Spór toczony od 30 lat w sprawie pomnika Dunikowskiego tak naprawdę jest sporem o pamięć i prawdę historyczną. 25 października 2019 roku do tego sporu swój głos dopisało 10 historyków sztuki, którzy wystąpili z referatami na konferencji zorganizowanej przez Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie pt. „Zachować, zmienić, zburzyć” (relację zamieściliśmy w listopadowym numerze „Debaty”) .
W programie konferencji zabrakło referatu, który by ukazał, jak przebiegała dyskusja w sprawie pomnika Dunikowskiego po 1989 roku w samym Olsztynie. Jakie działania polityczne, społeczne i artystyczne z nim związane były podejmowane oraz jakie funkcje użytkowe przez 30 ostatnich lat ten pomnik pełnił. Takie opracowanie ujawniłoby rolę pomnika, jako miernika, barometru odzyskiwania przez mieszkańców pamięci historycznej.
Uzupełniam tę znaczącą lukę własnym opracowaniem najważniejszych wydarzeń związanych z tym pomnikiem w III RP.
1992 rok – list otwarty organizacji patriotycznych
W 1992 sformułowano list otwarty do władz państwowych i samorządowych z żądaniem natychmiastowej i całkowitej likwidacji pomnika, ponieważ nie stanowi on zabytku i jest symbolem znienawidzonego, krwawego sowieckiego terroru. List podpisali m.in.: Światowy Związek Żołnierzy AK, Związek Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego, Związek Sybiraków, Rodzina Katyńska i Polski Związek Kombatantów. Ówczesny wojewoda Roman Przedwojski dzisiaj nie pamięta takiego wystąpienia ani innych w tej sprawie. Wojewodą przestał być w sierpniu 1993 roku, gdy do władzy wrócili komuniści (SLD). Natomiast ówczesnego prezydenta w latach 1992-94 Józefa Grzegorczyk już o to nie zapytamy, gdyż niedawno zmarł. A to prezydent był właściwym adresatem, bo pomnik należy do miasta.
1993 rok – wpis do rejestru zabytków
Po powrocie do władzy SLD, w 1993 roku, pomnik zostaje wpisany do rejestru zabytków. Od tego momentu na długie lata nad pomnikiem zapada cisza. Jedynie przyroda i czas nie próżnowały. Pomnik powoli się rozpadał: „odpadają kamienne płyty, z pylonów co jakiś czas trzeba usuwać samosiejki drzew, bazgroły wykonane sprayem dopełniają fatalnego widoku” - niepokoiła się „Gazeta Wyborcza”.
2009 rok – Galeria Alfa czy pomnik?
Sprawa pomnika powróciła do debaty publicznej w 2009 roku za sprawą właściciela galerii handlowej „Alfa”, który przystąpił do jej rozbudowy i chciał wchłonąć plac. Znalazł sprzymierzeńca w osobie Tomasza Głażewskiego (PO), którego premier powołał do pełnienia obowiązków prezydenta, po odwołaniu Czesława Małkowskiego w referendum (sex-afera). Głażewski złożył do Rady Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa w Olsztynie wniosek o zgodę na przeniesienie go na cmentarz żołnierzy Armii Czerwonej. Według niego plac powstały po usunięciu pomnika powinien służyć zwiększeniu liczby miejsc parkingowych dla samochodów urzędników i klientów sklepu Alfa (w marcu 2022 roku zmienił zdanie i jako radny w głosowaniu nad projektem uchwały PiS o relokacji pomnika głosował przeciw).
W tymże 2009 roku odbyły się przedterminowe wybory i w ich wyniku wiceprezydentem został Jerzy Szmit, za poparcie w II turze Piotra Grzymowicza. Wiceprezydent Szmit wniósł o usunięcie pomnika. W Radzie Miasta rozpoczęła się dyskusja. Za usunięciem "szubienic" opowiadał się klub Prawo Sprawiedliwość, ale tych głosów było za mało. Jednak w wyniku rozmów między radnymi pojawiła się szansa zbudowania większości do takiego rozwiązania. Decydujący głos należał do Przewodniczącego Rady – Zbigniewa Dąbkowskiego, a ten nie zajmował jasnego stanowiska.
Wówczas też po raz pierwszy stanowisko w sprawie pomnika zabrało Stowarzyszenie „Święta Warmia”, przedstawiając go na piśmie wojewodzie Marianowi Podziewskiemu oraz wiceprezydentowi Tomaszowi Głażewskiemu. Polegało ono na nadaniu pomnikowi charakteru ostrzeżenia i przestrogi, przed ustrojami totalitarnymi, m.in. poprzez pokazy laserowe scen palenia przez Armię Czerwoną olsztyńskiej Starówki. Stowarzyszenie postulowało także likwidację nielegalnego parkingu. Ten projekt poparło Forum Rozwoju Olsztyna.
