Poniższy list od Zbigniewa Przewłockiego oraz XXXV rocznica stanu wojennego zainspirowały mnie do dokonania wyboru fragmentów listów pisanych przez jego żonę do męża skazanego na 4 lata więzienia za zorganizowanie i kierowanie strajkiem w OZOS-ie po ogłoszeniu stanu wojennego. Zbigniew Przewłocki był współzałożycielem i przewodniczącego KZ „S” w OZOS-ie w 1981 roku.
Edmonton, Kanada 20 sierpnia 2016 roku
Adamie!
Myślałem kiedyś, że powinno się napisać o roli i przeżyciach kobiet, których mężowie z wieloletnimi wyrokami pozamykani zostali w więzieniach. Z dnia na dzień zostawały same z dziećmi, przerażone tym co się stało, bliskie załamania. Wiedziały, że w przeszłości (45, 56, 70 r.) kobiety w podobnej sytuacji jak one musiały liczyć tylko na siebie ewentualnie najbliższą rodzinę. Trudno było przewidzieć jak długo trwać będzie pomoc pochodząca z dobrowolnych składek ludzi. Trwały aresztowania, ludzie tracili pracę. Moja żona wychowała się w domu dziecka, matki nie znała bo zmarła gdy miała 3 lata. Ojca widziała tylko parę razy. Moja matka od 10 lat na wózku inwalidzkim pod opieką Ojca, który też wymagał pomocy. Kobiety, nasze żony, matki, ale i te obce pośpieszyły z bezpośrednią pomocą naszym rodzinom, zabierając nasze dzieci na wycieczki, imprezy turystyczne, jak choćby Anna Korycka z OZOS-u. Powiedz sam, czy obecne pokolenie jest w stanie coś z tego zrozumieć?
Serdecznie pozdrawiam Ciebie i Krystynę.
Zbyszek Przewłocki
Stan wojenny
(fragmenty wspomnień Zbigniewa Przewłockiego)
W drodze powrotne ze spotkań „Sieci” (pozastatutowa struktura pozioma skupiająca organizacje „S” z wiodących zakładów pracy, pełniła rolę konsultacyjną dla Komisji Krajowej – przyp. A.Socha) zatrzymaliśmy się na kilkanaście godzin w Warszawie na przedświąteczne zakupy. W domu byłem tuż przed północą
. Przed pierwszą w nocy pukanie do drzwi, dwoje ludzi z OZOS-u mówią, że są na dyżurze nocnym, że w mieście coś się dzieje, telefony nie działają, szyby w drzwiach wejściowych do budynku Zarządu Regionu „S” powybijane. Udałem się z nimi do zakładu. Co rusz ktoś przybiegał z wiadomością o aresztowaniach. Pomyślałem, że jest to prowokacja, podobna do bydgoskiej. Wysłałem paru kolegów do Ani Żurawek, by sprawdzili, czy nie została aresztowana. Faksu do Komisji Krajowej „S” nie mogłem wysłać, próbowałem połączyć się przez radio pogotowie ratunkowe stale dyżurujące w zakładzie, ale głos w eterze kazał wyłączyć się, a potem cisza. Zostałem w zakładzie, dołączyło do mnie kilka osób z KZ „S”, przyjechało też kilka osób z miasta. I tak przyszedł ranek 13 grudnia. Przed 7 przyszedł do nas, do pokoju KZ „S” dyrektor Andrzej Oziębło i zaprosił do swojego gabinetu, gdzie wysłuchaliśmy przemówienia gen. Jaruzelskiego. Wszyscy byliśmy zszokowani (…) Nigdy jeszcze w historii Polski nie obrócono wojska przeciwko własnym rodzicom, rodzinom, jak w najczarniejszych latach stalinizmu w Rosji. Ok. godz. 14.00 dyr. Oziębło po powrocie od wojewody zażądał byśmy opuścili pomieszczenia KZ „S”. Poradziliśmy ludziom spoza OZOS-u (Grażyna Langowska z Zarządu Regionu „S”, Irena Czinczołł-Włudyka – przewodnicząca KZ „S” z Państwowej Szkoły Muzycznej – skazane na więzienie za zredagowanie w OZOS-ie odezwy do mieszkańców Olsztyna – przyp. A.Socha), żeby opuścili OZOS, a my przenieśliśmy się na halę. Wzięliśmy ze sobą kasetkę związkową, parę plakatów przygotowanych przez Anię Żurawek. Spodziewając się, że możemy zostać aresztowani postanowiliśmy rozejść się po zakładzie i ukryć. Wcześniej oddałem kasetkę związkową z pieniędzmi pod opiekę, wolałem nie wiedzieć, kto to będzie. Od trzech dni nie spałem, w hali było chłodno, bo mróz był ostry, dlatego z radością przyjąłem propozycję Włodka Koprowskiego i jego kolegi, że znajdą mi ciepłe miejsce na elektrociepłowni, była tam półka ponad 4 metry nad podłoga. Było piekielnie gorąco, o spaniu nie było mowy. Zadzwonili po mnie z mistrzówki PWR Wiesław Rondomański i Andrzej Smoliński. Koniecznie chcieli się ze mną widzieć. Odnalazłem ich w mistrzówce PWR. Byłem zaskoczony, bo każdy miał się gdzieś ukryć, a oni wystawili się na zatrzymanie. Chcieli, żebym zadzwonił do dyr. Oziębło. Zadzwoniłem. Telefon odebrał dyr. Wrzosek. Chciał, żebym przyszedł do niego na spotkanie. Powiedziałem, że zaraz przyjdę do biurowca. Ich też zapewniłem, że idę do dyrektora, ale nie miałem takiego zamiaru, gdyż wiedziałem, że zostanę tam aresztowany. Klucząc, wracałem do ciepłowni. Natknąłem się na przerażonego kolegę z KZ „S”. Przed chwilą został obskoczony przez głównego mechanika Zygmunta D., i dyrektora ds. technicznych Wrzoska, którzy wymachując pistoletami obiecali wystrzelać nas wszystkich. Nakazali mu, by mnie odszukał i przyprowadził do nich. Powiedziałem, że właśnie do nich idę i poradziłem, żeby wymknął się do domu. Zadekowałem się na tej cholernej półce. Pół godziny później słyszę głosy dyr. Oziębło i wojskowych. Szukali mnie, ale nie znaleźli.
