Media zalały wywiady z Katarzyną Kaczmarek, żoną „agenta Tomka”, który siedzi w areszcie. Przedstawia się w nich jako ofiara polityków PiS-u: przede wszystkim Jerzego Szmita, prezesa zarządu okręgu olsztyńskiego PiS-u, a w dalszej kolejności szefa MSW Mariusza Kamińskiego i wiceministra Macieja Wąsika.
Kaczmarek w tych wywiadach mówi, że obawia się, iż mąż zostanie w więzieniu zamordowany, twierdzi, że miała miejsce próba porwania ich 2-letniej córki (nie wyjaśnia w jakim celu?). Mówi, że teraz ona spodziewa się aresztowania. Zapowiedziała zwołanie specjalnej konferencji prasowej, podczas której ujawni przygotowane przed aresztowaniem jej męża nagrania o kulisach działania Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Nagrania te mają ujawnić całą prawdę o zdemoralizowanych przez władzę politykach PiS-u. Udostępniła też mediom zdjęcia z albumu rodzinego, pokazujące szczęśliwą rodzinę.
Moim zdaniem mamy do czynienia z kolejną odsłoną operacji medialnej przygotowanej przez byłego agenta CBA, pod kryptonimem: „Kaczmarkowie ofiarą PiS-u”. Ma ona osiągnąć dwa cele. Po pierwsze, przekonać opinię publiczną, iż rodzina Kaczmarków padła ofiarą polityków PiS-u, po drugie, zaszkodzić PiS-owi i przysłużyć się opozycji w pokonaniu Andrzeja Dudy, w zamian licząc na oczyszczenie z zarzutów i uniewinnienie (ewentualnie, na ułaskawienie).
Tomasz Kaczmarek znakomicie czuje media i potrafi nimi manipulować. Dowiódł tego, gdy wyszedł na jaw, za sprawą stłuczki samochodowej, jego romans z Katarzyną (wówczas) Sztylc. Cezary Gmyz w artykule „PiS and love” wykreował jego przyszłą żonę na „Matkę Teresę z Warmii”, która prowadzi działalność dobroczynną na rzecz chorych na Alzheimera.
Pierwsza część tej operacji rozegrała się przed aresztowaniem agenta Tomka. Wystąpił on w "Superwizjerze" w TVN24 i stwierdził, że był zmuszony przez zwierzchników w CBA, Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, do tworzenia na siłę dowodów na to, że to Kwaśniewscy są właścicielami willi w Kazimierzu Dolnym. Kajał się w tym programie i przepraszał byłą parę prezydencką, że dał się użyć do ich oczernienia.
Po tym programie Mariusz Kamiński wystąpił do Prokuratora Generalnego o odtajnienie i upublicznienia materiałów z tego śledztwa. Tak się stało. Z nagranych podsłuchów niezbicie wynika, że decyzje w sprawie willi podejmowali Kwaśniewscy.
Wkrótce po Superwizjerze nastąpił festiwal wywiadów Tomasza Kaczmarka w mediach ogólnopolskich. Zaraz po tym został on aresztowany na 3 miesiące, na wniosek Prokuratury Regionalnej w Białymstoku. Sąd przychylił się do tego wniosku z uwagi na mataczenie, unikanie wpłacenia 500 tys. złotych kaucji i „pranie brudnych pieniędzy”, czyli sprzedaż nabytych nieruchomości, przekazywanie pieniędzy członkom rodziny, którzy następnie mieli przelewać te środki na jego konto jako darowizny. Jednak do opinii publicznej głównie przebiła się informacja, iż władza aresztowała Kaczmarka, by zamknąć mu usta w czasie kampanii prezydenckiej. Pierwszą odsłonę operacji może więc Tomasz Kaczmarek uznać za udaną.
Teraz jesteśmy świadkami drugiej odsłony. Katarzyna Kaczmarek nagle zaczęła udzielać wywiadów. Do tej pory była nieosiągalna dla mediów. Dziennikarze, którzy przeprowadzają z Kaczmarek wywiady nie są zbyt dociekliwi, jedzą pięknej Kasi z ręki i dają się jej manipulować jak dzieci (albo takie mają zadanie). Jedynie dziennikarz Onetu Mikołaj Podolski próbował przynajmniej wykazać sprzeczności pomiędzy faktami a jej słowami.
Oto kluczowy fragment tego wywiadu:
„W listopadzie 2015 r. zostało zaproponowane mi objęcie stanowiska wiceministra w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, odpowiadającego za działalność środowiskowych domów samopomocy. Przyjęłam je, mimo sprzeciwu męża. Do nominacji jednak nie doszło, ponieważ kolega małżonka, pan Maciej Wąsik, odrzucił moją kandydaturę na tzw. wirówce.
- Co się stało, że zyskali państwo wrogów w PiS?
W 2013 r. moja życiowa droga zeszła się z drogą Tomasza.
- Wciąż nie rozumiem, dlaczego politycy PiS mieliby zacząć na państwa polować. W 2013 r. Tomasz Kaczmarek był parlamentarzystą PiS.
Na początku to był zwykły, lokalny konflikt.
