Konstytucyjne gwarancje praw połączone z ustrojem demokratycznym, podsycone odpowiednią ideologią, doprowadziły do specyficznego pojmowania prawa. Prawo jako uprawnienie pozytywne – myślenie takie narodziło się w powojennych Stanach Zjednoczonych i wraz z globalizacją zatacza coraz szersze kręgi. Jest jedno słowo, które ma tutaj podstawowe znaczenie – mówimy o tzw. RIGHTS.
Mówiąc o pierwszej generacji praw człowieka, powinniśmy raczej rozumieć ją jako pierwsze prawne zagwarantowanie wolności człowieka. Na przełomie XVIII i XIX wieku nic nie zapowiadało jeszcze pojawienia się w prawodawstwie kategorii uprawnień pozytywnych. Wolność religijna czy wolność słowa nie jest żadnym „prawem do” czegoś, a jedynie gwarancją i zobowiązaniem się państwa do nieingerowania w określoną sferę ludzkiego życia.
Przemiany w duchu postmodernistycznym, lewicowa rewolucja 1968 roku i takież tendencje panujące w USA w latach 70., powstanie idei liberalizmu społecznego, zbiegło się w czasie ze stopniowym wyodrębnianiem się w czasie III generacji praw człowieka. O ile jednak prawa I lub II generacji dotyczą wolności bądź uprawnień jednostek, to prawa III generacji nazywane są „solidarnościowymi". Przyczyną takiego stanu rzeczy jest zapewne ideologiczne przesunięcie światowej polityki z klasycznego liberalizmu w kierunku lewicowym, gdzie jednostka jest częścią kolektywu, narodu bądź w inny sposób określonej masy ludzkiej. Prawa te trudne są do wyegzekwowania, mają charakter bardziej perspektywiczny i deklaratoryjny, niż rzeczywisty i konkretny. Demokracja, jako ustrój nie zbyt przyjazny odpowiedzialności i sprawnemu zarządzaniu, sprzyja takiemu ujmowaniu prawa. Wśród III generacji praw człowieka można odnaleźć między innymi: prawo do czystego środowiska naturalnego, prawo do wspólnego dziedzictwa przeszłości, prawo do rozwoju.
Kontrowersyjne jest wyodrębnianie czwartej generacji praw człowieka przez niektórych postępowych ideologów. Mówi się tam o prawie do małżeństw homoseksualnych bądź prawie kobiety do aborcji na życzenie. Chciałbym jednak skupić się jednak na tym, w jakich kategoriach myślimy dzisiaj o prawach człowieka i o PRAWIE w ogóle, a mianowicie myślimy coraz częściej w kategoriach RIGHTS.Wraz z silnym dążeniem środowisk lewicowych do „neutralności światopoglądowej” państwa (słynny wyrok ETPC w sprawie krzyży w szkolnych klasach) oraz innymi, podkręcanymi przez polityków i media, konfliktami społecznymi, myślenie w kategoriach RIGHTS staje się wspaniałym kijem, który można wetknąć w mrowisko.
A więc dlaczego nie mogą wisieć krzyże w klasie? Konstytucja nie zabrania wprost wieszania symboli religijnych w instytucjach państwowych, ale przecież ktoś myśli, że ma PRAWO DO tego, żeby nie wisiały. Problem jest oczywiście wyssany z palca, ale przecież pozew do sądu można złożyć. W czasach, kiedy każdy jest przewrażliwiony na temat własnego ego, gdy w mediach dużo mówi się o dyskryminacji, warto czasem samemu poczuć się dyskryminowanym lub przynajmniej – zaznaczyć swoje PRAWO DO czegoś. I PRAWO DO żądania tego od państwa.Niezwykle absurdalne, lecz i żenujące, wydaje mi się to, co dzieje się ostatnio w XIV LO we Wrocławiu. Oto nagle czterem licealistom zaczęły przeszkadzać krzyże w klasach. Co prawda identyfikują się z wartościami chrześcijańskimi, nawet są wierzący, ale mają PRAWO DO tego, żeby krzyż nie wisiał. Nie wiem po co im to potrzebne, ale swoje PRAWO trzeba wykorzystać, bo się należy. Tak samo jak wykorzystała to fińska matka w sporze z włoską szkołą. W końcu ma PRAWO DO tego, żeby jej dziecko uczyło się w klasie bez krzyży. Można czekać aż pozwie swój kraj – przecież ma PRAWO DO tego, żeby jej ojczyzna, Finlandia, nie miała krzyża w swojej fladze.
Wracając do Polski - a więc młodzi wrocławianie postanowili napisać petycję. Dyrektor zorganizował jakąś tam pseudo-debatę (trzeba przecież młodzież czarować, że ma coś do powiedzenia) i myślał, że pójdzie po dobroci. Niestety, nie pójdzie, ponieważ sprawa kilku krzyży, które drażnią trzech gołowąsów i jedną nastolatkę, zajęła już polską prasę, telewizję i Internet. Nareszcie są MY i ONI. Kolejna bitwa światopoglądowa, która podzieli społeczeństwo na tych, którzy są za i przeciw.Dlaczego młodzi Polacy chcą pozbyć się krzyża? Bo one mogą naruszać PRAWA mniejszości. Co prawda przeciwko krzyżom nie zaprotestował żaden z uczniów-muzułmanów, uczniów-żydów, uczniów-ateistów, ale to już nie ma znaczenia. Krzyże można zdjąć prewencyjnie, jakby jakaś mniejszość w szkole się pojawiła.
Na pytanie o to, czy walczyliby o krzyż w czasach Solidarności, jeden z młodych postępowców odpowiedział dziennikarzowi Rzeczypospolitej: „To gdybanie. Teraz wartością jest multikulturowość i walczymy o to, by była respektowana”. Krzyż więc nie jest trendy. Trendy jest laickość, multikulturowość i ekologia. Szkoda tylko, że tej multikulturowości jakoś w Polsce nie widać. Być może 99% uczniów tamtego liceum to Polacy. Zbuntowani licealiści powinni więc, zgodnie z logiką RIGHTS, zażądać wpisania do konstytucji PRAWA DO multikulturowości. Jak będzie za mało jednokulturowo, to się przymusowo wymiesza. Przywiezie się trochę Arabów, trochę Murzynów, trochę Europejczyków z Zachodu. I będzie można mówić o tolerancji i będzie bardziej wartościowo.Jeśli wydaje się Państwu ten pomysł absurdalny, to co powiecie państwo o pomyśle Marii Soledad Vera z Ekwadoru? Ta pani, ekwadorska deputowana, domagała się swego czasu konstytucyjnego PRAWA DO ORGAZMU dla kobiet. To bardzo dyskryminacyjny pomysł. A co z mężczyznami?
Łukasz Necio, student prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim, publicysta
Skomentuj
Komentuj jako gość