Czy obecna ulica Dąbrowszczaków w Olsztynie powinna zmienić swojego patrona? Zgodnie z kryteriami tzw. ustawy dekomunizacyjnej i listą ulic wskazanych przez IPN, tak się powinno stać. Jednak olsztyńska Rada Miasta nie podjęła w tej sprawie decyzji, co oznacza, że rozstrzygnięcie znalazło się w rękach wojewody. Jednak perspektywa zmiany nazwy tej ulicy budzi sporo kontrowersji. Członkowie akcji „Łapy precz od Dąbrowszczaków”, w której prym wiedzie Partia Razem, twierdzą, że Polska jest jedynym krajem na świecie, gdzie trwa ich regularne wymazywanie z pamięci. Czy ten argument, przyjmując że prawdziwy, przesądza o braku słuszności takiego postępowania? Czy Polacy, z powodu szczególnie traumatycznego doświadczenia komunizmu, nie mają ku temu dostatecznych powodów? Przeciwnicy zmiany nazwy ulicy podkreślają uznanie dla niewątpliwego bohaterstwa Dąbrowszczaków. Drugi, najczęściej podnoszony przez nich argument, to szczytny cel walki z faszyzmem.
Aby obalić pierwszy z nich nie trzeba sięgać do tak mocnego przykładu jak niewątpliwe bohaterstwo żołnierzy Wehrmachtu na różnych frontach II wojny światowej. Historia pełna jest aktów heroizmu wynikających z wiary w fałszywych proroków. Równie słaba wydaje się obrona Dąbrowszczaków z powodu ich ideowego zaangażowania w walkę z europejskim faszyzmem. Jest to argument w oczywisty sposób ahistoryczny ponieważ zarówno Niemcy jak i Włochy były w 1936 r. państwami w pełni uznawanymi na arenie międzynarodowej, a ich system polityczno–ekonomiczny budził powszechne zainteresowanie z powodu skuteczności pokonywania wewnętrznych problemów. W roku 1936, prosząc o pomoc Niemcy i Włochy, gen. Francisco Franco nie mógł przewidzieć do czego zdolne będą w przyszłości hitlerowskie Niemcy. Podobnie jak Amerykanie, którzy na kredyt dostarczali gen. Franco ropę naftową. Natomiast już wtedy znane były zbrodnie bolszewickie. Wojna w Hiszpanii zbiegła się z wielką czystką jaką prowadził Józef Stalin w ZSRS. Podobny terror zapanował w Madrycie i Barcelonie, gdzie panoszyło się sowieckie NKWD. Wewnętrzna dintojra była skierowana głównie przeciwko trockistom lub ludziom za takich uznanym, których tysiące zapełniło hiszpańskie katownie NKWD. Z życiem ledwo uszedł choćby Willy Brandt – przyszły kanclerz Niemiec, i George Orwell – późniejszy autor Folwarku Zwierzęcego. W samym Madrycie rozstrzelano wówczas, w większości bez sądu, 36 tys. niewinnych ludzi,o ofiarach Trybunałów Ludowych nie wspominając.
Niewątpliwie Dąbrowszczacy, a na pewno ich poważna część, byli ludźmi ideowymi, przekonanymi, że broniąc republikańskiego rządu walczą o lepszy świat i słuszną sprawę. Ale powiedzenie, że piekło jest wybrukowane dobrymi intencjami jest tu wyjątkowo na miejscu.
Brygady Międzynarodowe, których częścią była XIII Brygada im Jarosława Dąbrowskiego były pomysłem Stalina i Kominternu. Ich działalność koordynowała Komunistyczna Partia Hiszpanii, całkowicie podporządkowana sowieckiej ambasadzie. Powróciły, porzucone po przegranej wojnie z Polską w 1920 r., plany ogólnoświatowej rewolucji, którą miało umożliwić okrążenie międzynarodowej burżuazji od strony opanowanej przez komunistów Hiszpanii.
Na drodze tych planów stanął gen Franco. Wzywając Hiszpanów do walki w obronie zagrożonej ojczyzny zdawał sobie sprawę, że stworzenie z Półwyspu Iberyjskiego komunistycznego przyczółku stało się ważnym elementem w planach opanowania świata przez stalinowską Rosję. Komunistów wraz z ich ideologią walki klasowej uważał za przejaw obłędu zagrażającego podstawom cywilizacji europejskiej. Stąd też likwidował ich z całą konsekwencją i bezkompromisowością niczym szkodliwe robactwo. Podobnie zresztą traktował rasowe fantasmagorie Hitlera, który, pomimo intensywnych nacisków, nie tylko nie uzyskał zgody na przystąpienie Hiszpanii do II wojny światowej, ale nawet na przemarsz niemieckich wojsk celem zdobycia strategicznie ważnego brytyjskiego Gibraltaru. Wyjątkiem było wysłanie na front wschodni liczącej 47 tys. ochotników Błękitnej Dywizji.
W Polsce obrona Dąbrowszczaków jest równoznaczna z poważną deklaracją natury moralnej oraz ideowej. Można im współczuć fatalnych konsekwencji przegranej wojny z gen. Franco oraz kaźni jaką zgotował Stalin tym, którzy zdecydowali się uciec do „ojczyzny światowego pokoju”. Ale nie wolno zapominać, że Dąbrowszczacy działali w konkretnym kontekście ideowym oraz politycznym i tylko z tej perspektywy można ich oceniać jako patronów ulicy.
Gdy 27 marca 1939 r. zwycięskie wojska Frontu Narodowego wkroczyły do Madrytu mury domów oblepione były plakatami z hasłami rewolucji i portretami rosyjskich wodzów. W centrum stały drewniane makiety pomników Lenina i Stalina. Czy inaczej wyglądałaby Warszawa, gdyby w 1920 r. szala zwycięstwa przechyliła się w drugą stronę? Czy można się dziwić, że władze II RP odbierały obywatelstwo Polakom zaciągającym się w szeregi Brygad Międzynarodowych, a marszałek Edward Rydz-Śmigły w imieniu żołnierzy zwycięskiej wojny 1920 r. przekazał generałowi Franco w dowód uznania symboliczną szablę polską?
Z dokładnie odwrotnych powodów rządząca Polską po II wojnie światowej sowiecka agentura, podobnie jak europejska „postępowa lewica”, nie tylko za wspólną tradycję przyjęły pamięć Międzynarodowych Brygad, ale też kłopotliwym milczeniem kwitowały pamięć wojny 1920 roku.
Nie byłoby najgorzej, gdyby obecny spór o ulicę Dąbrowszczaków dotyczył wyboru pomiędzy tymi dwiema tradycjami. Kłopot w tym, że największym sojusznikiem obrońców ulicy Dąbrowszczaków jest zbiorowa obojętność na podobne, historyczne i światopoglądowe dylematy oraz przekonanie, że jedyne co w tej sprawie się liczy, to konieczność wymiany dokumentów.
Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta.
Skomentuj
Komentuj jako gość