„W 2005 roku nagle dowiedzieliśmy się o nieuchronnej katastrofie braku ciepła i możliwości zamarzania niemowląt w łóżeczkach w olsztyńskich mieszkaniach" - napisał do nas Czytelnik odnosząc się do gorącej dyskusji na ostatniej sesji Rady Miasta Olsztyna 29.01, na temat przyszłości MPEC-u.
Zakład produkujący ciepło i ciepłą wodę użytkową, w zakresie trwałości popytu na jego produkt jest porównywalny z zakładem produkującym trumny, z tą jednak różnicą, że wobec utrzymującego się popytu „od ręki" może powstać w pobliży kilka stolarni wytwarzających wspomniany produkt i „popyt" ulegnie dywersyfikacji. Takiego zagrożenia nie ma w przypadku MPEC.
Nie do pogardzenia jest coroczna konieczność zakupu około 60 tys. ton miału węglowego, co daje okazję dla dodatkowego „urobku" realizowanego przez dostawcę tego paliwa. Te dwa powody „spędzają sen" z powiek naszym włodarzom od co najmniej kilkunastu lat. I to skutecznie.
W 2005 roku nagle dowiedzieliśmy się o nieuchronnej katastrofie braku ciepła i możliwości zamarzania niemowląt w łóżeczkach w olsztyńskich mieszkaniach. „Troska" o mieszkańców nakazywała podjęcie skutecznych działań, co oczywiście wiązało się z koniecznością sprzedaży MPEC „inwestorowi" prywatnemu. Dobroczyńca pojawił się w postaci spółki „P" działającej jako spółka akcyjna, w której brylowali bracia „K", do niedawna zajmujący się czyszczeniem kotłów w ramach jednoosobowej działalności gospodarczej. Uzdrowicielska cena dla mieszkańców naszego miasta wynosiła okrągłe 40 mln PLN. Ówczesny przewodniczący rady miasta, badając sprawę, w swoim szkiełku mędrca, zobaczył „w pełni zadowalającą kwotę" w wysokości 43 mln PLN (sic!). (zob. archiwum GO). Notabene ta sama spółka oferowała prezesowi Pojezierza także 40 mln PLN za 14 km ciepłociągów.
Wymiana sieci o przekroju 200 mm w owym czasie osiągała w przetargach organizowanych przez MPEC kwotę 2 mln PLN/km. Sieci MPEC to ponad 145 km. MPEC posiadał 7 ha wysokoinwestycyjnych gruntów na terenie miasta, kilkadziesiąt wymiennikowni, kilkanaście kotłowni lokalnych, budynek przy ul. Cichej w Olsztynie, kilkadziesiąt pojazdów w tym specjalistycznych, załogę wśród której ponad 150 pracowników wykonujących specjalistyczne zadania miało staż pracy powyżej 10 lat. To są elementy wartości odtworzeniowej przedsiębiorstwa w starym „śladzie". (PiS oceniał wartość odtworzeniową firmy na 350-400 mln PLN).
Nowy ślad z uwagi na odebranie (ograniczenie) przeznaczenia budowlanego dla paru tysięcy działek nie wchodził w sferę jakichkolwiek rozważań. Źródłem finansowania niebotycznych wręcz inwestycji w MPEC (obiecanych) miał być zarejestrowany na adresie wynajmowanego pokoiku w Trenton (NY, USA) fundusz inwestycyjny typu capital-venture, którego angielska nazwa zawierała rażące błędy (polonizmy) i którego skład właścicielski nie był nikomu w Olsztynie znany.
Obroną spółki MPEC (interesów mieszkańców Olsztyna) bardzo energicznie zajął się Komitet Miejski PiS w Olsztynie. Przypomniano, m.in. radnym fakt ich odpowiedzialności (w tym karnej niezależnie od tzw. „dyscypliny" partyjnej czy klubowej) za podjęcie świadomych działań na szkodę Gminy i jej mieszkańców. Nie proceduralnie, (środek trwania sesji) i w warunkach widocznego strachu, ówczesny prezydent zdjął projekt uchwały o sprzedaży MPEC z porządku obrad, okazując w przerwie obrad swoje niezadowolenie osłupiałemu otoczeniu najbliższych współpracowników.
Sprawa ucichła na kilka lat. Ale czy sielanka może trwać wiecznie. Oczywiście, że nie może. Stąd „dyskusja" na sesji Rady Miasta w dniu 29 stycznia 2014 roku.