W poniedziałek 14.12. przed 6 rano zszedłem do hali. Było już z 300 – 400 ludzi, ale tłum szybko rósł i doszedł chyba do 1200 ludzi. Poinformowałem załogę o aresztowaniach, powiedziałem, że mamy niezbywalne prawo do poszanowania naszej godności, do związku zawodowego, i że powinniśmy żądać zwolnienia aresztowanych, odwołania zawieszenia związków. Mówiłem, że jest zbrodnią używanie wojska, które przysięgało bronić Ojczyzny do walki z własnym narodem. Powinniśmy przeciwko temu zaprotestować. Uzmysłowiłem jednocześnie powagę sytuacji i dałem chwilę do namysłu. Jednak ludzie nie wahali się. Największe zaskoczeniem było dla mnie gotowość wielu ludzi na wszystko. Jeden z robotników, który miał rodzinę, powiedział mi: „nie chcę znów żyć jako niewolnik, wolę zginąć”. Brakowało jednak wielu kolegów z KZ „S”. Ci, co przyszli, schowali się w tłumie. Zostali ze mną: Ania Żurawek, Jurek Kociuba i Włodek Romaniuk. W związku z tym zaproponowałem, by ludzie skupili się wydziałami i wybrali spośród siebie przedstawicieli do Komitetu Strajkowego. Wybrani do K.S. zgromadzili się w mistrzówce opon radialnych. Pojawił się dyr. Oziębło. Robotnicy zaczęli krzyczeć do niego, że „partia i Jaruzelski wydali wojnę narodowi”, że „nie wystrzelacie nas wszystkich, bo kto będzie na was pracował?” Pojawił się też płk Józef Gierałtowski. Zaczął ostro pokrzykiwać. Osadziłem go, że nie jest w koszarach, a my nie jesteśmy rekrutami, by na nas wrzeszczeć. Przeprosił. Ludzie pytali go, komu składał przysięgę? Narodowi, a teraz walczy z własnym narodem?
Następnie pojawili się prokuratorzy, którzy odczytali dekret o stanie wojennym, gdy doszli do zagrożenia karą śmierci Jerzy R. zaintonował hymn „Jeszcze Polska nie zginęła”. Nigdy jeszcze nie słyszałem tak gromkiego śpiewu. Prokuratorzy wyszli (jak mi po latach wyznał prok. M. Orzechowski, który był wysłany do OZOS-u, widział jak funkcjonariuszom ZOMO i wojsku wydano ostrą amunicję – przyp. Adam Socha).
Zarządziłem, by stołówka wydała ludziom posiłek regeneracyjny. Okazało się że, kierowniczka stołówki dostała polecenia zamknięcia jej. Tuż przed godz. 13.00 dyr. Oziębło ogłosił, że zakład jest zamknięty i pracownicy mają opuścić fabrykę. Ludzi przychodzących na II zmianę zawrócono spod bramy do domu. Przybyły dodatkowe siły milicyjne, wzmocniono kordon wokół OZOS-u.
Zwożono członków rodzin strajkujących do zakładu, żony przez głośniki wzywały mężów, by wyszli, bo stracą pracę. To samo ogłosił dyrektor Oziębło. Kto nie opuści zakładu, zostanie zwolniony dyscyplinarnie. Zażądaliśmy uwolnienia Smolińskiego i Rondomańskiego. Przywieziono ich do OZOS-u. (Tak jak przewidział Przewłocki zostali zatrzymani w mistrzówce i przewiezieni na komendę milicji, tam ich przesłuchano, coś podpisali i odwieziono ich do domów. Przywieziono następnego dnia do OZOS-u na żądanie strajkujących, po czym wrócili do domu– przyp. A.Socha)
Czułem ogromny ciężar odpowiedzialności. Mogła polać się krew, bo władze były wściekłe, że sztandarowy czerwony zakład regionu stał się bastionem Solidarności. Nie mogłem dopuścić do rozlewu krwi, bo jak bym później mógł wdowom, albo osieroconym dzieciom spojrzeć w oczy. Dlatego postanowiłem odesłać do domu kobiety, które miały dzieci, a więc praktycznie wszystkie panie. Jednak ok. 30-40 kobiet odmówiło wyjścia i zostało z nami. Wybranym do komitetu strajkowego poleciłem by rozesłali część ludzi do domów celem zorganizowania prowiantu. Józek Kociuba i ja kazaliśmy też wyjść najbardziej zaufanym ludziom, żeby kontynuowali działalność w konspiracji, po naszym aresztowaniu. Zostało nas 249 pracowników.
Na wypadek „czarnego scenariusza”, gdyby jednak otwarli ogień do bezbronnego tłumu, poleciłem część butelek po wodzie mineralnej napełnić benzyną. Uciekać mieliśmy kanałem energetycznym. Ostatecznie, gdy zaczął po nas iść oddział ZOMO, kazałem odsunąć butelki z benzyną na bok. Bałem się prowokacji, albo, że komuś puszczą nerwy i dojdzie do tragedii. Ok. 21. 30 pojawił się oddział ZOMO i milicjanci po bokach i z tyłu. Walili pałami w tarcze i szli na nas.
Dyrektor wzywa do opuszczenia zakładu, gwarantuje, że na terenie zakładu nic nam nie zrobią. Jednak chciałem dać ludziom poczucie, że ocalili własną godność, chciałem, żeby wyszli z podniesiona głową, więc sami nie wychodzimy, niech nas wypchną. Zaczynają nas wypychać. Dalej stał szpaler żołnierzy pod bronią, jakieś dziewczyny podbiegły do nich pytając o nazwiska widocznie swoich braci, którzy służyli w wojsku, u niektórych żołnierzy widziałem łzy w oczach.
Za kordonem wojska i milicji pod OZOS-em był spory tłum mieszkańców, więc wmieszałem się w tłum, znalazł mnie brat i zabrał na noc do siebie. Wiedziałem, że nie mam co iść do domu, bo mnie aresztują. Potwierdziła to później żona. Byli o północy, walili w drzwi, pobudzili dzieci (córka – 6 lat, syn – 8 lat).
Następnego dnia, 15.12 dowiedziałem się, że dyrektor nakazał stawienie się służbom technologicznym, więc poszedłem. Wychodząc po 14.00 zobaczyłem, że brama boczna jest już obstawiona, chodził tam sekretarz KZ PZPR Kaczanowski, domyśliłem się, że ma mnie wskazać esbekom w tłumie. Byli też esbecy przydzieleni do OZOS-u na stałe: Dziuba i Jaguszewski. Złapali mnie i wepchnęli do auta. 17 grudnia zawieziono mnie do prokuratury. Tam zorientowałem się, że Kociuba, Romaniuk i Ania Żurawek są też aresztowani w tej samej sprawie: organizowania i kierowania akcją protestacyjną (art. 46 ust. 2 dekretu o stanie wojennym.
Pierwszy list z aresztu śledczego w Olsztynie.
Olsztyn 23.XII 1982 roku Drodzy moi, od wczoraj jestem w areszcie śledczym w więzieniu przy Zwycięstwa. O sobie niewiele mogę napisać, chyba tyle, że starałem się tyle na ile mogłem postępować uczciwie. Ojciec dla sprawiedliwej Polski narażał swoje życie, ja jedynie wolność. Dzisiaj są imieniny Babci, mam nadzieję, ze nie zapomnieliście o tym. Jak będziecie u dziadków przekażcie i moje życzenia wszystkie najlepszego. Jutro mojej kochanej córki imieniny. No cóż tatusia nie będzie, by mógł sam złożyć życzenia, więc przesyłam w liście życzenia zdrowia, samych piątek w szkole, postępów w nauce, jazdy na łyżwach i czekam na pierwszy list od swojej „Jedynaczki”. A z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę Wam wiele wytrwałości , wiele życzliwości ludzkiej, zdrowia i wiele, wiele pogody ducha. Ta wojna kiedyś się skończy. Kochany Wojteczku. Zostałeś teraz jedynym chłopakiem w naszym domu. Musisz zastępować tatusia na tyle na ile potrafisz. Przede wszystkim 1. ucz się dobrze, 2. ćwicz codziennie – pamiętaj, że musisz sam radzić sobie w szkole, a także musisz bronić Ewy, 3. jeśli z czymś nie będziesz mógł sobie poradzić, albo będziesz miał jakieś kłopoty to proś o pomoc Dziadka. Mamie „nie zawracaj głowy” za bardzo, bo i tak teraz Mama ma bardzo dużo innych kłopotów. Synku pamiętaj, że ja ciągle o Tobie i o Was myślę”.
