Do głównych założeń projektu „Konstytucji IV RP” dotarła „Rzeczpospolita”. Znalazła się w nim m.in. definicja małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. Czytaj również tekst Tomasza Terlikowskiego -" Jestem za parytetami".
Projekt wprowadza też zapis, dzięki któremu będzie można odmawiać rejestracji związków homoseksualnych. Nie wyraża tego wprost, ale sugeruje stwierdzając, że ewentualne niemałżeńskie związki intymne są czysto prywatną sprawą zaangażowanych w nie osób i pozostają poza zasięgiem zainteresowania i ingerencji władz publicznych.
PiS chce także zagwarantowania wszystkim obywatelom dostępu do finansowanej przez państwo opieki zdrowotnej oraz finansowanie z budżetu państwa nauki w szkołach publicznych, również wyższych.
„Konstytucja IV RP” daje prawo żądania usunięcia z przestrzeni publicznej symboli, pomników i treści pochwalających ideologię komunistyczną i nazistowską. Gwarantuje za to ochronę „obecności symboli i pamiątek kulturalnych i religijnych istniejących w sferze publicznej zgodnie z miejscowymi zwyczajami”.
Projekt znacznie wzmacnia też władzę prezydenta w wymiarze sprawiedliwości: rozwiązuje Krajową Radę Sądownictwa, powołując na jej miejsce niezależną od rządu radę ds. sądownictwa. Na jej czele miałby stać prezydent RP. Głowa państwa miałaby prawo do usunięcia ze stanowiska sędziego, na wniosek kierowanej przez siebie rady.
PiS chce też, by prokuratura był ponownie podporządkowana Ministerstwu Sprawiedliwości. Szef tego resortu znów byłby prokuratorem generalnym.
Słychać już głosy sprzeciwu wobec takich pomysłów. – To bardziej manifest dla elektoratu niż ściśle określone przepisy – mówi "Rzeczpospolitej" prof. Artur Wołek, politolog z PAN. – Poetyka trochę przedwojenna, teraz już się tak w Europie konstytucji nie pisze - dodaje.
Jak bronią ustawy posłowie PiS? – Nasz projekt stanowi podstawę do poważnej debaty na temat zmiany konstytucji. Chcemy rozmawiać, jesteśmy otwarci na współpracę – deklaruje poseł Mariusz Błaszczak, rzecznik PiS.
fronda.pl/ rp.pl
Czytaj tekst Tomasza Terlikowskiego- " Jestem za parytetami".
Wiem, że to wstyd, ale jestem za parytetami płciowym. Nie zawsze, ale w pewnym ściśle określonym wypadku powinien on być wymagany, i to przez konstytucję. I to nie żaden tam platformerski parytet 30 na 70, ale twardy, jednoznaczny parytet pół na pół.
Tym szczególnym wypadkiem, w którym parytet powinien być egzekwowany i wpisany do prawa jest oczywiście małżeństwo. Tu powinno być całkowicie jednoznaczne, że składa się ono w 50 procentach z kobiet, a w 50 z mężczyzn. Jakikolwiek inny układ czyni małżeństwo nie tylko całkowicie pozbawiony sensu, ale przede wszystkim niemożliwym. Pary nieparytetowe (nieważne czy kobieco-kobiece czy męsko-męskie) nie mają szansy na dzieci, a zatem nie mogą stać się rodziną. To zaś sprawia, że są z punktu widzenia społeczeństwa i państwa zupełnie bezproduktywne i nie ma powodów, by przyznawać im jakiekolwiek przywileje, które związane są z obowiązkami, jakie biorą na siebie mężczyzna i kobieta zawierający małżeństwo.
Ciekawe tylko, że większość zwolenników parytetów na listach do Sejmu, Senatu czy na uczelniach jest zdecydowanie przeciwna takiemu postawieniu sprawy. Oni chcieliby parytetów wszędzie tylko nie tam, gdzie są one rzeczywiście sensowne. Pokazuje to, że dobro społeczeństwa czy jednostek jest im zupełnie obojętne. Dla nich liczy się tylko wprowadzanie w życie ich własnych ideologicznych wizji i skonstruowanie człowieczeństwa na nowo. A że się to nie sprawdza? To już nie ma dla nich najmniejszego znaczenia, bowiem jak to z heglistami bywa ideologia jest dla nich ważniejsza niż rzeczywistość.
Tomasz Terlikowski
Skomentuj
Komentuj jako gość