Podczas tzw. konsultacji społecznych w listopadzie 2013 roku (Audytorium Maximum) niespodziewanie dorzucono możliwość spalania odpadów komunalnych (RDF, ang. Refused Derived Fuel) w piecach budowanej elektrociepłowni. Taka sobie dorzucona „dobra wiadomość dla słuchaczy". Co warto zatem w tej kwestii dopowiedzieć. Każda paleta RDF wrzucona do pieca elektrociepłowni czyni zeń spalarnię odpadów, to oczywiste. W zrzucie do atmosfery znajdą się bowiem takie pierwiastki jak; rtęć, antymon, arsen, ołów, chrom, kobalt, miedź, mangan, nikiel, wanad, dioksyny, tiurany, a poza tym: kadm i talk, dwutlenek siarki, tlenek węgla występujące w paliwach konwencjonalnych. Unieszkodliwienie tych pierwiastków wymaga zatem zastosowania technik „katalizatora samochodowego". I to są koszty.
Inaczej sprawa przedstawia się w cementowniach i piecach wapienniczych stosujących RDF jako źródło energii. Panujące tam długotrwale wysokie temperatury (do 2000⁰C, spadające nie niżej niż 1100⁰C) oraz zasadowy odczyn wapieni łączących się z kwasową formą w/w pierwiastków w znaczący sposób „oczyszczają" zrzut do atmosfery. Zatem unieszkodliwianie odpadów komunalnych (spalanie RDF) jest skomplikowane i drogie.
Jednoznacznych odniesień do tej kwestii w przypadku projektu MPEC dopatrzeć się nie sposób.
Natrętne optowanie za „elektrociepłownią" motywuje się obniżką cen ciepła wytwarzanego w drodze kogeneracji. Trzeba zauważyć, że mamy do czynienia z projektem bazującym na 175 MV turbinie. „Debata" nie jest pismem naukowym gdzie dowodzi się na podstawie tasiemcowych wyliczeń sedna sprawy. Tłumacząc niczym „chłop krowie na rowie" można podać przykład elektrociepłowni zawodowej „Konin", gdzie węgiel w cenie 68 PLN/Mg dowożony jest wahadłem z kopalni wprost do pieców elektrowni (15 km), która z kolei zasila KWB „Konin" w energie elektryczną w tzw. barterze. Intuicyjnie odczuwamy, że w takim rozwiązaniu energia wytworzona w kilkutysięcznych blokach jest wielokrotnie tańsza od wytworzonej w niewielkiej turbinie z węgla zakupionego na rynku komercyjnym, kilkaset km od Olsztyna. Dystrybutor odbierający energię z Olsztyna nie będzie przymuszony zapłacić kilkakrotnie większej stawki. Zatem zbawcza strona kogeneracji nie musi być skonsumowana.
Fabryka opon „Stomil" budowana w latach 60-tych i produkująca na potrzeby wojska musiała posiadać własne źródło energii elektrycznej. Michelin w 2014 roku może dokonywać zakupów energii elektrycznej w sieci krajowej. Michelin dysponuje wiedzą na temat kosztu jednostkowego energii wytwarzanej we własnej elektrociepłowni. Można jedynie przypuszczać, że pomimo całosezonowej odsprzedaży ciepła dla miasta Olsztyn, wyniki nie skłaniają Zarządu do dalszej kontynuacji własnej produkcji energii elektrycznej.
Ciepłownia czy elektrociepłownia?
Powtórzony obiekt ciepłowni „Kortowo" z nowoczesnymi źródłami ciepła, wybudowany na przeciwległym obszarze Olsztyna, zasilany miałem węglowym (w istocie odpad kopalniany) za kwotę 10-12 razy mniejszą, stanowiący jeden podmiot gospodarczy (wykorzystanie czasu pracy załóg obu zakładów) mógłby być sensownym rozwiązaniem. Stosowany straszak emisyjny ma się nijak do praktyk niemieckich gdzie spora część spalarni jest zamykana i obserwuje się powrót do energetyki węglowej. Może by tak jak inni robią, zrobić?
Inwestor prywatny przystępuje do współpracy z samorządem jedynie w przypadku znaczącego wsparcia unijnego, którego sam, w pojedynkę nigdy by nie doświadczył. Wygłoszony pogląd na sesji że „miasto w przyszłości odkupi udziały i będzie udziałowcem większościowym" w spółce nie zachęca do polemiki. Mówimy o poważnej sprawie i powagę wypada zachować.
Z uszanowaniem,
Czytelnik (nazwisko do wiadomości redakcji)
Skomentuj
Komentuj jako gość