Czy znajdą się mądrzy i odważni ludzie w PiS-ie, którzy wytłumaczą prezesowi – wicepremierowi, że nie można w polityce kierować się resentymentami i bezkrytycznie słuchać młodych, niedoświadczonych ludzi, którzy chcą lewackiej rewolucji. J. Kaczyński zapowiadał, że po reformie rządu nastąpią wielkie zmiany w PiS-ie. Miał być kongres a potem lokalne wybory partyjne. Na czym ta rewolucja partyjna miałaby polegać Kaczyński nie ujawnił, ale ja to napiszę: na zmianach kadrowych. Do władzy miała dojść młodzieżówka PiS-u. Onegdaj wygłaszano peany o geniuszu politycznym Jarosława Kaczyńskiego. Dziś widać, że stracił on polityczny słuch, wzrok i węch. Dykteryjnie napiszę dlaczego to się stało. Otóż po 30. latach odeszła na emeryturę legendarna pani Basia sekretarka, opiekunka, etc. J. Kaczyńskiego. Dziś szefem gabinetu prezesa i wicepremiera jest Michał Moskal z młodzieżówki PiS, współautor ustawy piątki dla zwierząt. Wiemy więc już kto rządzi prezesem, a może i całym państwem…
Marek Resh
Skomentuj
Komentuj jako gość