Natomiast pozostałe organizacje prawej strony sceny politycznej domagały się usunięcia pomnika. Wyrazili to wiecem zorganizowanym przez PiS i Związek Piłsudczyków. Domagano się na nim przeniesienia „szubienic” i postawienia w tym miejscu pomnika Piłsudskiego. Przemawiał wtedy między innymi działacz PiS Jerzy Szmit.
Happening powtórzono 17 września 2009 roku, w 70. rocznicę agresji ZSRR na Polskę. Pod pomnikiem zebrała się grupa członków Unii Polityki Realnej, Akcji Katolickiej i Rady Miejskiej Prawa i Sprawiedliwości w Olsztynie. Jerzy Szmit już jako wiceprezydent (koalicjant prezydenta Piotra Grzymowicza) zapowiedział wystąpienie do Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa o zgodę na przeniesienie pomnika. Happeningowi towarzyszyły banery z wizerunkami Hitlera i napisem „Auschwitz” oraz Stalina i napisem „Katyń”.
2010 rok – plac Dunikowskiego wpisany do rejestru zabytków, powstaje napis komitetu prof. St. Achremczyka
W obawie, iż po przeniesieniu pomnika plac zostanie wchłonięty przez galerię handlową Stowarzyszenie Architektów Polskich w Olsztynie złożyło wniosek o jego wpisanie do rejestru zabytków (osobiście prezes SARP-u Sławomir Hryniewicz był za przeniesieniem pomnika). Plac został wpisany do rejestru w 2010 roku, zmieniono przy okazji jego nazwę z Placu Armii Czerwonej na Plac Dunikowskiego.
W 2010 roku z inicjatywy prezydenta Piotra Grzymowicza, na mocy uchwały Rady Miasta, zlecono wyczyszczenie i renowację pomnika.
Koszt renowacji wyniósł 140 tys. złotych, co spotkało się z głosami oburzenia działaczy prawicy.
Jednocześnie, w reakcji na wystąpienie m.in. „Świętej Warmii" i Forum Rozwoju Olsztyna prezydent Piotr Grzymowicz rozpisał konkurs na zagospodarowanie placu. Stowarzyszenia chciały stworzenia na placu „muzeum miejsca", w którym można będzie się dowiedzieć głównie czym była Armia Czerwona i jakich zbrodni dokonała szczególnie na Kresach II Rzeczpospolitej i w Prusach Wschodnich.
Doraźnie, nim dojdzie do rewitalizacji, na placu miała stanąć tablica informacyjna. Dla zredagowania napisu prezydent Grzymowicz powołał 10-osobowy komitet na czele z prof. Stanisławem Achremczykiem. Nie powołano do niego nikogo ze Świętej Warmii i FRO. Napis - „Pomnik wzniesiono jako wyraz wdzięczności dla Armii Czerwonej (…) po wielu latach od tamtych wydarzeń świadczy o bolesnej i skomplikowanej historii Warmii i Mazur i jest swoistym elementem pamięci o czasach pogardy wobec elementarnych praw człowieka” - był dla 6 stowarzyszeń wyrazem dalszego ciągu zakłamywania historii, przykładem nowomowy.
2014 rok – projekt rewitalizacji i protest 6 organizacji, happeningi Jacka Adamasa
Wybrany w 2014 roku projekt rewitalizacji (za 130 tys. złotych) przez komisję konkursową całkowicie rozminął się z intencjami 6 stowarzyszeń zrzeszające osoby szczególnie dotknięte skutkami komunistycznego systemu. Wg. projektu placu miał stać się sielskim miejscem rekreacji, przedłużeniem Parku Centralnego, miejscem spotkań zakochanych pod ledowymi gwiazdami. Przeciwko nadania temu miejscu takiej formy 6 stowarzyszeń stanowczo zaprotestowało. W piśmie do prezydenta stowarzyszenia domagały się uczynienia z tego miejsca swoistego mauzoleum męczeństwa narodu polskiego - Golgoty Polaków. Według pomysłu stowarzyszeń na płytach placu powinny zostać wyryte nazwy miejsc kaźni Polaków.
Wybrany w konkursie projekt rewitalizacji placu prezydent Grzymowicz odłożył na półkę, oficjalnie z powodu braku środków na jego realizację.
Natomiast projekt społeczny w formie corocznych happeningów realizuje artysta Jacek Adamas. 17 września 2014 ustawił olbrzymi baner między pylonami z rysunkiem swastyki połączonej z sierpem i młotem. 17 września 2015 roku, przemianował plac Dunikowskiego w Olsztynie na Plac Czaszek – ofiar sowieckiego i komunistycznego totalitaryzmu – rozpostarł olbrzymie płótno od postumentu pomnika do połowy placu z namalowanymi czaszkami. W kolejnych latach z olbrzymich klocków z literami uczestnicy happeningu układali napisy domagające się zniesienia pomnika.
18 czerwca 2015 roku Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Krzysztof Kunert odpowiada na pismo środowisk patriotycznych, że jest przeciwny likwidacji "szubienic", gdyż są one dziełem wybitnego rzeźbiarza Xaverego Dunikowskiego. Postuluje, by pomnik władze miasta wykorzystały do edukacji historycznej ukazującej tzw. "wyzwolenie" Warmii i Mazur przez Armię Czerwoną.
2016 rok – sierp i młot na czerwono, debata pod pomnikiem
16 sierpnia 2016 roku, w rocznicę Bitwy Warszawskiej dwóch działaczy antykomunistycznej opozycji represjonowanych w stanie wojennym Władysław Kałudziński i Wojciech Kozioł malują na czerwono sierp i młot nad głową czerwonoarmisty. Chcieli, by stał się on widoczny dla władz Olsztyna, które twierdziły, że tego symbolu komunizmu nie widać. Prezydent miasta zlecił zmycie farby, a sąd kazał opozycjonistom pokryć koszty (1200 złotych). Działacze wkrótce znów pomalują symbol komunizmu, tym razem farbą fluorescencyjną. Wojciech Kozioł publikuje też oświadczenie, w którym przypomina, że gdy Dunikowski robił kasę w Olsztynie, polscy patrioci, w tym kolega rzeźbiarza z Auschwitz, rtm Pilecki, byli mordowani w lochach UB.
W reakcji na pomalowanie sierpa i młota olsztyński radny SLD Krzysztof Kacprzycki zgłosił się na „społecznego opiekuna zabytku”, by uchronić pomnik przed dewastacją i rozbiórką – poinformowała „Gazeta Wyborcza”, która wsparła radnego w jego obronie pomnika. Radny zaproponował „zasłonięcie” sierpa i młota.
Akcja Kałudzińskiego i Kozioła sprawa, że Radio Olsztyn i TVP Olsztyn organizują 1 września 2016 roku publiczną debatę pod pomnikiem pt. „Zburzyć, przenieść czy pozostawić?” Na placu Dunikowskiego spotkali się wówczas chyba wszyscy zwolennicy zarówno pozostawienia pomnika, jak i jego usunięcia, a więc społecznicy, historycy, politycy i przedstawiciele samorządu olsztyńskiego. Podczas dyskusji uwypukliły się trzy stanowiska: 1. Przedstawiciele koalicji rządzącej Olsztynem (PO+PSL+klub prezydencki Ponad Podziałami) opowiedzieli się za pozostawieniem pomnika, ale zgodzili się na usunięcie sierpa i młota oraz na zmianę wymowy tego obiektu. 2. Święta Warmia i Forum Rozwoju Olsztyna ponowiły swój projekt powołania w tym miejscu Muzeum Ofiar Totalitaryzmów. 3. Przedstawiciele szeroko rozumianej prawicy zdecydowanie żądali jego przeniesienia (b. prezes olsztyńskiego SARP-u Sławomira Hryniewicza pokazał fotomontaż pomnika Dunikowskiego, wstawiając w miejsce krasnoarmiejca żołnierza Wehrmachtu a w miejsce sierpa i młota – swastykę).
Tylko propozycja przeniesienia pomnika np. na cmentarz żołnierzy radzieckich przy ul. Szarych Szeregów zyskała aplauz zgromadzonych pod „szubienicami” mieszkańców Olsztyna. W to miejsce proponowano postawić inny pomnik, np. smoleński wg pomysłu Pityńskiego, króla Kazimierza Jagiellończyka, który przyłączył Prusy do Korony czy marszałka Józefa Piłsudskiego.
Po tym wydarzeniu nasiliły się działania mające doprowadzić do usunięcia pomnika. IPN kolportował przygotowaną przez siebie ulotkę przypominając, iż pomnik narusza art 256 kk, przez propagowanie symbolu komunizmu – sierpa i młota. Działacze narodowi kolportowali swoją ulotkę „Goń bolszewika z pomnika”.
22 stycznia 2018 roku – protest konsula Rosji
W rocznicę tzw „wyzwolenia Olsztyna” 22 stycznia 2018 roku Wojciech Kozioł rozwiesił między pylonami baner z napisem „Pomnik wdzięczności za zniewolenie" i rysunkiem czerwonoarmiejca gwałcącego kobietę symbolizującą Polskę. Po 4 godzinach władze Olsztyna kazały baner zdjąć a konsul rosyjski w Gdańsku wystosował w sprawie banera notę dyplomatyczną, gdyż w rysach czerwonoarmiejca dopatrzył się rysów prezydenta Putina.
Wojciech Kozioł tłumaczył policjantom, wezwanym przez władze miasta a później w sądzie, że zawieszenie banera było z jego strony działaniem edukacyjnym skierowanym do młodego pokolenia. Chciał też tym aktem zmusić prezydenta Olsztyna do postawienia przed pomnikiem tablic informujących, co to za pomnik, jaka jest jego prawdziwa nazwa i o zbrodniach Armii Czerwonej popełnionych na ludności cywilnej Olsztyna. Ostatecznie sąd apelacyjny w Olsztynie zmienił wyrok I instancji i uniewinnił go od zarzutu wyrządzenia szkody Urzędowi Miasta Olsztyna.
Akcją Wojciecha Kozioła zainteresowała się niemiecka reporterka telewizyjna Elisabeth Lehmann z programu ARD “Heute im Osten” (Dziś na Wschodzie). Podczas kręcenie z nim wywiadu pod „szubienicami” śledził ich rosyjski dron…
2018 rok – ustawa dekomunizacyjna nie objęła pomnika
Ostatnią nadzieją środowisk patriotycznych na usunięcie pomnika była nowela ustawy dekomunizacyjnej z 14 stycznia 2017 roku. Nakładała ona obowiązek usunięcia pomników upamiętniających komunizm przez właściciela terenu do 31 marca 2018 roku. Jednak okazało się, że nie obejmuje ona pomników wpisanych do rejestru zabytków, a więc pomnika w Olsztynie.
Wówczas próbę doprowadzenia do wykreślenia pomnika z rejestru zabytków podjął działacz PiS-u Antoni Górski. Odkrył on, że nie istnieje żaden dokument, na podstawie którego zmieniono nazwę z Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej na Pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej. Nie wiadomo było, kiedy to nastąpiło i kto złożył wniosek? Na tej podstawie chciał sądownie podważyć legalność wpisu pomnika do rejestru. Gdy to się nie powiodło, zebrał ponad 2 tys. podpisów pod petycją do ministra kultury o wykreślenie pomnika z rejestru. Wicepremier Piotr Gliński przyjął Antoniego Górskiego wraz z posłem Wojciechem Kossakowskim, lecz wykreślić pomnik mógł tylko na wniosek właściciela, czyli Gminy Olsztyn.
2018 rok – napis IPN, atak „Wyborczej”
Taką propozycję prezydentowi Olsztyna złożyła Główna Konserwator Zabytków, wiceminister Magdalena Gawin, w zamian oferując pokrycie kosztów przeniesienia pomnika, ale Piotr Grzymowicz tę ofertę odrzucił, jak i prośbę posłanki PiS Iwony Arent.
W tym czasie prezydent Piotr Grzymowicz zgłosił IPN-owi do akceptacji treść tablicy autorstwa komitetu prof. Achremczyka, a gdy IPN ten tekst odrzucił, poprosił IPN o zredagowanie napisu. IPN spełnił prośbę. Napisał m.in.:
„Pomnik wzniesiony jako element komunistycznej propagandy, realizowanej w niesuwerennej i opartej na przemocy Polsce Ludowej. Monument dłuta Dunikowskiego był jednym z elementów budowy mitu o „wyzwolicielskiej roli Armii Czerwonej”, która walcząc z Niemcami nie przynosiła wyzwolenia Polsce. Wręcz przeciwnie. Oddziały Armii Czerwonej wspierały sowieckie organy bezpieczeństwa w eksterminacji Armii Krajowej i innych formacji niepodległościowych, dopuszczając się przy tym do szeregu zbrodni m.in. na ludności cywilnej. Ponadto jednostki tej formacji prowadziły na terenie Warmii i Mazur niczym nie uzasadnione niszczenie budynków oraz dokonywały masowych grabieży. Stacjonujące w Polsce od 1944 roku oddziały Armii Czerwonej były gwarantem utrzymania zbrodniczego systemu komunistycznego, którego symbolem pozostaje monument autorstwa Dunikowskiego”.
Ten tekst, tak banalnie oczywisty okazał się z kolei nie do przyjęcia dla środowisk lewicowych. W olsztyńskiej „Wyborczej” ukazał się artykuł Tomasza Kursa pt. „IPN ostro o olsztyńskich „szubienicach”. Sporu cd” (10.11.2018r.).
Autor przytacza argumenty autorytetów przeciwnych informacjom zawartym w napisie IPN. Prezes Towarzystwa Miłośników Olsztyna, historyk dr Marcin Wakar twierdził, że „gdyby nie Armia Czerwona, to nie byłoby Warmii i Mazur”. Wiktor Knercer: „Nie powinniśmy rozpamiętywać naszych krzywd, bo Rosjanie to nasi sąsiedzi, z którymi musimy wspólnie żyć i współpracować”. Pisarz Tomasz Białkowski stwierdził, że taka treść będzie szkodliwa. „Jej walor edukacyjny jest wątpliwy – powiedział Wyborczej. - Wiedzę o II wojnie światowej uczniowie podstawówki czerpią z podręczników, a tłumaczenie mechanizmów socjalistycznej propagandy nie jest potrzebne ludziom pamiętającym PRL. Wg pisarza, „nie ma żadnego racjonalnego powodu, by taką tablicę umieszczać”.
Najistotniejszy był głos głównego autorytetu tego środowiska, znanego historyka i działacza społeczno-kulturalnego prof. Roberta Traby z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Wyraził on obawę, że umieszczenie takiego napisu utnie wszelkie możliwości dyskusji o wydarzeniach kończących II wojnę światową. „Nie ma szans na dialog o historii, proponowany napis potwierdza przestrogę Krystyny Kersten przed czarnym scenariuszem, czyli manipulowanie historią w imię ideologicznych celów rządzącej partii”.
Na portalu debata.olsztyn.pl polemizował z nim Bogdan Bachmura w tekście pt. „„Dialogiczność” w mieście osobliwości” (20.11.2018r.). Pytał prof. Trabę: „Czy manipulacją nie jest wystawianie Stalinowi dwóch różnych rachunków: wyzwoleńczego i zbrodniczego, i stawianie ich na dwóch szalach historycznej wagi? Wszak sowiecka Rosja nigdy nie przychodziła wyzwalać, a jej celem wobec innych narodów były różne formy imperialnego podporządkowania. Tym bardziej nie wyzwoliła Prus Wschodnich, bo te przed wojną były niemieckie, a ich oddanie komunistycznej Polsce nie było wyzwoleńczym darem, ale częścią geopolitycznego planu Stalina”.
I stwierdzał: „moim zdaniem ta cała „dialogiczność przepracowania najnowszej historii”, to hamletyzowanie nad pieczęciami sowieckiego panowania, to zwykła ściema. Przecież w Pieniężnie do niedawna stał pomnik sowieckiego zbrodniarza, który nie symbolizował poświęcenia radzieckiego żołnierza, a który i tak znalazł swoich etatowych obrońców. To o czym tu dialogować?”
Prezydent Grzymowicz zwrócił się ponownie do IPN-u o skorygowanie tekstu i IPN spełnił prośbę. Jednak do dzisiaj żadna tablica nie stanęła.
9 maja 2018 roku pod pomnikiem zjawiła się delegacja „Junarmii” zwana „dziećmi Putina” (paramilitarna organizacja młodzieżowa powołana przez Ministerstwo Obrony Rosji). Kilkunastu młodych ludzi w organizacyjnych strojach złożyła hołd Armii Czerwonej według ceremoniału wojskowego.
Jesienią 2018 roku w kampanii wyborczej do samorządu deklarację przeniesienia pomnika złożyło dwóch kandydatów na prezydenta Olsztyna, kandydat Zjednoczonej Prawicy Michał Wypił oraz Czesław Jerzy Małkowski. Wygrał dotychczasowy prezydent Piotr Grzytmowicz. Cztery lata wcześniej inny kandydat na prezydenta Olsztyna Andrzej Maciejewski w tekście dla portalu debata.olsztyn.pl napisał, że tak naprawdę Dunikowski zakpił sobie z bojców Armii Czerwonej oraz że nieprzypadkowo, gdy patrzy się od strony Parku Centralnego pomiędzy pylonami widać wieże kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa. W związku z tym opowiedział się za jego pozostawieniem.
W ostatnich latach pomnik pełni różne inne funkcje użytkowe, oprócz opisanych. Np. prezydent Olsztyna od kilku lat organizuje pod „szubienicami” miejskiego Sylwestra. Kościół wykorzystał pomnik z dwóch okazji. W święto Trzech Króli między pylonami pomnika odgrywana jest scena z Herodem, a w Boże Ciało stanął tu jeden z ołtarzy.
Na prima aprilis w 2019 roku Radio Olsztyn „zburzyło pomnik” zamieszczając na swojej stronie internetowej zdjęcie z akcji burzenia pomnika...
22 stycznia 2020 roku do tej listy zdarzeń Stowarzyszenie Historyczne im. Stefana Grota Roweckiego dopisało kolejny happening i inicjatywę. Tego dnia o 13.30 biało-czerwoną flagą owinęli krasnoarmiejca na pylonie olsztyńskiego Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej. Na schodach monumentu położyli wielką płachtę z napisem: „1863”. Teraz złożą wniosek do Rady Miasta Olsztyna o zmianę wymowy nazwy ulicy 22 Stycznia, która biegnie na tyłach pomnika, z czczenia „wyzwolenia Olsztyna przez Armię Czerwoną” na upamiętnienie Powstania Styczniowego. Happening w środę 22 stycznia zorganizowało Stowarzyszenie Historyczne im. Stefana Grota Roweckiego. Inicjatywę zmiany wymowy nazwy ulicy popierają miejscy radni PiS, którzy również wzięli udział w tym happeningu.