Zbyszek
Barbara i Zbigniew Przwłoccy z dziećmi, Ewą i Wojtkiem, zdjęcia z lat. 80.
Proces i skazanie
6 lutego 1982 roku Sąd Wojewódzki w Olsztynie w składzie przewodniczący A. Jurczyński, sędziowie K. Jarząbek i B. Rost, w obecności wiceprokuratora Prokuratury Rejonowej w Olsztynie Mieczysława Orzechowskiego po 8 dniach procesu skazał Zbigniewa Przewłockiego ur. 1948 roku z art. 46 ust. 2 dekretu z dnia 12 grudnia 1981 roku o stanie wojennym na karę 4 lat pozbawienia wolności i 3 lat pozbawienia praw publicznych, Włodzimierza Romaniuka na karę 3,5 lat pozbawienia wolności i 2 lata ppp, Józefa Kociubę na karę 3 lat pozbawienia wolności i 2 lat ppp, Annę Żurawek na karę 3 lat pozbawienia wolności i 2 lat ppp, sąd pobiera po 4200 złotych tytułem opłaty sądowej oraz obciąża ich kosztami postępowania w równych częściach”.
OZOS zwolnił ich z pracy w trybie dyscyplinarnym z dniem 16 grudnia „z powodu ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych tj. organizowania strajku w zakładzie w dniu 14.12.1981r”. Zbigniew Przewłocki zaczynał pracę w OZOS-ie w 1967b roku jako walcownik, następnie awansował na mistrza, specjalistę, a po ukończeniu studiów na Politechnice Łódzkiej w 1978 roku, jako inżynier chemik w 1979 roku został technologiem ds. walcowni.
Od zwolnienia z pracy odwołali się z więzienia do Okręgowego Sądu Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w Olsztynie. Sąd w składzie prezes Roman Kuczyński, ławnicy Józef Radziewicza i Jan Orłowski, oddalił odwołanie.
Zbigniew Przewłocki odsiadywał wyrok w ZK Braniewo, Bartoszyce i Łęczyca. Po roku i 3 miesiącach więzienia, 17 marca 1983 roku sąd postanowił warunkowo go zwolnić na okres próby 3 lat i nałożył następujące obowiązki: podjęcie stałej pracy zarobkowej, oddanie pod dozór kuratora sądowego, przestrzegania zasad porządku prawnego.
Podjęcie stałej pracy zarobkowej okazało się bardzo trudne. Poszedł za nim „wilczy bilet”. W państwowych zakładach nie miał czego szukać. OZOS odpowiedział, że nie „skorzysta z oferty dotyczącej zatrudnienia Obywatela w naszych zakładach (podpisał I-szy zastępca dyrektora Jerzy Majewski). Nie wypłacono mu też należnej 13 pensji. Został mu szukanie pracy w sektorze prywatnym. Brał więc każdą pracę od rzemieślników, jaką znalazł. Był pomocnikiem ślusarza, stolarza (zrobił kurs stolarski), kleił paski plastykowe, robił siatki ogrodzeniowe, był pomocnikiem murarza. Pracę dostawał na krótko. Albo rzemieślnicy, po wizycie esbeków rezygnowali z jego usług, albo go okradali, nie chcieli zapłacić za wykonana pracę. W dwóch przypadkach odzyskał zapłatę poprzez sąd pracy.
W końcu już nigdzie nie mógł dostać pracy. Nachodzony przez esbeków i wzywany na przesłuchania, nakłaniany był do jakiejkolwiek formy złożenia koncesji na rzecz panującej władzy, np. do podpisania listy z poparciem PRON-u. Dawano mu do zrozumienia, że wówczas przestanie mieć problemy ze znalezieniem pracy. Nie ugiął się. Jednak nie był w stanie już dłużej wytrzymać bycia ciężarem dla rodziny. - Coś we mnie pękło, gdy jakiś Anglik przyszedł do mnie do mieszkania z butami dla mnie, bo dowiedział się, że nie mam w czym chodzić. Złożyłem papiery o paszport. Przyjęła nas Kanada. W Kanadzie też nie mógł znaleźć pracy w swoim zawodzie, pracował więc jako robotnik. Obecnie jest na emeryturze. Dzieci założyły rodziny, zostały w Kanadzie.
W 1993 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie 30 września 1993 roku uchylił wyrok Sądu Wojewódzkiego w Olsztynie z dnia 6 lutego 1982 roku i uniewinnił Zbigniewa Przewłockiego, Włodzimierza Romaniuka, Józefa Kociubę i Annę Żurawek. Prokurator wojewódzki w Olsztynie, który wniósł o wznowienie postępowania podniósł, iż po wydaniu wyroku w tej sprawie, został ujawniony – nie znany Sądowi w czasie wydawania wyroku fakt wskazujący, iż skazani są niewinni, gdyż dekret o stanie wojennym został podpisany do druku w nocy z 16/17 grudnia 1981 roku, zaś jego druk zaczęto 17 grudnia. Czyli w dniach 13 i 14 grudnia 1981 roku przepisy dekretu nie obowiązywały (tego dowodził na procesie mec. Konrad Urbanowicz, obrońca Zb. Przewłockiego, ale wówczas sąd nie przyjął tego dowodu).
W 1997 roku KZ „S” wystąpiła do Zarządu Spółki Stomil – Olsztyn SA o udostępnienie nieodpłatne akcji zwolnionym dyscyplinarnie z pracy z dniem 16 grudnia 1981 roku Józefowi Kociubie i Zbigniewowi Przewłockiemu (w ramach prywatyzacji załoga otrzymała 15% akcji). Ministerstwo Skarbu Państwa odmówiło, gdyż „stosunek pracy pracowników został rozwiązany bez wypowiedzenia z powodu ciężkiego naruszenia przez pracownika podstawowych obowiązków pracowniczych. W 1999 roku Z. Przewłocki zwrócił się z prośbą do Dyrektora Generalnego Stomil Olsztyn S.A Benoit de la Breteche o zmianę Świadectwa Pracy. W jego imieniu odpisał Dyrektor Serwisu Personelu Bogdan Mariański „List Pański jest przepełniony poczuciem krzywdy doznanej w przeszłości ze strony zakładu (…). Z moralnego punktu widzenia możemy współczuć Panu, co jednakże nie zmieni zaistniałej sytuacji. Z żalem informujemy, że w myśl obowiązującego prawa nie możemy zadośćuczynić Pańskiej prośbie”.
Napisał też do Mariana Krzaklewskiego, przewodniczącego KK „S” (pojechał też osobiście do Gdańska, tam otrzymał adres do Biura Rzecznika Praw Obywatelskich), Macieja Płażyńskiego, marszałka sejmu (marszałek przekazał sprawę do ministerstwa pracy). Interwencje podjął przewodniczący Komisji Praw Człowieka i Praworządności Senatu RP Zbigniew Romaszewski.:
„Otrzymałem Pana list z opisem sprawy, która zakrawa na czysty absurd. W roku 1999, kiedy u władzy znalazła się Solidarność, represjonowanie ludzi za udział w strajkach wywołanych stanem wojennym, to coś co nie daje się racjonalnie wytłumaczyć. W tej sprawie wystąpiłem do Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Ministra Pracy i Polityki Socjalnej. Niewykluczone, że będzie trzeba podjąć jakieś działania legislacyjne, ale mam nadzieję, że uda się tę bulwersującą sprawę doprowadzić do satysfakcjonującego zakończenia”.
Rzecznik Praw Obywatelskich poradził oddać sprawę do sądu. Minister sprawiedliwości Hanna Suchocka skierowało sprawę do Prezesa Sądu Okręgowego w Olsztynie Prezes poradziłby powołać się na wyrok SN z dnia 9 sierpnia 1995 roku lub oddać sprawę do sądu. Zbyszek Przewłocki poszedł za radą prezesa i wniósł sprawę do Sądu Okręgowy w Olsztynie. Na rozprawę czekał 2 lata i 3 miesiące. Akurat tyle sąd potrzebował aby wydać orzeczenie „wg obowiązującego obecnie prawa minął termin na dochodzenie odszkodowania od Skarbu Państwa”.
- I to by było na tyle – jak mawiał „prof. Stanisławski” – podsumował Zbigniew Przewłocki swoją wieloletnią walkę o zmianę świadectwa pracy.
Kochanie Ty nasze Kochanie
- listy Barbary Przewłockiej do męża, więźnia ZK Braniewo, Bartoszyce i Łęczyca. Prawie każdy zaczynał się od tych słów, nawiązujących do wiersza K.I. Gałczyńskiego „List jeńca”.
Kochany Tatko – druga moja połowo!
Myślę, że tę kartką uda mi się Ci podać w czasie odwiedzin. Między innymi biorę zawsze ze sobą dzieci, żeby nie rozmawiać przez ten telefon oraz żeby umilić te chwile odwiedzin twemu odizolowanemu sercu. Dzieci bardzo za Tobą tęsknią. Cały grudzień, okres świat był pełen śniegu i mrozu. Zazdrosnym okiem patrzyłam jak inne dzieci z tatusiami szły na sanki, narty czy łyżwy. Marzę o tym gdy w wolną sobotę i niedzielę poleniuchuję do godz. 10.00 a Ty zrobisz śniadanie i pobaraszkujesz z nimi.
W każdy dzień tygodnia wieczorami nie mogę zasnąć. Raz myślę, że to wszystko pomyślnie się zakończy, to znowu, że nie i strach mnie ogarnia. Sny mam koszmarne i rano nie słyszę budzika i dopiero Wojtek mnie budzi. Choinka do tej pory stoi bo nie mam sił i czasu rozebrać, zresztą ksiądz jeszcze nie chodził po kolędzie. Musisz mi wybaczyć, że nie piszę listów do aresztu, ale nie umiałabym, bo tam trzeba dobierać słowa i wiadomości. Ostatnio przeczytałam wszystkie Twoje listy, które kiedyś do mnie pisałeś i wiesz, uspokoiłam się i poszłam o 1.00 spać.
Jeżeli ci sędziowie mają duszę i sumienie to powinniście wyjść, bo to jest nie do pomyślenia, żeby za nic karać, odrywać ojców od dzieci, burzyć ich spokój i małe dusze. Ciągle jeszcze wierzę, że już w tym tygodniu będziesz razem z nami. Czekami kochamy, kochamy i czekamy. Na sprawie będę, bo miałam zarobionych 4 dni
8.II.82 Kochanie Ty nasze Kochanie!
Marny i smutny dzień. W gazecie „sądowy epilog strajku w OZOS” (mowa o tekście Zbigniewa Zemanowicza z „Gazety Olsztyńskiej” „Gra na OZOS” - „Podczas rozprawy obrona kilkakrotnie podnosiła kwestię sytuacji rodzinnej oskarżonych. Że mają dzieci |(jeden aż czworo), żony na utrzymaniu. Wydawałoby się więc, że nie będąc pewnym, co może się stać, pójdą prosto do domu, żeby być razem z najbliższymi. Gdyby tak zrobili (a byłby to chyba normalny ludzki odruch), ich żony i matki nie musiałyby płakać podczas ogłaszania wyroku” - cytat A.Socha).
Zbyszku tak strasznie nam Ciebie brak. Wojtek całkiem odzwyczaił się od tych waszych przewalanek na podłodze, kto silniejszy. A ja to pewnie zapomnę, jak się trzeba kłócić z własnym mężem. To co się dzieje jest nie do przyjęcia na mój skromny mózg. Wierzę, że jednak aż tyle lat to siedział za nic nie będziesz. Cały czas myślę o Tobie. Przetrwaj dla nas, bo jesteś nasz kochany i jedyny. Zastanawiałam się nad tym, jaka ja będę za 4 lata. Chyba już szpakowata? Życzę Ci twardego snu do rana. Pa. Pamiętaj, że jesteś wśród nas a my z Tobą i ja też o tym pamiętam. Gorąco się modlę za nas i za Ciebie i myślę, że Twe serce to usłyszy.
(…)
9.II.82 Na koniec roku robią badania ostatniej klasy i sobie wyobraź, okazało się, że coraz większy procent dzieci ma silniejsze wady wzroku. Brak nabiału (twarogu, dobrego mleka, śmietany, witamin i owoców) w okresie tak silnego wzrostu dzieci.
Myśl o nas, bo my o Tobie myślimy często i bardzo czekamy, choć to jest bardzo trudne tak samo dla nas jak i dla Ciebie, choć Tobie jest o wiele ciężej. Często a właściwie co wieczór biorę do ręki nasz prezent od księdza Józefa. Pomaga mi to bardzo, bo staram się pozbyć tego uczucia jak nienawiść lub „bardzo złe życzenia” wszystkiego najgorszego itd. Pracując w szpitalu napatrzę się na ludzkie cierpienie i okropności niektórych chorób, że życzyłam tego wszystkiego tym ludziom, którzy skrzywdzili lub do krzywdy się przyczynili lub byli nieludzcy i nie sprawiedliwi.
12.II.82 (…) Wiesz jak dojdzie widzenie do skutku to mam dla Ciebie niespodziankę. Śliczny zielony, czerwony, mały, żywy, w ziemi, w kubeczku właściwie tulipan. Siedzę, piszę i ciągle na niego spoglądam i chciałabym abyś ty też mógł na niego popatrzeć.
