CZESŁAW KISZCZAK: Zanim odpowiem, chcę powiedzieć, że służby specjalne w każdym państwie są jednym z filarów władzy. Im ten filar silniejszy, tym państwo mocniejsze. Praca z agenturą z moralnego punktu widzenia może nie zasługiwać na pochwałę, ale bez niej żadne państwo funkcjonować sprawnie nie może. Oficerowie służb, pozyskując współpracowników, gwarantują im utrzymanie tego faktu w tajemnicy. I oficerowie służb specjalnych PRL tej zasady przestrzegają. Dziś Polska ma o wiele szerzej rozbudowane służby, oparte głównie na pracy z tajnymi współpracownikami. To, co się dzieje wokół tych służb przez 20 lat, Polsce nie służy. W 1989 roku przychodzili do mnie, jako do szefa MSW, działacze opozycji, którzy byli tajnymi współpracownikami SB, wywiadu i kontrwywiadu. Naciskałem na guzik. Odbierał szef biura, w skład którego wchodziły archiwa. Prosiłem o przyniesienie teczki. Następnie dawałem ją mojemu gościowi. A on na zapleczu gabinetu wrzucał dokumenty do niszczarki.
Oryginały?
Oryginały.
I duplikaty nie zostawały?
Jeśli ten współpracownik wymieniał w meldunku 10 osób, to papier odbijano w 10 kopiach i trafiał on do 10 różnych teczek.
Ilu osobom zrobił pan taką przysługę?
Nikomu nie odmawiałem.
Kim były te osoby?
Porządni ludzie - działacze, politycy. Niektórych do dziś oglądam w telewizji.
Tadeusz Mazowiecki w czerwcu tego roku dał do zrozumienia, że pan go oszukiwał 20 lat temu w sprawie niszczenia akt SB. Premier słyszał od pana, że to, co się dzieje, jest "rutynowym paleniem duplikatów".
Na posiedzeniu prezydium rządu, które w oparciu o meldunek Jana Rokity zostało zwołane w tej sprawie, tłumaczyłem, że jest to robione w trosce o polityków solidarnościowych. Premier zapewniał mnie, że archiwa będą przez kilkadziesiąt lat chronione, a potem udostępnione wąskiej grupie historyków. Zameldowałem mu, że po powrocie do MSW opracuję depeszę zabraniającą brakowania dokumentów. Tak też zrobiłem. Z tą chwilą zaprzestano brakowania dokumentów tajnych i poufnych. Po posiedzeniu premier na boku spytał, co należałoby zrobić z tymi archiwami. Powiedziałem, żeby dał sto tysięcy dolarów, a kupimy kilka cystern paliwa lotniczego i puścimy archiwa z dymem. Niedługo potem premier powołał trzyosobową komisję, w której byli historycy: Andrzej Ajnenkiel, Jerzy Holzer i Adam Michnik. Po tygodniu ta trójka przybyła do MSW, mieli nieograniczony dostęp do teczek. Dostawali wszystko, o co prosili, i doszli do wniosku, że są to dokumenty, których nie warto pokazywać.
Bo?
Bo zacznie się publiczne urywanie sobie głów. Co zameldowali premierowi, tego nie wiem.
****
Pan, człowiek stojący na czele służb wojskowych, miał pod nosem oficera, który przez lata pracował dla CIA. Sprawa Kuklińskiego to pańska porażka zawodowa?
Odnoszę wrażenie, że w kasie pancernej szefa wywiadu wojskowego armii ZSRR leży gwiazda Bohatera Związku Radzieckiego dla Kuklińskiego.
Mówi pan tak, bo pana ograł.
Był moim przyjacielem, razem przechodziliśmy kurs na akademii w Związku Radzieckim. Kiedy byłem szefem wywiadu wojskowego, często przyjeżdżał z teczką przypiętą łańcuchem do ręki. Otwierał mi dokument na odpowiedniej stronie, ja podpisywałem. Mówiłem mu: "Rysiu, jesteś z kierowcą, z ochroną. Kielicha możesz wypić". Nigdy nie chciał się ze mną napić, pogadać dłużej. O agenturze bym mu nie powiedział, ale nawet zwykłe plotki byłyby dla Amerykanów ciekawe. Potem zostałem szefem kontrwywiadu. Znów do mnie przyjeżdżał z teczką. Znowu nie chciał ze mną gadać.
Do czego pan zmierza?
Moim zdaniem wywiad radziecki zabronił przekazywać do USA dane polskiego wywiadu i kontrwywiadu. A Kukliński mógł przekazywać to, co dotyczyło Sztabu Generalnego, bo to były sprawy ćwiczebne, lipne, nieprawdziwe. Faktyczne dokumenty III wojny były w Moskwie. Dostęp miało do nich kilka osób. I dopiero dokumenty moskiewskie decydowałyby o sposobie użycia wojsk polskich w czasie III wojny. Poza tym nie wierzę, że sam sfotografował 40 tys. dokumentów.
Wiadomo, jak wojsko miało być użyte. Miało iść na Hamburg, a potem na Kopenhagę.
Tego, jak miało być naprawdę, szybko państwo się nie dowiecie. To jest głęboko ukryte w Moskwie albo już zniszczone. Kolejny argument. Na początku lat 80. radzieckim attache wojskowym w Warszawie był Jurij Ryliew. Przed stanem wojennym został z Polski odwołany. I ten Ryliew w latach 90. udzielił moskiewskiej gazecie wywiadu, w którym stwierdził, że ostatnią jego czynnością w Polsce było wyekspediowanie agenta GRU płk. Kuklińskiego do Berlina. Podał, że Kukliński został zwerbowany przez Amerykanów w Wietnamie. GRU wyłapała tę sytuację i zwerbowała go pod groźbą ujawnienia informacji polskiemu kontrwywiadowi.
To są scenariusze filmów szpiegowskich. Można to potraktować jako czarny PR, który radzieccy robili Kuklińskiemu, bo ten robił w trąbę nie tylko was, ale również ich.
Niczego nie wykluczam, ale jest zbyt wiele przesłanek, które świadczą na korzyść tezy, którą przedstawiam.
Po co Rosjanie mieliby robić tę zawiłą kombinację?
Chodziło o przekonanie Amerykanów, że z powodu Polski nie wybuchnie III wojna światowa. A Kukliński to było w miarę pewne źródło. Miał kontakty z marszałkiem Kulikowem, Jaruzelskim, w Układzie Warszawskim, w Sztabie Generalnym. Na temat Kuklińskiego udzieliłem informacji Markowi Barańskiemu. On poszedł dalej i napisał książkę "Nogi Pana Boga", która ukaże się w grudniu. Jeden ze znajomych mówił mi, że będzie bomba wydawnicza.
Jak pan wytłumaczy, że zginęli synowie Kuklińskiego?
Opowiadano mi, że żona Kuklińskiego była prywatnie w Polsce. Obsiadły ją koleżanki. Współczuły, że straciła dzieci. Odparła: "Przestańcie, żyją".
Komu mówiła?
Powiedziałem. Koleżankom.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Czytaj komentarz Łukasza Adamskiego
Czytając wywiad Kiszczaka starałem odpowiedzieć sobie na pytanie- kto na nim skorzysta? Czesław Kiszczak ma obecnie na głowie proces w sprawie pacyfikacji górników w Wujku. Nie wiadomo czy nie zostanie od pociągnięty do odpowiedzialności za śmierć ks. Popiełuszki ( choć jest to sprawa tak diabelnie zagmatwana, że możliwe, że nigdy się nie dowiemy kto go naprawdę zabił). Przede wszystkim należy pamiętać, że Kiszczak jest świetnie wyszkolonym człowiekiem służb, który niejednokrotnie dawał do zrozumienia, że roztoczył parasol ochronny nad swoimi byłymi funkcjonariuszami i agenturą. "Człowiek honoru" co rusz przypomina opinii publicznej o sobie, opowiadajac tylko z pozoru banialuki. Kiszczak sugerując w wywiadzie, że generał Kukliński był agentem Moskwy i kiwał Amerykanów może chcieć wywrzeć wrażenie, że jest niespełna rozumu. Jednak wypwiedź ta, w moim przekonaniu, była kierowana do konkretnych osób. Mieszając prawdę z fikcją przekazuje on byłym agentom, którzy dziś wpływają znacząco na życie Polaków, wiadomość treści: „uważajcie, jak spadnie mi włos z głowy to pociągnę was za sobą”. Szokująca z pozoru informacja o Kuklińskim może z drugiej strony być spowodowana chęcią przypomnienia, że zna on fakty o notablach, które mogą wstrząsnąć Polską.
Niedawno Kiszczak powiedział w programie „Piaskiem po oczach”, że bez niego nie byłoby okrągłego stołu i jest on głównym architektem zmian w naszym kraju. Innymi słowy były szef MSW przyznaje, że cała transformacja odbyła się pod nadzorem służb specjalnych. Nie dziwi więc dlaczego beneficjenci przemian roku 89 tak zaciekle atakują zwolenników lustracji. Nie przez przypadek nie ujawnia się zbioru zastrzeżonego IPN-u. Znamienna jest wypowiedź jednego z pracowników IPN-u dla Gazety Polskiej, który stwierdził, że: „Władze IPN nie posiadają nawet klucza do pomieszczeń, w których znajdują się akta zbioru zastrzeżonego". To tylko dowód na to jaką mitologią na użytek motłochu jest wizja pokonania komunizmu przez Lecha Wałesę. Historia III RP pokazuje nam, że mafijno- agenturalny układ posuwał się nawet do morderstw by interesy pewnych ludzi nie zostały naruszone. Kiszczak postępuje jak każdy inny szef służb, który ma obowiązek chronić swoich ludzi do grobowej deski. Jednak ci wszyscy, którzy mimo słów byłego szefa MSW o bezprawnym niszczeniu akt za widzą autorytetów moralnych, agentach do dziś działających czynnie w polityce ( czyli ludziach, którzy mogą chodzić na pasku Moskwy czy Belina, które nie spaliły akt KGB i Stasi), nadal uważają, że lustracja jest „polowaniem na czarownice”, „tematem zastępczym”, „oszołomstwem”, „mową nienawiści” są po prostu pożytecznymi idiotami, albo byłymi konfidentami SB.
Skomentuj
Komentuj jako gość