"Bezwiednie przyjmujemy w swoich domach państwowych kolędników wyposażonych w kolejne, wymyślone dla naszego dobra formularze. Poprzedniej władzy spisy były potrzebne, aby organizować nam życie „od żłobka do nagrobka”. Tego wymagała zabójcza, jak się okazało, idea centralnego planowania."- pisze Bogdan Bachmura
Ruszył Narodowy Spis Powszechny. Poprzedni, dziewięć lat temu, miał kosztować 503 mln zł. Skończyło się na 660 mln. W tym roku, choć możemy spisać się przez internet sami, za narodową inwentaryzację zapłacimy ok. 500 mln. Ponieważ w roku 2001 nastąpiła zapaść finansów publicznych, odezwały się głosy apelujące o zaniechanie spisu. Choć o tamtym stanie publicznej kasy dzisiaj możemy tylko pomarzyć, to o sensie wydawania na ten cel połowy miliarda złotych nie mówi nikt. Co więcej, debata na temat potrzeby i celowości przeprowadzania spisów, obecna jeszcze dziewięć lat temu, przy obecnym stanie publicznego rozgorączkowania wydaje się marginalna i nieistotna.
Obecny spis tej zmiany jaka zaszła w publicznej debacie nie odnotuje. Państwo nie dowie się także o obywatelach niczego, czego dotychczas nie wie, a wiedzieć powinno. Za to z apetytu państwa na wiedzę o swoich obywatelach można dowiedzieć się bardzo dużo. Co piąty Polak ma odpowiedzieć na 60 – 100 pytań. Każdy na 16. Jednak rozbudowane do granic absurdu prawa człowieka pozostają obojętne na wścibskość państwa sięgającą dojazdów do pracy czy obecności w łazience spłuczki z bieżącą wodą. My sami przestaliśmy się interesować dlaczego rosnąca bez opamiętania armia urzędów i urzędników, którzy nadali każdemu z nas po dwa numery i wiedzą o nas więcej niż na ogół sami jesteśmy spamiętać, potrzebują, niczym nie napasiona bestia, ciągle nowych informacji. Bezwiednie przyjmujemy w swoich domach państwowych kolędników wyposażonych w kolejne, wymyślone dla naszego dobra formularze. Poprzedniej władzy spisy były potrzebne, aby organizować nam życie „od żłobka do nagrobka”. Tego wymagała zabójcza, jak się okazało, idea centralnego planowania. Choć instrumenty realizacji inżynierii społecznej jakimi dysponuje władza demokratyczna są o wiele skromniejsze, to apetyt na władzę i wiedzę pozostaje ten sam. W ten sposób wiedza obywateli o swoim państwie jest nieporównywalnie mniejsza niż stopień w jakim państwo prześwietliło swojego suwerena.
Sens takiej demokracji i wolności mało kogo już interesuje, bo społeczeństwo wpisane w rubryki takich spontanicznych pytań nie zadaje, a jego poróżnieni o wszystko reprezentanci w tej akurat kwestii pozostają jednomyślnie milczący. Szykują za to kolejne polityczne przedstawienie, tym razem w sprawie wpisów Ślązaków w rubryce „narodowość”. Bodaj W. Churchill dokonał podziału na małe kłamstwa, duże kłamstwa i dane statystyczne. Za odmowę w nich udziału grozi grzywna. Za okłamanie rachmistrza - 2 lata paki. Dziewięć lat temu uporczywie, trzykrotnie powracający rachmistrz groził mi w imieniu polskiego państwa i ONZ. W tym roku doszła jeszcze Unia Europejska. Zważywszy na instytucje, które wyraziły zainteresowanie moją skromną osobą, to kara, trzeba przyznać, niewygórowana.
Bogdan Bachmura
O spisie pisał również na tym portalu Łukasz Necio. Czytaj jego tekst "Zaszufladkowani"
Skomentuj
Komentuj jako gość