13.II.82 Dziś dowiedziałam się, że jesteś w Bartoszycach. Sama jakoś nie mogę w to uwierzyć, że jutro jedziemy z Józkiem i Jurkiem aby się dowiedzieć jakie tam są przepisy (…). Przed wyjściem dzieci ciągle przypominały, żebym tylko wzięła tulipanka i dała go tatusiowi. Od piątku ciągle go wąchały, głaskały i dziwiły się, że tak szybko się rozwija i rośnie. Dziś zrobiłam wielkie pranie (…).
Mogę Ci tylko obiecać, że bardzo, ale to bardzo cierpliwie będziemy na Ciebie czekać. Dom jest bardzo pusty i smutny bez Ciebie. Życie na razie to wegetacja. Żeby nie dzieci to samo istnienie nie miałoby najmniejszego sensu. Żyję dniem dzisiejszym bez myśli, bez planu dnia jutrzejszego.
14.II Gdy wyszliśmy od Ciebie, zdążyliśmy jeszcze pójść nawet do kościoła na mszę (…). Tę niedzielę mogę zaliczyć do dni szczęśliwych i myślę, że Ty też. Pisząc to wszystko zdaję sobie sprawę, że troskami i radościami dnia dzisiejszego dzielę się nie tylko z Tobą, ale i Panem cenzorem, więc go też serdecznie pozdrawiam i bardzo proszę, by go moje listy nie irytowały (...), bo ten adresat o imieniu Zbyszek s. Antoniego jest nie tylko moim mężem do grobowej deski, ojcem naszych dzieci małych jeszcze, ale jedynym kochanym mi i bliskim człowiekiem, z którym przeżyłam 11 długich lat w szczęściu i nieszczęściu. Bardzo bym chciała, żeby te listy otrzymywał. (…)
Dzieci miały dużo zadane tak, że siedziałam z nimi chyba ze dwie godziny. Ten czas tak szybko leci, że na odpoczynek zostaje tylko noc. Jutro wolna sobota i niedziela. Pewnie zorganizowałbyś coś miłego i ciekawego dla dzieci. Beata dziś odbierała mięso i oddała mi jedną paczkę. Była starowiejska, krakowska i wołowe ale b. ładne Te 2,5 kg kosztowało nas 726 zł. Dziś także wykupiłam smalec, bo był akurat. Do wykupienia zostało mi tylko mydło i proszek za luty
6.III.82 List i życzenia otrzymaliśmy. Ewa była zachwycona. Zaraz tego samego dnia dzieci zaczęły pisać listy do taty oraz rysować laurki na Twoje imieniny (…).
Dzień Kobiet minął i nawet dostaliśmy w tym miesiącu po dodatkowej r-ce. Kupiłam jedną kawę i 1 butelkę (…). Zrobiło się ciepło i dzieci powyciągały rowery. Wojtek już jeździł a Ewa nie. Nawet trochę popłakała, bo jej koła to flaki a jej tatusia nie ma i nie ma kto jej zreperować (…). Ta tabliczka mnożenia tak opornie idzie Wojtusiowi. A z religii tak dużo i te pytania niezrozumiałe dla takiego dziecka, że aż strach. Jednak ta druga klasa jest bardzo obciążona nauką. Dobrze, że choć do pracy przejdę się piechotą i z pracy to złapie trochę powietrza, bo tak to na spacery nie ma czasu. Na wakacje planuję pojechać na wieś do wujostwa. Dzieci odetchną wiejskim powietrzem (…). A drugi miesiąc jak dzieci dostaną miejsce w Ameryce (sanatorium – przypis A.Socha), to pojadą (…). Co gorsza to trzeba będzie myśleć już niedługo żeby wreszcie zacząć kopać działkę i siać. Dobrze, że kupiłeś nasiona bo ja pewnie nic już bym nie dostała (…).
Dziś w gazecie pisali, że można założyć rewizję mimo zastosowania stanu doraźnego. Musze porozmawiać z adwokatem (…). Wojtka wysłałam rano do Sylwii, żeby go trochę przepytała z tabliczki mnożenia no i żeby dzieciak nie poczuł się nie kontrolowany i za bardzo wolny.
Maja być jakieś zawody w hali widowiskowo-sportowej ze szkoły i dzieci wystartują (…). Wujek Stach nie zrobił jej tego roweru, ale dałam jej Twój, obniżyłam siodełko, podpompowałam koła i jeździła jak fryga. Rama była trochę za wysoka, ale jakiś pan z trzeciej klatki obniżył. Zrobiło się tak ciepło, że dzieci trudno zagonić do lekcji. Kiedy wreszcie będzie ten dzień, kiedy wszyscy będziemy razem. Jesteś nam bardzo potrzebny. Chciałabym Ci napisać same wesołe sprawy życia codziennego, ale jakoś nie potrafię, dlatego, że teraz ciężko kogoś rozweselić czymkolwiek. Tyle pań przekazuje ci pozdrowienia, że myślę, iż ja szara żona w Twym sercu już się nie pomieszczę. Kiedy wreszcie przyjdą te beztroskie czasy. Niby się nie denerwuję, prowadzę regularny tryb życia, dużo więcej nie pracuję niż dotychczas, jadam normalnie, jutro koniecznie pójdę na pocztę i wpłacę Ci na wypiskę. Jutro Wojtuś ma zaliczyć tabliczkę mnożenia. Denerwuję się, choć umie na wyrywki.
Dzień kobiet. Wojtek wręczył mamie kwiaty, laurkę z życzeniami i obrazek z bukietem kwiatów, który zrobił sam. Ewa wręczyła mi laurkę z życzeniami. Były wierszyki i piosenki rano. Brakowało tylko Ciebie i Twych życzeń na żywo, choć karty doszły i życzenia były piękne – dziękuję. Na prezent imieninowy chyba zrobię ci sałatkę, którą tak bardzo lubisz.
Wiesz, Stachu posklejał mi wszystkie taborety w kuchni. Już nie było na czym siedzieć. Już niedługo się zobaczymy. Choć to będzie tylko jedna godzina, to jednak coś.
20.III.82 Mój Drogi i Kochany Zbyszku – Kochany Tatuśku!. Wracając mało żeśmy rozmawiali – każdy był jakoś tak na swój sposób zadumany. Ja oczywiście byłam wściekła na te cholerne przepisy. Głupie 2 kg i to raz w miesiącu przy widzeniu. I tak szpitale są przepełnione, tak mamy chore społeczeństwo.
(…) W piątek byłam z dziećmi u Jagody. Troszeczkę narozrabiałam bo dałam solowy akrobatyczny popis. Dzieci bawiły się w chowanego i Wojtuś się zamknął w łazience, ale wewnątrz zamek się zaciął. Jak zobaczyłam, że Wojtek jest cały mokry, blady i wystraszony tą sytuacją to sama się wystraszyłam no i górą przez to okienko w WC przeszłam do niego. Musiałam się dobrze nagimnastykować (…). Twoja nieobecność jest nie do zniesienia. Na każdym kroku jesteś potrzebny.
