W znakomitej powieści Hanny Malewskiej „Przemija postać świata” jest taka bardzo drobna lecz symboliczna scena gdy mnich pochylił się nad basenem i zobaczył, że uciekła woda. Dno pękło i woda odpłynęła. To było w VI wieku i wtedy wraz z przyjściem barbarzyńców wyciekła gdzieś cywilizacja starożytnego Rzymu.
Przypomniała mi się ta scena gdy przeczytałem artykuł pióra Łukasza Adamskiego („Potrzebujemy antykomunistycznych "Bękartów wojny". Chciałbym zobaczyć, jak Wyklęci wycinają komunistom sierp i młot na czole”).
Dzisiaj czuję to samo co ten benedyktyn. Wydawało mi się kiedyś, że wraz upadkiem komuny cywilizacja Zachodu zostanie uratowana. Ale coś pękło, woda odpłynęła i cywilizacja a wraz z nią kultura, usycha. W moim świecie nie chcę widzieć nikogo kto wycina komukolwiek sierp i młot, czy cokolwiek innego, na czole. Jeżeli Łukasz Adamski chce żeby bolszewię zwalczać metodami bolszewickimi to oznacza, że bolszewia przetrwała. Co z tego, że pokonano komunistów i odesłano ich w polityczny niebyt, co z tego, że „nasi” wygrali kiedy bolszewia przetrwała w umysłach zwycięzców. Przecież z komunistami trzeba było walczyć żeby nikt nie robił tego co oni robili a nie po to by można było robić to samo tylko w drugą stronę. Janusz Korwin-Mikke napisał kiedyś, że jeżeli walcząc z ludożercami będziemy jedli ludożerców to ludożerstwo ostatecznie zwycięży. I trudno się z nim nie zgodzić.
Łukasz Adamski pisze wpierw o „czystej, archetypicznej zemście za doświadczone krzywdy” a na końcu o tym, „że głodu sprawiedliwości nie da się nigdy nakarmić. Można jednak zaspokajać go drobnymi kęsami”. Jedną z podstaw wielkości naszej cywilizacji było zastąpienie zemsty sprawiedliwością. Trudno jest pogodzić jedno z drugim.
Odrzuca mnie też, jako chrześcijanina, krzewienie nienawiści do wroga. Odrzuca mnie skupianie się na uczuciach anty-, uczuciach negatywnych. Na dawaniu upustu tym uczuciom jeszcze nigdy niczego nie zbudowano. Wolę uczucia pozytywne jak radość z tworzenia czegoś dobrego, budowę domów, pisanie książek, uprawianie roli czy organizowanie kolonii dla dzieci.
Autor jednoznacznie włącza się kult żołnierzy wyklętych. Cóż, każda epoka ma swoich bohaterów. Żeby było jasne – doceniam poświęcenie choć odrzucam fanatyzm, cenię sobie wierność przysiędze. Ale gdzie tu jest wartość dydaktyczna dla kolejnych pokoleń? Co Wyklęci osiągnęli pozytywnego? Porwali się na walkę z góry przegraną, zabijali Polaków nic w zamian nie osiągając. Wręcz przeciwnie, zostawiali za sobą krew i łzy rodzin swoich i rodzin tych, których zwalczali a w końcu zostali wybici do nogi. To jest ten przekaz dla młodzieży? Można ten obraz lukrować na różne sposoby. Ale ja dobrze pamiętam opowieści mojej Mamy, w czasie wojny prowadziła tajne nauczanie a po wojnie przez jakiś czas piekarnię. I do tej piekarni przychodzili leśni – nikt wtedy wyklęci nie mówił – więc przychodzili nad ranem, pokazywali Mamie pistolet i zabierali cały świeżo upieczony chleb i całą kasę. Powoływali się na Polskę. A potem przychodziło UB z pytaniem dlaczego im dała ten chleb i te pieniądze. Ci dla odmiany powoływali się na lud. Leśnych wybiło KBW, Mamę poturbowało UB a piekarnię szlag trafił. Gdzie tu pozytywny przekaz? Jeśli tak mamy wychowywać to proszę się nie dziwić, że ponad dwa miliony młodych ludzi wyjechało i wracać do Polski nie zamierza. Wyjedzie jeszcze więcej. Przegranymi bohaterami nikomu zaimponować się nie da.
To już wolę człowieka z marmuru. Może naiwny, może wykiwany przez komunę, dostał też nieźle po tyłku ale coś jednak po nim zostało.
Jeżeli Autor koniecznie chce produkować polskie filmy o bękartach wojny to polecam innych bohaterów. Gotowym prawie scenariuszem są wspomnienia Rafała Gan-Ganowicza, żołnierza – kondotiera, który w różnych krajach świata walczył z komuną jako pies wojny. Co najważniejsze walczył skutecznie i zmarł we własnym łóżku. Polecam też wspomnienia innego naszego rodaka Jana Zumbacha – polskiego pilota z Kampanii Wrześniowej, pilota myśliwskiego we Francji, Anglii, w lotnictwie polskim i w RAFie, przemytnika, poszukiwacza przygód, znowu najemnika walczącego z komuną w Afryce. On też zmarł we własnym łóżku czego nie da się powiedzieć o jego wrogach. Amerykanie w tym całym Hollywood mogą się w tyłki ugryźć a takiego kozaka u siebie nie znajdą. Ale ci dwaj nie wycinali sierpów i młotów na czołach przeciwników.
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość