Prof. Wojciech Maksymowicz w wywiadzie udzielonym miesięcznikowi „Debata" mówi dlaczego stanął w obronie prof. Bogdana Chazana, ocenia także zmiany w ustawie o służbie zdrowia przyjęte przez Sejm 22 lipca, mówi też do czego służy In Vitro.
Publikujemy fragmenty wywiadu z prof. Wojciechem Maksymowiczem, byłym ministrem zdrowia i opieki społecznej w rządzie AWS, dziekanem Wydziału Nauk Medycznych Uniwersytetu Warmińsko – Mazurskiego. Z prof. Maksymowiczem rozmawiał Michał Wypij. Cały wywiad do przeczytania w sierpniowym wydaniu miesięcznika „Debata"
Już raz chcieli mnie uciszać
Wywołał pan spore poruszenie swoim oświadczeniem biorącym w obronę prof. Bogdana Chazana. Głos środowiska lekarzy nie był zbytnio słyszalny. W zasadzie kojarzył się bardziej z wystąpieniem prof. Romualda Dębskiego, szefa Kliniki Ginekologii i Położnictwa Szpitala Bielańskiego w Warszawie, który skrytykował zachowanie prof. Chazana.
Prof. Wojciech Maksymowicz: Były też bardzo ważne głosy autorytetów medycznych, które broniły prof. Chazana. ie zabrakło niezwykle cennego głosu wybitnego specjalisty w zakresie neonatologii (dziedzina medycyny zajmująca się prawidłowym rozwojem noworodków – przyp. MW) prof. Janusza Gadzinowskiego, twórcy nowoczesnej polskiej neonatologii z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu i byłego konsultanta krajowego w tym zakresie, który także był głosem cennym i jednoznacznym. Widzieliśmy niesprawiedliwe potraktowanie porządnego człowieka i wściekły atak medialny oparty na słabych argumentach, które wzięły górę nad wiedzą medyczną i kwestiami czysto merytorycznymi.
Dla osób wierzących sprawa jest faktycznie jednoznaczna. Próbowano zrobić z przyzwoitego człowieka przestępcę, a to już przekroczyło wszelkie granice. Prof. Bogdan Chazan jest bardzo dobrym fachowcem, świetnym lekarzem. Powiem szczerze, że nawet ludzie z mojego otoczenia, z którymi mam styczność z racji rozlicznej działalności, jak się dowiedzieli, że zająłem jednoznaczne stanowisko i wytłumaczyłem dlaczego, byli zaskoczeni. Ci ludzie do tej pory byli przekonani, że prof. Chazan jest przestępcą, który odmówił leczenia człowieka. Tak wpojono ludziom w Polsce. Tak media zmanipulowały całą sprawę i odwróciły zupełnie kota ogonem. Na to nie mogło być mojej zgody.
Prof. Maksymowicz odniósł się do tekstu Wiktora Osiatyńskiego, który powiedział, że nie nazwie prof. Chazana doktorem, bo ten nie zasługuje na taki tytuł.
- Nie wierzę w to, że on to powiedział z premedytacją człowieka, który ma wiedzę wystarczającą, by w ten sposób formułować swoje opinie. Nie sądzę, by Wiktor Osiatyński był złym człowiekiem - boli fakt, ze człowiek kultury, dziennikarz jest tak zindoktrynowany.
Na przykładzie Osiatyńskiego można wiele powiedzieć. Człowiek myślący, który miał swoje problemy, a jednak powiedział coś absolutnie bezmyślnie, pod dyktando mediów głównego nurtu.
Nieprzedłużenie kontraktu z prof. Chazanem przez prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz prof. Maksymowicz ocenia jako decyzją polityczną i próbą usunięcia niewygodnego człowieka.
Prof. Maksymowicz przyznał, że wywierano na nim presję, gdy stanął w obronie prof. Chazana.
- Wielu znacznie twardszych zawodników próbowało mnie kiedyś uciszyć - tamtym nie wyszło i tym też nie wyjdzie. Natomiast, jeżeli chodzi o reakcję, to byłem zaskoczony, że dostałem dziesiątki słów poparcia. Najczęściej to były głosy od osób, po których bym się tego nie spodziewał. Seria zaskakujących esemesów, maili, telefonów ze słowami poparcia od osób bardzo znaczących w tworzeniu poglądów w Polsce. Nie chcę mówić o personaliach, bo to nie o to w tym wszystkich chodzi.
Czy prof. Chazan odniósł się do pańskiej propozycji?
Rozmawiałem z profesorem i przedstawiłem mu propozycję prowadzenia wykładów i ją podtrzymuję. Profesor powiedział, że jest wdzięczny i zainteresowany, więc nie jest powiedziane, że nie. Profesor Chazan w rozmowie ze mną powiedział o czymś zupełnie innym. Otóż proszę sobie wyobrazić, że nie zdążył jeszcze opuścić swojego gabinetu, a już dokonano w jego szpitalu aborcji. Powód aborcji był niemedyczny. Czym to jest, jak nie czystą i chamską prowokacją? Jakbym szukał jakichś analogii, to kojarzy mi się z bolszewikami, którzy widząc klasztor musieli zbezcześcić to miejsce, a zakonnice zgwałcić i wymordować, byleby tylko skalać to miejsce, które przed chwilą zdobyli.
Czy może dojść do takiej sytuacji, że lekarze będą czuli silną presją, by dokonywać aborcji nawet wbrew swoim przekonaniom?
Tak się dzieje. Negatywne przekonanie jest powszechne i dodatkowo wykorzystuje się szantaż sytuacyjny związany z pozycją. Młody lekarz w ramach specjalizacji musi wykonywać różne rzeczy. Wyobraźmy sobie sytuację, w której jest zapisane, że wykonanie aborcji jest jednym z elementów, które musi umieć i zrobić, by uzyskać specjalizację. Może się okazać, że nie będzie nowych ginekologów, którzy nie dokonali aborcji. Takie sytuacje miały miejsce za komuny. Taki był wymóg i wszyscy - bijąc się w pierś - to przyznają. To było zjawisko tak powszechne, a kolejka była tak ogromna. To było straszne. Jako studenci, pamiętamy doskonale jak to wyglądało. Właśnie w Szpitalu Bielańskim, którego pracownikiem jest prof. Dębski.
Przy okazji tej sprawy niemal zupełnie pomija się aspekt zapłodnienia In Vitro. Być może dlatego, że minister Arłukowicz zrobił z programu dofinansowania In Vitro przykład sukcesu swojego okresu ministrowania, a sprawa prof. Chazana przecież jest wynikiem zapłodnienia In Vitro i przedstawiona w inny sposób, mogłaby zepsuć wielki propagandowy sukces ministra Arłukowicza.
Dotknęliśmy rzeczy, która powinna być zakazana. Metoda In Vitro to miliony, a nawet setki milionów zarodków ludzkich, które stanowią ogromny zbiór komórek. Z racji zawodu także zajmuję się komórkami i wiem z jakimi zahamowaniami trzeba się liczyć. Niestety, zdaję sobie również sprawę, że są ludzie, którzy nie mają żadnych zahamowani i ograniczeń. To ogromny magazyn. Podczas jednego ze spotkań ze specjalistami zapytałem, czy istnieje ryzyko, że to się już wykorzystuje. Specjaliści szczerze przyznali, że to już się dzieje. Podali przykład Chin, gdzie dobiera się geny tzw. sportowca, które równie dobrze mogą być wykorzystywane w wojsku. Chodzi o te same cechy, np. dużą tężyznę fizyczną. To przerażające. Dotknęliśmy rzeczy, która powinna być zakazana.
Człowiek chce zastąpić Boga?
Poszukując informacji i otwierając stronę internetową Ministerstwa Zdrowia, pierwszą rzeczą, która uderza, to program In Vitro. Narysowany ładny dzidziuś, można się zapoznać z programem itd. Jedyna rzecz, którą od początku do końca zrobił minister Arłukowicz i jest z tego wyjątkowo dumny.
Wprowadzenie zmian w ustawie o służbie zdrowia przez ministra Bartosza Arłukowicza, którą sejm przyjął 22 lipca prof. Maksymowicz określił, iż w swoim centralizmie są dalej idące niż w PRL.
- To absolutnie dorżnięcie i zamknięcie naszej reformy służby zdrowia, a zarazem ostatni krok i domknięcie reformy Łapińskiego. Zmiany, które teraz przegłosowano są dalej idące, jeżeli chodzi o socjalizm centralistyczny, niż były w PRL-u. Gdy zostałem ministrem, jeszcze miałem władzę taką, jak w PRL-u i oddaliśmy ją samorządom. Dlatego utworzyliśmy Kasy Chorych, autonomiczne i niezależne na danym terenie. Oddaliśmy władzę niżej, bo tam lepiej rozpoznaje się problemy i lepiej zarządza pieniędzmi. Co ciekawe, gdy ostatecznie SLD likwidował Kasy Chorych, po pół roku od ich wprowadzenia, to większość ludzi zaczęła czuć, że one zaczynają działać.
Jednak przyszedł SLD i zrobił skok na wielką kasę według zasady: stwórzmy fundusz, będziemy mieli wszystko w rękach. Martwi mnie, że nawet prawicowe ośrodki wyzbyły się ekspertów ze swojego grona i teraz dominuje przeświadczenie, że aby naprawić służbę zdrowia wystarczy „wziąć za mordę". Środowiska prawicowe nie mają dobrze przygotowanych ekspertów.
Wzorem dla prof. Maksymowicza, gdy wprowadzał Kasy Chorych był system niemiecki. - Każde działanie i zmiany były dokładnie przygotowywane, nie pod dyktando i potrzeby marketingowe konkretnego ministra, ale na rzecz wdrażania kolejnych zmian systemowych, tak by system służył pacjentom, a nie na odwrót.
Dla wielu tzw. „ekspertów" wzorem jest w pełni budżetowy system brytyjski uchwalony ustawą z 1948 r. Podobne nakłady, jak w systemie niemieckim, ale owoc, tj. procent satysfakcji społecznej z sytemu, jest zupełnie inny. System brytyjski obrósł ogromną biurokracją i to jest ta koszmarna cena centralizacji, ale o tym minister Arłukowicz nie chce mówić. Poza tym sytuacja, w której np. to wojewoda ma wydawać koncesję, to otwarta droga do korupcji.
Prof. Maksymowicz pytany, czy wróciłby do polityki, po zmianie władzy, by reformować służbę zdrowia, odpowiedział:
Program PO dotyczący ochrony zdrowia był przygotowany fachowo przez ekspertów. Prawdę mówiąc nie wiem, kto go stworzył, ale mógłbym się pod nim podpisać. Problem polega na tym, że nic z niego nie zrealizowano. 7 lat i nic. A teraz robi się coś, co stoi w pełnej sprzeczności w zapisach, na które głosowali ludzie w wyborach. Przestrzegałbym PiS, aby nie rujnował wszystkiego do końca dalej. Niech to będzie dyskusja ekspertów i praca specjalistów. W Izbie Lekarskiej są ludzie gotowi do współpracy. Czasem jeszcze słyszę głos, że to menedżerowie ekonomiści powinni zajmować się służbą zdrowia. Mieliśmy nawet w Olsztynie jednego ekonomistę - menedżera, z habilitacją na temat modelu jak prowadzić szpitale MSW, a który doprowadził do długu o wartości szpitala. Teraz dopiero wyszło szydło z worka.
Panie profesorze, pytanie na koniec. Być może za rok dojdzie do zmiany władzy. Czy gdyby ktoś z tego obozu zwrócił się do pana z prośbą o aktywne włączenie się w prace na rzecz służb zdrowia...
Jeżeli miałaby być szansa, że głos normalny będzie wysłuchany... Niestety, nie ma z kim rozmawiać i to od prawa do lewa. Niestety. Nie myśli się, czy i jak zmienić służbę zdrowia, myśli się tylko o zdobyciu władzy, czego najlepszym przykładem jest obecny minister zdrowia.
fot. M. Ciucias
Skomentuj
Komentuj jako gość