Dzieci zrobiły 15 km na rajdzie. Muszę cię zmartwić, po rajdzie Ewa zachorowała na anginę. Byłam na pogotowiu. Dostała penicylinę (…). Mimo, że przebywam z dziećmi ciągle to jestem zaskoczona jak one szybko dorośleją i poważnieją. I smutno jest mi wtedy, bo nie ma Ciebie i nie mam komu tego powiedzieć czy się pochwalić.
(…) Dzieci już pytają kiedy pojedziemy do Taty. Planowałam w święta, ale słyszałam, że w święta nie ma widzeń. Bardzo smutne, nie dość, że nie można było podzielić się opłatkiem, to jeszcze święconki nie dostaniecie. Jeszcze ci nie wysłałam tej paczki higienicznej, ale obiecuje, że w tygodniu wyślę i tak nie będę się z tego cieszyć bo pewnie papier toaletowy rozwiną na całą jego długość, pastę wycisną i krem wywalą a mydło potną.
Zbyszku! Czy pamiętałeś o tym, że Wojtuś skończył 16.03 dziewięć lat? Nic nie robiłam w ten dzień, tylko złożyłyśmy Wojtusiowi życzenia i dostał kwiatka. Torcik będzie na imieniny. Może będziesz miał o to żal, ale tak wyszło i nie ma co dzieci rozpieszczać w tych czasach. One i tak wiedzą, że czasy są ciężkie. Myślę, że listy moje zbliżają Cię trochę do życia, które pędzimy i co najważniejsze sprawiają Ci choć trochę radości w twoim monotonnym teraz życiu. Pamiętaj, że dzieci bardzo Ciebie kochają i bardzo cierpliwie na Ciebie czekają
Zbyszku napisz nam wszystko, jak tam z Twoim zdrowiem. Teraz, po tej żółtaczce i z takim żarciem to wewnątrz pewnie zrobi się teraz ruina. Pocieszam się, że to długo nie będzie trwało. Tego co kto przeżył nic nie wymaże i nie wynagrodzi krzywdy. Kocham i cierpliwie czekam tylko na Ciebie.
26.III.82 Czy ty sobie wyobrażasz jakie to teraz czasy. Buty dla dzieci można dostać tylko na talony, które dzielą w szkole. Na klasy przypada coś koło pięciu. Ciekawe, czy nasze dzieci dostaną? A Wojtusiowi noga tak szybko rośnie. Jestem tym przerażona. Pewnie kiedyś będzie tak jak na Kubie.
Co do listów, które napisałeś do dzieci, to np. Ewa nawet się nie rozebrała tylko siadłyśmy w kuchni i czytałyśmy. Może to i śmieszne, ale ja Twoje listy czytam po kilka razy dzienni. Wiersze Gałczyńskiego jak zawsze piękne, a teraz nabierają jeszcze więcej wyrazu i słyszę w nich to co on mówi i to sama chciałabym usłyszeć. To nieładnie, ale wzruszam się do łez i proszę o więcej, nie obchodzi mnie co pomyślą te osoby, które to czytają. Ta osoba pewnie wygląda jak komputer.
Dziś 30.03 latałam z Ewą po mieście żeby kupić jej te buty na talon. Wyznaczyli jeden sklep i dla Ewy bucików nie było (na Partyzantów). Ewa była bardzo niezadowolona i żeby ja udobruchać kupiła za 80 złotych pączków angielskich 10 sztuk. Ceny zawrotne, ale cóż.
Dziś Wojtuś przyniósł talon na buty. Byliśmy na Kołobrzeskiej, ale na nogi naszych dzieci nic nie było. Ewa jak zwykle zaczęła beczeć.
Jurek jak obiecał w poniedziałek przyszedł i wytrzepał dywany i tę wykładzinę w przedpokoju. Mówię ci jak zrobiło się czysto i świeżo aż miło posiedzieć. Brak jedynie Ciebie. I znowu te święta nie będą prawdziwymi świętami.
17.04.1982
Jak zwykle przed świętami ludzie biegają po sklepach, ale towarów jest mało to i kolejek nie ma. Jedynie stoi trochę w mięsnych. W pierwszy dzień pójdziemy do Dziadków na śniadanie. Zrobiłam już bigos, jutro upiekę ciasta a w sobotę zostanie tylko sałatka i malowanie jajek. Ewa będzie robiła pisanki flamastrami. Dla Ciebie namalowała pisanki w gniazdku na wielkiej kartce od bristolu, na pięknym obrusie. Jak wy tam zniesiecie te święta – dla mnie one nie mają żadnej radości. Ze świąt cieszą się pewnie tylko dzieci. Jest to na pewno smutny i gorzki okres dla niejednej rodziny w naszym kraju i na pewno niejedna łza popłynie w te dni. Ale musimy byś silni i twardzi i nie pokazywać tego, co jest na dnie duszy i przetrwać ten koszmar (…) wewnętrznie jestem przerażona jaką krzywdę wyrządzono dzieciom a szczególnie chłopcu w jego wieku. Boję się czy będę w stanie wszystko dostrzec u Wojtusia. Największą krzywdę jaką mogli wymyślić dzieciom to pozabierać im ojców. Jeżeli jesteś w stanie to pisz dużo do niego. Nie mam skąd zaczerpnąć wiadomości o rozwoju, o potrzebach chłopca w jego wieku bez taty. Chyba dla uspokojenia wezmę się za psychologię. Ach Tato, Tatuśku – Zbysiu Zbyszeczku, tak strasznie nam Ciebie brak (…) są takie dni, kiedy jestem całkiem rozklejona i jak sobie trochę popłaczę to potem jestem silniejsza, żeby ten swój marny los dobrze dźwigać. Wiesz nawet znalazły się takie osoby, które powiedziały „jak Ty masz teraz dobrze”. To zdanie zabolało bardzo, tak bardzo, że nawet zapomniałam, że mam język w gębie (…). Święta zaczęły się marną pogodą. Stół przygotowałam już wieczorem. Był tak bogaty i piękny, że gdy patrzyłam to myślałam o tym jak Ty byś był bardzo zadowolony. Była palma, pisanki, Baranek w pucharkach kolorowe prezenty (zajączki, jajeczka, gumy, lizaki, czekoladki, wszystko kolorowe i takie piękne i święconka i płakać się chciało, że nie jesteśmy razem. (…)
Dziś tj. czwartek Ewa przyniosła z matematyki 4+ a Wojtuś z dyktanda (5). Tak bardzo się cieszyłam. Wojtuś nie zrobił ani jednego błędu po przerwie świątecznej (…). Bardzo, tak bardzo nam Ciebie kochanie brak i tak bardzo czekam na ten dzień kiedy będziemy razem. Kiedy zacznie się normalne ludzkie rodzinne życie. Jaki to człowiek musi być silny i cierpliwy żeby to wszystko znieść, przeczekać i przeżyć.
4.04.1982 W maju planujemy być u Ciebie 16. Dzieci już patrzą w kalendarz i liczą kiedy zobaczą się z Tatą. Pierwszy „maj” był bardzo uroczysty. Manifestacja pełna dziecięcych twarzy szła ul. Zwycięstwa i kończyła się przy stadionie koło nas. Orkiestra grała. Wszystkie głośniki grały bez zakłóceń, że nie trzeba było otwierać okien i w domu było wszystko słychać bardzo wyraźnie. W Waszym byłym zakładzie to chyba nie pracuje żadna kobieta, bo na pochodzie nie było ani jednej a mężczyźni nieśli tylko szturmówki żółte z napisem „Stomil”. Wasz biedny dyro jest chory na anemię i nie brał udziału w marszu bo jest na zwolnieniu. Kiedyś go widziałam w szpitalu, schodził po schodach biedny, tak powoli i tak się zataczał i nie wiem czy z osłabienia czy z otyłości czy sumienie mu tak ciążyło. Po zakończeniu kto silniejszy to mógł kupić jakąś dobrą książkę dla dzieci a dla dzieci pozostały już tylko o roli, ale dobre i to, bo Piotruś z dołu powiedział, że zostanie rolnikiem.
Na pewni nie życzyłbyś sobie, by Twoje dzieci powtarzały klasę. Do tego dużo nie trzeba, wystarczy popołudniami zająć się działką no i sprawa gotowa, bo dzieci niech tylko poczują, że rodzic nie ma czasu i nie są kontrolowane i pilnowane, to dwójki zaraz się sypią.
27.IV.82 Tak bardzo szybko zleciało te 90 minut a tak wiele było jeszcze do powiedzenia a jak zwykle chyba na następny miesiąc zrobię sobie plan tego co i o czym chciałabym Ci powiedzieć, bo chyba staję się rozkojarzona, że potem sama jestem zła na siebie Ewusia po lekcji religii (ostatniej) wyobraź sobie poszła do kościoła, żeby się pomodlić i za Tatusia, żeby był zdrowy i żeby szybko wrócił do domu. Pytałam, czy to siostra tak kazała, ale ona, że nie, tylko że tak się zachciało bardzo wejść do kościoła. Tego dnia była bardzo wesoła i opiekuńcza. Dzieci po tej niedzieli były takie zadowolone i takie jakieś inne, bo widziały się z Tatą. Gdy rozmawialiśmy o Tobie, to Wojtusiowi buzia uśmiechała się od ucha do ucha. Poczuły się choć na krótko bezpieczne, silne i zadowolone. Tak ja to odczułam i serce się kraje jak im jesteś potrzebny. Choć jeszcze sporo czasu to gdy pomyślę o tym gdy przyjdzie tzw cielęcy wiek i nie dość, że będą przechodziły go trudniej od innych dzieci, to jeszcze gdy nie znajdziemy do nich drogi to już całkiem można się załamać. Będziesz w listach musiał jej tłumaczyć i przypominać, żeby aparacik od ortodonty nosiła, ma to nosić przez kilka godzin dziennie.
W piątek imieniny Wojciecha bardzo się udały. Sylwia wszystko mi kupiła był tort, ciasto, ciasteczka cukierki, bita śmietana z czekoladą, jabłka i woda mineralna (bo Wojtuś się pomylił i kupił zamiast oranżady). Było chyba pięciu czy sześciu chłopców. Przed przyjęciem chodził taki przejęty. Po pracy, gdy przyszłam razem sprzątnęliśmy i przygotowaliśmy stół. W tygodniu był Janusz, wstawił nam wreszcie tę szybę w kuchennych drzwiach. Był także Janek Ziemba i zreperował mi odkurzacz. Humor mi się bardzo poprawił. Tydzień samych napraw, zapomniałam tylko zgłosić do spółdzielni pęknięty kaloryfer, który mi zaślepili 10 grudnia. Wojtkowi dostałam świetne adidasy biało-jasnoniebieskie. Mówię Ci jak się z nich cieszy. Dziś zrobiłam aż trzy duże prania, to znowu będzie kupa prasowania po niedzieli. W niedzielę byłam na zebraniu z religii. Wojtuś przystąpi do komunii 30 maja. Dostaliśmy też paczki z RFN-u od pani Renaty z bardzo dużą ilością słodyczy dla dzieci. Z OZOS-u przyszło pismo w sprawie trzynastki – oczywiście odmownie, tylko że delegacje są załatwione pozytywnie.
14.V.82 Kochanie Ty nasze Kochanie.
Ledwo Wojtuś wysłał list do Ciebie a ja już piszę i denerwuje się dlaczego jeszcze nie napisałeś. Wiem o zmianach jakie zaszły u Ciebie ale nie znam przyczyn i bardzo się tym martwię Dziś miałam jakieś sny o Tobie o tym więzieniu i wstałam bardzo zmęczona. Ewa to dziś powiedziała, że jak śpiewa pieśni, piosenki wesołe czy smutne to zawsze myśli o Tobie, a na religii to zawsze jest smutna bo też myśli o tatusiu. Słońce świeci, jest już zielono i świat niby wesoły i piękny ale nie dla nas. Już nie pamiętam kiedy się śmiałam lub kiedy było wesoło czy lekko na duszy.
27 czerwca 1982 Kochanie Ty nasze Kochanie!
Listu tak długo nie odpisywałam, bo było sporo spraw do załatwienia (…) dzieci tak bardzo cieszą się, że tylko jeszcze dwa dni trzeba iść z tornistrami (…) Całe szczęście, że jeszcze zdążę przywieźć Ci truskawek – tych Twoich z działki (…). Wiesz Danusia załatwiła już farby i przyjedzie w sierpniu to będziemy malować okna i przy okazji może pomalujemy sufity i kuchnię (…). Ewa często płacze (ta godzina to jest tak mało, że i tak to za mało o całe 24 godziny na dobę dla dzieci, którym jesteś tak bardzo potrzebny, że ta luka na zawsze pozostanie. Ja, Ty i dzieci to wiedzą (…). Mój chrześniak, ten starszy siedząc w pokoju słuchał jak starszy brat prosił matkę – mamo daj mi na gumę, na lizaka itd. a tu – nie mam pieniędzy, bo to już koniec miesiąca itd. Na to Oskar, jak tak można żyć – to już lepiej się zabić. Czasem dzieci coś palną, ale zawsze coś w tym jest. My dorośli mamy już czasem dosyć wszystkiego, ale dzieci też. Cieszę się z tego, że już tydzień i na urlop (…) W katedrze był obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. W piątek nasza parafia miała czuwanie i byłam z Jadwigą na pasterce i po 2 wróciłyśmy do domu. Było bardzo pięknie. Wojtuś z Ewą w poniedziałek wstali przed szóstką i poszli pożegnać obraz Tak bardzo chciały iść, że rano już gdy tylko zadzwonił zegarek o 5.30 to zaraz się zerwały i ubrały (…). Rosną i tyją tak szybko. Przeraża mnie najgorzej, gdy stopy Wojtka tak szybko rosną. Zastanawiam się, czy te buty zimowe będą dobre. Gdyby były za małe to chyba z rozpaczy będę płakała, bo co w tych czasach można zrobić? Zamiast cieszyć się z tego, że dzieci rosną, to przyjdzie się z tego powodu smucić (…).
Dzieci dostały już talony na zeszyty. Fachowcy wyliczyli, że do I-III klasy potrzeba ileś tam zeszytów. Jeszcze nie wiem, bo zeszytów w sklepach nie ma a talon jest ważny do 15 września. Na talonie na pisze ile tych zeszytów trzeba dziecku na rok, może jeszcze obliczają i wstrzymane są dostawy chyba już od kwietnia. Wojtusiowi jak skończył się zeszyt do matematyki to już nie miałam w zapasie, to z drugiej strony zaczął pisać w zeszycie od środowiska. Powoli wprowadzą talony chyba dosłownie na wszystko (…).
Taki jest bałagan w piwnicy, że „gdyby mogli cię zwolnić” chociaż na kilka godzin, to by było! Ale to tylko moje malutkie marzenie. Tak bardzo jesteś potrzebny i dzieciom i w domu i mnie, jest tyle spraw... ale pocieszam się, myślą, że tak dłużej trwać nie może, że to jest niemożliwe, to co jest. Jeszcze tylko tydzień i będziemy znowu wszyscy razem przez te jedną jedyną w miesiącu godzinę.
18.08.82 Poszliśmy nad jezioro, dzieci kąpały się. Wojtuś z Ewą fajnie już pływają najlepiej pieskiem im wychodzi trochę żabką i crawlem.
Józio swego drugiego syna nazwał Krzysio a z chrzcinami chce poczekać na ciebie a Celina tym bardzo się denerwuje, bo takich spraw nie należy odkładać. Tak po cichu sobie marzę czasami, że zdarzy się cud i że w tym roku będziesz z nami. Bardzo o tym marzę i jak zamknę oczy to widzę dzieci całe szczęśliwe na Twoich kolanach.
20.09.1982 Zastanawiam się jak Ewa poradzi sobie w tym roku. Program jest obszerny i w dodatku przygotowania do Komunii, a Ewa zaczyna ten rok jakoś tak bez nadziei i chęci. Gdybyś był – to na pewno byłoby inaczej (…). Tak zawsze dzieci się cieszą na wyjazd do Ciebie już na tydzień wcześniej, gdy im powiem, że jedziemy do Ciebie. Ewa to ma czasem makabryczne sny np. śni jej się MO jak ją goni z tymi pałkami – pewnie przez to, że kojarzą się jej z Tobą. Potem przez całą noc palę światło w WC, bo boi się iść do ubikacji (…).
Mają to przyzwyczajenie, żeby trochę pofikać – tak jak zawsze z Tobą, a teraz i w tym muszę Ciebie czasem zastąpić, gdy przyjdzie im na to ochota. Musze ci powiedzieć, ze synciu bardzo dużo czyta. Zawsze wieczorem do poduszki i rano gdy się obudzi (…)
Olsztyn 4.10.82 Wojtuś z Ewunią bardzo się cieszą z listów, które otrzymały od Ciebie. (…) Ewa to pewnie jeszcze długo nie napisze, bo gdy weźmie kartkę, żeby coś napisać do Ciebie, to zaraz płacze, że bardzo Ciebie kocha i tęskni i przez te łzy to pisanie listu nie wychodzi (…). Wiesz wprowadzili sprzedaż bielizny bawełnianej na talony. Jeszcze trochę a będziemy mieć tyle papierków co wypłaty (…). Znowu coś mnie złamało z tym kręgosłupem. Sama się kuruje, ale opornie to idzie. Przydałby się masaż... Zaganiam teraz dzieci do sprzątania i tylko chodzę i pokazuję palcem co jeszcze maja zrobić, bo ze schylaniem na razie mam jeszcze problemy. W niedziele byłam z myślami z Tobą. Myślę, że czekałeś na nas 3.X, a my dopiero 10.X przyjedziemy do Ciebie.
29.XI.82 Ewa czytała list na raty. Jako, że pisałeś już o Świętach to Twoje słoneczko bardzo potem płakało, że znowu Ciebie nie będzie przy wigilijnym stole, że nie spróbujesz ciasta i innych potraw, że nie będzie Ciebie na moich imieninach. Trwało to długo, ale po pewnym czasie zdołałam ja uspokoić Jest to widocznie objaw zachwiania bezpieczeństwa u Ewuni. Przez to wydaje mi się muszę tyle czasu poświęcać jej w odrabianiu lekcji. Pani też zauważyła, że Ewa jest mało samodzielna
1.I.1983 Każde święta mają swój urok. Te były takie dziwne może w moim odczuciu – jak nie święta. Było trochę ganiania po mieście. Twój prezent leży do tej pory pod choinką. Mimo wszystko czekaliśmy. Nawet były takie incydenty, że ktoś tam dostał telefon że wyszedłeś i zaczynały się odwiedziny. Rada pracownicza z OZOS-u wystąpiła do sądu i rady ministrów o zwolnienie całej Waszej czwórki. Serdeczne pozdrowienia przyjmuję od kolegów i koleżanek, którzy ciągle o Tobie pamiętają i pytają o Ciebie.
3.I.1983 Drogi Synu!
Pamiętam jak miałam 18 lat, to zabrali mnie nie do Niemiec a do Donbasu. Uciekłam z wojskiem polskim, potem byłam niedługo w wojsku. Po wojnie 1945 roku wyjechałam na Ziemie Odzyskane, mieszkałam w baraku w jednym pomieszczeniu z dziećmi i z pluskwami. Fater po pracy chodził na odgruzowywanie miasta. Pracował z chęcią, bo Ojczyzna była w potrzebie. Ja z dziećmi w kolejce stałam, żeby kupić mleka, chleba, mięsa aż słońce zza chmur wyjrzało i nie było już kolejek, kartek, pluskiew tylko karaluchy i łzy. Ale też i radość była, że dzieci nie chorują, uczą się. A teraz jest najgorsze co mnie spotkało (nie moje kalectwo), ale to nic, moi rodzice też rozpaczali, jak mnie wywieźli, ale potem byłam z nimi razem. Zbyszku ja chyba mam dużo czasu, żeby sobie wspominać odległe czasy. Musimy się cieszyć, że wojna już się skończyła i w 1983 roku wchodzimy w nowe życie, unormowane, to nic, że kilkadziesiąt osób zostało zabitych, kalekich i kilka tysięcy aresztowanych (ale to wszyscy są buntownicy). Czy o taka wolność i demokrację nasi ojcowie, matki, synowie, córki i mężowie walczyli? Jestem już starszą kobietą, matką i babką i dużo złego przeżyłam, a mało dobrego, może moje wnuki i dzieci będą mieli lepiej. Mój drogi synu, jesteśmy myślami z Tobą. Jest już po świętach, dzieci Twoje były u nas od wtorku przed nowym Rokiem aż do Nowego Roku. Wojtuś wywróżył sobie, że Ty już będziesz w domu razem z nimi, jaka była wielka radość, że tata już będzie z nimi. Dzieci bardzo tęsknią za tatą i czekają i potrzebują taty. Kończę swoje pisanie Ściskamy Cię mocno i życzymy Ci zdrowia i jeszcze raz dużo zdrowia.
Całujemy Cię Twoi Rodzice.
Opracował Adam Socha
(Tekst ukazał się w grudniowym miesięczniku "Debata")
Skomentuj
Komentuj jako gość