- Ale z kim?
Z Jerzym Szmitem. Kiedy Tomasz się ze mną związał, przeprowadził się do Olsztyna. Wówczas spora część olsztyńskiego PiS wskazywała go jako naturalnego przyszłego lidera PiS w mieście i regionie. Szmitowi wiele zarzucano, a posłanka Iwona Arent nie była zainteresowana przywództwem w PiS w Olsztynie. To był małomiasteczkowy konflikt o pozycję w partii. Mój małżonek jakoś specjalnie nie garnął się do zostania liderem partii w nowym mieście, ale takim chciały go uczynić środowiska PiS.
- Pan Kaczmarek nie został tym liderem, za to Szmit utrzymał pozycję najważniejszego polityka PiS w Olsztynie. Jak rozumiem w tym państwo upatrują genezy problemu, który zaprowadził pani męża do aresztu?
Tak, ale nie bez znaczenia jest postać pana Wąsika, który był przełożonym i kolegą mojego męża do czasu, gdy przestali się lubić. Między nimi powstał konflikt ambicjonalny, który potem bardzo mocno się zaostrzył, gdy Tomasz dostał się do Sejmu w 2011 r., a panu Wąsikowi ta sztuka się nie udała. Wąsik twierdził, że mój małżonek na to nie zasługuje i nie mógł mu tego wybaczyć”.
Katarzyna Kaczmarek mówi w tym wywiadzie dla Onet.pl, prawie to samo, co 5 lat wcześniej, w grudniu 2015 roku wyznała pismu Urbana „NIE”, które wzięło ją w obronę.
Też wówczas stwierdziła, że karierę złamał jej Jerzy Szmit, który poczuł się przez nich zagrożony w pozycji szefa okręgu olsztyńskiego PiS. W wywiadzie dla NIE twierdziła, że na zlecenie Szmita mieli działać: dziennikarz „Debaty” Adam Socha, który w nagrodę, po zwycięstwie PiS-u miał zostać prezesem Radia Olsztyn oraz Prokurator Okręgowy w Olsztynie Jan Przybyłek, który w nagrodę miał też awansować.
Dziennikarz Adam Socha, od którego Jerzy Szmit od wielu lat nie odbiera telefonów i nie odpowiada na maile, zajmuje najniższe stanowisko w hierarchii Radia Olsztyn – asystenta w redakcji aktualności, a Jan Przybyłek został zdegradowany do Prokuratury Rejonowej w Olsztynie.
Fakty są takie, że przed wyborami 2015 roku, Kaczmarkowie jakby spodziewając się zwycięstwa PiS-u, zarejestrowali dwie fundacje z identycznym celem jak stowarzyszenie HELPER, nabyli dwie olbrzymie nieruchomości przy Gietkowskiej i Kuronia w Olsztynie w celu adaptacji ich na domy opieki. W 2015 roku posłanka Iwona Arent w jedynym, jak dotąd, udzielonym mi wywiadzie broniła Kaczmarków i stawiała działalność Helpera za wzór godny naśladowania. Zapowiadała też, że zrobi wszystko, by mogły powstawać na Warmii i Mazurach kolejne takie domy.
Wszystko wskazywało na to, że gdyby plan się powiódł i Katarzyna Kaczmarek została wiceministrem, pod szyldem fundacji Kaczmarków powstałyby kolejne domy, do których popłynęłyby kolejne miliony budżetowych pieniędzy. Warunek był jednak jeden: zamiecenie sprawy śledztwa pod dywan i zniknięcie tematu z mediów.
W pierwszej chwili wydawało się, że ten scenariusz się powiedzie. Prokuratorowi z Olsztyna, który właśnie miał podjąć decyzję w sprawie prowadzonego od roku śledztwa, odbiera się sprawę i przekazuje do nowo powołanej Prokuratury Regionalnej w Białymstoku.
Z kontrolą do środowiskowych domów w woj. warmińsko-mazurskim wkracza NIK. W raporcie czytamy, że „kontrole podjęto po publikacjach w mediach lokalnych”. Chodziło o moje publikacje w „Debacie”. Kontrola objęła kilkanaście domów na terenie całego województwa, z jednym wyjątkiem… domów Helpera. Dzięki temu Katarzyna Kaczmarek może dzisiaj argumentować: „przecież kontrole były i nic nie wykazały”.
Świadczy to o tym, jakimi jeszcze wówczas potężnymi wpływami dysponował Kaczmarek. Prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz powiedział mi, że pytał ówczesnego prezesa NIK-u Krzysztofa Kwiatkowskiego, jak to było możliwe, że media opisywały tylko domy opieki prowadzone przez Helper, ale właśnie tych domów nie poddano kontroli!? Prezes nie umiał mu odpowiedzieć.
Pięć lat temu, w październiku 2015 roku, jako pierwszy i jedyny wówczas dziennikarz poważnie potraktowałem anonim, który dostały wszystkie redakcje na temat Helpera. Mówił on o wyprowadzaniu milionów z budżetu państwa via Środowiskowe Domy Samopomocy do kieszeni Kaczmarków. Wówczas też, po raz pierwszy w życiu spotkałem się z Tomaszem Kaczmarkiem w kancelarii pełnomocnika „Helpera” Jarosława Szczechowicza.
Kaczmarek w tej rozmowie powiedział, iż podejrzewa Szmita o rozsyłanie anonimu (podejrzewał też początkowo, że „nasłał mnie Szmit”) oraz o wojnie w olsztyńskim PiS-ie „na śmierć i życie” o przywództwo. Kaczmarek wyznał, że chce wyeliminować Szmita i na jego miejsce wprowadzić posłankę Iwonę Arent. Pierwszym krokiem do tego celu miało być usunięcie Szmita z jedynki z listy kandydatów do Sejmu i obsadzenie Arent. Ten plan powiódł się znakomicie.
W Fakcie ukazały się zdjęcia Szmita z jego kochanką w Warszawie, a następnie artykuły o tym, iż Szmit miał podczas posiedzenie jednej z komisji sejmowych „ukraść” jednemu z pracowników obsługi tablet (już po wyborach specjalna komisja sejmowa oczyściła Szmita z tego zarzutu).
Tomasz Kaczmarek wyznał mi też wówczas, iż najpierw obsadzi Iwonę Arent na stanowisku szefa PiS-u okręgu olsztyńskiego, ale docelowo to on przejmie szefostwo partii.
Potwierdzały to jego działania, po zwycięstwie wyborczym PiS-u w 2015 roku. Tomasz Kaczmarek chodził na zebrania członków PiS-u, agitował za Iwoną Arent, powoływał się na poparcie czołowych polityków z centrali PiSu. W sieci, „przypadkowo” znalazł się filmik, jak Tomasz Kaczmarek wychodzi z restauracji z prawą ręką prezesa, Adamem Lipińskim.
Jednak trumwirat Kaczmarkowie-Arent ponosi pierwszą dotkliwą porażkę. Jerzy Szmit, który wydawał się już politycznie martwy, nieoczekiwanie ożył. Został wiceministrem infrastruktury i namaszczony ponownie na szefa okręgu (na tych „wyborach” była zarówno posłanka Iwona Arent, jak i Katarzyna Kaczmarek).
Drugą porażką była przegrana Iwony Arent w walce o to, kto swoim człowiekiem obsadzi fotel wojewody. Wygrał kandydat Szmita - Artur Chojecki. (Arent wystawiła Grzegorza Prokopa z Kętrzyna). Ta wygrana pociągnęła za sobą rozpoczęcie po raz pierwszy ze strony urzędu wojewódzkiego kontroli finansowania Helpera. Do tej pory, za wojewody z PSL Mariana Podziewskiego była to tylko kontrola wypełniania warunków formalnych prowadzenia domów opieki: czy zajęcia się odbywają, czy zatrudniony personel ma odpowiednie kwalifikacje itp. W istocie wyglądało to tak, że Helper pisał sprawozdania, przesyłał je samorządom a samorządy bez weryfikacji ich prawdziwości przekazywały je do wojewody, jako swoje a wojewoda je przyjmował. Mieliśmy więc do czynienia z urzędniczą fikcją.
To właśnie na takie kontrole powołuje się teraz Katarzyna Kaczmarek w wywiadach udzielanych mediom, mówiąc że nie wykazywały żadnych nieprawidłowości. Nie wykazywały bo Helper sam siebie kontrolował.
Kontrole finansów z urzędu wojewódzkiego wykazały wprost porażającą skalę nieprawidłowości przy wydatkowaniu pieniędzy publicznych. Nie wiadomo, gdzie kończył się budżet środowiskowych domów a zaczynał budżet domowy państwa Kaczmarków.
Gdy wojewoda wstrzymuje dotacje, w związku z wynikami kontroli, Tomasz Kaczmarek urządza w holu urzędu wojewódzkiego konferencję prasową, mówi że wystosował skargę do premiera Mateusza Morawieckiego i zapowiada, że wojewoda zostanie wyprowadzony z urzędu w kajdankach.
Cały czas wspiera go posłanka Iwona Arent, która miota oskarżenia na mnie, jako dziennikarza, na prokuratorów, policję, wojewodę. Do dzisiaj jej rola nie została opinii publicznej wyjaśniona. Na moją prośbę, by udzieliła mi wywiadu, nie odpowiedziała.
Czy operacja o kryptonimie „Kaczmarkowie ofiarami PiS-u” się powiedzie? Wszystko zależy od tego, jak mocnym ładunkiem wybuchowym okażą się nagrania, których emisję zapowiada Katarzyna Kaczmarek w wywiadach. Jeśli spełnią swoją rolę i zaszkodzą kampanii Andrzeja Dudy i przegra on wybory, to operacja może się powieść.
Wszak byliśmy już świadkami podobnej operacji. Najpierw widzieliśmy, jak Beata Sawicka odbiera łapówkę na parkowej ławce od burmistrza Helu, następnie zobaczyliśmy spektakl na schodach sejmowych z zalewającą się łzami posłanką Sawicką, która odegrała rolę ofiary „agenta Tomka”. W finale została przez sąd uniewinniona.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość