Stało się to tak nagle. Oczekiwaliśmy, że w czwartkowy wieczór spotkamy się na scence kabaretu Pod Egida, skąd Rybiński sypnie jak zwykle garścią pereł humoru wody najczystszej. Będziemy go słuchać, śmiać się, podziwiać i trochę zazdrościć, że znów nas zaskoczył, znalazł pointę, skojarzenie, absurd, na który inni nie wpadli.
Zapytano mnie kiedyś, czy Pan Bóg ma poczucie humoru? Opowiedziałem, że z pewnością jako Istota Najdoskonalsza ma to poczucie najdoskonalsze. Stąd przekonanie graniczące z pewnością, że w najpiękniejszym zakątku Raju, przy źródełku z koniaczkiem, istnieje łączka satyryków, kpiarzy, prześmiewców, trefnisiów – których wspólną cechą jest niepohamowana skłonność obracania wszystkiego w żart, połączona nierozerwalnie z głęboka mądrością. Dziś do tego grona, gdzie i Jurek Dobrowolski, i Andrzej Waligórski, i Jan Kaczmarek, i Jonasz Kofta, dołączył Maciek.Stało się to tak nagle. Oczekiwaliśmy, że w czwartkowy wieczór spotkamy się na scence kabaretu Pod Egida, skąd Rybiński sypnie jak zwykle garścią pereł humoru wody najczystszej. Będziemy go słuchać, śmiać się, podziwiać i trochę zazdrościć, że znów nas zaskoczył, znalazł pointę, skojarzenie, absurd, na który inni nie wpadli.
Ludzie z takim talentem rodzą się rzadko i pozostawiają po sobie miejsce, którego nie sposób zapełnić, zwłaszcza, że w parze z zawodowa sprawnością szła u Macieja niezwykła życzliwość i skromność. Miał wyraziste poglądy, ale chyba nie potrafił nikogo nienawidzić. Był po imieniu z Kwaśniewskim, Kaczyńskim i Tuskiem (teraz pewnie pije brudzia ze Świętym Piotrem).
Potrafił wiele. Będąc królem felietonistów, nie poprzestawał na krótkiej formie; zapamiętaliśmy go jako scenarzystę znakomitego serialu „Alternatywy”, przed rokiem ukazała się jego satyryczna powieść. Czapka błazna nie przeszkadzała mu w zabieraniu głosu w roli poważnego publicysty.
Był patriotą, a lata pobytu na emigracji tylko tę postawę wzmocniły.
Jeśli czegoś nie potrafił, to dbać o siebie, oszczędzać serca, zwolnić, czasem odpocząć. Czynny do ostatniej chwili, pełen pomysłów i inwencji.
Należał do wymierającego gatunku polskich inteligentów (nie mylić z wykształciuchami) o szerokich horyzontach, rozległej wiedzy literackiej i nieprawdopodobnej pamięci.
Nigdy nie zapomnę jednego z naszych spotkań w ogródku kawiarni „Literacka”, gdzie z reżyserem Krzysiem Zalewskim (też już obecnym po drugiej stronie Lety) spotkaliśmy się w sprawach zawodowych, a przegadaliśmy wiele godzin na tysiące tematów dotyczących kultury, historii, literatury.
W pewnym momencie jakiś osobnik z sąsiedniego stolika zapytał nas, przepraszając, czy może przysłuchiwać się naszej rozmowie. - Służbowo? - zapytał czujnie Maciek. - Nie, prywatnie. Całe życie marzyłem, żeby choć raz znaleźć się w przedwojennej „Ziemiańskiej” – odpowiedział tamten.
Mam nadzieję, że towarzystwo z „Ziemiańskiej”, złaknione współczesnych anegdot, przyjmuje dziś Maćka z otwartymi ramionami.
Dlaczego więc żal ściska gardło, dlaczego trudno trafić w klawisze, znaleźć słowa otuchy dla Krysi i Oli...?
Rybko kochana, jak mogłeś nam to zrobić. Świat i bez ciebie smutny i szary, stał się jeszcze smutniejszy.
Marcin Wolski
niezalezna.pl
Skomentuj
Komentuj jako gość