Adam Socha
„WYZWOLILI” czy „ZNIEWOLILI”?
(Komentarz)
W tym sporze o pomnik chodzi o coś więcej niż tylko o to, by go pozostawić lub przenieść. Atak na treść tablicy zredagowanej przez IPN ujawnił, o co tak naprawdę chodzi. A chodzi o ocenę komunizmu jako ideologii i Armii Czerwonej, jako jej militarnego wyraziciela. Argumenty Marcina Wakara, Wiktora Knercera, Tomasza Białkowskiego i Roberta Traby, przytoczone przez Tomasza Kursa, są żywcem wyjęte z broszur materializmu dialektycznego. Przypomnę, że „w praktyce państw i partii odwołujących się do marksizmu dialektyka stała się narzędziem propagandy służącym elastycznemu zmienianiu znaczeń słów i pojęć i prowadzącym do powstania nowomowy i dwójmyślenia. Wykształcił się charakterystyczny nawyk "myślenia dialektycznego", który sprowadzał się do fałszowania rzeczywistości wbrew świadectwu własnych zmysłów i przedstawiania jej w takiej postaci, w jaką hipotetycznie mogłaby osiągnąć gdyby ziściły się utopijne cele marksizmu” - czytamy w definicji diamatu w Wikipedii.
Przykład zastosowania dialektyki marksistowskiej do interpretacji zdarzeń: "Zastanawiałem się, jak tym razem partia wyjaśni prostodusznym masom ten ostatni sukces polityczny Związku Sowieckiego – pakt Ribbentrop - Mołotow. Już nazajutrz poznaliśmy odpowiedź: L'Humanite, oficjalny organ Francuskiej Partii Komunistycznej, wyjaśniał, że pakt to efekt nadludzkich starań Stalina, aby zapobiec grożącej wojnie imperialistycznej. Tak, mieli wyjaśnienie na każdą okazję: od kary śmierci dla dwunastoletnich dzieci po zniesienie prawa do strajku i zorganizowanie wyborów z udziałem jednej partii; nazywali to "rewolucyjną dialektyką" i przypominali iluzjonistów, którzy potrafią wyjąć jajo z każdej kieszeni swojego fraka, a nawet z nosa jakiegoś widza." (Arthur Koestler: Płomień i lód. Przygody mojego życia. Magnum, 2009, s. 378.)
Tutaj, w sprawie walki z treścią tablicy mamy do czynienia z użyciem identycznych narzędzi z niewyczerpanego repertuaru dialektyki marksistowskiej. Treść tablicy autorstwa IPN jest nie do przyjęcia, gdyż „gdyby nie Armia Czerwona, to nie byłoby Warmii i Mazur” (dr Marcin Wakar), czyli nieważne w jakim celu bolszewicy szli na Berlin w 1920 a później w 1945 roku. Nie oceniajmy ich po zamiarze, a po efekcie końcowym, a ten jest wielce pozytywny. Dali część Prus Wschodnich Polsce a przecież mogli nie dać. Mamy więc za co być wdzięczni Armii Czerwonej? Mamy! Dlatego zgodnie z zaleceniem Wiktora Knercera: „Nie powinniśmy rozpamiętywać naszych krzywd, bo Rosjanie to nasi sąsiedzi, z którymi musimy wspólnie żyć i współpracować”. Czyli musimy zapomnieć o krzywdach, żeby nie drażnić sąsiada i zasłużyć z jego strony na łaskę współpracy.
Dla pisarza Tomasza Białkowskiego „walor edukacyjny (tablicy IPN – przyp. A.Socha) jest wątpliwy. Wiedzę o II wojnie światowej uczniowie podstawówki czerpią z podręczników, a tłumaczenie mechanizmów socjalistycznej propagandy nie jest potrzebne ludziom pamiętającym PRL”. To zdanie należy czytać tak: Walor edukacyjny tablic jest niewątpliwy, ale przywraca wiedzę historyczną, która jest nie do przyjęcia z punktu widzenia naszego środowiska, dla którego Armia Czerwona nas „wyzwoliła”. Przypomnienie zaś mechanizmów socjalistycznej propagandy, czyli okłamywania ludzi, godzi w naczelne kłamstwo, które dla nas jest prawdą materializmu dialektycznego, iż Armia Czerwona nas „wyzwoliła”.
Dla Roberta Traby umieszczenie takiego napisu utnie wszelkie możliwości dyskusji o wydarzeniach kończących II wojnę światową. „Nie ma szans na dialog o historii, proponowany napis potwierdza przestrogę Krystyny Kersten przed czarnym scenariuszem, czyli manipulowanie historią w imię ideologicznych celów rządzącej partii”. Tutaj mamy do czynienia z najbardziej wyrafinowaną formą diamatu, z oskarżeniem historyków IPN, iż treścią tablic „manipulują historią w imię ideologicznych celów rządzącej partii”. Czyli stwierdzenie, że Armia Czerwona „zniewoliła” jest manipulacją, ale twierdzenie, że „wyzwoliła” otwiera pole do „dialogiczności”.
Jak ma wyglądać efekt takiej „dialogiczności” pokazał Michnik wspólnie z Cimoszewiczem, którzy opublikowali we wrześniu 1995 roku tekst pt. „O prawdę i pojednanie”. Autorzy, potomkowie przywiezionej na sowieckich czołgach kadry w celu zainstalowania komunizmu nad Wisłą, ustalili jedyną dopuszczalną historię III RP, jako kompromisu „konstruktywnej opozycji demokratycznej” z „liberalnym skrzydłem PZPR”, którego świętą ikoną stał Okrągły Stół. Według tej „dialogicznej” wersji historii, np. Kiszczak to „człowiek honoru”.
Ten artykuł miał nam zastąpić Komisje Prawdy i Pojednania powołanych w Chile i RPA od razu po obaleniu niedemokratycznych reżimów, które opisały zbrodnie obalonych dyktatur i dopiero na tym fundamencie prawdy możliwe było odpuszczenie win, tym którzy je wyznali.
W III RP „ważnym składnikiem historycznego kompromisu dawnej opozycji z obozem postkomunistycznym powinna być według Michnika amnezja” - napisał Ryszard Bugaj.
Również Robert Traba, dla którego Michnik jest mentorem, poprzez dialogiczność w sprawie wymowy Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej proponuje nam swoistą amnezję. Podczas konferencji w Muzeum Warmii i Mazur pt. „Zachować – zmienić – zburzyć. Losy pomników w czasach przemian”, apelował o pozostawienie pomnika jako „elementu krajobrazu kulturowego, jako palimpsestu w różnych odcieniach jego historii”. Palimpsest to rękopis pisany na pergaminie, z którego wytarto tekst pierwotny. Domyślam się, że prof. Trabie chodzi o to, że do budowy Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej użyto granitu z Mauzoleum Hindenburga.
Ale jest jeszcze inna definicja palimpsestu, jako zjawiska zaniku pamięci, jak również całkowitego braku zdolności do odtworzenia fragmentów wydarzeń lub poszczególnych epizodów, w wyniku zatrucia alkoholowego organizmu. Potocznie mówi się na to zjawisko „urwał mu się film”.
Otóż, wykorzenionym, wygnanym przez Stalina ze swoich domostw mieszkańcom Kresów, w Olsztynie, „urwał się film” o ich przeszłości. Stracili tożsamość na skutek traumatycznych przeżyć, doznanego terroru w okresie stalinowskim i poddaniu reedukacyjnej obróbce propagandowo-ideologicznej w PRL-u. Jestem z pokolenia, które było skazane na wiedzę historyczną czerpaną na lekcjach historii w PRL i filmów typu „Czterej pancerni”. Rodzice nasi stali się wielkimi niemowami, tak głęboko zostali przerażeni i porażeni doznaną przemocą ze strony „wyzwolicieli”, że prawie nic nam nie przekazali ze swoich doświadczeń związanych z historią. Dlatego ten proces reedukacji w warunkach odcięcia od wolnego świata, który trwał 44 lata, okazał się tak trwały a jego negatywne skutki odczuwamy do dzisiaj.
Ludźmi pozbawionymi pamięci historycznej łatwo się manipuluje i kształtuje jak plasteliną.
Od 30 lat, od 1989 roku, trwa powolny proces odzyskiwania pamięci i tożsamości przez mieszkańców Olsztyna a jego przebieg najlepiej ilustruje właśnie debata związana z pomnikiem Dunikowskiego. Na chwilę obecną wynik jest pozytywny. W sondażu „Gazety Olsztyńskiej” opublikowanym wraz z relacją z konferencji , 62 procent czytelników opowiedziała się za jego przeniesieniem lub zburzeniem.
Ten proces odzyskiwania pamięci chcieliby zatrzymać liderzy opinii związani z mitem „wyzwoleńczej misji Armii Czerwonej”, którzy „podarowali nam Warmię i Mazury”, np. biografiami rodziców. Nie tylko zatrzymać, ale narzucić swoją narrację. W ten sposób bowiem usprawiedliwiają i rozgrzeszają udział w zbrodniczym systemie np. swoich ojców czy bliskich. Dlatego dla nich Armia Czerwona zawsze będzie „wyzwolicielska”, bo dała ich bliskim władzę w PRL a im – jako beneficjentom - wysoką pozycję w III RP. Zawsze mogą liczyć na poparcie zakompleksionych „pożytecznych idiotów” czy też dotkniętych „syndromem sztokholmskim” wyrażającym się miłością do oprawców.
Ostatnio wyrazicielem tego „dialogicznego rozumienia historii” stał się lider SLD Włodzimierz Czarzasty, który w rozmowie w RMF z Robertem Mazurkiem na temat zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki oświadczył słuchaczom, że w Polsce nie było komunizmu: „Jaki był komunizm w Polsce, co to za bzdury!?”
Jeszcze dalej poszedł Putin. Prezydent Rosji publicznie oskarżył Polskę o współdziałanie z Niemcami w latach 30. w celu eksterminacji Żydów. Słowa te padły podczas spotkania prezydenta Rosji z parlamentarzystami. Władimir Putin podkreślał, że polski dyplomata Józef Lipski (w latach 1933-1939 ambasador w III Rzeszy) całkowicie podzielał antysemickie poglądy Hitlera. „Był bydlakiem i antysemicką świnią, nie da się inaczej powiedzieć”. Obecny na tym spotkaniu przewodniczący Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej Wiaczesław Wołodin oświadczył, że Polska powinna przeprosić za to, że „de facto uważała za możliwą likwidację całego narodu, wysiedlając go do Afryki i poparła w tej kwestii Hitlera”.
W historii taki atak propagandowy poprzedzał atak militarny. Polityka historyczna Rosji doskonale wpisuje się polityką historyczną Zachodu, stając się dla Polski śmiertelnym zagrożeniem.
„Już za chwilę może się okazać, że pamięć o totalitarnej zagładzie będzie w Europie i w świecie kojarzyć się wyłącznie z Polską – pisze Marek A. Cichocki w felietonie, który ukazał się na łamach „Rzeczpospolitej” (8.12.2019r). -Nasi zachodni sąsiedzi, którzy przecież wymyślili dialektykę w filozofii, doskonale rozumieją, że pamięć jest wynikiem zbiorowej pracy i ulega przemianom wraz z kolejnymi pokoleniami. Dlatego dzisiaj zamiast o niemieckiej totalitarnej zbrodni wolą debatować o I wojnie światowej jako wspólnej europejskiej katastrofie, o europejskim kolonializmie oraz ewentualnie celebrować koniec II wojny światowej jako moment swojego własnego „wyzwolenia”. Nasze świadectwo o zbrodniczych totalitaryzmach w Europie jest naszym największym zobowiązaniem i misją wobec ofiar i wobec samych siebie. Dlatego musimy stale pracować przeciwko owej dialektyce pamięci”.
Ta dialektyka pamięci prowadzi do przekonanie opinii publicznej Zachodu, iż nie warto ginąć za Polskę – sojusznika Hitlera w dziele zagłady Żydów. Natomiast żołnierzom Putina daje legitymację moralną: atakując Polskę – atakują kraj, w którym odrodził się „faszyzm” i „antysemityzm”, co zresztą potwierdzają codziennie liderzy i celebryci „totalnej opozycji” na forum Unii Europejskiej i w światowych mediach.
Taki efekt „dialogicznego przepracowania najnowszej historii” jest możliwy dzięki temu, że nie było Norymbergi dla komunizmu. Dzięki temu jego ofiary łatwo obsadzić w roli kata.
„Komunizm nie upadł wraz z murem berlińskim, potrzebne jest jego osądzenie - głosi pośmiertny apel rosyjskiego dysydenta Władimira Bukowskiego. - Ta ideologia jest wciąż żywa na świecie, w państwach i partiach, które są otwarcie komunistyczne oraz w politycznej i kulturalnej myśli, która minimalizuje zbrodnie komunizmu i próbuje je wymazać z pamięci”.
Z apelem można się zapoznać i go podpisać na stronie internetowej Platformy Europejskiej Pamięci i Sumienia (PEPiS) - zrzeszającej instytucje pamięci (jej pracami kieruje dr Łukasz Kamiński, były prezes IPN). W apelu przypomniano, że procesy norymberskie z lat 1945–1946 osądziły zbrodnie narodowego socjalizmu i jego przywódców, dzięki czemu ostatecznie wydano nie tylko sądowy, ale także moralny i polityczny wyrok na ten rodzaj totalitaryzmu. Takiego samego osądzenia domaga się komunizm, który od 1917 r. przyniósł śmierć ponad 100 mln osób.
„Zbrodnie komunizmu - jak dodano w apelu - muszą być nie tylko ujawniane, a wiedza o nich upowszechniana, ale także karane”.
W tym szerokim kontekście musimy widzieć walkę o treść tablic pod Pomnikiem Wdzięczności Armii Czerwonej. W istocie walka toczy sie o to, czy chcemy być wolni czy zniewoleni.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość